Media
Głoszenie życia
dodane 2008-04-20 11:13
Z homilii Benedykta XVI (katedra św. Patryka, pielgrzymka do USA):
Głoszenie życia to serce nowej ewangelizacji. Prawdziwe życie daje Bóg. To jest przesłanie nadziei, które ludzie Kościoła mają głosić w świecie, gdzie egoizm, chciwość, przemoc, cynizm często utrudniają wzrost łaski w ludzkich sercach.
W listopadzie odbyła się konferencja "Przegrane narodziny", pisał o niej m.in. "Nasz Dziennik". "Przy okazji" w gazecie tej ukazał się wywiad z księdzem na temat poronień "Zadaniem Kościoła jest nieść pociechę". Fragment z tej rozmowy:
W jaki sposób kapłan może pomóc rodzicom, którzy stracili dziecko będące na bardzo wczesnym etapie życia, którego np. nie zdążyli nawet ochrzcić?
- Rola duchownych jest tutaj zasadnicza, ale równocześnie niedookreślona. Dopiero niedawno została wydana deklaracja Międzynarodowej Komisji Teologicznej, która mówi o losie dzieci nieochrzczonych, o tym, co się z nimi dzieje. Dopiero teraz, po dwóch tysiącach lat chrześcijaństwa, ktoś decyduje się wypowiedzieć prawdę niosącą pociechę, że te dzieci nie oczekują w jakimś "przedsionku raju", jak twierdzono dotychczas. To są dzieci, które ze względu na Krzyż Pana Jezusa i Jego zmartwychwstanie są zbawione, żyją razem z Bogiem. To jest zupełna nowość i myślę, że należy o niej w homiliach przypominać. Rolą księdza ponadto jest towarzyszenie ludziom potrzebującym w ich doświadczeniach życiowych przez posługę sakramentalną i duszpasterską. Pogrzeb, jako rodzaj posługi duszpasterskiej (sakramentem jest namaszczenie chorych), jest towarzyszeniem człowiekowi, który zakończył swoją ziemską pielgrzymkę, ale jest również towarzyszeniem jego najbliższych, którzy przeżywają żałobę. Jesteśmy raczej przyzwyczajeni, że życie człowieka liczy się w latach - od momentu narodzenia do przejścia do Domu Ojca, to np. w przypadku śmierci dziecka na skutek poronienia ten czas niesłychanie się skraca: nie ma życia człowieka, bo dziecko umiera przed narodzinami. Pozostają natomiast przeżycia rodziców. I myślę, że takie towarzyszenie rodzicom może pomóc im w przyjęciu straty. Myślę, że tutaj nie potrzeba podejmować jakichś wielkich wysiłków, bo każdy człowiek żałobę przeżywa indywidualnie i sztuczne pocieszanie, narzucanie się nie jest niczym ani dobrym, ani potrzebnym. Natomiast ważne jest, aby duchowny umiał wczuć się w sytuację takiego człowieka. Dla tego księdza to może będzie tysięczny pogrzeb w życiu, ale dla tych ludzi, którzy tracą taką małą, nienarodzoną jeszcze istotkę, to jest jednorazowe wydarzenie, które w tym momencie ich dotyka i całkowicie zmienia ich dotychczasowe życie.
Rozumiem, że osobie, która nie doświadczyła straty dziecka 'łatwiej' trafia się jakieś sformułowanie, które delikatnie nazywając można uznać za lapsus, ale to słowa najczęściej ranią. I rozumiem, że dla księdza doświadczenie poronienia jest poza jakąś granicą, której nie przekroczy.
Jak to NIE MA ŻYCIA CZŁOWIEKA?
Czy te 8, 18, 28 czy 38 tygodni się nie liczą?
Czy to, że wiedziała o ciąży stosunkowo mała liczba osób (Boże, przecież mówiliśmy wszystkim o naszej małej radości...), to znaczy, że nie ma życia człowieka?
Przy aborcji, in vitro to JEST ŻYCIE, a przy poronienieniu to NIE MA?
Ksiądz powołuje się na dokument MKT - jest tam mowa o dzieciach zmarłych bez chrztu w wyniku aborcji, in vitro czy zaniedbania rodziców. O dzieciach zmarłych bez winy rodziców, np. w sytuacji poronienia czy martwego porodu - już nie.
Bo NIE MA ŻYCIA?
Głoszenie życia to serce ewangelizacji, mówi papież. To róbmy to, oby z konsekwencją w dziedzinie słowa. Bo na jej brak w mediach - katolickich - można natknąć się często.