Wilkor, Piernikowe opowieści
Swój do swego
dodane 2017-08-31 10:48
Jak to pomyłki chodzą po koniach.
Wakacje, jak długo się na nie czekało, tak szybko się skończyły. Ale staraliśmy się aby były jak najbardziej owocne i pełne przygód. Myślę, że się to nam nawet udało. Wiele różnych przypadków, zdarzeń i spotkań przepływa przed oczami. Teraz przypomniało mi się jedno zdarzenie, które gdybym je zdążył nagrać, pewnie byłoby chwilową sensacją w "Internetach".
Podczas naszego pobytu w Lipnicy Murowanej poszliśmy pewnego dnia na spacer. W pierwotnym planie miał on się zakończyć na stacji benzynowej zakupem węgla do grillowania, ale jak to powiedział Bilbo Baggins - najbardziej niebezpiecznie jest przekroczyć próg swojego domu.
Poszliśmy dalej, obejrzeliśmy dwór rodu Ledóchowskich, przeszliśmy przez cmentarz otaczający kościółek Św. Leonarda i dotarliśmy na rynek.
Kiedy minęliśmy dwór, na ogrodzonym podwórku zobaczyliśmy pasące się trzy kucyki. Koniki zastrzygły uszami na nasz widok, a jeden z nich, pełniący chyba rolę szefa stada, podbiegł ogradzającej podwórko siatki i wyciągnąwszy chrapy zaczął obwąchiwać wystawiającego w jego stronę nos Wilkora.
Naprawdę zabawny był to widok, kiedy te dwa zwierzęta, o podobnym wzroście i umaszczeniu ale stojące na dwóch różnych końcach łańcucha pokarmowego spotkały się w pełnym ciekawości zetknięciu nosami. Wilkor był na prawdę zadowolony ze spotkania. To nie jest pies, który za pomocą ogona mógłby się unieść w powietrze z radości. Lekkie poruszenie samym końcem i złożone przyjaźnie uszy świadczyły o tym, że jest na prawdę w przyjaznym nastawieniu. Kucyk "sztachnął się" głęboko a następnie wykonał karkołomny odskok. Odbijając się czterema nogami, przeleciał prawie metr w bok i następnie ledwie łapiąc równowagę odbiegł z wysoko uniesionym ogonem. Byliśmy tak samo zaskoczeni jego reakcją, jak i konik, który nagle zorientował się, że nowy znajomy to przerośnięty owczarek a nie nowy członek tabunu.
...
Pewnie mi nie uwierzycie, ale stojąc na środku podwórka w otoczeniu swoich współtowarzyszy miał na prawdę głupią minę...