Historia znaleziska

dodane 14:35

Lub braku empatii

Idąc do autobusu znalazłam opakowanie lekarstwa. Tak jakby kto biegł do pojazdu i zgubił. No i ktos będzie miał kłopot. Szukać, niepokoić się, wracać do lekarza, czekać, tłumaczyć, prosić. No stres. 

Kiedy wracałam z miasta, opakowanie nadal tam leżało. Więc nikt nie wrócił się od razu, a nie jest dobrze aby lekarstwo o nieznanym działaniu walało się po ulicy.  Sprawdziłam sąsiednie apteki ale nie tam zostało kupione. Czyli ktoś jechał po nie aż do miasta. 

Panie w aptece przynajmniej sprawdziły, ale pani z pobliskiej placówki lekarza domowego to już pogoniła mnie tak, jak to niestety tylko w służbie zdrowia potrafią. A poszłam tam, bo pani z mojej poprzedniej placówki potrafiłaby ustalić choć kilku swoich pacjentów zażywających taki lek. 

I właśnie myślę że nasze chrześcijańskie życie zaczyna się od empatii. Bo nawet jeśli nie mogę nic zrobić ani nie wiem co zrobić, to zupełnie inaczej brzmi " przepraszam, nie wiem , nie mogę, ojej, ale ktoś będzie miał kłopot, no nie wiem jak pomóc". Empatia. Dostrzeżenie drugiego. Reakcja chrześcijańska. Zamiast odrzucenia od siebie problemu. 

Spora część adoracji spędziłam na myśleniu co dalej, bo po odwiedzeniu aptek trop mi się urwał. Sorry Jezu, ale skoros mnie w to wpakował, to myślmy co teraz. 

Najprościej byłoby zostawić kartkę ze swoim telefonem. Ale to zdecydowanie naruszało moje poczucie bezpieczeństwa. Nie mam ochoty na głupie czy obsceniczne telefony. Chyba nie muszę się aż tak angażować? 

Po powrocie do domu napisałam do wszelkich lokalnych portali, prosząc też o przepytanie starszych krewnych i znajomych. 

Pozostało mi jeszcze biuro rzeczy znalezionych, ale gdy dobrnęłam tam następnego dnia, okazało sie że to nie jest to właściwe  biuro. Że rzecz znaleziona na przystanku nie jest rzeczą zgubiona w pojeździe MPK, choć podczas tej samej podróży. Dałam się pani spławić, bo byłam już zmęczona  poszukiwaniem tego biura na długiej, nieregularnie oznaczonej ulicy. Nie miałam siły tłumaczyć pani że skoro ktoś już posiwiecil godzinę swego czasu i wysiłku na cudza sprawę, to na 99% nie ma już sił i czasu jechać z przesiadkami do innego biura. Że w dobie internetu w tym samym mieście nie jest takim problemem gdzie dana rzecz  się znajduje, gdyby oba miejskie biura się porozumiewały. 

Chyba nie mam już sił jechać do tego drugiego biura, tym bardziej że rzecz trzeba byłoby załatwić dziś bo potem już nikt nie będzie jej szukał. Ale zaczynam myśleć że z punktu widzenia osoby poszkodowanej jednak łatwiej będzie wrócić do lekarza i wyprosić nowa receptę niż szukać zguby po mieście. Tam mi mówi moja empatia. 

Kategorie

Historia znaleziska

dodane 14:35

Lub braku empatii

Idąc do autobusu znalazłam opakowanie lekarstwa. Tak jakby kto biegł do pojazdu i zgubił. No i ktos będzie miał kłopot. Szukać, niepokoić się, wracać do lekarza, czekać, tłumaczyć, prosić. No stres. 

Kiedy wracałam z miasta, opakowanie nadal tam leżało. Więc nikt nie wrócił się od razu, a nie jest dobrze aby lekarstwo o nieznanym działaniu walało się po ulicy.  Sprawdziłam sąsiednie apteki ale nie tam zostało kupione. Czyli ktoś jechał po nie aż do miasta. 

Panie w aptece przynajmniej sprawdziły, ale pani z pobliskiej placówki lekarza domowego to już pogoniła mnie tak, jak to niestety tylko w służbie zdrowia potrafią. A poszłam tam, bo pani z mojej poprzedniej placówki potrafiłaby ustalić choć kilku swoich pacjentów zażywających taki lek. 

I właśnie myślę że nasze chrześcijańskie życie zaczyna się od empatii. Bo nawet jeśli nie mogę nic zrobić ani nie wiem co zrobić, to zupełnie inaczej brzmi " przepraszam, nie wiem , nie mogę, ojej, ale ktoś będzie miał kłopot, no nie wiem jak pomóc". Empatia. Dostrzeżenie drugiego. Reakcja chrześcijańska. Zamiast odrzucenia od siebie problemu. 

Spora część adoracji spędziłam na myśleniu co dalej, bo po odwiedzeniu aptek trop mi się urwał. Sorry Jezu, ale skoros mnie w to wpakował, to myślmy co teraz. 

Najprościej byłoby zostawić kartkę ze swoim telefonem. Ale to zdecydowanie naruszało moje poczucie bezpieczeństwa. Nie mam ochoty na głupie czy obsceniczne telefony. Chyba nie muszę się aż tak angażować? 

Po powrocie do domu napisałam do wszelkich lokalnych portali, prosząc też o przepytanie starszych krewnych i znajomych. 

Pozostało mi jeszcze biuro rzeczy znalezionych, ale gdy dobrnęłam tam następnego dnia, okazało sie że to nie jest to właściwe  biuro. Że rzecz znaleziona na przystanku nie jest rzeczą zgubiona w pojeździe MPK, choć podczas tej samej podróży. Dałam się pani spławić, bo byłam już zmęczona  poszukiwaniem tego biura na długiej, nieregularnie oznaczonej ulicy. Nie miałam siły tłumaczyć pani że skoro ktoś już posiwiecil godzinę swego czasu i wysiłku na cudza sprawę, to na 99% nie ma już sił i czasu jechać z przesiadkami do innego biura. Że w dobie internetu w tym samym mieście nie jest takim problemem gdzie dana rzecz  się znajduje, gdyby oba miejskie biura się porozumiewały. 

Chyba nie mam już sił jechać do tego drugiego biura, tym bardziej że rzecz trzeba byłoby załatwić dziś bo potem już nikt nie będzie jej szukał. Ale zaczynam myśleć że z punktu widzenia osoby poszkodowanej jednak łatwiej będzie wrócić do lekarza i wyprosić nowa receptę niż szukać zguby po mieście. Tam mi mówi moja empatia.