Fakt uderzający
dodane 2017-01-31 11:15
1
"Wczoraj oburzali się że ksiądz Rydzyk zbiera pieniądze od staruszek – a dziś stoją #MuremZaMateuszem, choć redemptorysta kupował z darowizn nadajniki i kamery, a nie ciuszki i ajfony."- pisze Ziemkiewicz.
2
Po raz kolejny żona Monika zachęciła mnie do napisania książki na temat „Drugiego Małżeństwa”, a więc małżeństwa dwojga ludzi, którzy po raz ponowny wchodzą w związek małżeński. Z jakichś niejasnych powodów żona jest pewna, że taka książka byłaby pomocą dla szeregu ludzi w podobnych sytuacjach jak my. A ponieważ, dzięki Bogu, najwyraźniej zaczęliśmy sobie radzić oboje z taką sytuacją i według żony, dość nieźle, to nasze doświadczenia mogłyby potencjalnie zainteresować innych ludzi.
Monika podała przykład córki Katarzyny, która niedawno rozmawiając na uczelni z komilitonami została zapytana, dlaczego jej (samotna) mama nie mieszka już z nią i jej bratem. Córka opisała naszą sytuację najwyraźniej w dość kolorowy sposób, ponieważ reakcje były dość radosne typu „Muszę o tym opowiedzieć mamie”, „Ale to jest świetne rozwiązanie”, etc..
Rozmawiając tak z Moniką w restauracji przy sałacie z kurczakiem na temat napisania książki o tej tematyce sięgnąłem do książeczki o. Paredesa OMC o tytule „O naśladowaniu Jezusa” skierowanej do zakonników i przeczytałem na stronie 24:
„(...) to jest fascynujące zdawać sobie sprawę z tego, że rozwijanie naszych możliwości ma altruistyczny cel; polega na ubogacaniu drugich, tworzenia „nowego nieba” i „nowej ziemi”. Poprzez każdego z nas Bóg chce uobecniać siebie innym”.
Tak, zanim przeziębi się moja Dusza, może rzeczywiście trzeba się będzie wziąc do stworzenia w ciemno około 200-250 stron?
4
No więc jak to się stało, że się pobraliśmy w wieku 58 i 48 lat. Tadeusz i Monika?
To pytanie wymaga najpierw spojrzenia w naszą przeszłość, nasze dawne życie małżeńskie, które przecież po zakończeniu swojego czasu już na zawsze będzie wpływało na każdy nasz krok dzisiejszy w naszym nowym życiu.
Nasi małżonkowie umarli w tym samym roku i w tym samym miesiącu tego roku. Chodzi o wrzesień w roku 2009. Ale wersje przeszłego życia małżeńskiego nas obu stoją w drastycznej opozycji. Monika prowadziła dość nieszczęśliwe życie z trojgiem wspaniałych dzieci, ale z mężem alkoholikiem, który w pewnej fazie życia nawet zaczął ją zdradzać, jedno z dzieci traktował jak nie swoje i urządzał regularnie dość ostre burdy rodzinne. Aż nadszedł czas, aby się rozstać. Monika zabrała dzieci i wprowadziła się do hotelu robotniczego, a jej mąż wszedł w kolejną fazę upojenia alkoholowego. Sukcesy prywatnej kwiaciarni Moniki w Katowicach zapewniły wystarczający byt i opierunek po małżeńskiej separacji. W miejscowości wielu znało nieszczęśliwą sytuację rodziny, w sumie nie było to zjawisko kompletnie wyjątkowe. Gdy w pogoni za środkami pieniężnymi na alkohol mąż zadłużył rodzinę na dość dużą sumę pieniędzy, broniąc się przed zadłużeniem Monika wniosła sprawę o rozwód. Kilka lat po rozwodzie, jej mąż umarł z powodu alkoholizmu, a samotna Monika po kolejnym podwyższeniu czynszu wynajmowanego lokalu musiała zrezygnować z kwiaciarni. Długi zaciągnięte przez męża zdominowały wiele następnych lat, a widok listonosza kiedyś przynoszącego kolejne żądania spłat długów do dzisiaj wywołuje niepokój całej rodziny.
