Chrzest i dalsza droga...
dodane 2015-01-11 16:06
Motywem przewodnim dzisiejszej Ewangelii (Nd 11.01.2015) jest Chrzest. Ten pierwszy
sakrament, do którego z reguły przynoszą nas rodzice (biorąc pod uwagę, że są osoby,
które przyjmują chrzest będąc już dorosłymi). Moment, w którym stajemy się
umiłowanymi dziećmi Boga. Jako że byliśmy wówczas niemowlętami, zapewne nic nie
pamiętamy z tej wzniosłej chwili. Może już na starcie niebiosa śpiewały nam radośnie
z racji naszego Narodzenia w Chrystusie.
Wspominam inny moment swego życia. W tym roku w maju mija 15 lat odkąd pierwszy raz przyjęłam Jezusa w Eucharystii. A może by sprawić sobie jakiś prezent z tej okazji? Myślę, że jest to równie wspaniała okazja do świętowania jak każda inna (np. urodziny, sylwester).
Moje odczucia z Pierwszej Komunii Świętej: myślę, że w dużym stopniu byłam świadoma tego, co się stanie (na tyle świadoma, na ile świadome może być siedmioletnie dziecko- a dzieci niejednokrotnie zaskakują swoją błyskotliwością). Do dziś pamiętam, że z wrażenia zapomniałam powiedzieć AMEN. Na kasecie pamiątkowej widać co chwilę jak się uśmiecham do kamery. Przynajmniej mam fajną, rozradowaną siebie na pamiątkę.
Człowiek ma ochotę wracać do tych radosnych momentów. Nie po to żeby znowu odpakować tony prezentów, ale żeby znowu poczuć beztroskę i radość z przyjmowania Go do swego serca. A wydaje się, że ta radość z czasem gdzieś się zatraca, przytłczona warstwami trosk i żalów.
Pytanie do mnie i do was: Czego żałować, jeśli wciąż jest szansa żeby Go przyjąć do swojego mieszkania?