laska oddana walkowerem
dodane 2014-08-11 10:35
Wykorzystuje Ta Milosc..pisalam w jednym z ponizszych postow
Wykorzystuje na calego..ale nie tylko..Wykorzystuje i lekcewaze.
wyciagam rece..przyjmuje laski..a potem bez wiekszej refleksji i zastanowienia wypuszczam je z rak..
i wyciagam lapska po kolejne
trace laski Boga...wykorzystuje Jego milosc i cierpliwosc..i chojnosc
Wystawiam Boga na probe..jak dlugo Da sie prubowac?...do wczoraj nie do konca bylam tego swiadoma..dzis juz jestem...wiec juz chyba nie dlugo?
oczekuje grzmotow i trzesienia ziemi..oczekuje jasnego,mocnego,wyraznego(i najlepiej ustami jeszcze kogos poparte) ..ze to sie dzieje..ze to naprawde ON..ze to nie moje wymysly..bo nawet o tym nie mysle..bo dotyka mnie to inaczej niz oczekuje...potrzebuje mocnego i wyraznego potwierdzenia ze dobrze to interpretuje,ze taka jest Jego wola..w tym,czego czasem daje mi doswiadczyc.
tylko ze kto mi to potwierdzi?...a ON nie w grzmotach,nie w trzesieniu ziemi..ale w lekkim powiewie;/
no wlasnie,lekki powiew....zawieje..musnie...przeminie...zostawi wspomnienie...ale nie pewnosc;/
Nie jestem pewna siebie...ciagle nie dowierzam..ze to ON (choc tak o tym mysle,tak o tym pisze)..ze to rzeczywiscie do mnie...
daje sie pociagac gdy cos przychodzi..daje temu wiare gdy w tym tkwie..jestem pewna ze to Bog..jestem Mu wdzieczna ze przychodzi do mojego zycia....a gdy to mija?..odpuszczam
a przeciez to jest zwyczajne..zwyczajne ,powszednie..nie ma fajerwerkow..On mi daje pewne znaki,potwierdzenia ze to jest....choc niewidzialne.nie zawsze odczuwalne ..ale prawdziwe///a ja odpuszczam...bo trzeba sie potem potrudzic...bo potem trzeba powalczyc by mialo to ciaglosc,by z tego nie rezygnowac....ja wole odpuscic,i znowu wyciagnac rece po kolejne..a On nie odmawia..i daje
ale...czy postepuje choc krok do przodu?...czy stoje w miejscu zadowalajac sie w sumie wciaz tym samym (tylko inaczej)
Nie ufam sobie..nie wierze temu czego 'dotykam"...dlatego odpuszczam,dlatego nie walcze,..dlatego ciagle jeszcze traktuje GO tak lekko i zuchwale niekiedy.....stagnacja-a jesli nie rusze...to zaczne sie cofac.
Trudno isc za Nim...gdy ujawnia swoja obecnosc,nawet w tak minimalnym stopniu jak przede mna..a potem znow sie ukrywa...bardzo trudno,bo wraz z Jego 'zniknieciem" momentalnie pojawia sie zwatpienie i pokusy...momenty gdy sama siebie nie rozumiem i samej sobie sie dziwe..ze jeszcze chwile temu...uwielbialam Boga,oddawalam Mu wlasne zycie,tkwilam w radosci i nadziei...a teraz jestem w tak duzym zwatpieniu prawdziwosci tego przezycia...ze jestem blizsza zanegowaniu samej siebie..niz zaufaniu sobie.
poczytalam ciut z "dzienniczkow"..nie ,ani Tereski ani Faustyny..nie moja liga...mi sa bliskie swieckie "mistyczki" i ich zapiski;)..a wiec i Alicja..i zalozycielka zgromadzenia(swieckiego tez chyba) do ktorego nalezala///odnajduje w tych zapiskach siebie,odnajduje moje doswiadczenia,moje przemyslenia....zachety ktore i do mnie Bog kieruje (a ktorych nie jestem pewna)
;) nie jestem pewna siebie..ale jestem pewna swoich ograniczen i slabosci..zaden ze mnie typ heroizmu..nawet w tym najmniejszym wydaniu,heroizmu przekraczania siebie i wlasnej natury(lub nalecialosci i zasklepienia klamstwa ...ktore za prawde i naturalne wlasciwosci uznaje)
Trace Jego laski...i jest mi przykro..i jestem za slaba zeby zawalczyc o ciaglosc tego do czego ON mnie pociaga...musze Go duzo prosic o sile,zebym mogla ,nie tyle wierna byc i w wiernosci trwac...ale by sie jej uczyc--wciaz jak choragiewka na wietrze w zaleznosci od powiemu laski;)..wciaz jak lodeczka na morzu w zaleznosci jaka fala w nia udeza...wierzy wszystkiemu
raz lasce..raz pokusie;/..uzalezniona od nastroju,i uczuc..od swego chce lub nie chce mi sie.....wciaz niedowierzajaca ze pod tym czego "nie ma" ,i czego "nie czuje" wciaz jest to samo czym On mnie dotknal i czym doswiadczyl...Niezmienny ,ten sam...choc Ukryty
Jak pozbyc sie tego oczekiwania "fajerwerkow"..jak pozbyc sie tej wlasnej niepewnosci siebie ,nie ufaniu wlasnym doswiadczeniom,i potrzeby "doswiadczania"..upewniania?...nie wiem jak.
;) nie myslec o sobie..moja kondycja fizyczno-duchowa..funta klakow nie warta ;)--myslec o NIm i wypelniac grafik....samo to,sama podstawa...tak trudna czasem do realizacji..tak uciazliwa ,gdy wkrada sie zwatpienie.....ze to i tak na nic,ze lepiej sie zabawic,spedzic czas w inny sposob..ze to "marnowanie" czasu dla Boga..w moim przypadku naprawde jest jego marnowaniem,ze Bog juz dawno przestal mnie sluchac ..bo nie ma takiej sily ktora moglaby mnie "naprawic" i ulepszyc...bardzo trudno wtedy na modlitwie trwac..odczuwajac zlosc do slow "zdrowas Maryjo"..lub "dla Jego bolesnej meki"
Latwiej wtedy puscic jakas nauke czy konferencje..latwiej nawet zanurzyc sie w ciszy przed Nim...ale wiem,ze znow odeszlabym od modlitwy slownej ...a potem jak zwykle...odpuscilabym i reszte