Media

Z rozmowy z o. Pilśniakiem

dodane 07:14

Grudniowy numer Listu i rozmowa z o. M. Pilśniakiem OP, "(Nie) mieć dzieci i nie zwariować":

Z drugiej strony z badań wynika, że prawie 70 procent ciąż ronionych jest naturalnie w pierwszych tygodniach po zapłodnieniu. Najczęściej kobiety nie wiedzą nawet, co się stało. Jest też wiele małżeństw, które świadomie przeżyły stratę nienarodzonego dziecka. Dlaczego Bóg do tego dopuszcza?

Mam głębokie przekonanie, że w płaczu rodziców słychać płacz Boga. Ból rodziców po stracie dziecka jest w jakimś sensie zapisem bólu Boga płaczącego nad grzechem i niedoskonałością tego świata. Nie należy szukać winy w Bogu za konkretną śmierć, tak jak nie należy szukać w Nim winy za jakiekolwiek zło na świecie. Grzech i zło - a złem jest przecież każda śmierć - to ta część świata, która w jakiś sposób wymyka się Bożemu panowaniu. To my, grzesznicy, tworzymy ten niedoskonały świat i to, że nie mogąw nim żyć wszystkie poczęte dzieci, jest tego skutkiem. Nie oznacza to jednak, że za śmierć nienarodzonego dziecka można obwiniać rodziców i łączyć ją z ich grzechem.

Ale wielu małżonków szuka w sobie winy za poronienie. Zastanawia się czy w jakiś sposób go nie sprowokowali.

Człowiek, który boleje nad stratą nienarodzonego dziecka, to człowiek, który kocha. Ten ból jest oznaką miłości, która nie mogła się w pełni zrealizować i on w pewnym stopniu leczy tę stratę.

Bezdzietne małżeństwa muszą zmierzyć się nie tylko z bólem niepłodności. Tak naprawdę bolesne bywają nawet spotkania ze znajomymi, którzy już mają swoje pociechy. Jak sobie z tym radzić? Unikać takich spotkań?

Powodem takiego lęku jest najczęściej brak delikatności otoczenia. Dość często można usłyszeć: "A wy co? Wciąż bez dzieci?". Zdarzają się i takie słowa: "Nie możecie mieć dzieci? To przynajmniej macie z głowy problem antykoncepcji. Jest wam łatwiej". Takie słowa potrafią być naprawdę raniące. Traktujmy bezdzietnych małżonków z większą delikatnością, jak osoby, które naprawdę chcą mieć dzieci. Ten apel kieruję też do nas, księży, czasami bowiem wchodzimy z butami w życie tych ludzi, podejrzewając, że skoro nie mają dzieci, to na pewno z powodu antykoncepcji.

Co do samych małżeństw, to myślę, że dobrze jest jakoś "odczarować" ten problem. Po prostu powiedzieć znajomym, rodzinie: "Chcemy mieć dzieci, ale na razie nam się nie udaje. Prosimy, nie pytajcie nas o to więcej". To zdejmie pewien ciężar tajemnicy, uwolni od domysłów i niezręcznych pytań. Prawda wyzwala - jak mówi Ewangelia. Ustaną nagabywania, dwuznaczności i uśmieszki.

Niektórym w ogóle trudno przebywać z rodzinami posiadającymi dzieci. Odzywa się w nich wtedy ból, a czasem nawet złość na szczęśliwych rodziców. Myślę, że osoby bardzo zranione przez swoją bezdzietność, będą miały też słabą motywację do adopcji. Muszą wiele w sobie przerobić, aby na nowo odżyć, bo tak naprawdę już po części umarły.

Trudno jednak nie czuć się gorszym od innych, jeśli do bólu bezdzietności dochodzi leczenie, często upokarzające.

Zgadza się. Dlatego warto odważyć się na myślenie o tym, że rzeczywiście mam problem i powinienem/powinnam sięgnąć po pomoc: psychologiczną, duchową.

Tyle że tej duchowej pomocy często brakuje. Można odnieść wrażenie, że Kościół poza propozycją adopcji nie ma takim małżonkom nic do zaoferowania...

Chciałbym, żeby prowadzona przeze mnie fundacja "Sto pociech" była miejscem, w którym również bezdzietne małżeństwa poczują się potrzebne i akceptowane, gdzie to ich patrzenie na tych, którzy mają dzieci, nie będzie tylko obserwowaniem "zza szyby", ale będzie uczestniczeniem w ich rodzinnym życiu. Jednocześnie chciałbym, aby ci, którzy mają dzieci, uczestniczyli w życiu małżeństw bezpłodnych, w ich bezdzietności. Wszyscy jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Mam nadzieję, że takie miejsce, ten rodzaj wspólnoty może sprzyjać uzdrowieniu.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 14.11.2024