Żałoba

List pocieszenia (1)

dodane 12:09

Pół roku po śmierci matki, o. Henri J. M. Nouwen pisze list do swojego ojca, tak powstał List pocieszenia.

W przeżyciu śmierci kogoś bliskiego spotykają się dwie przestrzenie: jedna ta indywidualna i bardzo intymna odnosząca się do relacji ze zmarłym, osobiste doświadczenie wspólnego kroczenia na jakimś odcinku życia z tą osobą, druga to odnosząca się do uniwersalnych doświadczeń, gdzie ból, tęsknota, pojawiające się pytania po stracie są wspólne dla wszystkich. Czytając opisy przeżywania czyjejś żałoby - i nieważne tu, czy dotyczy do śmierci rodzica, współmałżonka czy dziecka - natrafiam na zdania, w których odkrywam tę wspólną płaszczyznę. Odkrywanie, że wszyscy należymy do jednej ludzkiej rodziny i że więcej nas łączy niż dzieli.

Fragment z "Listu pocieszenia":

Zatem musimy zadać sobie pytanie: „Gdzie zobaczymy owoce śmierci matki?”. Nie mam wątpliwości, że stają się one widoczne przede wszystkim u tych, którzy kochali ją najbardziej. Nasza wielka miłość do niej pozwala nam być pierwszymi, którzy je zbiorą i podzielą się z innymi darami jej śmierci.

Czy nie od tego musimy zacząć, jeśli chcemy odkryć znaczenie śmierci matki? Przede wszystkim musimy wejść w kontakt z tajemniczą rzeczywistością nowego życia w nas, a nawet ją potwierdzić. Inni mogą ją widzieć, czuć i cieszyć się nią wcześniej niż my. Dlatego Ci właśnie o niej piszę. Możemy sobie nawzajem pomóc zobaczyć to nowe życie. Byłoby to prawdziwe pocieszenie. Sprawiłoby, że doświadczalibyśmy w centrum naszego jestestwa, iż ból spowodowany przez śmierć matki doprowadzi nas do nowego sposobu życia, w którym powoli zanika dystans pomiędzy matką, ojcem i dzieckiem. Tak więc nasza rozłąka z matką przynosi nam nową wewnętrzną jedność i zaprasza nas do uczynienia jej źródłem radości i nadziei dla siebie nawzajem, a także dla innych.

Gdzie zobaczę owoce śmierci moich dzieci? Czy nie na tym polega wielkość Stwórcy, że mimo zła śmierci, której przecież nie On uczynił i której nie chciał dla człowieka, potrafi doprowadzić do dobrych owoców śmierci? O felix culpa! Owocem śmierci Chrystusa jest nasze zbawienie, każdego człowieka.

A owoce śmierci kogoś, kto istniał tutaj tylko kilkanaście tygodni?

Kto w świadomości innych prawie w ogóle nie istnieje?

Kogo społeczeństwo spycha w nieistnienie i w niepamięć?

Czy ci, którzy ukochali najbardziej - rodzice, rodzeństwo - rzeczywiście potrafią zebrać owoce śmierci dziecka? W jaki sposób przyczyniam się albo mogę się przyczynić do tego, żeby te owoce były? Moje otoczenie 'ucieka' od problemu śmierci. Jest w innych milczące pragnienie, aby mi przeszło.

Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał. /J 15,16/

Trzy czasowniki połączone spójnikami. Pokazujące jakiś dynamizm, ruch: iść, przynosić i trwać. Bo można iść nadaremno, nie przynosząc owoców.

Można iść i przynieść owoc nietrwały.

Jedynie jeśli podejmowane działania mają w sobie te trzy cechy, to są one sensowne.

Ile spraw zaczynam i nie kończę?

Ile razy przynoszę w życiu nietrwałe owoce?

Te pytania pojawiają się w ogólnym kontekście, ale jakoś bardziej jeszcze, ze względu na taką a nie inną historię mojego życia, dotyczą śmierci dziecka, szczególnie zmarłego w trakcie ciąży.

Jako rodzic mam prawo pierwszeństwa do zebrania owoców śmierci.

A potem obowiązek, aby się nimi podzielić z innymi.

Problem polega na tym, że żyjemy w społeczeństwie, które neguje w jakimś sensie istnienie śmierci. Ucieczka od spotkania z samym sobą w doświadczeniu śmierci bliskich jest zjawiskiem częstym.

Jak Ezaw pozbył się pierwszeństwa bycia pierworodnym, tak chętnie pierwszeństwo zebrania owoców śmierci oddalibyśmy innym. Już nawet nie za miskę soczewicy, za darmo.

Czy śmierć dziecka mnie zmieniła? Czy inaczej patrzę na cierpienie innych? Na czyjś płacz? ból? żałobę? Czy to są te owoce?

Czy inni mają prawo do mojego przemienionego serca? A jeśli poprzez cierpienie ono stwardniało? ochłódło? Bo tak też się zdarza. Przeżywane cierpienie nie czyni nas automatycznie lepszymi i bardziej wrażliwymi.

Czy ból spowodawany pornieniami doprowadza mnie, moich bliskich, do nowego życia?

Mnóstwo pytań w sercu.

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024