i takie tam ;)
dodane 2014-05-31 19:47
koncze ksiazko-kartke na zamowienie..zaczynam pamiatke z okazjii slubow kaplanstwa.obliczylam..29te..ciekawe czy za rok ks zrobi uroczyscie..ciekawe czy nas zaprosi ;)...wpisalm pierwszy teks ktory nawinal mi sie na oczy na haslo wpisane w gogle "Jezus o kaplanstwie"..jest idealne pod niego..mam nadzieje ze dobrze go zrozumie..bo i pamiatka w ksztalcie krzyza..nie sadze zeby byl przesadny..mam zreszta na temat podarowywania krzyzy inny poglad
" Jesteście stworzeni dla Mojej chwały, drogą Moją iść trzeba. Drogą krzyża, Golgoty. Tam, gdzie więcej światła, więcej wymagam. Czasu ci nie określam. Z krzyżem zostawiam."
On jest swiatlem..czy raczej..to swiatlo w nim jest..a i wymagania..nie tylko zdrowotne spore---zaczelam "tworzyc" ten krzyz wczoraj wieczorem,przypadkiem ,szukajac odpowiedniego obrazka do zamowionej ksiazki trafilam na ten pomysl....Juz wczoraj udezyla mnie ta mysl,ze nie wiem jak to sie stalo,ani przez co dokladnie..ale jest we mnie calkowita zgoda na "ostatnie miejsce i samotnosc"...calkowite przyjecie ze w swoim zyciu nie trafilam na ludzi -dla mnie-oni byli owszem..zawsze w jakims konkretnym celu..i zawsze "odchodzili" gdy cel byl bliski osiagniecia..nie wiem,moze nie nadaje sie do przyjazni,moze relacja na cale zycie nie jest mi pisana....nawet malzenstwo to samotnosc..dwie samotnosci jak to napisala u siebie na blogu mamma...i to tez jest po cos,i w tym tez jest cel...gdyby bylo inaczej..nie mialabym czasu dla Niego..zdaje sobie z tego sprawe..ze ludzie wymagaja czasu,uwagi.i latwo w nich zagubic to co podstawowe to co najwazniejsze..nie tylko Boga ale i siebie.
Odpuscilo we mnie calkowicie..oczekiwania...potrzeba..tesknota...odkrywam ze bardziej to ja potrzebuje byc dla innych..i mam do tego naprawde wiele mozliwosci...nawet jesli wyglada to inaczej;)...nawet jesli wpada do mnie dziewczyna na kawe...i zaczyna mowic..mowic..wylewac zale..plotki...zlosci..nawet nie slucha co mowie...mowi mowi mowi..pojdzie..i wiem ze minie pare miesiecy zanim pojawi sie znowu---to ona wybrala czas...skozystalam?...szczerze?..tylko tyle ze kolejna grupa nieznanych mi osob dowie sie o mnie czegos ,czego zapewne ja sama o sobie nie wiem--i tego jestem pewna..i jest mi to obojetne ;)
odpuscila tez frustracja...zlosc,zazdrosc..zal..niechcec ktora czulam choc nie chcialam czuc i czulam sie przez to paskudnie.
