rekolekcje..podsumowanie
dodane 2012-12-26 13:40
czułam prawdziwa niechęć przed tymi rekolekcjami..byłam zmęczona..i stresem z powodu paczki..i choroba Fuski..miałam ochotę zaszyć się w kącie..odpocząć..przemodlić..po co ja tam?..co to zmieni?..co doda?..nie chcę...
I pewnie zrezygnowałabym gdyby nie myśl "ty się boisz"..?????..tak to był strach..strach przed spotkaniem z ludźmi podobnie myślących,w tym samym kierunku idących..strach,ze znowu poczuje jak dobrze być z innymi..jakim darem jest drugi człowiek..i jak trudno bedzie mi stamtąd wrocic do mojej codzienności..strach,ze to co odkrywam..samotność,ukrycie..to co zaczelam lubiec,akceptować,dostrzegac tego wartość i ważność..że tam wszystko to weźmie w łeb..a to czym i jak zaczynam i chce żyć..okaże sie kolejnym kłamstwem,bałam się tez spotkania z J..//czegoś się nauczyłam przez te ostanie 6 miesięcy...strach należy odrzucać..ze strachem należy walczyć..lękowi nalezy sie przeciwstawiac..bo "nie dano nam ducha bojaźni"---pojechałam tylko dlatego ;)..żeby nie dać się "zastraszyć"---zaskoczyłam sie,bardzo mocno i pozytywnie zaskoczyłam się samą sobą..ja tam po prostu weszłam..po prostu byłam..po prostu wyszłam//nic sie do mnie "nie przykleiło",nic się ode mnie nie odkleiło..byłam sobą..tak mocno sobą ;)..nikogo nie oceniałam,nikogo nie stawiałam niżej,czy wyżej..z każdym się dogadywałam..(nawet z dziwacznym Markiem;p )...hehehe..ze zdziwieniem odkryłam,że ludzie szukają mojej obecności(to było naprawdę nowe)...nawet przez chwile nie przyszła myśl,ze ja też podlegam ocenie,mój nałóg nie był powodem do wstydu czy chowania się z nim..nie miałam potrzeby tłumaczenia,ze wychodzę z "dzielenia", czy konferencji ks Piotra czy J..miesiące odwyku od ludzi ma swoje prawa ;)..dlaczego skozystalam ze spowiedzi?..dlaczego poprosilam o rozmowę(z których juz zrezygnowalam pól roku wczesniej)?..nie wiem do dzis..to byly dwa impulsy za którymi po prostu poszłam,nie zastanawiając sie nad nimi (impuls-działanie)....tam zdalam sobie sprawe jak ja dawno nie miałam fajerwerków ;p..żadnych "słyszeń",żadnych "widzeń",żadnych emocjonalnych nagłych "uniesień"..ze wszystko jest takie zwyczajne,codzienne,,,wiedza,wybór..i ,no cóż,poczułam tego brak ;)..poprosiłam GO o to,aby w czasie tych trzech dni On mnie jakos emocjonalnie dotknął--dostałam co chciałam ;)///Piotr poprowadził indywidualne modlitwy nad każdym z nas...jego dłoń na moim czole,druga na sercu,,i dłonie Adama na ramionach...koło zamknięte;)..zamknięte kolo ciepła które zaczęło wokół mnie wirować,i mnie kołysało...o czym myślałam?..tylko o tym ;)..ze jest tak ciepło,ze jest tak fajnie,ze czuje się jak kołysane dziecko..i żeby to trwało i trwało ..i trwało ;);p...to jest jednak ciekawe,ze jedno dotkniecie i slowa modlitwy,a czlowiek czuje się oddalony,jakby odcięty od rzeczywistości i ludzi..tzn jest świadomość czasu i miejsca..ale jakby za mgłą,za kotarą...tylko ja..;)
To wróciło do mnie w adoracji..myśl,ze tak właśnie jest,że w takim miejscu,w takiej obecności przed Nim jestem..jestem przez niego "utulona" ukołysana..i czas żeby to przyjąć do świadomości..oderwać sie już od siebie..nie myslec o sobie..zaczac naprawde "kołysać " innych..bo On nade mną już objął swoją piecze ;)...
