Piernikowe opowieści, Wilkor, Wilczątko
Gumiakwalking
dodane 2016-11-01 18:10
I świąteczne przygody.
W piątek wieczorem miałem przed sobą wizję całoweekendowego posiedzenia. 4 godziny w sobotę rano w samochodzie do Warszawy, potem pewnie też na siedząco nauczania, rozmowy, a w niedzielę znowu powrót samochodem. Dlatego postanowiłem, że niezależnie od pogody muszę wyjść i poruszać się na zapas. Aura faktycznie nie zachęcała do wyprawy, ale nie było aż tak źle. Niestety jedynie Wilkor zgłosił się na ochotnika jako towarzysz spaceru. Ubrałem sobie moje ulubione gumowce i od razu poczułem się jak moim Land Roverze. Brakowało mi jedynie nalepki na tylnym zderzaku: "Ty możesz szybciej ale ja mogę wszędzie!"
Na skos, przez skoszone łąki i zebrane pola przemierzaliśmy nasze tereny łowieckie, kiedy do naszych uszu zaczęły docierać dziwne odgłosy. Brzmiało to jak wycie potępieńców, krzyk spłoszonych gęsi albo niemiemcojeszcze. Skręciliśmy w kierunku dźwięków i z każdym krokiem było bardziej oczywiste, że pochodzą one z małego cmentarza usytuowanego pośrodku naszych Wierzyskowych pól. Kiedy zbliżyłem się jeszcze bardziej, zobaczyłem roztrzęsione światła latarek przemieszczające się w szybkim tempie po cmentarzu, odgłosy dobijania się do blaszanych drzwi budki grabarza i można było już rozróżnić krzyki dzieci.
Kiedy zajrzałem ponad bramą cmentarną, grupa dzieciaków zbierała się już do wyjścia. Co mnie najbardziej zadziwiło cała dziewięcioosobowa grupa wyjców eskortowana była przez dwójkę dorosłych. Zapytałem grzecznie:
-"Dlaczego się tak Państwo zachowujecie? Przecież to jest cmentarz!"
-"Ale o co chodzi?" - zapytał mężczyzna, jeden z opiekunów.
-"Hałasujecie tak, że słychać Was po drugiej stronie Wierzyska, do tego to bieganie i dobijanie się do drzwi, przecież słyszałem."
-"A komu to przeszkadza?" - zapytała ze zdziwieniem kobieta - "My tutaj świętujemy Halloween!"
Przyznam, że trochę mi czułki opadły.
-"To tak się świętuje Halloween?" - zapytałem retorycznie - "I na prawdę nie widzi Pani nic niestosownego w takim zachowaniu? Przecież to jest cmentarz - poświęcona ziemia, należy okazać szacunek zmarłym i tym, którzy ich odwiedzają!"
Nie wiem, czy zadziałała moc moich argumentów, czy mój ubiór, sugerujący związki ze strażą leśną a może Wilkor przebierający nerwowo łapami na smyczy, dość, że mężczyzna najwidoczniej zrozumiał niestosowność tej zabawy, którą zafundowali swoim podopiecznym, bo zaczął ugodowo przepraszać. Kobieta dalej nie była przekonana. Tak czy inaczej gromada wyjców wydostała się zza murów cmentarza i rozpierzchła się po parkingu i drodze do domów, więc uznałem moją interwencję za zakończoną.
Oczywiście jak zawsze w takich sytuacjach najlepsze argumenty i wypowiedzi przychodzą człowiekowi do głowy po jakiejś pół godzinie od zakończenia rozmowy. Przypomniała mi się informacja, którą gdzieś wyczytałem o tym, że archeolodzy poznają, że dane kości należą do istoty rozumnej, jeżeli można odnaleźć ślady pochówku, czyli szacunku i czci. Że nawet w najdzikszych i najprymitywniejszych plemionach miejsca pochówku otaczane są szacunkiem i ochroną. Myślę, że strażnicy dowolnego cmentarza wojskowego narobiliby kłopotów osobom tak zachowującym się. I na prawdę nie ma tu znaczenia wyznanie lub jego brak. Mówimy o kulturze lub jej całkowitym braku. Jeżeli ta błazenada odbywała się pod szyldem Halloween, tym bardziej smuci ten brak wyczucia i świadomości.