Ja wiem czego bym chciala..i czasem zaluje ze te moje pragnienia nie sa uzaleznione od pieniedzy..byloby prosciej ;)...wiem ze sposob w jaki jestem dla rodziny tez jest wazny..bo to wszystko jest wazne...sprzatanie..pranie..gotowanie..zakupy-ja sie nie uchylam,nie stanowi to problemu..moze problem w tym ze moj dom nigdy nie bedzie szpitalnym przypadkiem sterylnosci;);p..i owszem to czasem mne przybija (perfekcyja pani domu..uwielbiam ten program..i tez zawsze tak chialam miec u siebie..czysciutenko..perfekcyjnie...nigdy w zyciu na wet na moment nie udalo mi sie tak posprzatac domu..domu..chocby jednego pomieszczenia ;) )
moje pragnienia to Jego wola..umiejetnosc jej odczytania..ale tez umiejetnosc i calkowita zgoda w przyjmowaniu..moje pragnienia to przemiana we mnie..wiecej cierpliwosci..wiecej lagodnosci..wiecej ciszy...wiecej MILOSCI..jestem zimna,zdaje sobie z tego sprawe..moje pragnienie to cieplo rodzinne,to wspolny czas,to wspolna radosc...a tego nie umiem tez...zgadzam sie byc wtedy gdy inni tego chca,gdy mi pozwola...ciesze sie ze moje dzeci ze mna rozmawiaja,ze przychodza z tematami ktorych ja za cholere nie poruszylabym ze swoimi rodzicami czy rodzenstwem...moim pragnieniem,jest pozbyc sie lenistwa ktore mocno sie zakorzenilo..egoizmu,ktory co chwila daje o sobie znac.
Moim pragnieniem jest pozbyc sie smutku ktory narodzil sie we mnie wraz ze mna..ktorego w sobie nie rozumiem..bo nie brak mi optymizmu..nie brak mi nadziei..nie brak mi ufnosci(tzn..braki ilosciowe zapewne sa)..a ten dziwny smutek zasnuwa to wszystko..jest radosc we mnie(bo jest) i jest smutek na mnie-nie wiem jak to napisac;)...co to jest tak naprawde?..nie wiem.
Przez chwile mialam dzis meza..przez jakies 9 godzin...i bylo okej..i za takimi godzinami tesknie..i ja i dzieci zapewnie tez....a prawie ustawicznie jest inaczej..glosno..nerwowo...z oburzaniem..z przeklinaniem...wrogim milczeniem..pretensjami...dolowaniem drugiego..zawstydzaniem dzieci..--do tego mam przywyknac?..serio?..przeciez wiem i widzez emoze byc inaczej...."Nie lubie siebie,nie rozumiem ludzi ktorzy lubia siebie,nie lubie siebie nie umiem lubic innych..wiem"...i okej,i ja to rozumiem..ale co?..i juz?..nie lubie ,taki jestem..i juz?...to zalatwia sprawe?.to zwalna z wysilku?..rozumu?......to z niczego nie zwalnia,ale jak to wytlumaczyc?..przykladem?...ale czy on widzi kogokolwiek procz siebie?...nie jestem pewna.///kiedy przyjedzie?..za tydzien?..dwa?...sam tego nie wie..niewazne////dzis nam bylo dobrze w swoim towarzystwie.
Wieczorem..ide do kosciola..jak przetlumaczyc ta akcje?...noc swiatla?...raz w miesiacu ,kilka godzin..wystawienie Sakramentu,mozliwosc spowiedzi lub rozmowy z ks..nastrojowa muzyka na zmiane z zespolem....i ludzie ktorzy wychodza przed kosciol z latarniami...zaczepiaja przechodzacych..odwiedzajacych pobliskie puby..zachcecajacych do wejscia do kosciola choc na chwile---wielu polakow by sie zgorszylo wieczorowymi strojami przechodniow;)---i przychodza;)..daja sie nammowic;)--osoba z latarenka prowadzi do oltarza,podaje kartke olowek..mozna zapisac intencje,prosbe..mozna sie pomodlic..zostac..wyjsc///wielu tu takich ktorzy po raz pierwszy w tym miejscu....muzyka moze i nie sklania do medytacji...ale czy zawsze trzeba do Niego mowic?..On tam czeka..jest dla mnie i tych wszystkich innych..pobyc w Jego obecnosci..pobyc we wspolnocie..nawet jesli jest to samotnosc posrod tlumu..nie wazne ;)...nikt nie jest samotny i kazdy potrzebuje ludzi..chocby po to zeby stwierdzic ze sa;)
i w sumie to tyle co chcialam napisac ;)...milego sobotniego wieczoru wszystkim ;)