jest dobrze ;)
dodane 2015-07-29 14:19
długo mnie tu nie było, sporo się wydarzyło...ale za dużo (chyba) się nie rozpisze ;) .
Patrze na miejsce w którym jestem...przeszłość zamknęła swoje drzwi,przyszłości jeszcze nie widać na horyzoncie ,taki stan przejściowy,oczekiwania na to co przyjdzie ;)...lub inaczej..jestem dokładnie w tym samym miejscu co 7 lat temu przyjeżdżając do UK,w tym samym..tylko inaczej ;)..zewnętrznie bez zmian--wnętrze totalnie inne..Kiedy?..jak? On to zrobił?..w miedzy czasie..hehehe.
Zmieniły się moje oczekiwania,moje potrzeby,moje relacje do innych,a przede-wszystkim do siebie samej.
Nie sięgam w przeszłość po nic..ani żeby się w niej schować,ani żeby się w niej rozżalić,ani żeby kogokolwiek obwinić,ani żeby do czegokolwiek wrócić,ani żeby kogokolwiek zatrzymać,wyłuskać z pamięci//kiedyś już o tym zamknięciu przeszłości pisałam,ale wciąż widzę jak to się pogłębia..i odczuwam,jak jest to dobre.
Jestem teraz...w bliżej nieokreślonym (przed Nim)miejscu..taki czas na umocnienia ;)..w cnotach i owocach Ducha świętego,nie mogę zaprzeczyć tym owocom..umocnienie w wytrwałości i woli..łatwo ie jest,ale to tez nie jest powód,żeby się oskarżać...to tylko stawanie z twarzą w twarz ze swoja słabością i małością,i przyjmowanie tego niezaprzeczalnego faktu niemocy i ułomności ludzkiej;)
.....Bóg Ojciec mnie Kocha mocno,jestem słabością swojego Ojca..przenika mnie i zna,zna moje potrzeby i zaradzi im..jestem jak niemowlę przy piersi matki,karmione obficie,jestem zdobywana przez Niego jak przez niecierpliwego kochanka.....wiem ze tak nadal jest,choć nie odczuwam absolutnie niczego,z tych odczuć które naprowadzały mnie na te poznania....co ciekawsze,nie potrzebuje tych odczuć,nie szukam,nie wyczekuje...jest dobrze tak jak jest..ja WIEM,ze OJciec mnie kocha,ze Jezus obdarza laska,w zjednoczeniu z Duchem Świętym.
......ostatnie tygodnie ucza mnie jednej waznej prawdy ;)człowiek NIE MOŻE zaprzeczyć lasce..nie może dopuścić zwątpienia w stylu..może mi się zdawało?,może to wcale nie miało miejsca?-nie wolno po "dotknięciu"przez łaskę wrócić do tego samego co było przedtem..bo wyrządza się samemu sobie krzywdę,trzeba walczyć--jeśli dotyka cie miłość ojca,jeśli poznajesz jaka miłością On cie kocha,jeśli odsłania ci swoja wierność,jeśli doświadczasz oczyszczeń i sama na sobie przekonujesz się ze to się naprawdę dzieje,ze to co On dotyka odchodzi,zanika,zmienia się-najgorszym błędem jakim możesz zrobić to ulec pokusie,to uwierzyć na nowo swoim myślom,emocjom,uczuciom..i powrócić do stanu z przed laski...słowa ..,idz i nie grzesz więcej..nie grzesz aby co ci się gorszego ie stało,bądź czujny...to bardzo ważne--jeśli Bóg ci mówi "dziecko,przecież ja cie kocham"..to tak właśnie jest,i tak będzie na zawsze..jeśli ci mówi "przy mnie jesteś bezpieczna w swojej słabości"..to tak właśnie jest,i żaden twój upadek tego nie zmieni..jeśli daje ci zapewnienie,ze zna cie lepiej niż ty sama,i ze otrzymasz od Niego wszystko...to musisz w to po prostu wierzyć,choćby nie wiem co;)--choćby twoje myśli wariowały,ze taki z ciebie śmieć,ze wszyscy tobą gardzą,ze jesteś nikomu(i Jemu) niepotrzebna,ze do niczego się nie nadajesz,ze nic nie wychodzi,..to pamięć musi stać przy tobie,i to co mówił ci BOG twój OJciec..i musisz toczyć te walkę,i konieczne są te walki.i zmagania.i musisz zaprzeczać samej sobie..bo nie jesteś swoja myślą,nie jesteś swoim uczuciem,nie jesteś spojrzeniem ani pogarda ani złością innego człowieka..Jesteś (jestem)Jego perłą,którą ON oczyszcza,ale i ty masz w tym oczyszczeniu swój udział..inaczej nie wzrastasz,nie ukorzeniasz,nie wzmacniasz///nigdy nie wracaj do siebie sprzed laski..PAMIĘTAJ!!!!! ;)
