od pierwszego,do pierwszego (piatku)
dodane 2014-11-07 19:47
"Tęsknisz troszkę?"..pytanie w komentarzu pod zdjęciem na facebooku..zdjecie z 2go listopada przy pomniku ..dobra nie wiem czyim..polskich marynarzy przybyłych w czasie II wojny światowej..około 100tka polaków,,jeden żyjący jeszcze uczestnik tamtego wydarzenia ,odprawiał ks paulin z Częstochowy,który akurat był tu w tym czasie,a na koniec wspolna pamiatkowa fotka,ktora jak tylko się pokazała ,"porwałam" na swój profil.
a wiec... "tęsknisz troszkę?"-w pierwszym odruchu chciałam napisać-NIE-ale powstrzymałam odruch..żeby sie zastanowić;)..tęsknię?/odpisałam zgodnie z prawda..tęsknię za..za tym konkretnym dniem na polskim cmentarzu,za ciepłem,i światłem lampek cmentarnych..tesknie za iskrzacym od ksiezyca i skrzypiacym od mrozu sniegiem pod stopami,w drodze na pasterkę..tęsknię za zapachem wiosny..tęsknię za atmosfera pieszych pielgrzymek.
Trochę sie obawiałam ze padnie pytanie...za ojcem nie tęsknisz?..za spotkaniem z rodzina?,,za domem rodzinnym?..znajomymi?..miejscami?
Nie padło to pytanie...a mnie sama zaskoczyła moja odpowiedz, i myśl "zamknęłam przeszłość",nie mam przeszłości,nie mam potrzeby do niej wracac,ani z niej czerpać..ani do miejsc,ani przezyc,ani ludzi-jest dzisiaj(które staram się wypełniać konsekwentnie..z różnym skutkiem),jest jutro(na które nie mam pomysłu,o ktorym nie za bardzo myślę..a jeśli już, to mysle z nadzieja..chociaz dziwna to nadzieja..taka w ciemno ;) )--to chyba musi znaczyc,ze rany przeszlosci ON juz we mnie uleczyl?..nie wracam pamiecia do zlych(ani dobrych) momentow,,nie rozpamietuje zachowan ludzi którzy już "wyszli" z mojego życia..pozwoliłam im odejść..w braku emocji,w braku żalu,w braku złości,tęsknoty,oczekiwań.uwolniłam się w tym od nich...On to we mnie oczyścił.
Zaskoczyła mnie nagła myśl,o pustych cmentarzach,te znicze,kwiaty,spotkania,uczucia,rozmowy,wspomnienia..to już nie oni..to typowo nasze ludzkie,nasze nas żyjących i dla nas...moj ojciec nie umarł .mój ojciec żyje choć jutro będzie I rocznica jego śmierci..pojawia sie czasem we mnie lekkie zniecierpliwienie za spotkaniem z nim tam,po drugiej stronie..bo wiem,ze tylko tam w końcu będziemy potrafili się spotkać..bez tego co w nas słabe,grzeszne,ludzkie,i spaczone//moj tata już w tym jest,już tego dotyka-nie ;)nie czuje jego obecnosci przy mnie..ale zdaje sobie sprawę ,z tego bytu duchowego,i ze jest to byt prawdziwy i prawdziwe życie,tam..gdzieś...zdarza mi sie do niego mowic,zdaza mi sie go o cos prosic,,,zeby poprosil w moim imieniu...ale,hmm,byl tu jaki był ;)..jak bardzo to TAM go zmieniło?..trudno zgadnąć ;)
ostatnimi dniami(tygodniami) często zadawalam sobie pytanie w osobie trzeciej "gdzie jest Twój Bóg?"..ani go "nie słyszałam"..ani "nie doswiadczalam"..jedyne czego doświadczałam to siebie;)..swojej słabości,niestałości(glownie w modlitwie).głupoty, lenistwa ..czasem żaru potrzeby modlitwy,świętości,zmiany ..żar który zasypywałam popiolem swojej miernoty i nieudacznictwa--nie dam rady,nie umiem,nie wiem jak,ponad moje sily,poza moim zasięgiem..i nagle pojawiła sie odpowiedz na "gdzie jest Twoj Bog?"..wlasne w tych dwóch myślach--zamknęłam przeszłość,,i moj tato wciaz żyję///tu był moj Bog;)..tak głęboko we mnie ukryty,ze w żaden sposób niedostrzegalny, nieodczuwalny..a Odkryty w swym dziele ,kolejnej we mnie przemiany.
"to niedobrze Boże ze jestem sama"..bo zaczynam kluczyć,bo znów trudniej panowac nad emocjami,bo znowu wchodze w bezsensowne dyskusje,dla nich samych tylko,bo znowu zaczynam oceniać.."Daj mi kogoś"-już wiem,ze godzine drogi ode mnie sa organizowane co niedzielne polskie msze..może nie zawsze finasowo bedzie mnie na to stać..ale ,liczę na to ze przynajmniej dwa razy w miesiącu to sie uda...potrzebuje wsparcia duchowego ;)
Dzis kolejny I piatek..poprzednie dwa polegly z roznych przyczyn..do samego konca nie bylam pewna czy podejde do spowiedzi,znowu nie potrafie sie przygotowac;/...ale potrzebowalam tego miejsca,potrzebowalam mszy,komuni,adoracji..a jesli z tego wyniknie i "pojednaie" TO chwala ci Panie-tym razem byl ks J..byla msza..i..nie bylo spowiedzi,bo ks mial brac udzial w jakis uroczystosciach(nie wiem,nie do konca zrozumialam)..no coz, i tak nie bylam na to gotowa.
cos "szarpnęło" po przyjęciu komunii..cos szarpało w czasie adoracji,coś wciąż szarpało w drodze powrotnej w autobusie..powstrzymywanie zeby nie szlochac i ukradkowe wycieranie lez plynacych po twarzy ;)..plus pociaganie nosem..kiedy sie naucze ze potrzebuje chusteczek?.(.bo teraz szarpie mnie po kazdej komuni i na każdej adoracji ).."szarpanie" bez powodu..to efekt jakiegoś dysonansu..Jego świętości i wielkości..i mojego..nic dobrego;)..jedyne co mogłam to po raz kolejny zawierzyć MU własne życie.."przecież to widzisz,przecież dobrze wiesz,ze ja nie wiem jak żyć,ze nie mam na siebie pomysłu,ze nie potrafię niczego zmienić, tylko Ty możesz nadać mu sens i kształt i wartość.chce aby w moim życiu działa się Twoja wola,bo wszystko co mnie spotyka nie jest ci ani obce,ani nieznane,ani nieważne ,zechciej je przyjac i nim pokierowac..Jezu ufam Tobie"
do domu wróciłam z "oczami królika"..ale za to z wielka lekkością,nadzieja i radością w sercu ;))))
Stan,który wciąż się we mnie utrzymuje ;))))))
-nie ma człowieka,ale jest BÓG..któremu ufam.