Obudzić się z nadzieją na coś lepszego...
dodane 2012-08-12 11:20
Wstałam na poranną Mszę Św. o 07:00. Jak wstawałam to uderzyłam głową o łóżko wyżej nade mną. Tak, mam łożko piętrowe, dzielę pokój z siostrą o 9 lat młodszą. Dobra, czas się zbierać. Co przyniesie dzisiejszy dzień? Zostawiam to Jemu, bo On zresztą sam wie, ja Go pytać nie będę. Zaczęłam kombinować jak każda kobieta - w co się ubrać.
- Haaaaloooo, idziesz do Kościoła, ubierz się porządnie. - upomniał mnie w duchu rozsądek. No OK, ubrałam sobie czarne spodnie (do których jestem sceptycznie nastawiona) i moją ulubioną bawełnianą, cienką bluzkę. Umyłam zęby, ułożyłam sobie moją szopę na głowie. Ej, ale bez przesady, wyprostuję sobie tylko grzywkę, bo włosy mają się OK. Miałam sporo czasu. Co mam robić? Zaświeciła mi żarówka - napiszę wiersz! Wiersz pt. "Do Jezusa". Jest na końcu. Napisałam. Ocho, musiałam już jechać. Pojechałam do Kościoła. Ksiądz miał fajne kazania. Trochę poczułam się jak w szkole, bo miał takie definicje, że musiałam wytężyć swoją logikę, którą mój tata nazywa "cienką". Matematyka to nie moja bajka, ale jak mus to mus. Achaaa, chodziło o wymiary życia człowieka jakie mu przysługują. Biologiczne (człek musi gdzieś się załatwić, musi się porządnie ), psychiczne, duchowe, nadnaturalne. Dziwię się, że jeszcze to pamiętam, bo tyle mówił, że nie mogłam ogarnąć, ale ciekawie. Żem jeszcze spotkała wujka pod kościołem, to postałam trochę. Wymiana zdań. I do domu. Zjadłam śniadanie. Przeczytałam cioci moje wiersze. Zachwycona stwierdziła, że powinnam zostać poetką. Poeci poetami, pewnie mało zarabiają, a ślęczą nad biurkiem i się smucą, bo wiersza nie mogą wymyśleć, albo napisać. Wolę zostać opiekunem medycznym, który ten nie wykonuje zastrzyków. Zaczęłam pisać kolejny wiersz, tym razem "Łany zbóż", który jest niedokończony. A potem natchnienie uciekło, jak zwykle. Usiadłam przed laptopem. No i piszę tą notkę. Akurat jak piszę to coś pomarańczowego lata przed moimi oczami. Chwila, chwila, pomarańczowy, maciupeńki pajączek? Szybko klasnęłam i BACH! Nie ma pajączka. Kocham zwierzęta, ale nie owady, z wyjątkiem motyli.
Walnęłam taki tytuł, a bo tak. Nie, no dobra, drażni mnie pesymizm ludzi, bo niektórzy w dzisiejszych czasach tak patrzą na rzeczywistość, tak szaro (a tak właśnie nazywa sie TĄ naszą rzeczywistość - szara), że aż odechciewa się żyć. OK, czasami dopada nas szara rutyna, monotonia życia codziennego, ale można np. byloby zrobić coś szalonego, co sprawia, że każda minuta staje się wyjątkowa. W moim przypadku, żeby zabić nudę, po kilkudniowym wierceniu rodzicom w ich brzuchach, dali się namówić na kupno bębna dla mnie. Radość bezcenna, nawet nie stygnie. Zabierając bęben w plener, każda minuta, każdy dźwięk wydobywający się z bębna sprawia, że chwila jest wyjątkowa. Jest egzotyka, wali Afryką, jest przyroda, po prostu bajka. Nie wieje rutyną. Wieje optymizmem. Dzięki Bogu, że sąsiadom nie przeszkadza głośny bęben, a go polubili, bo ma fajne brzmienie. "Że aż chce się na nim grać" jak powiedziała moja sąsiadka. Zabiłam szarówkę. Szarówka zacznie się dopiero we wrześniu. Sio, sio! Po cholerę przywołałam sobie rok szkolny?!? Cieszmy sie wakacjami póki są. Szarówkę nie zabija się alkoholem, używkami czy fajkami. Szarówkę zabija się radością, uśmiechem. Nocą kładziesz się spać i wiesz, że jutro nie będzie nudno, bo będziesz w stanie przezwyciężyć nudę. Codziennie robię sobie taki eksperyment - czy obcy ludzie odwzajemnią mój uśmiech? Nie, nie mają być to znajomi, ale ludzie, których nie znam i oni nie znają mnie. Są też tacy, którzy odwzajemniają mój uśmiech, a są też i tacy, którzy patrzą na mnie jak na dziwaczkę. Rzucają wtedy spojrzenia w stylu: "Co ona się tak do mnie uśmiecha? Czy ja ją znam?". Ludzie są niepewni czy się uśmiechnąć czy nie. Albo się uśmiechają, albo posyłają lekki, nieśmiały uśmiech. Dlaczego to robię? Bo w każdym widzę Jezusa, ale najbardziej Go widzę w dzieciach. Co nie oznacza, że rzucam mega smajla na dzieci, bez przesady. Chodzi tu o to, żeby dać innym szczęście za pomocą uśmiechu, który sprawia, że chwila jest przyjemna, zapomina się o problemach. Ale są też takie przypadki, że pomimo uśmiechu ludzie czuja większy ból. Bo stracili kogoś bliskiego, mają traumę, depresję. Chociaż taki jeden uśmiech daje im taką tyci-tyci siłę na przezwyciężenie przeszkody, aby normalnie żyć. Trudno, stało się, trzeba żyć dalej. Lecz na zawsze on/ona zostanie mi w sercu, w pamięci.
