dotknąć NIC
dodane 2012-08-13 14:03
Zaczne od tego http://www.katolik.pl/ukrywanie-swych-bledow---zgubny-stereotyp,22967,416,cz.html
Czucie się brudnym i przytłoczonym przez ciężar trudny do nazwania – może być oznaką tzw. chorobliwego poczucia winy, jednak zazwyczaj dochodzi tu do głosu prawidłowo działająca intuicja poznawcza (sumienie). Dokładniej mówiąc, to sam Duch Święty wywołuje w nas przykre uczucia, które przynagla ją do zastanowienia się nad sobą i zwrócenia się ku Bogu."...no właśnie pisałam już ze z tym mam problem..z brudem nie nazywalnym..z poczuciem ze to nie grzech ciężki zawiniony..ale jakaś naleciałość jak kurz na meblach.
Tu znalazlam tez odpowiedz "otwierając nas na działanie Ducha Świętego i podtrzymując pokorną świadomość naszego wewnętrznego zagmatwania i faktu sprzecznych dążeń oraz walki duchowej w nas – podprowadza też do odważnego wyznawania swego grzechu, i to w stylu ludzi Biblii: nie słuchałem Boga, nie byłem Mu posłuszny, nudziłem się Nim (dokładniej, nudziłem się moim biednym obrazem Boga). Nie odpowiadałem Bogu, gdy On zwracał się do mnie, lekceważyłem Jego polecenia i Jego wspaniałe obietnice...
Jest też nadzieja, że dzięki oświeceniom Ducha Świętego zobaczymy i uznamy, że brudzą nas, obciążają i unieszczęśliwiają nie jakieś tam „drobiazgi” czy czysto zewnętrzne przekroczenie Prawa Bożego, lecz (aż) lekceważenie miłości Boga Ojca, niewiara w Jego miłość czy też ciągłe podejrzewanie i sprawdzanie Boga.'
.czy jestem człowiekiem biblii?..nie sądze..ale musze przyznac ze bardziej boli mnie fakt,skłonności do gniewu czy lenistwa,przez fakt nie wypełniania Woli Bożej..niz ze względu na moje własne zaniedbanie w roli mamy..bardziej boli mnie zniecierpliwienie do dziecka w obliczu ,cierpliwosci i łagodności i Boga mi okazanej,niż że dziecku zrobiłam przykrość....boli mnie ż enie wolam do Niego tak czesto jak powinnam,,o łaske o wsparcie..skoro wiem że tylko z NIM jestem w stanie Jego droga podążać,i tylko dzięki Jego łasce jestem w stanie się na niej utrzymać.
Nie umiem takiej spowiedzi..i pomimo że tak chcę się spowiadać,taka potrzebę odczuwam..to tego nie robię..mówię o sprawach praktycznych..a po niej zawsze pozostaje to poczucie zatrzymania tego co najwazniejsze..ze owszem ludziom to,i to..sobie to i to..ale Bóg?..w Jego miłość uderzyłam..o tym milczę.."odwazne wyznanie grzechu"..owszem trzeba chyba miec taką odwagę..bo wcale nie jestem pewna czy spowiednik takiej właśnie spowiedzi nie zlekceważy..lub uzna ją za niewłaściwą?--rachunek sumienia w świetle Bożej Miłości..teraz chyba rozumiem co to naprawdę znaczy.
ON mnie prostuje ;)..i to naprawdę,,,fizycznie ;)..i choć odczuwam ból karku i krzyża,taką pozycje trzymam..zwlaszcza w momentach modlitwy,medytacji..ale nie tylko--to nie moje,to samo przychodzi.postawa mojej sylwetki nigdy mnie nie interesowała ;).jaki to ma sens?..moż eto odpowiednik do pochylenia duchowego?..sporo scianm się z ludzmi w rozmowach,czy tez w domu w najbliższym otoczeniu..coraz częściej nie jestem rozumiana..wiem,ze mam racje..lub przynajmniej idę dobrym tropem ewangelii.."nie można z tobą normalnie rozmwaic,kiedys potrafilismy żartować"..to prawda,kiedys namietnie nabijalismy sie z innych,obmawialiśmy,wymyślaliśmy im historie..teraz "idiota".."głupi".."durny anglik"..bardzo razi moje uszy..teraz rzeczywiście nie pożartujesz ze mna,jesli ma to na celu ośmieszenie drugiego..bo ja od razu widzę "biedę" człowieka "jeju,zobacz jak ona wygląda"--nie podejmę tego tematu..jest nie na miejscu..jest nie w porządku..ani wobec osoby której nie znam,ktora nie powinna mnie obchodzic,ani tym bardziej wobec jej Stwórcy,dla którego ta kaleka (z rożnych,nie koniecznie fizycznych przyczyn)biedna osoba,jest najukochańszym dzieckiem.
Może to prostowanie pleców,jest Jego podszeptem,do prostowania duchowego?..do nie ulegania zniechęceniu?..do przyznania sobie racji?..do uznania swojej dumy i godności w tym co mówię,jak żyję?,,do czego dążę?...a może i tak ;).
