Piernikowe opowieści
Marzenia
dodane 2015-02-19 13:22
i wspominki.
Już kiedyś opowiadałem o Wilczątkowym imienniku sprzed 100 lat, którego legendarna podróż do Ameryki napędza wyobraźnię tych co bardziej awanturniczych członków wilczej watahy. Mamy w rodzie jeszcze jednego imiennika, który odchodząc zeszłego lata w bardzo tragicznych okolicznościach, pozostawił po sobie następną opowieść, która będzie pewnie jednocześnie zachętą jak i przestrogą dla przyszłych pokoleń.
Brat mojego ojca a mój Chrzestny Ojciec od najmłodszych lat bardzo dobrze się zapowiadał. Dobrze się uczył, zdobywał różne nagrody i wyróżnienia. Bardzo dużo czytał, szczególnie powieści przygodowych i podróżniczych. Gdy teraz o Nim myślę, to widzę, że zakochał się w tym wszystkim co najpiękniejsze na ziemi. Mówi się, że są 3 najpiękniejsze widoki na świecie: Kobieta w tańcu, koń w pełnym galopie i fregata pod pełnymi żaglami. Wujek pasjonował się wszystkimi tymi zjawiskami. Nudziła go żmudna, codzienna praca. Dzięki wskazówkom mojego ojca a swojego starszego brata, zainteresował sie fotografią i od razu doszedł do poziomu mistrzowskiego. Założył zakład fotograficzny i jak na warunki socjalistycznej ojczyzny - całkiem dobrze prosperował. Ale nie przestał marzyć. Pewnego dnia wziął i sprzedał połowę domu w którym z nami mieszkał, a na podwórku wybudował sobie mały drewniany domek a tuż obok niego powstał olbrzymi, drewniany hangar. W jego cieniu zaczął powstawać pełnomorski jacht żaglowy. Aby dobrze zrozumieć skalę abstrakcji tego przedsięwzięcia, trzeba sobie wpisać w przeglądarkę hasło: Endurance 35 i spróbować sobie wyobrazić taki jacht powstający w bardzo nietypowej technologii bo zbrojonego betonu (tak, tak z betonu robiło się a czasami jeszcze robi jachty) w centrum osiedla domków jednorodzinnych w jednym z typowo śląskich miast. Budowa jachtu szła wyjątkowo dobrze. Co by złego nie mówić o PRL, to trzeba przyznać, że był to czas entuzjastów. Nie liczyły się pieniądze, ale chęci i znajomości. Śląsk to paradoksalnie zagłębie (nomen omen) żeglarzy. I wśród takich zapaleńców łatwo było o fachową pomoc, kombinowanie materiałów i wyposażenia. Ale wraz z upadkiem systemu zmieniły się warunki. Wszystko było nagle dostępne ale w nieporównywalnie wyższych cenach. W krótkim czasie pieniądze ze sprzedaży połowy domu się skończyły. Jak teraz na to patrzę, to skończył się też chyba ten pierwszy zapał i budowa utknęła w martwym punkcie. Nagle okazało się że właściwie już zbudowany jacht to dopiero mała część projektu a jego wyposażenie pochłonie dużo więcej środków. Wyglądało na to, że wujek odwiesił ten projekt na kołku. Dzięki swojej żonie zainteresował się myślistwem a następnie znalazł pracę w straży łowieckiej. Kiedy 6 lat temu nagle zmarła jego ukochana żona załamał się. Przez cały ten czas bardzo dobrze maskował bezmierną depresję. Zeszłego lata ta depresja Go zabiła. Pozostała ogromna ilość przepięknych zdjęć, pamiętnik, do którego nie mamy jeszcze odwagi zglądnąć i jacht, który wczoraj został wywieziony w kierunku Gdańska, gdzie zostanie dokończony dzięki staraniom wujkowego przyjaciela.
...
Tych parę zdań to trochę mało aby opowiedzieć historię człowieka. Chociażby dlatego, że wujek był bardzo tajemniczym człowiekiem i o wielu rzeczach dowiadujemy się dopiero teraz. Ale jest pewne, że fakt, iż dorastałem na podwórku na którym stał pełnomorski jacht nie jest obojętny dla całej naszej wilczej rodziny.