lata walki...i tylko jedna sekunda,by On zwyciezył
dodane 2012-07-10 19:38
"Dopuki Pan domu nie zbuduje,trudno sie trudzą ci ktorzy..."..jakże prawdziwe realne stają sie te słowa--tyle lat walczyłam ze swoja wadą,sklonnościa..tyle lat..tyle łez,samooskarżeń,i tyle żalu do Niego...dlaczego akurat to co angażuje całego czlowieka?..mysli,skojarzenia,odruchy,zapach,spojrzenia,
dlaczego jest we mnie to czego nie chce?..czego nie akceptuje?..dlaczego jest to ponad mnie?--i dlaczego jest to tak mocno wymierzone w Boga?..księży?..wiare?..moja wiare ,,ktora rozwijała się równo mocno
Dlaczego we mnie woda i ogień?..świętosć i potepienie?-dlaczego tylko to?..dlaczego nie zadrosc?..nie zawisć?..nie materializm?..tylko TO i TO-rownie mocne,równie prawdzie(?)..a tak zwalczajace sie nawzajem?..wzajemnie zadajace sobie kłam?..nie mogące współistnieć,w postaci jakiej były?--dlaczego?...nie rozumiem epizodu z zakonem,,epizodu?..ta chęć we mnie rozwijala sie tyle lat.,rosla i dorastała wraz ze mną..i co sie stało?,odwrót?,w jednej sekundzie?...nic nie rozumiem..szukanie początku,i brak odpowiedzi..to poza mną?..a skoro tak?..czy to mnie usprawiedliwia?..czy choć w czesci nie zmywa mojej winy?..czy musiałam az tak czuć sie winna?//czy musialam ranić innych,zeby ich przed sobą chronić..nie mogąc ,nie potrafiąc wytlumaczyć?..zamykając drzwi do których juz nie moglabym nigdy wiecej zapukac..dla ich dobra(???)..bo to nie ja,i nie panuje nad tym?..i kurde tak cholernie boli..jakbym staneła przed wyborem-"I co z tym zrobisz-pójdziesz za tą myslą?.usprawiedliwisz?,odetniesz sie?..czy przyjmiesz?,wszystko choć nie twoje,czy przyjmiesz aby On mógł przebaczyc im?..aby mógł przeciąć ,to co juz zaczelo sie rozlewac na kolejne juz pokolenia?..co zrobisz?"--ten olbrzymi bunt w sobie..Dlaczego mam to robić?,dlaczego do tych win które i tak mocno mnie obciążają ,dodawać i te?..dlaczego uznac za swoje?....momentalny obraz Jezusa w ogrójcu..On tez się przed tym bronił..Jezus na krzyzu,bez sprzeciwu..i z "Przebacz,bo nie wiedzą co czynia"..to prawda,my naprawde nie wiemy co czynimy...nie wiemy ..dopuki nie nadejdzie ten moment,gdy ON zaczyna odsłaniać.
Tak wiele tego,nie ogarniam..jak swiatło w ciemnosci..to dlatego ze tamto,a tamto powoduje to,a z tym sie łaczy to..i tak w kółko..i tak codziennie,i tak bez przerwy--gdy juz wydaje mi sie że moge zamknąć,podsumowac..to idzie dalej,głebiej..pamiec nasza jednak bardzo wiele potrafi ukryć.a uczucia bardzo potrafia nas samych oszukać..
WSTYD..ogromny wstyd..i jak o tym rozmawiać?..było minęło,czy trzeba rozmawiać?..co teraz? skoro doszłam az tutaj?..doszłam?sama?
Troche moge zrozumiec..my musimy wiedziec..my musimy poznać..my musimy stac w prawdzie przed sobą..dopiero wtedy mozna leczyć..zakrycie prawdy nic nie daje..powracasz do tego.
Był żal..dlaczego to tak długo trwało?..dlaczego az tyle lat?..On mógl to wczęsniej..bez tych zdażeń,bez tych zranień,bez tych ludzi..ON mógł..ale czy ja bym mogła tak duzo widzec teraz?..może dlatego tyle lat?..aby juz raz i dobrze?
Czy mogłabym zrozumieć rozpacz samobójcy?( i być może miłosierdzie Boże w przyzwoleniu , na ten krok?)..czy zrozumiałbym ból zdrady?...czy umiałabym dostrzec,że człowiek potrafi emanować światłem?..czy umiałabym w starcu zobaczyc,kruche poranione,pobite,i zalęknione dziecko?..czy umiałabym modlic sie o uzdrowienie ,z pewnoscia że On już to robi?..pewnie nie.
