Droga pod Górę- 15 dni na Oazie
dodane 2012-07-31 18:57
Wspomnienia z Oazy :)
Sama nie wiedziałam jak to ma wyglądać, ale mówili nam że trzeba jechać. Ze bez tego staniemy w miejscu, że tak będziemy się tylko ogrzewać w miłym ciepłeku znajomego kręgu. I coś tam pewnie podszeptywał Duch święty do ucha, że jakoś stało się tak, ze zrezygnowaliśmy z prawie całkiem już zaplanowanego słońca Toskanii i zamiast tego wybraliśmy lipiec pod Wadowicami. To że ze słońca nic nie straciliśmy okazało się na miejscu, kiedy przez 12 dni na termometrach było ponad 30 stopni a basen w pobliskim Andrychowie pomagał przeżyć upał.....
Na Oazę pojechaliśmy przez Gorce. To jest pierwsza chwila którą pamiętam, pierwsze krople ciszy. Ta droga przez zalesione stoki, zapakowanym autem, z dziećmi, piłką, zabawkami, rowerkami:) pod górę. Stale pod górę.
W ośrodku Pallotynów na Kopcu warunki były dobre, pokoje miały łazienki, wokół Domu był piękny park, wielkie boisko, lasek, cień pod drzewami, ścieżki do wieczornych spacerów. I teraz wiem że to ważne, że wylany na boisku pot naszych chłopców – tych dużych i tych małych, wieczorne mecze synkowie kontra ojcowie- to było niemniej ważne budowanie wspólnoty niż dopołudniowa praca w grupach. To było coś, co sprawiało że ośmiolatkowie z zachwyconym przydechem mówili „jak fajnie było na Oazie!”.Że ten czas wolny, czas zabawy, wycieczek, bycia razem z dziećmi, z poznanymi przyjaciólmi, te cztery popołudniowe godziny są bardzo potrzebne- i za to dziękujemy naszej prowadzącej Parze, za taką organizację czasu która pozwoliła nam być też z dziećmi, korzystać z wakacji.
To nie jest tak że od początku jest bardzo łatwo i wszystko wydaje się różowe. Nasza grupa- 18 małżeństw- była młoda a co za tym idzie było z nami bardzo dużo dzieci. Też tych najmniejszych, raczkujących między nami maluszków. Pod koniec te dzieci chyba wszyscy postrzegali jako „nasze”:) , wielokrotnie noszone i bawione przez liczne ciocie, wujków, przyszywane starsze siostry. Ale oczywiście też nieraz trudniej było się skupić. Myślę jednak że kto chciał usłyszeć- usłyszał...
Niezwykłe dla mnie na Oazie było to że tuż obok nas była cały czas otwarta kaplica gdzie w tabernakulum czekał Jezus, na ołtarzu Pismo święte. Gdzie wpadało się na chwile krótszą i dłuższą, samemu i parami, oddawać stale te codzienne mniejsze i większe sprawy. Gdzie dopiero czasem teraz widzę, że Pan działa. Że zmienia, z dnia na dzień, małymi krokami, ale wyjeżdza się odmienionym. Innym. Bardziej chyba ufającym. Bardziej potrzebującym Boga na co dzień. Bardziej mającym stale do czego wracać.
I przyjaźnie. „Trudno uwierzyć że znamy was dopiero dwa tygodnie!” mówiliśmy. W jadalni nie mieliśmy stałych stolików, codziennie można było z kimś innym porozmawiać przy posiłku. Każda z tych rozmów była wazna, potrzebna. Patrzyliśmy jak buduje się wspólnota która staje się rodziną. Jak każdy do drugiego podchodzi z wyrozumiałością. Z życzliwością. Z chęcią pomocy.
O 12 codzienna Eucharystia- na którą się czekało. Czuliśmy potrzebę być tam, gdzie przychodzi Bóg. Kaplicę w Domu wspominam jako niezwykle ciepłe miejsce. Byliśmy tam u siebie.
I kręgi biblijne, i świadectwa. I niezwykła otwartość tylu osób, i niezwykłe historie, i namacalne dowody jak Bóg działa w życiu. Jakimi drogami prowadzi.
Nas też prowadził. Pod górę. Bo Oaza jest taką drogą pod górę. Takim trochę wychodzeniem poza siebie, do innych, ale też poza siebie przed Panem. Trudno jest opowiedzieć o tych ulotnych chwilach, o świecach w rączkach naszych dzieci , o małych krzyżach z patyków które niosły na drodze krzyżowej. O odnowieniu przysięgi małzeńskiej. O nabożeństwie pojednania, wybaczenia sobie, innym, przyjęciu wybaczenia. O tych dla każdego z nas innych chwilach sam na sam z Panem. O tych kroplach ciszy.
Ale też o śmiechu, śpiewie, wspólnych wieczorach filmowych, o spędzeniu 15 dniu w jednej wielkiej rodzinie.
Dziękujemy Lili i Andrzejowi. Dziękujemy ich dzieciom i przyjaciołom za wszystko. Dziękujemy księzom. I wam wszystkim. Za to że byliście.
Niech Was Bóg prowadzi.