Media
Cztery plus dwa
dodane 2008-12-18 13:21
Na stronie głównej serwisu wiara.pl link do artykułu z GN "Kościół kobiet nie zabija".
Autor - p. Przemysław Kucharczak - pisze:
Włoszka Gianna Beretta Molla miała 39 lat, kiedy zaszła w ciążę po raz czwarty. Niestety, miesiąc później lekarz stwierdził u niej coś oprócz ciąży: włókniaka, czyli guza nowotworowego na macicy. Gianna sama była lekarką, więc wiedziała dokładnie, co jej grozi. Jednak zdecydowanie powiedziała lekarzom: „Jeśli chodzi o dokonanie wyboru między mną a dzieckiem, proszę się w ogóle nie wahać. Proszę wybrać – żądam tego – dziecko. Ratujcie je”. Tak się stało. W kwietniu 1962 roku kobieta urodziła zdrową córeczkę. Tydzień później jednak sama zmarła.
Gianna Molla zaszła w ciążę, w czasie której wykryto nowotwór, ale nie po raz czwarty a szósty.
Czwarta i piąta ciąża Gianny zakończyła się poronieniem. Tak więc Gianna, o czym rzadko się pamięta, ma/miała (jakiego czasu tu użyć? u Pana Boga tak jest wieczne TERAZ) szóstkę dzieci.
O dzieciach poczętych zmarłych przed narodzeniem w niezawiniony sposób świat pamiętać nie chce. Mimo wielkiej troski o godność człowieka poczętego w różnych wypowiedziach nazwijmy to "okołokościelnych" te dzieci też znikają gdzieś w niebycie milczenia. Przykładów można mnożyć. To jedna uwaga.
Druga - historia Gianny często jest przywoływana - i dobrze, bo warto o niej mówić. Podobnie w liście na Adwent jeden z biskupów przypomina historię siatkarki Agaty Mróz. Ale trzeba też wiedzieć, że w perinatologii (czyli opiece nad kobietą i dzieckiem w okresie okołociążowym, okołoporodowym) są sytuacje, gdy nie ma czasu na wybór. Gianna i Agata go miały. Nawet jeśli w ostateczności oznaczało to wybór tylko jednego życia, i dzięki takiej a nie innej decyzji, życia dziecka.
Przy zakażeniu wewnątrzmacicznym, czyli de facto rozpoczynającej się sepsie, nie ma czasu na wybór. Nie ma też wyboru: życie matki albo życie dziecka. Gdy rozpoczyna się b. przedwczesny poród, gdy dziecko nie ma ŻADNYCH szans na przeżycie, gdy wyniki badań wskazują na zakażenie a organizm już nie reaguje na antybiotyki, to stajemy przed wyborem: życie matki i śmierć dziecka albo śmierć matki i śmierć dziecka. Rozmowy z rodzinami, które stały wobec takich wydarzeń, niektóre wielokrotnie, pokazują jak niszczące i tragiczne jest przejście przez takie wydarzenie. W polskich szpitalach nie ma procedur pracy z pacjentką w takiej sytuacji. Nie ma określonych osób, które są odpowiedzialne za rozmowę z pacjentką, co spada na lekarza dyżurującego, nie jest jasno określone, jakie medyczne informacje zostają przekazane i w ostateczności, kto podejmuje decyzje. Zdarza się, że matka tuż przed wjechaniem na salę porodową (poród jest wywoływany po podaniu oksytocyny) dostaje kartkę do podpisania, w której prosi o podanie odpowiedniego hormonu i rozpoczęcie akcji porodowej. W Polsce nie prowadzi się warsztatów dla personelu medycznego dotyczących rozmów, takich rozmów, z pacjentką. Nazywanie takiej sytuacji aborcją - a to też się zdarza w polskim pro-life'owym środowisku - jest jakimś totalnym nieporozumieniem. I jak zawsze, bolesnym doświadczeniem dla matki, która z taką a nie inną przeszłością i tak będzie się zmagać przez długi czas.