Merton

Módl się, byś odkrył samego siebie

dodane 18:20

Bóg wymawia mnie jak słowo zawierające w jakimś stopniu myśl o Nim.

 

Naszym powołaniem nie jest po prostu bycie, ale wspólna praca z Bogiem w tworzeniu naszego własne­go życia, naszej tożsamości, naszego przeznaczenia. Je­steśmy istotami wolnymi i synami Boga. To oznacza, że nie powinniśmy prowadzić pasywnej egzystencji, ale aktywnie brać udział w Jego twórczej wolności, w na­szym życiu i w życiu innych, wybierając prawdę. Ujmu­jąc to jaśniej, wzywa się nas nawet do uczestnictwa, wraz z Bogiem, w trudzie tworzenia naszej tożsamości. Możemy unikać tej odpowiedzialności przez zabawę z maskami i to nas zadowala, ponieważ czasem wydaje się, że jest to wolny i twórczy sposób życia. Jest to dość łatwe, zdaje się zadowalać wszystkich. Lecz na dłuższą metę koszty i smutek z tym związane są bardzo wyso­kie. By wypracować naszą tożsamość w Bogu, którą Biblia nazywa „wypracowywaniem swojego zbawienia", trzeba się bardzo natrudzić, co wymaga poświęcenia i udręki, ryzyka i wielu łez. Wymaga to skupienia uwagi na rzeczywistości w każdym momencie i wielkiej wier­ności Bogu, kiedy się odsłania, niewyraźnie, w tajemni­cy każdej nowej sytuacji. Nie wiemy dokładnie z góry, jaki będzie wynik tej pracy. Tajemnica mojej pełnej tożsamości jest w Nim ukryta. Jedynie On może uczynić mnie tym, kim jestem, lub raczej kim będę, kiedy wresz­cie w pełni zacznę być. Ale dopóki nie zapragnę tej toż­samości i nie będę pracować, by ją znaleźć z Nim i w Nim, ta praca nigdy nie zostanie wykonana. Sposób, w jaki mam ją wykonać, jest tajemnicą, której mogę się nauczyć tylko od Niego. Nie da się dojść do tej tajemni­cy bez wiary.

 

Ziarna, które w każdej chwili wola Boża sieje na gruncie mojej wolności, są ziarnami mojej własnej tożsamości, mojej rzeczywistości, mego szczęścia, mej własnej świętości.
Odrzucenie ich to odrzucenie wszystkiego; to odrzu­cenie mojego własnego istnienia i bycia: mojej tożsamo­ści, prawdziwej jaźni.
Brak zgody na to, brak miłości i nieczynienie Bożej woli to odrzucenie pełni swojej egzystencji.
Jeśli nigdy nie stanę się tym, kim mam być, lecz na zawsze pozostanę tym, kim nie jestem, poświecę wiecz­ność na zaprzeczanie siebie przez bycie jednocześnie czymś i niczym, pozostanę życiem, które chce żyć i jest martwe, stanę się śmiercią, która chce nie żyć, a jednak nie może całkiem osiągnąć swojej własnej śmierci, bo­wiem nadal musi istnieć.
Mówiąc, że urodziłem się grzeszny, mam na myśli, że przyszedłem na świat z fałszywą jaźnią. Urodziłem się w masce, zaistniałem pod znakiem sprzeczności, będąc kimś, kim nigdy być nie zamierzałem, i dlatego zaprzeczeniem kogoś, kim być mam. I tak doszedłem jednocześnie do
istnienia i nieistnienia, bowiem od samego początku by­łem kimś, kim nie byłem.

 

Powiem to samo bez odwoływania się do paradoksu: jeśli jestem li tylko rzeczą zrodzoną z mojej matki, braku­je mi wiele do bycia osobą, którą powinienem być. W tej sytuacji równie dobrze mógłbym w ogóle nie istnieć. Prawdę mówiąc, lepiej by było dla mnie, żebym się ni­gdy nie narodził.

Thomas Merton, "Nowy Posiew Kontemplacji", Kraków 2005.

nd pn wt śr cz pt sb

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

Dzisiaj: 28.04.2024

Ostatnio dodane