gdziekolwiem nie byłem

dodane 22:19

na szcęście Bóg szybciej biega,jest sprytniejszy,mądrzejszy,lepszy i silniejszy niż ja:)no i najbardziej zdeterminowany:)

to taka pigułka,o tym jak przez 30kilka lat mojego istnienia na Ziemi było.dziwne,ale  z bardzo wczesnego dzieciństwa pamiętam(takie pierwsze przebłyski świadomości człowieka,a moje pierwsze wogóle):wychodziłem z moją mamą ze Świątyni,wszystko co mnie otaczało było oświetlone jasnym,ciepłym światłem,a myśl jaka wtedy do mnie dotarła:chce zostać Papieżem i chyba Świetym.wszystko w atmosferze niezmąconego niczym uczucia bezpieczeństwa.trwało to kilka chwil,w sumie to nie wiem ile czasu,bo byłem dzieckiem i nie czekałem z zegarkiem w reku na ten moment,żeby zmierzyć czas sensacyjnego wydarzenia,które ma się zadziać w główce małego chłopca.ile lat wtedy miałem...nie wiem,co moja mama może o tym "zdarzeniu powiedzieć"napewno niewiele,bo to co się wtedy zadziało,zadziało sie we wnetrzu małego chłopca,którym na tamtą chwile byłem i opowiedzieć  jej o tym na tamten moment...,no cóż na dobrą sprawe,to nie pamiętam nawet,czy w tamtych dniach potrafiłem wypowiedzieć coś wiecej niż :ciuciu i siusiu.można by pomyśleć:dziwne,niedowiary,albo to jakiś brednie chorego,bo skoro siusiu i ciuciu,to skąd takie jasne myśli...nie bede zajmował się jednak stanem mojego zdrowia,ale powiem,że do dziś dnia jest to przeżycie we mnie tak żywe,jak wtedy i po ponad 30latach chodzenia po tej Ziemi(nie wiem,jaką liczbe lat w tym stanowi moje leżenie i siedzenie:))znalazłem tylko jedną odpowiedz,a raczej wytłumaczenie tego  "zajścia"oto one: "Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana"Księga Izajasza 55:8 (Biblia Tysiąclecia).dla sprostowania:Papieżem nie zostałem i już nie zostanę,jestem mężem i rodzicem:)a co do świętości...no cóż zmagam się niestety,gdzie niestety jest podkreśleniem żalu,że jeszcze tym świętym nie jestem,a nie marudzeniem,że musze nim zostać,bo takie jest moje powołanie i powołanie jak mi wiadomo każdego.no właśnie,a czy muszę zostać swiętym,czy nie...?pewnie i nie musze,ale lepiej dla mnie i całego mojego otoczenia,żeby tak się stało,bo jednak mimo Zła,które mieszka we mnie(tak nie ma czym się chwalić,ani chlubić,ale we mnie też mieszka Zło)jestem jeszcze w stanie jasno zdecydować,że lepiej nosić w sobie radość i światło,niż ten cały galimatias.Naprawde!!!!lepiej!!!!otoczenie ma sie wtedy lepiej i ja też. za jedno i drugie jawnie tutaj chce podziekować Bogu,za to,że radość można w sobie nosić,jak i za to,ze mam na tyle jeszcze,albo już, w sobie rozsądku i rozumu,że potrafię choć określić jasno co  jest lepsze i co wole dzieki Ci i Chwała Trójco Swięta!!!(ufff)no ale z tym rozumem to nie zawsze tak było.przez ponad 30 lat na tej planecie,przeżywam przygode.w jej trakcie trafiałem w przeróżne i przedziwne miejsca,celowo i świadomie z własnej woli jak i ze splotu wydarzeń(nie wierze w przypadki,ale nie jestem też zwolennikiem twierdzenia,że Pan Bóg zaplanował każdą chwile naszego istnienia włącznie z tym,że Wojciech wstanie w poniedziałek i pierw włączy radio,a potem obrót w prawo i  włoży na stopy kapcie albo do lodówki,nie Bóg nie stworzył nas jako swoje marionetki to by sie rozmijało z wolnością,co nie oznacza też,że nie ma więcej mocy i władzy nad nami,niż my sami nad sobą  i dobrze,bo by było krucho z nami)wędrowałem po pięknych zakątach tego