Wilczyczka
Psycholożka
dodane 2012-06-15 14:09
Na własnej krwi wychowana.
Ano trzeba przyznać, że jest ze mnie NiespotykanieSpokojnyCzłowiek. Ale raz na jakiś czas, pozwalam sobie na mniej lub bardziej kontrolowany wybuch. Różne rzeczy wtedy fruwają w powietrzu, są roztrzaskiwane o ścianę, lub wylatują przez okno.
Najcześciej powodem wybuchu jest uparte, nieustępliwe prowokowanie mojej cierpliwości. Tak żona jak i starsze dzieci nauczyły sie bezbłednie odczytywać zbliżającą się temperaturę zapłonu - więc zdarza mi sie wybuchać bardzo rzadko.
To tak tytułem wstępu, aby wyjaśnić okoliczności niedawanego zdarzenia.
Pracowałem sobie na ogródku wbijając w ziemię specjalny pal metalowy, zakończony pudełkiem, w które miałem zamiar osadzić drewniany słup, na którym zwiśnie tablica do gry w koszykówkę. Aby nie zniszczyć metalowych częsci przez uderzenia młota, wkładałem w puste miejsca kawałki drewna. Te, uderzane, rozpryskiwały się na wszystkie strony. Musiałem kilkukrotnie wymieniać rozczaskane kawałki, zanim nie wbiłem metalowej części na odpowiednią głębokość.
I w takim właśnie momencie na podwórko weszła Wilczyczka (14 l.). Rozejrzała się po rozsianych w promieniu kilku metrów drzazgach. Spojrzała na mnie dyszącego i wspartego na trzonku młota i powiedziała od niechcenia:
"Co Tatiś? Jakaś nerwiczka była?"