wierze?..nie wierzę?..ja nie wiem
dodane 2012-07-12 16:32
Kim jest "stary człowiek"?..jest kłamstwem,jest fałszem..jest postepowaniem nie zgodnie z nami samymi,,,ale pod przewodnictwem Kłamcy..ile wiec jest prawdziwej naszej winy przed nim w starym człowieku?
nie wiem..może źle myślę.
Nie ma we mnie wiary..nie rozumiem tego stanu..jak może nie byc jej we mnie?..skoro wiem ze Pan Bóg jest?..skoro widze i doświadczam jak mi błogosławi?..jak daje łaski,jak przemienia,uzdrawia i uwalnia?.
jak nie ma wiary,nie ma modlitwy...a w moim zyciu ona jest.."naucz sie wstawac razem z budzikiem"..tak robie,nie daje czas myslom ;)..wstaje,mam nadzieje ze przyjdzie ten czas gdy bede to robić z radoscia..nie daje juz pierwszeństwa ani kawie,ani papierosom..On musi być pierwszy..brewiaż daje mi siły,momentalnie odgania "demona poranka" (jesteś śmieszna,to bez sensu,Boga nie ma..Bóg jest,ale ty nie dla niego)...jest coraz dłuzszy,juz nie wyrabiam sie znim zanim wstaną dzieci..slowa psalmu za duzo mówia..wciaz jeszcze dotykaja,ranią?..wskazują na zranienia?,braki?..a czasem zapadam się w zdanie i nie moge isc dalej,nawet go nie rozważam,nie probuje zrozumieć..zapadam sie w nie.
"Chrystus pan karmi nas swoim własnym ciałem,chwalmy Go na wieki".."o panie ty nam dajesz cialo swe i krew"..na przemian..czasem cos innego..prawie bez przerwy pojawia sie w moich myślach,porywa..czekam na niedziele..zauważyłam,ze niecierpliwością czekam.
nie ,to nie wiary mi brak ale Jego samego we mnie..po tylu latach myślenia ,że moje życie poczęło się tylko po to aby zostało zniszczone,bez względu na to czy cokolwiek osiągnęłam (a ze nic,wiec tym bardziej)..i te piekne zdanie z dziś ,które momentalnie do mnie tak mocno przemówiło " albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem; pośrodku ciebie jestem Ja, Święty, i nie przychodzę, żeby zatracać”.
jest we mnie mało ufności,wiem to..ale "otwórz serce moje,a pobiegnę za twoimi przykazaniami"...ile moge ja?..nie tyle co ON...
Znikło we mnie to,co nie było moje..całe kłamstwo..zostało tylko to co moje..moge sie gniewać,moge sie zezłościć..mogę ulec nieczystości--MOGĘ..ale juz nie muszę..ale moge,moge wybierać..nic mnie nie przymusza...jestem zaszokowana..jakbym dopiero po raz pierwszy otworzyła oczy i potrafiła dokonywac wyborów..jakbym dopiero teraz umiala nazwac to czego chcę i to czego nie chce..jakbym dopiero teraz wiedziala na czym mi zalezy,i czego potrzebuje..
Kim wiec byąl w starym czlowieku?..soba?..czy kims innym?..zyłam ja?..czy ktos za mnie?....jak to jest?..naprawde nie wiem.
To co sobie przygotowalam od ostatniej rozmowy,to co zaczęło mi nagle przychodzić w myśli..to z czym mam do nie iśc..to nie jest dobre..to jest złe,małe ,głupie,slepe,pyszne,grzeszne..to było złe..ale tez klamliwe..nie wiem jak klamstwo moze byc tak realne?,jak moze az tak zmieniać człowieka,i burzyc mu życie?..jak ciężki przypadek schizofremii ..
To wszystko za mną..nie likwiduje mojej winy..bo to jednak wciąż ja..choć nie wiem,jak we śnie?....bezwolna?
wiesz..widze w tobie tak duzo...??????wbiła mnie w ziemię..nigdy w zyciu tak o sobie nie myslalam,nigdy nie dawałam sobie prawa do takich myśli o mnie..to "kłamstwo" tak mnie soba oblotlo,z ejedyne co umiałam to psuć,niszczyć..a jak nie realnie to w sobie..to poczucie,ze nic nie robie a niszczę..to jest kłamstwo.
bałam się tej rozmowy jak ja to wszystko powiem?..ale wiem,że nie zrobiłam absolutnie niczego przeciw niemu..był moją drabina jakubową,po której udało mi sie wspiąć..byl mi potrzebny,zeby On mógl mnie uzdrowic--nie zrobiłam niczego przeciw tamtemu,choć tak dlugo nosilam w sobie wine..to nie ja,ale on zawiódł..ja tez mam mu dużo do wybaczenia..ani przeciw temu z dziecinstwa nie zawiniłam..to nie ja go zmusiłam do opuszczenia kapłanstwa---patrze na to jak na własne trzy upadki pod krzyżem,tyle ze przy drugim "Szymon" się wycofał,wołanie o pomoc zawieszone w prózni..dziwic sie ze to bylo moje pierwsze pytanie?..moje wenątrz mnie,nie zadane na głos "wejdziesz w moje błoto?..podasz mi ręke?..uwierzysz mi ,że ja nie chce ciebie zjeść,ale chce odnaleźć Jego?"...mało jest wiary w kapłanach.
Dlaczego On tak długo zgadzał sie na mój sen,który ja uważałam za śmierć?..czy znajdę na to odpowiedź?
Majac wiarę,pokonam wszystko.mając Jego samego,nie potrzebuję nic więcej..On jest,ale jeszcze nie stoi przy mnie..a wiara?..nie wiem gdzie jestem,dlaczego nie umiem uznac że ja mam,skoro według niej zyje?
Nie słuchajcie -musicie to zmienić,musicie porzucic starego człowieka..to też klamstwo..niczego sami nie jesteście w stanie..musicie sie starać,i próbować,tylko tyle możecie..reszta jest poza wami..i dopuki beda w was z slowa,udalo mi sie to pokonać,udało mi się dokonać..bzdury mówicie..udało się waszemu kłamstwu znowu was okłamać..i tyle...
Boję się w pełni uwierzyć..dlaczego?..nie wiem..to minie,kiedy?..nie wiem..gdy On uzna że na to czas..i nie inaczej...co nie zwalnia mnie z poszukiwań odpowiedzi..dopóki jej nie znajdę,On mnie z niewiary nie uwolni.
Teraz wiem,ze sie za mnie modlisz.dziekuję -??????-nie wiem jakim cudem zyję,ten piec wybuchł mi prosto w twarz,akurat pochyliłem sie żeby go otworzyć,szkło prysło we wszystkie strony ,różnej wielkości,a ja mam tylko niewielką rankę na ręce..to jak inaczej?//nie wiem jak wygladaja piece w hotelowej kuchni..chyba nie chce nawet wiedzieć..i nawet nie próbuje sie zastanawiac,co to miało znaczyć-nie ma przypadkow tak?..ja wiem ze ich nie ma,teraz to wiem na 100%