Różne
Nie tędy droga
dodane 2008-11-09 23:02
Przeczytałam wczoraj artykuł z najnowszego Gościa Niedzielnego: "Ateiści z mojej winy". Zgadzam się z wnioskami wysnutymi przez autora. Jesteśmy po części odpowiedzialni za szerzenie się ateizmu. Tak trudno w dzisiejszych czasach przyznać się do swojej wiary. Z resztą przyznać się to jedno, a świadczyć o tym w codziennym życiu jest dużo trudniej. Boimy się iść pod prąd. Boimy się, że nazwą nas zacofanymi, nawiedzonymi... Że nie bedą chcieli z nami rozmawiać, spotykać się. Poza tym często traktujemy ateistów jako ludzi gorszych. Nie tego uczył Chrystus. Kazał nam "czynić sobie braci". To znaczy nie odgradzać się wysokim murem od tych, którzy myślą czy wierzą inaczej. Jesteśmy dziećmi jednego Boga, różnica jest tylko taka, że my w to wierzymy, a oni nie. Powinniśmy się modlić o łaskę wiary dla nich. I to, żebyśmy nie zasłaniali sobą Boga, nie przeszkadzali Bogu działać. Często chcemy nawrócić kogoś na siłę. Tak się nie da. Kilka lat temu tak próbowałam. Chciałam wszystkich nawracać, wygłaszałam kazania. Dopiero niedawno zrozumiałam, że nie tędy droga. I boję się, że tamte próby więcej zła przyniosły niż dobra. Boli mnie, że dla moich bliskich Bóg nie jest na pierwszym miejscu. Ale wiem, że krzykiem czy wiecznym zrzędzeniem nikogo do Niego nie przekonam, a tylko zniechęce. Jedyne, co może ich przekonać to miłość. To, że potrafię przyznać się do swojego błędu, wyciągnąć rękę do zgody. Że zrezygnuję z pójścia na mszę codzienną, żeby pomóc mamie. Takie gesty więcej znaczą niż najmądrzejsze słowa.