Ogólne, Żałoba
O niesłyszeniu
dodane 2008-06-20 11:32
Eric-Emmanuel Schmitt, Oskar i pani Róża:
Jeśli w szpitalu powiedzie coś o umieraniu, nikt nie usłyszy. Możecie być pewni, że powstanie jakaś dziura powietrzna i zaczną mówić o czymś innym. Wypróbowałem to ze wszystkimi. Oprócz cioci Rózi.
Więc dzisiaj rano postanowiłem przekonać się, czy ona też straci słuch, kiedy o tym wspomnę.
- Ciociu Różo, dlaczego nikt mi nie mówi, że umrę?
Spogląda na mnie. Czy zachowa się tak jak wszyscy? Proszę cię, Dusicielko z Langwedocji, wytrzymaj, nie zatyaj uszu!
- Czemu chcesz, żeby ci to mówiono, skoro sam wiesz, Oskarze!
Uff, usłyszała.
- Wydaje mi się, ciociu, że oni chcieliby widzieć ten szpital innym, niż naprawdę jest. Jakby człowiek przychodził do szpitala tylko po to, żeby wyzdrowieć. A przecież przychodzi się tutaj także po to, żeby umrzeć.
- Masz rację, Oskarze. Myślę zresztą, że popełnia się ten sam błąd w stosunku do życia w ogóle. Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie trwa wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jakbyśmy byli nieśmiertelni.
Gdy zaczyna się mówić o śmierci dziecka, to powstaje jakaś dziura. Cisza. Zmiana tematu. Widać popłoch w oczach. Tak samo o poronieniach, gdy nie jest sprowadzane do problemu zdrowotnego, ale do istoty rzeczy - śmierci małego człowieka. Otoczenie może jakoś się zgodzić na ból fizyczny po poronieniu, ale ból emocjonalny, ból serca, to już nie. Na pierwszy problem zawsze można podać leki przeciwbólowe, gdy serce boli po stracie... lekarstwem jest dobre słowo czy mądre towarzyszenie komuś w żałobie, a na to nie ma się ochoty. No, jakoś sobie musi poradzić... Przecież nie wiem, co powiedzieć. Ojej, są gorsze nieszczęścia.
Szpital ginekologiczno-położniczy kojarzy się zazwyczaj dobrze. To tu rodzą się dzieci, to tu przychodzi się z kwiatami, to tu przeżywa się pierwsze chwile z dzieckiem po narodzeniu. Pierwszy kontakt, pierwsze karmienie, pierwsza kąpiel, wizyty gości. Pełnia szczęścia.
Nie zawsze tak jest.
Na oddział ginekologiczny trafiają pacjentki z różnymi dolegliwościami.
Ale trafiają też z rozpoznanym poronieniem.
Na stronach szpitali opisane są różne świadczenia, które oferują. Ale na żadnym w licznych opisach nie znajdzie się słowa poronienie. Dziura powietrzna? Do szpitala ginekologicznego przychodzi się nie tylko urodzić żywe dziecko. Czasami przychodzi się, żeby je poronić. Pożegnać.
Poronienie sprowadza się - dla dobrego samopoczucia? otoczenia - jako do problemu, gdzie nie ma mowy o śmierci dziecka. Ot, schorzenie jak każde inne, trzeba wykonać ileś badań, zmierzyć ciśnienie, pobrać krew, sprawdzić temperaturę, powiedzieć o diecie... Tylko nie patrz pacjentce w oczy. I nie używaj słowa dziecko. Lepiej mówić o tkankach albo o czymś.
Zapominamy, że życie jest kruche.
Nie tylko zapominamy, nie chcemy też o tym słyszeć.