jak to w rodzinie ;)

dodane 11:52

http://www.photoblog.pl/ulomnaprzyjazn/130933777   Na drucikowanie mnie wzięło ;)--"i byłoby sobie ładne drzewko,to dodała drabine,i juz nie wiadomo o co chodzi"..no jak? drabina Jakubowa.."a kto to ten Jakub?"..zartujesz sobie ze mnie?..sen Jakuba o drabinie do raju.."to chyba mnie nie było na tej mszy"..????no a książka Klimaka drabina do raju?,to przecież też o tym.."a kto to Klimak?"..sam mi te książkę kupiłeś.."kupić kupiłem,ale kto to jest,to nie wiem"----hmm..no i jak z nim rozmawiać?
Gabi zamówiła sobie "drzewko modlitwy"..jak na razie nie mogę trafić na odpowiedni korzeń..ale znalazłam ładne gałazki,zrobię dla Gai kolorowe drzewka z koralikami i motylkami..hehehe..zamiast kwiatów doniczkowych,do których moja córka tak jak i ja nie ma dobrej ręki....urządzaja to mieszkanko,urządzają i ciągle urządzić nie mogą ;p...ja tylko czekam ,kiedy wreszcie zaczną robić porządek,tak po Bożemu bardziej ,ze swoim związkiem..jak na razie słyszę że Gabi znalazła pracę,jako opiekunka w szkolnych autobusach dla dzieci potrzebujących..tzn,niepełnosprawnych...i oczywiście  "z Gają,mamuś zostaniesz?,bo to tylko rano i po południu"..hmm..jeśli będzie tez wozić i przywozić Teofila ze szkoły,to czemu nie..bo chyba zapomniała że ja mam jeszcze Fuskę w wózku..a teraz jak Ignacy zmienia szkołę i Teofil zostaje sam w starej..to mnie też czekają codziennie dwa kursy do szkoły...no zobaczymy ,jeszcze nie znam rozkładu zajęć Tośki w collegu..jest szansa że nie będzie miała rannych zajęć.
Toska  z Polski wróciła..i jedynym tematem od jej powrotu jest ,Polska właśnie ;)..czyli norma;)..za rok wybiera sie na Woodstock..heheheh:)..jesli z "przystankiem Jezus" to nie ma sprawy ;p.."nie musisz sie tarzać w błocie z innymi,a koncerty i tak usłyszysz" --ale o to tarzanie właśnie chodzi,to fajne jest.."tia,chodź zrobimy sobie błotko w ogródku i tarzaj sie do woli"..porąbało laskę ;/--na szczęscie ona ma tez słomiany zapłon,miała wrócić z Polski z tatuażem..walczyła ze mną o niego cały rok,a wreszcie jak machnęłam na to ręka..to sie rozmyśliła...no i drugi fakt,kończy sie ważność jej paszportu,i dobrze wie ze musi sobie sama na niego zarobić,jak i na ewentualne przyszłe wakacje też..poroznosiła juz kilka cv..ale oczywiście miejsca w których by ją od razu przyjęli ,omijała z daleka ;)..no cóz poczekamy..przyciśnie ją brak kosmetyków,nowej bluzki,biletu do kina..to i w te omijane zajrzy ;)..teraz siedzi nad moimi książkami do prawa jazdy..i wbija znaki drogowe ;))));p..za pól roku może robić prawko,,no i to jest jej najbliższy cel..(ciesze sie ,że wreszcie jakis konkretny ma ;)  )
Wojtek drugi tydzień na urlopie...hmm..n ie do konca udaje mi się zdać egzamin z "miłości bliźniego"..sa momenty gdy jest to ponad moje siły..i choćbym chciała,nie jest to możliwe..ograniczenia człowieka..przez niego nie zauważane,przeze mnie nie do przyjęcia..naprawdę mi kiedyś nie przeszkadzało ,ze aż tak mocno się różnimy?..w zyciu,ktos taki nie zostałby moim znajomym ;/.
Na szczęście jutro ostatni jego urlopowy dzień ;)..i wszystko wraca do normy ;)..i dobrze pośród tego chaosu.."i wszystko jest takie ważne,i wszystko musi być na już "(szkoda ,ze nie to co naprawdę być powinno)..zagubiłam modlitwę,zagubiłam skupienie..na wczorajszej medytacji dotarło do mnie ze wystarczy moment Jego nieobecności,a ja momentalnie plecami do Niego..nie ma we mnie nawyku,nie ma we mnie postanowienia..przykre,ale prawdziwe..nieustannie potrzebuje Jego łaski "nawołującej"..nic bez Niego.