Wydarzenia
List biskupów na Niedzielę Świętej Rodziny
dodane 2008-12-16 15:08
Minął rok od zeszłorocznego listu biskupów z okazji Niedzieli Świętej Rodziny. Rok temu znalazły się uwagi dot. sytuacji małżonków borykających się z problemem niepłodności, które, nawet w opinii wielu zaangażowanych katolików były mało wczuwające się w sytuację tychże osób.
KAI publikuje list na niedzielę tegoroczną - i widać zmianę! Poza troską o moralną stronę przeżywania problemu jest też pochylenie się z miłością bliźniego nad tymi, którzy cierpią i przeżywają dramat niemożności poczęcia upragnionego dziecka.
I jest też wspomniana sytuacja rodziców po poronieniu:
Wyczekujący narodzin dziecka często doświadczają dramatu poronienia samoistnego. Każdego roku dotyka on w Polsce około 40 tysięcy rodzin. Zważywszy, że powodowany nim ból dotyka również rodziców i teściów, każdego roku cierpi w Polsce z tego powodu około 250 tysięcy osób. Usilnie prosimy w ich imieniu lekarzy i administrację szpitali, aby zechcieli uszanować ich ludzkie i rodzicielskie uczucia. Tym bardziej, że poronienie samoistne często dotyka młode małżeństwa, które leczyły się, modliły i z niepokojem oczekiwały szczęśliwej chwili porodu. W takich wypadkach stajemy więc nie wobec „jednostki chorobowej”, ale wobec rodziców, dziadków a często też wobec młodszego rodzeństwa, którzy boleśnie przeżywają śmierć oczekiwanego i już kochanego przez nich dziecka, które ma prawo do szacunku i godnego traktowania. Natomiast ich niezbywalnym prawem jest pożegnać, opłakiwać i pochować to dziecko. To są światowe standardy. Dziecko należy do rodziny! Rodzina ma prawo do pomocy duszpasterzy w zorganizowaniu godnego pochówku, a także życzliwego przyjęcia jej prośby o wydanie ciała dziecka przez odpowiednie władze szpitalne. Apelujemy o ludzką wyobraźnię.
I mowa nie tylko o rodzicach dziecka, ale też i o dziadkach i rodzeństwie dzieci. Oraz apel do lekarzy o umożliwienie rodzicom pożegnania i pochówku z dzieckiem.
No w końcu, w końcu w moim Kościele (w wydaniu polskim ;), bo za granicą to może być zupełnie inaczej) na poronienie nie patrzy się jako na możliwą formę broni z aborcją, nie patrzy się też jak na wynik wcześniejszego, grzesznego życia (w szczególności w sferze seksualnej), ale jak na sytuację bolesną dla tych, którzy na dziecko czekali, pragnęli go i o jego życie się modlili. Może na razie "tylko" w liście i trzeba będzie poczekać na 'przełożenie' praktyczne, ale jak na 'kościelne młyny' to i tak bardzo dużo.
Przypomina mi się analogiczna niedziela kilka lat temu. Ksiądz proboszcz pokazując ubóstwo betlejemskiej groty 'tłumaczył', dlaczego współcześni młodzi ludzie nie chcą dzieci - bo warunki, bo kariera, bo niechęć do wysiłku, bo wygodnictwo. Obok nas małżeństwo, do dziś borykające się z niepłodnością, powoli dojrzewające do adopcji, z drugiej strony - kolejne, pierwsze dziecko pojawiło się, nie przez przypadek, po 6 latach małżeństwa, my - kończący właśnie rok, w którym zmarła nam dwójka dzieci. Proboszcz znał sytuacje nas wszystkich, tak się złożyło, że siedzieliśmy w pierwszej ławce, widział nas. Gdy mówił kazanie, patrzył na nas. Złość? gniew? myślałam, że wyjdę i trzasnę drzwiami kościoła. Co czuli tamci? Nie wiem, nie miałam odwagi pytać, ale ogarnęło mnie wtedy poczucie totalnego niezrozumienia przez mój Kościół, przez księży, jakbyśmy żyli w dwóch nieprzenikalnych światach i te nasze problemy rodziców po stracie dziecka uderzały wciąż o mur nie do przebicia. Z jednej strony słyszałam 'współczuję', a za chwilę zaprzeczenie jakiegokolwiek zrozumienia.