..........co wyniosłam z ostatniej (już na mur beton) rozmowy?..ciekawe ,ze niewiele ;)..mój godzinny monolog napotkał raptem kilka chłodnych zdań---każde uczucie pozamałżeńskie jest uczuciem nieuporządkowanym (odniesienie do oczyszczeń uczuć i relacji)//masz zły obraz Boga,za dużo w tym ludzkich odniesień,On nie jest człowiekiem..pamiętaj,BÓG zawsze jest ŚWIĘTY,my zawsze będziemy grzeszni..plus zachęcenie do codziennych dwu półgodzinnych medytacji (hezychazm)--(modlitwy Jezusowej się uczę odkąd przyjechałam do UK..świadome jej podjecie w konkretnym czasie,zawsze jednak sprawiało trudność..ale próbuje,choć teraz na wakacjach na jedna trudna znaleźć czas)
...a jednak wyszłam stamtąd zła..zła..wkurzona..w niezgodzie na wszystko;)..i na to ze to ostania rozmowa(być może ostanie jakiekolwiek nasze spotkanie)i na to ze z całego monologu nie wyłuskał nic ,co mogłoby mnie wzmocnić?,potwierdzić?..ze ciągle tylko czegoś za mało,czegoś brak,coś niewłaściwe...ze nawet nie mogę zrobić porównania,tego co odczuwam.bo on po ludzku mnie uczy Siebie.....bo to ,po ludzku,bo ON nie człowiek,bo zły(niewłaściwy obraz)..i nawet zła o te uczucia nieuporządkowane(bo ja niby tego nie wiem?,ale przecież one o czymś mówią,o potrzebach,o brakach,o rozczarowaniach)...ze tylko tyle miał mi do powiedzenia?..5minut,na moje godzinne gadanie?...to może popełniam błąd wchodząc w to? .
Niech mi ksiądz powie,czy ja potrzebuje kierownictwa? "każdy potrzebuje"..nie o to pytam,nie jestem każdy,zna mnie ksiądz proszę mi powiedzieć czy JA potrzebuje kierownictwa? "każdy potrzebuje...szkoda,ze nie znasz jezyka,macie teraz takiego dobrego spowiednika ten ksiadz wie wszystko o duchowosci"...wyszłam od niego z pewnością,ze to była moja ostatnia rozmowa z kimkolwiek.....
Niedługo minie miesiąc od tej rozmowy,a ja nadal się dziwie..temu ze miał racje,nieraz czytałam świętych piszących "wyzbyć się wyobrażeń o Bogu"to zawsze sprawiało mi trudność,wyzbyć się wyobrażeń? to jak nawiązywać z NIM relacje?,jak GO kochać?,jak MU ufać?...a jednak tak się dzieje..wyzbywam sie tego(nie wiem jak to opisać)..i tak jest dobrze..wyzbywam się uczuć..i tak jest dobrze//tak bardzo się bałam tej ostatniej rozmowy,tej świadomości tracenia oparcia,znajomości,wspomnień tych 7 lat...to dziwne ze trace bez zalu,bez teskoty,niemal obojetnie,bez checi ani potrzeby kolejnego spotkania..i to tez jest dobrze,nie wracaj do siebie z przed dotknięcia laski;)..choć od czasu do czasu odzywa się złość na sama siebie..czyli to tez było kłamstwem?,nie zależało mi na nim?,nie traktowałam tego jak przyjaźni?nie był dla mnie ważny?nie bylam w nim zakochana?,walczylam z uczuciem zludzeniem?,pozadliwoscia wymyslona?,nie byl mi potrzebny?.....był,i Bóg po to sięgnął,a ja pozwoliłam MU to dotknąć ;)..pozostaje wdzieczosc,ze Bog "dal"mi cos tak bardzo dobrego,i cennego,i nie Zalowal dla mnie tego co mial tu najlepszego..bo moj byly KD to naprawde jest KTOS bardzo BOGU bliski ;).
I Pozwalam codziennie na te dotkniecia ,i codziennie mam nadzieje ze będzie oczyszczał.ze wymiecie wszystko co jest pomiędzy nami,aby pomiędzy nie było nikogo i niczego tylko ja,tylko ON...i dopiero wtedy,zacznę żyć w Prawdzie ,Jego wola,tak jak powinnam.
"mamo,moje życie jest dobre..twoje życie,jest głodne",,to usłyszałam kilka tygodni temu od mojej 5latki(nie wiem co naprawdę chciała wtedy powiedzieć,to jej wyszło)...to zdanie w pelni oddaje moje życie,moje życie jest wciąż nienasycone,nieprzeniknięte w pełni NIM..jestem głodna Boga i siebie...i wiem ze ON chce mnie karmić(cokolwiek to znaczy),a ja chce być przez Niego karmiona(cokolwiek to znaczy)