Nagroda?
dodane 2015-03-27 14:54
Nie wiem skąd wzięło mi się przekonanie, że denar to jakaś astronomiczna kwota odpowiadająca kilku miesiącom pracy. Może pomyliłem z talentem. Tymczasem ów denar to zwyczajowa dniówka, jak przeliczyć na dzisiejsze pieniądze może jakieś dwieście złotych. W ówczesnym Rzymie kwota odpowiadająca 16 czy 17 bochenkom chleba. Co z tego? Ano to, że robotnicy zatrudnieni przez Gospodarza pracowali za zwyczajną dniówkę. Usnułem sobie teorię, że ów denar to zapłata niewspółmierna do pracy, nawet tej całodniowej i nawet ci robotnicy pracujący od świtu i tak na nią nie zasługują. No i teoria legła w gruzach. [1]
Chociaż … , może i nie. W końcu czy o pracę chodzi w tej przypowieści, czy ona ma jakiekolwiek znaczenie dla Gospodarza ? Czy rozlicza z wykonanej pracy ? Może chodzi tylko o samą gotowość, może chodzi o to by czekać na niego kiedy przyjdzie i to wystarczy, bo On i tak zapłaci nam denara.
A jeśli nie ? Jeśli trzeba jednak przepracować choć tę jedną godzinę ?
Tak sobie rozważałem, aż przyszły mi do głowy dwa rozwiązania problemu Bożej i ludzkiej sprawiedliwości No bo dlaczego biblijny Gospodarz od jednych robotników domaga się całego dnia pracy, a innym daje denara w zasadzie za nic. Przecież zanim oni doszli do tej winnicy, zanim wyznaczono im pracę, zanim się do niej zabrali zapadł zmrok, więc oni nic nie zdołali zrobić, przynajmniej nic co miałoby jakiś ekonomiczny sens. Więc dlaczego dostali po denarze ? Oczywiście, że można poprzestać na stwierdzeniu, że Bóg tak chciał, że taka jest boża sprawiedliwość, jednak taka odpowiedź, mimo, że zapewne prawdziwa, nie wyjaśnia znaczenia tej całodziennej pracy w winnicy, nie wskazuje jej sensu. Po co trudzić się cały dzień, jeśli ten naiwny Gospodarz i tak zapłaci denara nawet gdy przyjdę w ostatniej chwili ? Po co iść wyznaczoną przez Niego drogą przez całe życie, skoro można przyjść w ostatniej chwili, dosłownie tuż przed metą, no po co ?
Odpowiedzi znalazłem dwie. Do pierwszej konieczna jest inna przypowieść o pieniądzach, ta o talentach i sługach. Komu wiele dano od tego wiele wymagać będą. Robotnicy, którzy pracowali przez cały dzień zwyczajnie się do tego nadawali, byli gotowi. Byli gotowi żeby wstać jeszcze przed świtem, zostawić wszystkie swoje sprawy i pójść na jakiś plac i czekać na Gospodarza. Pewnie Bóg obdarzył ich inteligencją, zaradnością, umiejętnością przewidywania i planowania, zwyczajną życiową mądrością. Ci, którzy przyszli później mieli tej mądrości mniej, niektórzy znacznie mniej, bo nie potrafili przez pół dnia poukładać swoich spraw na tyle by pójść do winnicy. No i jeszcze ci co przyszli na końcu, oni mieli tej mądrości rzeczywiście mało, a może nawet wcale. Oni mieli chyba tylko nadzieję, zresztą chyba zupełnie nieuzasadnioną. Jaki bowiem rozsądny gospodarz wynajmie pracownika na kilka chwil, na co mu ktoś kto nie zdoła nawet dobrze zacząć pracy, na co mu taki beznadziejny pracownik, który zaczyna szukać pracy tuż przed zmrokiem ? Nadzieja ponoć matką głupich.
Gospodarz do całodziennej pracy wybrał więc tych zaradnych, bo kogo miał wybrać, tylko oni gwarantowali wykonanie pracy. To jeszcze bardziej oczywiste gdy Gospodarz jest jednocześnie odpowiedzialny za to jacy są jego pracownicy, jeśli to On wyposażył ich lepiej lub gorzej do pracy w winnicy. Czy może zatem wymagać więcej od tych , którym mniej dał, a ci których tak hojnie obdarzył czy maja prawo krzywić się na to, że od nich więcej wymaga, tym bardziej, że obiecana zapłata jest odpowiednia.
No tak, ale co z tymi „utalentowanymi”, jaką znaleźć motywację dla nich, jaki bonus za całodniowy znój. Wydaje się, że ich zapobiegliwość i życiowa mądrość podpowiada im, by znaleźli się w bezpiecznej sytuacji i Gospodarz taką im stwarza. Umawia się z nimi , obiecuje godziwą zapłatę i oni pracując w winnicy mają już pewność, że tą zapłatę otrzymają, mogą przestać się martwić, bo jeśli dotrzymają swojej strony umowy On dotrzyma swojej. Ci mniej zapobiegliwi muszą, żyć z wątpliwościami, ze strachem, z nieustannym pytaniem co będzie wieczorem lub jak ci ostatni, w przekonaniu, że żadnego wieczora nie będzie. Ta pewność, ten spokój jest zapłatą za całodzienny znój.
No właśnie „znój”, „wysiłek” , czy to rzeczywiście tak, czy ta praca w winnicy jest tylko koniecznym obowiązkiem ? A może trzeba zmienić perspektywę? Może to nie przykra konieczność, a przywilej, przywilej bycia z Gospodarzem, tu i teraz. On przecież przez cały dzień pracy w winnicy dba o swoich robotników, karmi ich i poi, zapewnia im bezpieczeństwo. Ci co stoją wciąż w oczekiwaniu, oni tego bezpieczeństwa nie mają, do kogo się zwrócą ? Może powinniśmy się cieszyć z przywileju, jakim jest możliwość pójścia za Nim i z Nim, a nie narzekać na to , że robota ciężka.
[1]Mowa oczywiście o przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20.1-18)