Piernikowe opowieści

Słomiane stado

dodane 14:54

W podróży

Na początku majowego weekendu nasze stado rozdzieliło się na dwie grupy. Wilczyca pojechała na tygodniowe rekolekcje ignacjańskie a ja z Wilczkami i jeszcze czwórką ich przyjaciół do Kamesznicy. Nasz pełnoletni Land Rover (21) dowiózł nas cało pod samą górską chatkę. Zainstalowaliśmy się tam szybko i czekaliśmy na resztę ekipy. Najbardziej podekscytowane podróżą było Wilczątko oraz Wilkor, któremu udało się zmieścić w bagażniku pomiędzy torbami, skrzynkami z prowiantem oraz wiatrówką.

Kiedy stado było już w komplecie od razu poszło eksplorować pobliskie terytoria i pokazywać nowo-przybyłym ciekawostki przyrodnicze. Dzieciaki, wzorem swoich wilczych pobratymców, wytropiły zagryzioną kunę, sporych rozmiarów, zaprowadziły gości na domek na drzewie oraz pokazały co bardziej strome urwiska. Bo przecież jak mówiła nasza ulubiona rozbójniczka Ronya : skoro tata kazał uważać na urwiska, to nie ma sensu chodzić po płaskim, tylko własnie nad brzegiem urwiska aby na nie uważać...

Wilczątko nie zostało dopuszczone do wspólnej wyprawy. Bardzo nad tym bolało. Na chwilę zadowoliło się tym, że pozwoliłem mu postrzelać z mojej wiatrówki, ale potem znowu zaczęło marudzić. Ponieważ odgłosy w górach niosą się dobrze, postanowiliśmy że pójdziemy tych naszych uciekinierów postraszyć. Faktycznie, udało nam się ich podejść niezauważenie dość blisko, kiedy właśnie siedzieli sobie w domku na drzewie. Zaczęliśmy z Wilczątkiem chrumkać na wyścigi ( że niby locha z młodymi...). Ale jakie było nasze rozczarowanie, gdy rozgadana i roześmiana gromada w ogóle nas nie usłyszała i wcale nie zwróciła na nas uwagi!

Kiedy się już zdekonspirowaliśmy, zaproponowałem, ze możemy pojechać wszyscy w takie piękne miejsce, z którego rozciąga się widok na całą Baranią a przy dobrej pogodzie, nawet na cały Beskid Żywiecki. Razem z Wilkorem do wozu zmieściła się cała ósemka. Wilczątko na kolanach, z tyłu 3 osoby, Roy w bagażniku a z tyłu, stojąc na zderzaku i trzymając się bagażnika dachowego - ostatnia dwójka. Oczywiście to miejsce było najbardziej atrakcyjne, przez co całą trasę musiałem podzielić dokładnie co do metra na 3 odcinki, aby wszyscy mogli się tam przejechać. ( Wilczątko tym razem odpuściło...). Po dojechaniu na miejsce i wspięciu się na wzgórze o intrygującej nazwie: Szatanówka, naszym oczom ukazała się piękna panorama:

 oraz widok na naszą polanę: 

 

Był to też czas na sesję zdjęciową. Nawet ja stałem się obiektem fotograficznej sesji Wilczyczki i utrwaliła mnie jako zadumanego pasterza, strzegącego wilczątek w owczej skórze.

Dużo było różnych analogowych atrakcji w ten weekend: codzienne ogniska do rana, wyprawy po drewno, rąbanie drzewa, Msza w piwnicy domu parafialnego na Stecówce, choroba Wilczątka i wiele innych. Ja konsekwentnie trzymałem się z daleka od kuchni oraz innych prac ogólno-gospodarskich dzięki czemu młodzież mogła się wykazać w pełnym zakresie i faktycznie się wykazała. Nikt nie chodził głodny a pomimo strasznego rozgardiaszu na koniec domek lśnił czystością i nie straszył poupychanymi po kątach śmieciami. 

...

Wilczątko dochodzi do zdrowia u dziadków, upewnione, że może tam zostać do końca tygodnia bez względu na to czy mu się poprawi, czy nie.

Tylko za Wilczycą coraz bardziej tęskno...

 

A tutaj stado zagonione do wozu:

 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024