Ale jak o tym rozmawiać?..może przed kimś innym?...odarcie z szat..ON przeszedł wszystko,zgodził sie na wszystko aby nam pomóc..jesli Bóg,pozwolił wydać swe nagie ciało na widok publiczny,..to wyszedł w tym na przeciw mojemu wstydowi..--a jesli ON niewinny przyjął na siebie nasz wstyd...to i ten którego mi na drodze postawił..da sobie z tym rade ;).
Widze w tym wszystkim związek,zaleznośc..ale nie pojmuję celu--może z czasem?..a może poprzez kierownika?.
tego nie ma..szukam,..badam..tego nie ma ;)
Nie ma gniewu..nie ma krzyku..nie ma irytacji..--ja tego nie pojmuje ;)..tak mocno walczyłam z gniewem w sobie,w głlosie,niecierpliwoscią,itrytacją, zloscią. ,i tyle razy juz sie poddałam ze łagodnosc nie jest moją cechą,ze współczucie jest mi obce..ze nic nie jest w stanie zmienić mojego podejścia do męza,że zostaje już tylko nienawiść (co to jest nienawiść?????? ;) ...i jak fantastycznie nie wiedziec już,co to jest )//Stanąć w prawdzie przed sobą..ot co...i ON już jest,i ON nie zwleka,i momentalnie wszystko się zmienia ;)..ON zmienia..
I rozumiesz swoje milczenie..Jego milczenie w tobie przed nim,gdy myśli wrzeszcą a usta nie potrafią się otworzyc..(za wcześnie)..i rozumiesz to wrażenie płynących łask w konkretnym kierunku,które delikatnie podpowiada,odsuń sie ,nie zatrzymuj.(jak mozna zatrzymac Jego łaske ? )...i ta scena powracajaca przez kilka lat "Nie zatrzymuj mnie,jeszcze nie wstapiłem do Ojca"..inny?,taki jak chciałam?..tak, dokładnie taki o jakiego prosiłam w kazdym calu i kierunku,dostałam takiego jakiego sobie wymodliłam..inny,ale czy na tyle inny ze by zrozumiał?..ze nie postapiłby tak samo jak wielu przed nim?."Jeszcze nie wstąpiłem do Ojca"--nie zrozumiałby...oczywiscie ze ja bym zrozumiała,zawsze to rozumiałam,trzeba by było wejsc w czyjeś błoto,uwierzyc że ja nie chce pozreć,ale w końcu poznac Jego...ja umiem to zrozumiec--ale co wtedy ze mną?w tym całkiem nowym obcym miejscu?,w tym całkowitym zagubieniu głucho-niemej?..kolejny raz stanełabym nad przepascią,ale tym razem juz nie mając sily by sie uchwycic,i zawalczyć,wbrew sobie...jak ON nad tym wszystkim Czuwał..jak mi zaufał..jak we mnie Wierzył..i jak wielka Zadał mi prace nad sobą samą ,ale też i odpowiedzialność (na szczęście nie wyłaczna ;) )
Poczucie wolności;)..bezcenne.-To poczucie łacznosci z ludzmi--ta zaleznośc..jednosć.....te mury które już jakiś czas temu runęły (same?..w sekunde?..;) ),i wiedza z jakiego powodu były budowane..ta świadomośc,ze stoje przed kims kto był zraniony moim postepowaniem,choć nie przeze mnie..ale udezonym dokladnie tym samym...to stawalo sie takie oczywiste (choć nie padlo zadne slowo ),i bolało..bolało,jakbym to naprwde ja zadała tej kobiecie ból..jesteśmy jednością,naczyniem połączonym,oddziałującym na siebie,krzywdzącym choć ktoś inny skrzywdził..i obdarowującym....choć ktoś inny podarował///to niesamowite jest,czasem czujemy niechęć z nieznanego powodu..czasem od razu kogoś akceptujemy...to nie jest chemia..to nasze i cudze zranienia spotykają się..to nasze i cudze dobro sie łaczy..//nie ogarniam tego.
chciałabym wrócić w tą cisze,w której przez chwile byłam..w ta pustkę w sobie..w ten przedsionek ciszy Pana..bo ON tam był ..tak mocno to czułam,ze ON tam jest--chc jeszcze nie ze mną.