Archiwum
Moje tu i teraz
dodane 2007-01-09 11:53
Przez cały tydzień byłam nie do życia. Dopadła mnie paskudna grypa. Przez cztery dni nie byłam w stanie podnieść się z łóżka. Zadziwiające jak taka choroba może zmienić podejście do życia. Miałam sporo czasu na przemyślenie niektórych spraw. Okazuje się, że to o czym marzę od dłuższego czasu, a więc - spokój w zaciszu domowym, możliwość przejścia na wcześniejszą emeryturę (oczywiście dopiero za kilka lat) wcale nie musi przynieść oczekiwanego spokoju i szczęścia, które według mnie wiązałoby się z tym. Odizolowanie od ludzi, których spotykam w pracy, brak wszelakich obowiązków, brak kontaktu choćby wzrokowego z przechodniem na ulicy wpływa, niestety, ujemnie na moją psychikę. Na dłuższą metę taka bezczynność zniszczyłaby mnie. Więc czego pragnąć? Za czym tęsknić? Co zrobić, by wstając rano do pracy czuć się dobrze tu i teraz? Nie marzyć o tym, co będzie kiedyś, w przyszłości, nie poganiać czasu, by ta przyszłość jak najprędzej nadeszła? Uświadomiłam sobie, że ona wcale nie będzie taka różowa, jak w moich marzeniach. Zawsze wyskoczy jakaś nieprzewidziana przeszkoda, która może zniweczyć wszystko. Może lepiej nie myśleć o tym co będzie a bardziej skupić się na tym co jest? Tylko jak wykrzesać choć garstkę optymizmu budząc się rano i myśląc o najbliższych siedmiu godzinach poza domem? Przeczytałam wczoraj słowa "Kroczenie drogą wiary to nic innego jak solidne wypełnianie nałożonych na siebie zobowiązań w sferze duchowej, w pracy i odpoczynku." (Miłujcie się nr1/ 2006)
Ale jak je wypełniać, kiedy coś we mnie, w środku buntuje się, sprzeciwia, nie pozwala z pogodą ducha stawić czoła codziennym obowiązkom?