A Tadeusz? Pomijając typowy czas burzliwego dopasowywania się małżeństwa, gdzie nieomal siłowo wprowadzał swoje spojrzenie na świat w życie rodziny nie szczędząc nikogo (włącznie ze sobą), ostatnie 10 lat wspólnego życia z żoną i dwojgiem dzieci prosiłoby się o jakieś idealizujące określenie. Dobrym przykładem byłaby wypowiedź jego małżonki na niecały rok przed śmiercią, „że nie znajduje w nim nic, co chciałaby zmienić”. Te słowa są mocne i Tadeusz się wręcz przestraszył. Ale nie o to chodzi, chodzi o to, że tworzą tzw. szczęśliwe małżeństwo, które dobrze sobie radzi w wymiarze materialnym i które wciąż próbuje rozwijać się duchowo, a także i fizycznie. Oboje dobrze radzą sobie zawodowo i tym samym finansowo i właśnie spłacili jedną trzecią długu za mieszkanie, kiedy po półrocznej chorobie żona Tadeusza odchodzi.
Trudno o większy kontrast pomiędzy Tadeuszem a Moniką.
Ale jest jeszcze więcej kontrastów. Monika miała niezłe sukcesy w sektorze prywatnym (prowadzenie kwiaciarni) w dużym polskim mieście, a kontakty Tadeusza z tym sektorem zwykle kończyły się klęską, pomysły nie wypalały i brakowało przekonania prawdziwego przedsiębiorcy, aby przyszedł sukces. Monika natomiast nie zna żadnego języka obcego, a Tadeusz zna ich kilka, z których dwoma posługuje się w pracy (spotkania, tworzenie dokumentacji). Tadeusz skończył dwie szkoły wyższe, Monika wcale nie podchodziła do studiów. Monika spędziła (podobnie jaki kilka jej poprzednich pokoleń) całe swoje dotychczasowe życie w rodzinnej miejscowości, a Tadeusz spędził pół życia poza Polską.
Jedna cecha ich jednak łączyła. Mieli oboje wspaniałe dzieci zarówno po jednej jak i po drugiej stronie. Ich dzieci należą wyraźnie do tej grupy, która nigdy nie powoduje rodzicom żadnych trudności. Wiadomo, że takie dzieci istnieją, ale cała piątka?
Ten fakt był dla Tadeusza tak uderzający, że nie mógł go nie zauważyć. Już pierwszego dnia, w którym się poznali, zrobiło na nim wrażenie krótkie spotkanie z Tomaszem, synem Moniki, który „grzecznościowo” wpada do pizerii, w ktorej siedzą Monika i Tadeusz, aby przekazać Monice klucz do samochodu, aby „mogła wrócić bezpiecznie do domu”. Tadeusz jest zdumiony dobrze wychowanym Tomaszem, przywitaniem z nim, wymianą kilku grzecznościowych zdań, jego pozytywnym nastawieniem do własnej osoby, dojrzałością, etc. A dlaczego właściwie?
Dlatego, że Tadeusz wie, jakie olbrzymie problemy przeżywają dzieci wychowywane bez ojca, którego brak prowadzi zbyt często do prawdziwie asocjalnego zachowania danego dziecka w społeczeństwie. Kiedyś, po oglądnięciu kolejnego odcinka z serii „Surowi Rodzice” w niemieckiej TV, Tadeusz ze statystycznego przyzwyczajenia zauważył, że około 90% dzieci z potężnymi problemami zachowawczymi w tym serialu pochodzą z rozbitych rodzin, gdzie brakuje ojca, a wychowanie przejmuje samotna matka lub matka z „partnerem”. Zachowanie tych młodocianych jest pewnego rodzaju ekspresywnym wyrazem nieszczęścia i braku, ktorego te dzieci nawet nie są w stanie konkretnie zdefiniować. Pozostaje jedynie ta szczególna pustka w okresie dojrzewania, która już nigdy nie znika w wieku dojrzałym.
Cdn.