Być chorym na trąd to jedno z największych nieszczęść jakie mogło spotkać człowieka. Trędowaci musieli przebywać w miejscach odosobnionych. W celu ostrzeżenia i uniknięcia przypadkowego spotkania ze zdrowymi, musieli chodzić w podartym ubraniu, z włosami rozpuszczonymi i z zasłoniętą brodą, oraz wołać: „Uciekać! Nieczysty! Uciekać! Nie dotykać!”
Zainfekowana przez grzech tkanka duszy ulega zepsuciu i deformacji. Grzesznik w miarę upływu czasu zatraca umiejętność normalnego funkcjonowania. Odgradza się od innych, izoluje. Opuszcza i unika miejsc, gdzie mógłby spotkać się z miłością. Często stan serca ujawnia się w wyglądzie zewnętrznym, mimice, gestach itp. Depresja?
Chorzy na trąd często nie odczuwają bólu gnijącego ciała. Sami przez nieuwagę zadają sobie ból. Podobnie grzesznik nie zauważa jak grzech go niszczy.
Co mógł zrobić trędowaty w czasach biblijnych? Chyba nic. Wyzdrowienia zdarzały się niezwykle rzadko. Chory czekał na śmierć. Był umarły już za życia. Straszne!
Co ja mogę zrobić gdy zarażę się trądem grzechu? Sam na pewno sobie nie poradzę. Pozostaje upaść na kolana i błagać o oczyszczenie. To najlepsza terapia.
***
Terapia (w skrócie):
-
Przyznać się przed sobą samym do choroby, którą wywołała infekcja grzechem.
-
Podjąć decyzję pójścia do Boskiego Lekarza (ewangeliczny trędowaty musiał wykazać się nie lada odwagą, by narażając własne życie, udać się do Jezusa – proces ten trwa nieraz wiele lat).
-
Mieć odwagę - w pełnym zaufaniu - pokazać Zbawicielowi swoją chorą duszę.
-
Być wytrwałym w proszeniu o oczyszczenie. Lekarstwem jest pokora i skrucha.
-
Nie zapomnieć podziękować.
-
Kategorycznie unikać ponownego zarażenia.