Podróże

dodane 18:52

W czasie

W przeciwsłonecznym kapeluszu stoję pod jedynym malutkim drzewkiem i czekam na autobus który zawiezie mnie za obwodnicę.  Do super nowoczesnej placówki medycznej, która najwyraźniej nie chce kontaktu z tą nieważną i ubogą częścią ludzkości która nie potrafi dojechać tam własnym samochodem. 

Ośrodek jest rzeczywiście nowoczesny, przeszklony, z jasnymi korytarzami. Pełen samozatrzaskujacych się drzwi, choć od razu planowany był dla osób niepełnosprawnych. Stoję na korytarzu, bo teraz nie wolno czekać, nalezy przychodzić prosto na wizytę / spróbuj skorelować to z komunikacją miejską/. Ktokolwiek wychodzi z pokoju ŁUP!  zatrzaskują się drzwi. ŁUP ŁUP przechodzi korytarzem i ŁUP wchodzi do kolejnego pokoju. Przestrzeń bardzo nieprzyjazna pchofizjologicznie. Podobnie jak ciemne piwniczne korytarze starych szpitali po których tak samo biega personel a kolejka się nie posuwa. Żaden z tych korytarzy nie ma kontaktu z widokiem za oknem, nie ma okien, możliwości nich otwarcia i wietrzenia. 

Wychodzę i zastanawiam się, jak tu przeprawić się na drugą stronę obwodnicy, żeby na maleńkim cypelku w huku i słońcu czekać na kolejny rzadko kursujący pozastrefowy autobusik. Zauważam ścieżkę wydeptaną przez tubylców . No tak, niższy personel takiego centrum też musi jakoś dotrzeć do pracy.  Szybko doprowadza mnie ona do ocalałego fragmentu starej alei , nie niknie w czymś co niedawno było jeszcze polem, i wzdłuż ogródków samowolnie założonych przez mieszkańców na ziemi niczyjej dochodzę do planowanego w naszej okolicy parku, a stamtąd już do cywilizacji, czyli wybrukowanej w polu drogi pod dalszą, 4 czy 5 część osiedla . Niepotrzebny mi zaden autobusik tylko ścieżka przez pola. Jak to opowiadaja dawni mieszkańcy mojej 1 i 1a części osiedla , tu jeszcze pasły się krowy, rosły taaakie śliwki i był rów w którym chłopaki topili tornistry dziewczynom podczas drogi do szkoły. Nie, nie do tej szkoły! Do tego opuszczonego budynku pod którym zawraca autobus! Tam była ich szkoła. I oczywiście nie było tam wtedy autobusu. Mieli codzienny spacer bez względu na pogodę i byli  o wiele bardziej zahartowani i odporni na przeziębienia niż teraz ich dzieci. 

Kategorie

Podróże

dodane 18:52

W czasie

W przeciwsłonecznym kapeluszu stoję pod jedynym malutkim drzewkiem i czekam na autobus który zawiezie mnie za obwodnicę.  Do super nowoczesnej placówki medycznej, która najwyraźniej nie chce kontaktu z tą nieważną i ubogą częścią ludzkości która nie potrafi dojechać tam własnym samochodem. 

Ośrodek jest rzeczywiście nowoczesny, przeszklony, z jasnymi korytarzami. Pełen samozatrzaskujacych się drzwi, choć od razu planowany był dla osób niepełnosprawnych. Stoję na korytarzu, bo teraz nie wolno czekać, nalezy przychodzić prosto na wizytę / spróbuj skorelować to z komunikacją miejską/. Ktokolwiek wychodzi z pokoju ŁUP!  zatrzaskują się drzwi. ŁUP ŁUP przechodzi korytarzem i ŁUP wchodzi do kolejnego pokoju. Przestrzeń bardzo nieprzyjazna pchofizjologicznie. Podobnie jak ciemne piwniczne korytarze starych szpitali po których tak samo biega personel a kolejka się nie posuwa. Żaden z tych korytarzy nie ma kontaktu z widokiem za oknem, nie ma okien, możliwości nich otwarcia i wietrzenia. 

Wychodzę i zastanawiam się, jak tu przeprawić się na drugą stronę obwodnicy, żeby na maleńkim cypelku w huku i słońcu czekać na kolejny rzadko kursujący pozastrefowy autobusik. Zauważam ścieżkę wydeptaną przez tubylców . No tak, niższy personel takiego centrum też musi jakoś dotrzeć do pracy.  Szybko doprowadza mnie ona do ocalałego fragmentu starej alei , nie niknie w czymś co niedawno było jeszcze polem, i wzdłuż ogródków samowolnie założonych przez mieszkańców na ziemi niczyjej dochodzę do planowanego w naszej okolicy parku, a stamtąd już do cywilizacji, czyli wybrukowanej w polu drogi pod dalszą, 4 czy 5 część osiedla . Niepotrzebny mi zaden autobusik tylko ścieżka przez pola. Jak to opowiadaja dawni mieszkańcy mojej 1 i 1a części osiedla , tu jeszcze pasły się krowy, rosły taaakie śliwki i był rów w którym chłopaki topili tornistry dziewczynom podczas drogi do szkoły. Nie, nie do tej szkoły! Do tego opuszczonego budynku pod którym zawraca autobus! Tam była ich szkoła. I oczywiście nie było tam wtedy autobusu. Mieli codzienny spacer bez względu na pogodę i byli  o wiele bardziej zahartowani i odporni na przeziębienia niż teraz ich dzieci.