i-nie jestem zwolennikiem aborcji!!!
dodane 2014-07-11 00:06
Pamietam te rozmowe z przed kilku lat
pamietam ze nie krzyczal(wcale nie podniosl glosu)..ze to morderstwo...ze co ze mnie za kobieta?...ze nie mam prawa....ze zostane potepiona....ze zycie jest najwazniejsze...ze to nie moja wlasnosc...
nie..nic z tych slow nie padlo...pamietam chwile glebokiej ciszy..i powolne jakby z przestrachem "wiesz co chcesz zrobic?...przeciez nie dostaniesz rozgrzeszenia...przeciez nie bedziesz mogla przyjmowac komunii"....wiecie co do mnie wtedy dotarlo?...ze ten czlowiek naprawde wierzy..i ze najprawdopodobnie NAPRAWDE istnieje Bog.
potem przyklady wlasnej rodziny (7rodzenstwa)..przyklady innych losow wielodzietnych..by na koniec...to twoja decyzja,..ja cie prosze nie rob tego,nie odrzucaj Boga.
....tak sobie czasem patrze..i czytam..na ten caly szum przeciw aborcyjny...na te pikiety ..na ta czasami plynaca nienawisc i jad z ust katolikow..na te zadania rodzenia ..na to powolywanie sie na Boze prawo.."kamieniowanie" kobiet ktore jawnie o aborcji mowia..na rzadzenie sie cudzym zyciem,brzuchem i wyborami..i jako katoliczka mowie temu zdecydowane NIE
I zgadzam sie co do decyzji zwiazanej z odwolaniem Chazana..i nie..nie dlatego ze nie dokonal aborcji(mial prawo postapic wg sumienia)..i nie,nie dlatego ze nie wskazal kogos kto moglby to zrobic...ale za to ze postawil sie w "buty" Boga..
stawiam przed toba dobro i zlo-stawiam przed toba smierc i zycie-WYBIERAJ
tego wyboru przyszla matka nie miala..i temu mowie- NIE
Bog nie oklamuje...nie trzyma za rekaw i nie wrzeszy..NIE>>NIE>>nie masz prawa..zakazuje ci tego..masz robic to co chce,to co karze....NIGDY Bog tego nie robi.....czy i wy chcecie odejsc?..spojrzal z miloscia i ze smutkiem za odchodzacym--taki JEST
--------------
Nie dokonalam aborcji.(choc az do porodu nie potrafilam w sobie przemoc niecheci do dziecka,,z mocnym postanowieniem,ze jak kolejna dziewczynka to zostawiam ja w szpitalu,bo nie chce corki)....moze nie do konca ze wzgledu na Boga (bo zbyt blisko to ja z nIM jeszcze nie bylam )..moze ze wzgledu na czlowieka..ktory mi w tym momencie (i naprawde trudnym zyciowo na tamtym etapie) wskazal na Jego istnienie...ktory w tym momencie,nie myslal o nienarodzonym zyciu ktore ma prawo do zycia(a ja nie mam prawa glosu i wyboru )...ale zobaczyl kobiete od ktorej Bog moze sie odwrocic(?)..zobaczyl mnie,i okazal rzeczywisty szczery smutek i zal (nie wiem jak to napisac) ze moglabym nie zostac zbawiona?
a moze potrzebowalam zeby ktos spojrzal na mnie i zobaczyl mnie..moje zrezygnowanie,moje zagubienie,zrozumial moje "ja juz nie mam sil,ja juz nie chce"?
wiem ze gdyby zaczal sie tam wymadrzac..krzyczec..zakazywac..nakazywac..i sypnal madroscia w stylu.."jak sie nie chce dziecka,to sie nie seksi"...a jak jestes glupia i nie myslisz,to juz twoj problem i nie masz wyboru bo cos MUSISZ,bo ..ja ,,kosciol..Bog..i wszyscy wierzacy ci nakazujemy i rozkazujemy..i wymagamy posluszenstwa "...Faustyny by dzis na swiecie nie bylo..
------
bardzo mi tego w postawie katolikow broniacych zycia brakuje....spojrzenia na kobiete...a nie jej brzuch...bardzo mi brakuje proby wskazania na Boga kochajacego..i obecnego..takze poprzez nich--tylko Bog potrafi tak naprawde poznac czym sie kierujemy podejmujac taka a nie inna decyzje..On tez zrozumie,nasz strach..nasze obawy..nasz brak wyjscia z sytuacji...ktore popychaja do takich a nie innych decyzji///Powinnysmy bardziej patrzec na Niego,i bardzie mu ufac...nie krzyki,nie zakazy,nie pikiety,nie ocenianie i opluwanie...nie to...bo to i tak na nic....bo stajemy sie obroncami PRAWA za wszelka cene ..uswiecajac kazde srodki prowadzace do celu...nie tedy droga
tylko milosc,tylko wsparcie,tylko zapewnienie o pomocy(jesli taka jest potrzebna)..tylko wskazywanie na Jego milosc i dobroc i opatrznosc...post i modlitwa jak wszystko inne zawodzi....ale tez,zgoda na porazke....zgoda na wolnosc wyboru...skoro prawo.. takiej wolnosci przyzwala.