Mam potrzebę oczyszczenia..wyzerowania..zresetowania..pozbycia się wiedzy..myśli..potrzebę pustki..dotknięcia takiego prawdziwego NIC....nie wiem jak to zrobic..wlasciwie dużo sie dzieje samo,nawet w posiłkach..ciągle chodzi za mna to zdanie "skosztujcie i zobaczcie jak dobry jest Pan"..zrezygnowałam ze slodyczy..nie wiem czemu ..ale mam wrażenie ze zajadanie sie słodkim,,to jakby przyzwolenie na nieczystość,oszukanie zmysłow smaku,szukanie przyjemnosci..ja chcę zaznać Jego słodyczy..nie namiastek jelitowych--nie lubię najadac sie do pełna,nie lubię wyszukanych potraw..szukam prostoty--chleb i woda..czysta postać pokarmu..z tym jest mi najlepiej///ja nie mówię że jedzenie jest złem..nie ...ale ja potrzebuje przestrzeni..potrzebuje zamykania zmysłów na odczucia zewnętrzne.."tego świata " ;)..nie czytam niepotrzebnych książek..nie prowadzę niepotrzebnych rozmów..myśli trzymam na uwięzi,nie błądzą bez celu..są przeważnie przy Nim tylko i wyłącznie..nie oglądam filmów..nie słucham wiadomości..jak ktoś powiedział nie poszerzam horyzontów..to prawda..nie potrzebuje tego..moje horyzonty poszerza mój Bóg,ucząc mnie miłości,łagodności,cierpliwości,przebaczania..uczy mnie tego co jest mi potrzebne najbardziej..TAM....ja nie mam potrzeby wszystko wiedzieć..wprost przeciwnie mam potrzebę aby nie wiedzieć NIC..stać sie takim pustym naczyniem,które niczego nie wie,nie porównuje,nie rozumuje po ludzku,nie upiera się przy swojje wiedzy i poznaniu..które potrafi przyjąć i zachwycic się na nowo tym co Pan w nie wklada..zachwycac na nowo,choc widzialo to juz tyle razy..doświadczalo tyle razy..zna na wylot//a co i tak nadal jest Cudem..nadal jest Darem..z miłosci mi danym..przyzczajenie i rutyna.zasłaniają tą wyjątkowość daru Boga..nie zmuszają do dziękczynienia..nie zmuszają do wychwalania Bożego Imienia--to źle.
Gdzieś przeczytałam,nie napisze dokładnie,ale wpadło mocno we mnie to zdanie..jeśli Pan obudzi w kimś pragnienie pustelni..człowiek już się z tego pragnienia nie uwolni..albo pójdzie za pranieniem i odnajdzie szczęście..albo będzie walczył,i zawsze będzie w smutku i rozdwojeniu//pragnienie,a urzeczywistnienie?..daleka długa,cięzka droga..natura ludzka walczy..człowiek walczy sam ze sobą..brzydzi cie to czego potrzebujesz,ale sięgasz bo potrzebujesz(albo tak ci się wydaje)..chcesz się usunąć,zniknąć..a jednak wystawiasz "glowe przez okno na glos człowieka" ..choc tak naprawd enie amsz mu nic do powiedzenia..choć tak naprawde wolisz z nim milczeć,tylko patrzec,,tylko zauwazyc jego obecność..i niekoniecznie sam chcesz być przez niego zauważony;)..to nie jest wszytko łatwe..zwłaszcza żyjąc w rodzinie,,gdzie co raz jesteś wciągany w sprawy nie istotne nie znaczące..i musisz brać w tym udział..takiego dokonałeś wyboru,musisz być mu wierny-wierność wyborowi,,wierność powołaniu,i woli Bożej..to nie musi być w sprzeczności ze sobą..ale jak ktoś nie potrafi Boga usłyszeć(jak ja)..jak ktoś nie potrafi o wszystko do Niego wołac (jak ja)..jak ktoś ma czasem problem z cierpliwością w oczekiwaniu na Bożą łaskę i odpowiedź (jak ja)..to może sobie nie poradzić ,i nie potrafić tego ułożyć,,pogodzić..aby nie zlekceważyć potrzeb i oczekiwań najbliższych..a jednocześnie aby nie zatracić woli Bożej,i potrzeby "czystego serca"---nie jest łatwo ;)..ale wiem,że nie jest niemożliwe ;)....muszę tylko więcej MU mówic o sobie,o swoich planach,zamierzeniach,oczekiwaniach...Musze więcej Boga słuchać..On mnie poprowadzi,pouczy..ja to wiem.
Ja wiem że ON trzyma moje serce w swoich dłoniach..i już go nie wypuści..jeszcze na medytacji sa we mnie oczekiwania;)..czegoś;)..jakiejś Jego obecności..ale coraz częściej widzę ze ON inaczej we mnie działa..właśnie to--Działa we mnie..milczę Przed NIm..i już wiem,ze nic nie jest ważne..ja przed NIm jestem,ON jest przede mną..i ON mówi..mówi do mojego serca..nie muszę odczuwać..nie muszę słyszeć..wiem ze jego słowo za jakiś czas sie objawi..w pragnieniu?..w pokonaniu kolejnej wady?..w uleczeniu kolejnego zranienia?
Bóg jest..Bóg działa..i działać nie zaprzestanie..I nie wiem czego ON chce konkretnie ;)..ale Niech robi co uważa..zgodnie z Jego wolą..zgodnie z Jego postanowieniem ;)