--Jutro robimy pożegnanie z latem ;)..wykupiona miesiąc temu wycieczka na wyspę..oczywiście bilety na statek wcięło nie wiadomo gdzie,ale było już wiadomo od dwóch tygodni,ze je wcięło...i tu wychodzi to czego najbardziej w moim mężu nie lubię..ze to co naprawdę ważne,odkłada na ostatni moment,a na plan pierwszy wysuwa bzdety np,rozsypany piach z piaskownicy..dwoje dzieci na trampolinie..czy zamoczone włosy Faustyny w basenie..aaaaa..i że siadam do laptopa (MOJEGO WŁASNEGO),w tym czasie gdy on chce oglądać film.."nieeee,na komputer nie pójdzie,nie chce mu się po schodach wchodzić"..oczywiście że ja mogę iść na górę..tylko że mój mąż tak ,pooczyszczał komputery dzieci,,ze prawie nigdzie nie mogę wejśc ;/---to ,ze okna nadal nie są poddane renowacji (bo budynek pod ochrona historyczna,wiec wymiana na nowe nie wchodzi w grę)o tym nie wspominam..ale choć zimy w UK śnieżne i mroźne nie są,nie zmienia to faktu ze wiatr hula po pokojach na całego..a konserwator miał byc juz na wiosnę..znowu przyjdzie nam zimować w  dwóch najcieplejszych pokojach,bo w innych pomieszczeniach nie da się z zimna wysiedzieć...ale co tam,mój mąż jak zawsze MA CZAS...najwazniejsze aby rowery były schowane  w budce bo ich widok na ogrodzie,za każdym razem podnosi mu ciśnienie..i nie ważne że jeszcze nie raz będą w ten dzień używane..w budce i pod kluczem na łańcuchu--to dopiero jest upierdliwość ludzka ;p,..dzieci już wolą chodzić na piechotę ;)))///dobra,ponarzekałam sobie ;p.Powrót z wycieczki..po około 10 godzin,wieczór z grillem..nie lubię rodzinnego grilla..i tez ze wgledu na Wojtka..tu nie podchodź..tego nie ruszaj..nie rozlewaj..umyj rece..zabrudziłes koszulke..to tez masz zjeść..nie krzycz..nie biegaj...-zawsze to samo-..spacerów z nim też nie lubię..gdzie biegniesz?..uwazaj ,nie biegaj..nie zrywaj..nie dotykaj..patrz jakie masz kolana....to co ma być przyjemnością ,staje się musztrą..i przeważnie kończy się łzami..bo tatuś z "bydłem" na ulicy się nie pokaże ,i  wracamy do domu..w którym jest tyle do sprzątania,i przynajmniej 'bydło" raz w życiu zrobi coś pożytecznego...taaa..czasem patrze na niego i jestem przerażona...tak miałoby juz zostać?...pilot w łapie,kapcie,kawa,papieros, pełna micha..i dzieci milczeć?..i to już?..pełnia szczęścia?...to tragedia..dobra.teraz sobie ponarzekałam ;/
W niedzielę zrobiłam po mszy rundkę spacerową..ruda z dzieckiem tez ;)..wrócili zmęczeni,padnięci..a to tylko 10 kilometrów   w sumie..3 godzinki na świeżym powietrzu..spokojnym spacerkiem..po parkach,nad morzem...taaa,a ruda wspomina cos o przyszłorocznej pielgrzymce..nooo ,juz to widze ;);p//po obiedzie już nikt nie miał ochoty na spacer..nawet rudej nie chciało sie do domu wracać ;)))..a ze ja odwykłam jednak od bezsensownego płaczu i marudzenia niemowlęcia..zabrałam najmłodszą ..na powtórkę przedpołudniowego spaceru..fajnie było ;)..poganiałyśmy i za wiewiórkami,i za sójkami ;)..poślizgałyśmy sie na zjeżdzalniach (ulubione zajęcie Fuski,huśtawek nie lubi)..najadłyśmy sie jerzyn (wszedzie tu rosną)..pomoczyłysmy nogi w morzu,pozbierałyśmy kamyczki i muszelki..piknik na łączce..itp..powrót niestety już o zmroku,miałam okazje dowiedziec sie czegos nowego o moim dziecku..boi się..cała drogę powrotna "przechlipała" w wózku..niestety jest z niej "klusia"nie tylko z nazwy więc ręce odpadały,bo by mi odpadły..muszę pamiętać na przyszłość ze gdy tylko zaczyna szarzeć na dworze trzeba jak najszybciej być z nią w domu ;)..bo to naprawdę żałosny widok był ..a użalania w ramionach taty po powrocie ,nie było końca..ehhh;/--znowu wyszłam na kiepską matke ;/;p ;)

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 20.11.2024

Ostatnio dodane