Prawo, Nietrafione słowa, Ogólne
Rozpoznanie
dodane 2008-01-26 11:21
Kilka lat temu, moje pierwsze poronienie.
Lekarz powiedział, że dwie godziny po wybudzeniu z narkozy będę mogła iść do domu. Wcześniej mówił, że najprędzej o 22 a teraz ten czas mi się skraca i o 17.
Dostaję wypis ze szpitala.
Biorę do ręki i... świat znów się zatrzymuje.
Rozpoznanie: ABORTUS.
Wiem, co stało się moim udziałem. Niespełna 24 godziny temu lekarz poinformował mnie, że moje dziecko nie żyje i że mam czekać na rozpoczęcie akcji poronnej, czyli skurczy, krwawienia i wydalenia płodu z ustroju matki, jak to medycy nazywają. Boże, 24 godziny byłam jeszcze przy nadziei i pełna nadziei...
Stoję na środku korytarza szpitalnego, w ręku trzymam kartkę z opisem pobytu w szpitalu a w głowie pojawia się zupełnie niedorzeczna myśl przecież nie zabiłam mojego dziecka. Ale ta kartka i to jedno słowo w tym momencie jest dla mnie oskarżeniem.
Zdaję sobie sprawę z racjonalnych argumentów, w łacinie poronienie i aborcja określane są tym samym słowem. Ale mi umarło dziecko, upragnione i ukochane, i racjonalizm to ostatnia rzecz, na którą teraz stać moje serce. Może kiedyś...
Na początku 2007 roku wyszło rozporządzenie Ministera Zdrowia dotyczące sporządzania dokumentacji medycznej. Między innymi jest tam napisane, że rozpoznanie powinno być podane w języku polskim.
I mam nadzieję, że choć teoretycznie nikt nie stanie w sytuacji poronienia przed opisem ABORTUS.