W poniedziałek "zobaczyłam" siebie ;)..chwila,,sekunda..nie wiem..widziałam siebie w Bożych dłoniach,siebie w postaci embrionalnej,w otoczeniu światła--i jedna myśl-konkret,to jest konkret..jestem kochana,jestem swiadomie stworzona..nie jestem przypadkiem..jestem konkretna,ja...//tak jest każdy z nas..każdy z nas w tym świetle Bożym (jego obecność?..obecność ducha świętego?.)..wzrastał,to światło w nas wnikało,i z tym światlem w sobie przyszlismy na świat..i ono jest w każdym z nas..uczucia tego kola ciepła z modlitwy Piotra powróciło,jakby obręcz ciepla otulala moje serce..chodziłam z tym poczuciem ciepła caly dzień ;)//jak ważne jest przebaczenie,natychmiastowe,bez zastanowienia,bez szukania swoich racji,bez rozmyślania nad powodami zranienia..od razu,natychmiast...zanim nas zaboli,zanim w nas utworzy szczeline,ktora nas odgrodzi od Niego..zanim damy dostep zlej mysli do swego serca..to jest JEGO teren,JEGO własność..ON jest we wszystkim w nas..i On chce być we wszystkim w innych...nawet w tych którzy nas ranią,,ON chce tam być..nie wolno nam utrudniać..nie wolno nam odbijać złej myśli,złych słów..wzmocnionych naszym bólem,i większą winą "okładać" winnego ;)...nasza relacja z Bogiem,przebaczenie i miłosierdzie...to jest najważniejsze tutaj..i nawet zachowanie naszego dobrego imienia przed innymi,nie jest warte walki,,nerwów,,,stresu--On wie..i to wystarczy.
Śmieszna rzecz ;)tyle sie naczytalam o drobnych uczynkach codzienności,o robieniu ich z dokładnioscią i miłością itd--dokładność,uwaga...to rozumiem..ale miłość w tym?//poczułam to ;)..dokładnie tak jak o tym pisze..zwrot serca w stronę danej rzeczy..miłość do tej czynności...mysl,ze robie rzecz ostateczną,ostatnią..która przemija,,ale która jest bardzo ważna w swej przemijalności..czy można to w sobie narzucić?..wypracować?..wątpię..to pojawilo się we mnie samo..to jest postawa..która chyba jest dana..pojawiło sie we mnie raz..czy powróci?...w każdym razie inaczej wygląda moja codzienność i każda wykonywana czynność...czy szykowanie kanapek do szkoły..czy mysie podłogi ;)..rzecz ostateczna,mala ..a jednak ważna i przekładająca się na tę wieczność tam.
To dopiero 3 tygodnie od tych rekolekcji..a jednak dość sporo by zauważyć,że kolejna rzecz się we mnie nie pojawia...nie pojawiła się we mnie PUSTKA..nie pojawiła sie SAMOTNOSĆ,ta inna samotnośc ta ktora wołala do Niego i jego samego oczekiwała..tej pustki we mnie nie ma,tej nie zajętej przestrzeni we mnie juz nie ma...łapie sie często na tym,ze normalnie fukcjonujac w mojje codzienności,,jakas częśc mnie jest stale zwrócona we mnie,jakby dotykała w środku mnie czegoś ..jakiegoś pokoju,łagodności,ciszy...miejsca z którego można czerpać,i przenosić to do tej rzeczywistosci mojej ;)..coś co pomaga zachować spokój i cierpliwość..co pomaga nie otwierać usta do krzyku,czy oceniania,czy kłótni...dotyka czegos co zmusza aby dać pierwszeństwo modlitwie,dać sobie czas na reakcje,nie wybuchać niekontrolowaną nagła złością,czy irytacją---dziwne to jest...ale dobre to jest ;)...dystans do rzeczy,sytuacji,zachowań ludzi..które przemijają,i którym trzeba pozwolic przemiac bo nie są ważne..sa chwilowe..zniszczalne...a niestety punktuja w nas i nie zawsze na plus,,na przyszłość..na wieczność ;)...///On chyba wtym zamknął juz moja przeszlosć..to co raniło..bolało..uzdrowił,,uleczył..wzmocnił--nie ma powodu by patrzeć w stecz..teraz tylko do przodu ;)...co,chwilami mam wrażenie,,jest trudniejsze ..sama sobie i sobą to utrudniam.