lekki balaganik ;p
dodane 2015-01-10 18:25
Lekkie wkurwienie dziś mnie dopadło,i tak lekko mnie trzyma i ponosi ;)...a nie wydarzyło sie wlasciwe nic,spotkanie rodziców dzieci pierwszokomunijnych..tak apro po za dwa tygodnie maja pierwsza spowiedź,na 5 miesiecy przed Ikomunia,nie wiem po co tak wczesnie..ale to nie moja broszka..a wiec nie wydarzylo sie nic,nie mam pojecia o czym ks pouczał rodziców,nie zabrałam dzis ze soba tłumacza,wsluchiwac sie i łapać poszczególne angielskie słówka tez nie miałam ochoty/ale najwyrazniej ksiadz na spotkanie przyszedł z Duchem ;),najwyraźniej w modlitwie przed i po spotkaniu cos "zawialo"...poczułam rozsypkę w sobie,rozdrobnione porozrzucanie puzle wszystkiego we mnie,przygnębienie,niemoc,złość,agresje..no taki lekki wkurw wlasnie...złość do siebie,do ludzi,do rodziny,do zdarzen,do Boga..wlasna slabosc sie rzucila na oczy jak bielmo,słabość,niemoc nieumiejętność,,i Boskie milosierdzie nad takim niedorobkiem jak ja ;)...pisze to co czuje,a jednoczesnie pisze to z usmiechem na ustach..i w tyle glowy "slysze" nie szalej ;) nie przesadzaj,pomysl co to jest,po co,i co z tym zrobic...i niby wiem...a jednak nie mam najmniejszej ochoty nic z tym robic..mam ochote na focha,na zarzut ciala kocem i przespania dnia..nic nie muszę robic z niczym..mogę sobie pozwolić na cofniecie,na ucieczke czy jakkolwiek to nazwac...bo to tym właśnie jest;)..chociaż nie wiem po co,ale wszystko musze wiedziec?
"starajcie sie wpierw o Krolestwo Boze,a reszta bedzie wam przydana"..przyszlo do mnie to zdanie po jednej facebookowej rozmowie z Joda..zalapalam focha na Boga,bylam zla ze tak jak iedys odebral mi smutek(choc nieumiejetnosc zgnebienia do konca i dotkniecia dna,tez jest trudna),tak teraz karze mi sie prosic ,blagac,meczyc z acedia..z lenistwem,ociezaloscia..w tej rozmowie odkrylam,ze sama to sobie funduje,nie zgadzajac sie na Jego wole(choc oficjalnie,i z calego serca codziennie sie z nia zgadzam..ale najwidoczniej slowa sobie,a ja sobie nawet bezwiednie),nie zgadzajac sie na porazki,nie przyjmujac do swiadomosc ze ma sie nie udac,i dochodzac do wniosku ze skoro nie otrzymam tego czego chce,to po co?...maly bunt,maly foch..a wystarczy by miec problem z wiernoscia w modlitwie,sakramentach,codziennosci--czemu sie przy tym upieram?,przeciez wiem ze jak ON jest,to jest wszystko..przeciez wiem ze mozna Mu oddac swoje mysli i rezygnowac z pragnien..wiem bo to przechodzilam..a mimo wszystko,ciezko mi odpuscic;/--letnosc..jestem po srodku.ani od Niego odejsc,ani do Niego podejsc...no i lekki wkurwik sie trafil ;)
Nie chce byc swieta..tzn..nie ma to znaczenia..nie stac mnie na to..za duzo wysilku..za ducho pokory,za duzo rezygnacji..za duzo,tyle nie potrafie//nie mam dola,nie mam depresji..nie am szans zebym ja miala;)..Wyleczyl mnie na dobre..i choc wewnatrz czuje.ze wszystko sie zmieni,i bedzie ok,i nze to co teraz czuje,choc to czuje to karmienie sie klamstwem i pycha i proba ucieczki przed spowiedzia,rozmowa,czy powrotem do Niego...to mimo wszystko to czuje,i nie wiem jak wystartowac w ta druga strone w ktora mnie ciagnie ;)))))..ta,do radosci wlasnie ;)---chyba faktycznie dzis Duch spoczal na Jozefie...ale,nie o puzelki we mnie mi chodzilo..