Weźmy pod uwagę biedne, wygłodniałe dzieci z afrykańskiego kontynentu no i niekoniecznie z Afryki. Ich marzeniem jest mieć bezpieczny dom i mieć co jeść, mieć mamę i tatę. Chcą być szczęśliwe. Nie rozumiem jednego: dlaczego słynne gwiazdy wydają tyle kasy na samochody (który za jakiś czas się rozbije, bo jakiś łepek nie wyrobił się na zakręcie), drogie apartamenty (rok później szukają nowszego i lepsiejszego od poprzedniego), biżuterię (na imprezie perełki zgubią swoje miejsce na klatce piersiowej kobiety i zaczną się sypać po parkiecie), torebki (trudno, złodziej ją zwinął, trzeba kupić lepszą), ciuchy (mole zjadły bluzkę i spodnie). A czy w duszy są spokojni? Nie, bo nie mają się komu zwierzyć. Mania kupowania. Zapominają o problemach, a potem płaczą w gazetach, że są zadłużeni po uszy. Madonna wzięła pod swoje skrzydła biedne dzieci z Afryki, co potem się okazało, że trzeba było je stamtąd wykosić, bo "nie miały jak żyć". Błąd, one tam mogły żyć, tylko paniusia im kazała się wynosić. I weź tu opiekuj się kochana tymi dzieciakami, które nie mają jak przeżyć. Wielka, kochana, niezwyciężona, niepokonana Madonna ma w opiece dzieci, którym kazała się wynosić z ziemi, gdzie miały pożywienie, a sama głosi sie wielce "dobrą kobietą". Piękna odpowiedzialność. Nawet jej rozbieranie się na scenach nie robi dużego wrażenia na jej fanach. No sory, ona już jest babcią, obwisłe cycy, zapadły tyłek, obślizłe, czerwone usta, zmęczona twarz. Ja nie jestem i nigdy nie byłam jej fanką.
A tak to, kochane gwiazdy jak macie trochę forsy w portfelach, to podzielcie się nią, przeznaczcie to na Domy Dziecka, na misje, czy inne cele charytatywne. Mali odwdzięczą się Wam jak nikt. Piękne uczucie jak ktoś dziękuje Ci za ofiarowaną pomoc tymi krótkimi słowami: BÓG ZAPŁAĆ!
No dobra, za bardzo się rozpisałam. Jak obiecałam, wiersz na końcu.
"Do Jezusa"
Jezu mój!
Jakże mam Cię kochać
jak Ty mnie kochasz nieustannie?
Pragnę kochać goręcej,
lecz tej miłości wciąż za mało.
Życie bez Ciebie
to życie zmarnowane.
Zadziwia mnie Twoja Miłość
pamiętając dobre chwile
i chwile w których źle mi było.
Kochać mnie
nigdy nie przestałeś.
Kiedy jest mi smutno
źle
wiem do kogo mam się zwrócić
lecz czasami o tym zapominam.
Dziękuję Ci Jezu,
że jesteś przy mnie,
że mnie kochasz jak nikt.
I więcej dziękować nie umiem.
Nie chcę pamiętać przeszłości mojej,
lecz ona jest jak blizna,
która nigdy nie zniknie,
ale pokaże innym moją siłę.
Nie chcę od Ciebie odchodzić,
Jezu mój drogi.
lecz nieprzyjaciel
bezustannie podkłada mi kłody
pod nogi.
Nieprzyjacielem jest
ciało
diabeł
GRZECH.
Przebacz mi moje przewinienia,
bom słaba jest...
Autor: Sandra M.
Czołem!
Do wieczora! ;D