Media, Prawo
Ile osób ja leczę?
dodane 2008-06-18 10:40
W sytuacji poronienia niektórym tak postawione pytanie może wydawać się dziwne, ale lektura historii szpitalnych pokazuje, że może nie jest ono pozbawione sensu.
Do szpitala trafia kobieta z krwawieniem z dróg rodnych. Choć krwawienia w ciąży nie są stanem pożądanym, w wielu sytuacjach wszystko kończy się szczęśliwie. Ale nie zawsze. Postawiona diagnoza może oznaczać rozpoczynające się poronienie lub poronienie w toku. Zazwyczaj nic - z punktu widzenia medycznego - dla dziecka nie można już zrobić. Pacjentka zostaje hospitalizowana a potem na podstawie wykonanych badan kierowana jest na zabieg wyłyżeczkowania macicy. Pobyt w szpitulu może trwać od kilku godzin do kilku dni.
Lekarz 'widzi' pacjentkę - przepraszam za zwrot - z macicą do 'wyczyszczenia'. A czasami nie 'widzi' pacjentki, tylko samą macicę. Kuba, ją trzeba wyskrobać! To do kolegi po fachu a przy okazji 'poinformowanie' matki o poronieniu. Drastyczne? Ale w polskim szpitalu na takich lekarzy też można trafić.
Nie wiem, czy dla części lekarzy słowo matka jest tu właściwe. Bo jeśli jest matka, to i dziecko i ojciec. Który czasami jest jedynym oparciem wobec bezdusznego personelu medycznego.
Badania przeprowadzone w Polsce pokazują, że 40% kobiet po poronieniu przeżywa stany depresyjne a u 60% pojawiają się objawy stresu pourazowego. Gdyby pobyt w szpitalu był mniej traumatyczny te liczby byłyby - i powinny być - inne. Kobieta przeżywająca poronienie w pierwszej ciąży jest matką, czy nie? 20% położnych odpowiedziało na to pytanie twierdząco. A co z resztą? Jeśli nie jest matką, to znaczy, że nie ma też (i nie było?) dziecka?
A dla Ciebie, drogi Czytelniku, kobieta po poronieniu jest mamą czy nie? No, bo jak być mamą bez dzieci tutaj? Myślisz o takiej mamie jak o mamie? Czy prędzej pomyślisz o nich, że nie mają dzieci? Złożysz życzenia z okazji Dnia Matki? Będziesz pamiętał o dniu urodzin (i śmierci) dziecka? Będziesz wiedział/pamiętał, że czas świąt czy wakacji to te trudniejsze dni? Niekoniecznie przebiegające w atmosferze hip hip hura!?
Pacjentka (matka), jej partner (ojciec) i zmarłe dziecko. Któremu z podwójnego powodu odmawia się człowieczeństwa - raz, bo się jeszcze nie urodziło, dwa - bo już zmarło. To już się poroniło, pani Anku. To są tylko tkanki. Tego się nie da uratować. Ile osób ja leczę? Czy domaganie się normalnej rozmowy lekarz-rodzice lub psycholog-rodzice lub kapelan-rodzice jest jakimś super wyzwaniem? Na palcach jednej ręki można policzyć szpitale, w których jest normalnie. Czyli po ludzku w sytuacji przegranych narodzin.
Część szpitali w Polsce szczyci się tytułem "Szpital przyjazny dziecku". Tylko zapomniano dodać, że chodzi o 'duże', najczęściej już urodzone dzieci. Wiele kobiet, które roniły w szpitalach z nagrodami akcji 'rodzić po ludzku', czy przyjaznych dziecku potrafią dzielić się naprawdę koszmarnymi historiami opisującymi poronienie.
W dzisiejszych opiniach w serwisie wiara.pl można m. in. przeczytać:
Dla rzecznika praw pacjenta przy ministrze zdrowia pacjentem jest matka, która zamierza zabić swoje nienarodzone dziecko, ale poczęty człowiek już nie. Po wyroku Trybunału w Strasburgu w sprawie Alicji Tysiąc w środowiskach pro-life zrodził się pomysł ustanowienia rzecznika praw dziecka poczętego, który broniłby jego podstawowego prawa – do życia. Teraz okazuje się po raz kolejny, że takiej instytucji bardzo brakuje.
Poczęty (i zmarły) człowiek dla wielu osób personelu medycznego człowiekiem nie jest.
To stąd biorą się potem problemy rodziców, którzy chcą - zgodnie z prawem - otrzymać akt urodzenia dziecka z adnotacją, że urodziło się martwo. Szpital nie chce wystawić pisemnego zgłoszenia dziecka i przekazać je do usc.
Lekarze boją się poświadczenia nieprawdy w sytuacji niemożności określenia płci dziecka. A ta jest wymagana przez USC, bo takie mają wytyczne z MSWiA. Nic, to, że Ministerstwo Sprawiedliwości potwierdziło, że nie ma mowy o poświadczeniu nieprawdy i można stosować procedurę 'uprawdopodobnienia płci' zaproponowaną przez Ministerstwo Zdrowia (w praktyce to rodzice podają płeć dziecka według własnego uznania). I nic to, że prawo przewiduje sytuacje, gdy wystawia się niepełne akty stanu cywilnego.
A może nie tyle się boją, co po prostu szukają wymówek, żeby takich dokumentów nie wystawiać. Bo wystawia się dokumenty nie czemuś, ale komuś. Tylko jak ktoś chce myśleć o kimś jak o czymś, to taki rodzic, który przychodzi i żąda dokumentów, burzy całość.
Pomysł z dodatkowym rzecznikiem jest bez sensu. Znów kłania się (nie)znajomość polskich przepisów prawa.
W ustawie o Rzeczniku Praw Dziecka jest definicja DZIECKA obejmująca dziecko poczęte. Ustawa z dn. 6 stycznia 2000 roku o Rzeczniku Praw Dziecka, art 2. p. 1: W rozumieniu ustawy dzieckiem jest każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności. Ostatnia pani rzecznik była (jest) bardzo związana ze środowiskiem pro-life... :/ Gdy jesienią 2006 roku Ministerstwo Zdrowia chciało wycofać się z rejestracji dzieci zmarłych przed końcem 22. tygodnia ciąży pani rzecznik nie podjęła żadnych kroków w tej sprawie. Czyżby zmarłe poczęte dziecko nie potrzebowało prawnej ochrony? Czy po prostu nieumiejętność dostrzeżenia powagi sytuacji? I że nie chodzi tu tylko o to, że mamy do czynienia ze zmarłym dzieckiem, co po prostu małym, bo jeszcze przed narodzinami?
(Szkoda, że nie podano autora tego wpisu, bo znów pojawia się pytanie o rzetelność dziennikarską. Rzecznik Praw Dziecka Poczętego to po prostu Rzecznik Praw Dziecka - według istniejących definicji obowiązującego prawa. Tekst ten może wprowadzić w błąd, jakoby w obowiązkach RPDz nie było rzecznictwa na rzecz dzieci poczętych.)
No i wracamy do pytania z tytułu. Ile osób leczy (za pomocą wiedzy medycznej, psychologicznej czy teologicznej) lekarz, psycholog czy kapelan szpitalny w sytuacji poronienia?
Praktyka w polskich szpitalach dla pacjentów jest zbyt często bardzo bolesna.