Jak nerwowa kwoka w papierach
dodane 2016-04-06 20:19
Osso im chodzi? Czy od niedawna listy giną na poczcie?
1
No nieźle. Na początek dostałem wczoraj list od doradcy podatkowego, który otrzymał list z wydziału finansowego, że dostanę ostrą karę pieniężną za nie złożenie oświadczenia podatkowego za rok 2014.
What? Przecież ja te papiery (które zresztą wyskrobał doradca podatkowy) dawno wysłałem do wydziału finansowego. Osso im chodzi? Czy od niedawna listy giną na poczcie? Wkurzony i przstraszony skuliłem się jak duszony list przed radosnym wejściem na dobrze rozgrzaną patelnię pełą oleju z olivek i czosnku.
Pogrzebałem, pogrzebałem jak nerwowa kwoka w róznych papierach i znalazłem kopię papierów doradcy podatkowego. Ha! Pomyslałem zwycięsko, przecież mam dowód, że wysłałem, bo przeciez mam kopię! Złożyłem kopię papierów świątobliwie na rogu stołu w jadalni z myślą, że jutro będę musiał wpaść do urzędu finansowego i cosik tam podyskutować, aby odkryć drogę do dalszych nieuchronnych kroków.
Wieczór szedł w siną dal, a ja zacząłem robic jogging po mieszkaniu w ramach ogólnego oszukiwania siebie, co do sportu i w ogóle. W międzyczasie pociągnąłem trzeci łyk porto, ponieważ ostatnio odkryłem potężną różnicę pomiędzy porto ze sklepu portugalskiego w najbliższej okolicy i winnych sików nie przypominających porto, ale za to z dużego sklepu typu supersam. Pociągnąłem ryk porto wprost od portugalskich pań obsługujących w tym mini sklepiku i rytmicznie zacząłem czcić wielkiego Joga w tempie mniej niż powolnym.
Na stole w dużym pokoju, który w trudno osiągalnym rogu ukrywa także telewizor, znajdują sie dwie kupy papieru, w których każda kartka ma jakieś niesamowite, trudne do zdefniowania znaczenie. Natchnęło mnie i spojrzałem na te dwie kupy. Potem jak kwoka szukająca ziarna na grzbiecie duszonego kota lub lisa w patelni z pieczarkami z czosnkiem zacząłem grzebać w pierwszej, a potem w drugiek kupie. Potem ponownie w pierwszej. Po około siedmiu grzebnięciach zauważyłem kopertę z papierową zawartością. Zajrzałem z oczekiwaniem i zaciekawieniem i oto oczy stanęły mi jak zaostrzony pal na Podolu, na który jak wiadomo nabito Azję Tuchabeja.
W kopercie siedział 40 stronicowy dokument opisujący moją sytucje podatkową za rok 2014.
Przypadek? Los?
A może modlitwa?
Dzięki składałem przez długi czas.
2
Rano skleciłem na komputerze list przeprośliwy i zadziwiający, dołączyłem dokument znaleziony w Saragossie mojego pokoju gościnnego i wskoczyłem na rower jak na rumaka ze słynnej szkołu arabów w Polsce, gdzie jak wiadomo częściej od kur padają rumaki. Po drodze do urzędu finansowego wskoczyłem na pocztę pod odbiór niechcianej paczki i tu nagle konsternacja, bo. No właśnie, nigdzie nie ma portfela z pieniędzmi, kartami i Dodami osobistymi. Chodzi nie tylko o jeden dowód osobisty, lecz takżę parę innych dokumentów równie osobistych.
W mieszkaniu nic nie znalazłem w kieszeniach, za stołąch, w kieliszkach i za piecem. No tak, pomyślałem, przecież piece nie instalują w mieszkaniach od czasów przejścia na emeryturę króla Ćwieczka, mistra od takich instalacji. Nagle przypomniałem sobie, że po prostu gruby portfel zostawiłem w kieszeni piersiowej w pracy. Ładnie! Wyrwało mi się nieskładnie i nieładnie z ust. Może portfel tam jest, a może go nie ma. Albo już go nie ma.
Pojechałem rowerem jak kowboj na młodym i wściekniętnym buhaju, jedyna różnica to ta, że mój rower nie ryczał jak buhaj. Najpierw wpadłem jak wichura do wydziału finansowego i cichutko stanąłem w kolejce, a po oddaniu dokumentów pojechałem na buhaju, trochę wyglądającym jak rower, do pracy w centrum miasta.
Stanąłem przed drzwiami biura, potem cofnąłem się do WC na prywatną chwilę, a potem już z podniesionym czołem i poczuciem totalnej klęski wślizgnąłem się jak myszka Miki na mój fotelik w gabinecie na szeciu konsultantów. Delikatnie sięgnąłem do kieszeni na lewej piersi marynarki na oparciu krzesła…
Nic! Troche szybciej rzuciłem ręką do kieszeni prawej, zresztą również na piersi. Ojej wyrwało mi się, nie ma!
Moja dłoń zeszła piętro niżej w lewej kieszeni na piersi i wyczuła wybrzuszenie, rzuciłem się wówczas do tego wybrzuszenia jak sójka emigrantka zza morza… Jest!
Mój portfel dezerter w całej krasie swojego uśmiechu i zawartości spojrzał z wyrzutem na mnie, aż się zarumieniłem. Pomyślałem, że Anioł Stróż nie opuszcza żadnego głupka. Nawet, gdy jest konsultantem bankowym.
Podziękowałem, a potem zadzwoniłem do żony. Niechaj też się cieszy...