świata,jak i (było mi dane)pozwiedzać "przedmieścia "Królestwa nie z tego Świata"(cudownie i pięknie)wędrowałem również po niechlubnych zakątkach tego świata i mrocznych dzielnicach zaświatów,gdzie mimo swojej(podkreślam swojej)"mądrości"i dumie( tu akurat duma nic pozytywnego nie przyniosła,bo i co ona sama może) ładowałem się w nieprzewidziane kłopoty i cierpienia.bywałem jak ten syn marnotrawny z pierwszej jego części wędrówki,jak i ten z drugiej części wędrówki.niby ten sam...bo i ten sam,ale w jak odmiennym stanie.pomijając opis tych wszystkich przygod uwaga,bo nastepne zdanie, nie będzie  o mnie,ani o Tobie(czytelniku,czytelniczko).na wszystkich tych drogach byl obok mnie Bog.niewidzialny,ale osobowy,nie zawsze poklepujacy po plecach i zgodny ze mną-tu się ujawnia szczyt mojej zle umiejscowionej pychy-wiele też jednak mieliśmy i mamy chwil i momentów oraz przygód itp.itd,w których śmiało mogę powiedzieć,że wraz z Panem,jak dwójka najlepszych przyjaciół,a nawet braci.dla sprostowania i jasności.Jezus zawsze był i jest  dla mnie najlepszym Przyjacielem i Bratem i bedzie tak napewno już zawsze,ale sęk w tym,że ja nie zawsze chciałem być Jego przyjacielem i bratem,ale oferta Jego(o tym jestem przekonany)aktualna jest 24godziny na dobę,7dni w tygodniu już na zawsze,a to czy ja zechce z niej skorzystać no cóż...tu chwila na cichą modlitwe o mnie...o rozum dla mnie... i odpowiedz jest jasna i gotowa.po co ja to wszystko napisałem?oto puenta:izajasz 30:20---tak właśnie teraz myślę i nie tylko teraz,że Jego determinacja,której najbardziej doświadczam na własnej skórze w momentach moich nieposłuszeńst i odchyleń oraz ucieczek itp jest żywą gwarancją na to jak bardzo zależy Mu na tym,żeby mi Siebie i te niebo pokazać i dać, tym bardziej że chęć zobaczenia Jezusa jest we mnie żywa bardzo, stąd zapewne ten chleb ucisku i woda utrapienia,żeby mnie tym przynaglić do dalszej drogi do Celu,który mamy bądż co bądż konkretny i ambitny.ps:w sumie ja-gdyby Bóg w momencie mojego przestoju podrzucił mi jeszcze kanapki, jacht i 20 000$,to wstyd się przyznać ale mógłbym oddalić się od Celu.tak mam.ostatnio znajomemu z pracy próbowałem wytłumaczyć to,że nie wygrywam szóstki w totka,bo Bóg o mnie dba.tak czasami zadziwiamy samych siebie.a co do tego,co opisałem w drugim zdaniu od góry.uważam się za zwykłego człowieka a przydarzyła mi się niezwykła przygoda na tej Ziemi i jak patrze przed siebie,to rzeczywiście końca nie widać.widać Śmierć,ale za nią widać jeszcze dalej i tu już czuje ciepło tamtych miejsc.uważamy się(wielu z nas napewno) za zwykłych ludzi.jak zaczynam się jednak teraz poważnie zastanawiać nad sobą i nad nami w kontekście naszych codziennych osobistych przeżyć,to dochodze do wniosku,że my wcale zwykłymi ludzmi nie jesteśmy a to,że często teraz spotykamy sie na Ziemi z tym,że znaczna większość ludzi(niestety ja też)częściej skupia się na sobie niż na kimś kto siedzi właśnie obok,to nie oznacza wcale,że jesteśmy zwykli,albo mało interesujący,przypuszczam jednak i Coś mi podpowiada,że przez to długotrwałe skupienie na sobie i własnej historii umyka mi" coś" wielkiego,więc pozwólcie,że postaram się i skupię  na tym "coś" wielkiego.ps2:prosze mi wybaczyć moje ewentualne błedy językowe,ale pisze to podczas urlopu chorobowego i kilka dni po długiej podróży.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024

Kategorie