Ogólne

O Edycie Stein (2)

dodane 20:09

Wkrótce otrzymała od Anny Reinach straszną wiadomość.

- Adolf zginął na froncie we Flandrii. Przyjedź do mnie. Potrzebuję ciebie."

Nie miała żadnych wątpliwości. To wołanie młodej wdowy stanowiło dla niej wyzwanie. Opatrznościowe, bardzo na miejscu i nieodwołalne. Edytę ogarnął niepokój w czasie podróży do Getyngi. Spodziewała się, że spotka się z Anną jako kobietą bezradną; zmęczoną cierpieniem i załamaną straszną i nieoczekiwaną samotnością. Rzeczywistość jednak okazała się całkiem inna. Anna była kobietą mocną. Promieniowała spokojem i dziwną głębią swojej duszy, co zastanowiło Edytę.

- W tej kobiecie jest coś, czego ja nie znam.

I miała rację. Anna bowiem nawróciła się na chrześcijaństwo. Stało się to latem 1916 roku. Wykorzystała urlop Adolfa i zaproponowała, aby razem przyjęli chrzest. Kościół katolicki na nich czeka. Adolf uznał jednak, że może idą za daleko, może mylą się w tym swoim zapale. Lepiej będzie, jeśli przyjmą chrzest w Kościele protestanckim.

- Dobrze Adolfie. Kiedy jesteśmy razem w dłoni Chrystusa, to niech On nas prowadzi tak, jak Jemu się to podoba.

Edyta spotkała się z kobietą wierzącą, mocno trzymającą się wiary. Przyglądała się temu cudowi, żyła obok niego i zazdrościła owego pokoju swojej przyjaciółce. Parę lat później wyznała:

- Było to moje pierwsze spotkanie z krzyżem Chrystusa, z Bożą mocą, jakiej krzyż udziela tym, którzy go niosą. I po raz pierwszy ukazał mi się Kościół w sposób widzialny, Kościół narodzony z Męki Chrystusa i zwyciężający śmierć. W tym momencie ustąpiło moje niedowiarstwo, zbladł judaizm i światło Chrystusa zaczynało jaśnieć w moim sercu...

/str. 78/


Czy człowiek wierzący inaczej przeżywa cierpienie?

Czy w jego cierpieniu jest też miejsce na ból?

Czy zjednoczenie swojego cierpienia z cierpieniem Chrystusa, z Jego Krzyżem, z mocą Bożą płynącą z Krzyża je niweluje czy 'tylko' wzmacnia, dodaje sił, właśnie moc, aby przeżyć ten czas sensownie? aby się nie załamać? nie popaść w rozpacz?

Ile razy stawiamy nierealne oczekiwania osobom w żałobie po śmierci dziecka, aby już przestały przeżywać, cierpieć?

Jak często uciekamy w milczenie? w zmianę tematu?

Jak często jakikolwiek przejaw żałoby traktuje się jako 'rozdrapywanie ran'?

Ile razy rzeczywiście chciałem/chciałam towarzyszyć komuś w cierpieniu?

Na ile potrafiłem nieść sensowne pocieszenie, aby ten drugi, cierpiący, mój bliźni otworzył przede mną swe serce i ukazał ranę, którą przyniosła śmierć dziecka?

Czy Anna, kobieta mocno trzymająca się wiary, po śmierci męża nie przeżywała bólu, czy po prostu przeżywała go inaczej? Czy życie w pokoju jest jednoznaczne z brakiem cierpienia? Nie. Przecież pisała do Edyty "Przyjedź do mnie. Potrzebuję ciebie."

Opisywanie sensu cierpienia i odnoszenie się w jednoczesne do czyjegoś bólu to jak stąpanie po cienkim lodzie. Zjednoczenie z Krzyżem to wejście na inny poziom doświadczenia, w którym można znaleźć i szczęście i pokój. Nie gubiąc jednocześnie tego, co boli - krzyża.

Znalezienie sensu cierpienia tego ostatniego nie usuwa.

Czytając różne teksty odnoszące się do ludzkich nieszczęść, niejednokrotnie mam wrażenie, że autor o tym zapomina.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024