Ogólne
Małe tradycje
dodane 2008-01-20 21:38
Dziś wchodzę do kościoła i... żłóbek i choinki nadal są. I czerwone bombki z gałązkami świerku przy ołtarzu też. I kolędy. Te domowe również. I refren psalmu responsoryjnego też na melodię pastorałki. Tylko kolor ornatu "mówił" coś innego, że ten etap mamy już za sobą. No, ale "tradycje" i przywiązanie są silniejsze... Niezrozumienie? Brak dbałości o jedność treści? Przekonanie, że ludzie kolędy zaśpiewają? (Szczegół, że śpiewają coraz mniej i jeśli już to śpiewają to, co w liturgii nie powinno się znaleźć.) Skoro teraz tak ludziom (z jednej i drugiej strony ołtarza) zależy na śpiewaniu kolęd, to równie dobrze można je śpiewać w sierpniu.
Kilka lat temu pisząc artykuł do gazetki parafialnej na temat okresu Bożego Narodzenia w ostatnim akapicie pojawiła się informacja o tym, jak długo śpiewamy kolędy - do Niedzieli Chrztu Pańskiego i potem 2 lutego, w święto Ofiarowania Pańskiego. Jakie było moje zdziwienie, gdy gazetkę wzięłam do ręki i znalazłam w swoim tekście 'poprawkę' księdza proboszcza. 'Tradycyjnie w Polsce kolędy śpiewa się do dnia 2 lutego.' Koniec. Kropka.
A to znalazłam przypadkowo wczoraj:
Otóż charakter zabawy i wesołości przenika w naszych czasach także do liturgii. Niejednokrotnie staje się ona przeżyciem rozrywkowym. Spójrzmy choćby na okres Bożego Narodzenia. Łączy się on z czasem karnawału w życiu cywilnym. Czas ten jest powszechnie uważany za okres bezkarnego rozluźnienia obyczajów i wolności od wszelkich zasad. Już od czasów średniowiecza praktykowano hulanki, dochodziło do gwałtów, kradzieży i bójek. Różnego rodzaju przedstawienia bożonarodzeniowe przekształcały się w maskarady. Przełom starego i nowego roku nazwano z tego powodu "świętem głupców". To swobodne zachowanie wciskało się także do kościołów. Odprawiane obrzędy stawały się tłumne, gwarne i wesołe. Nawet kazania bywały rubaszne. Kaznodzieja często bawił i wzruszał słuchaczy, nie bacząc na świętość miejsca i ceremonii. Karnawałowy nastrój przejawiał się jednak przede wszystkim w muzyce. Miejsce kolęd zajęły pastorałki, do liturgii włączono melodie taneczne. Hymn "Gloria in excelsis Deo" intonowano często na melodię kolęd. Podobnie postępowano z "Credo", a "Ite, missa est" opatrywano w melodie pastorałkowe lub też inne przejęte z przedstawień i inscenizacji bożonarodzeniowych. Dzięki takim praktykom utarło się przekonanie, że w okresie Bożego Narodzenia wolno w kościele robić niemal wszystko niezgodnie z prawem liturgicznym i że uchodzi to całkowicie bezkarnie. Taka świadomość przetrwała do naszych czasów. I dziś przymyka się oko na wykonywanie kolęd zamiast części "ordinarium missae", albo zamiast psalmu responsoryjnego lub też na brak treściowego związku pomiędzy spełnianymi czynnościami a pieśniami. Liturgia mszalna przeradza się niekiedy w koncerty kolęd i pastorałek. Te i inne przyczyny sprawiają, że rodzi się chęć przedłużania tego okresu swobody także na dalsze tygodnie, choć formalnie skończył się czas Narodzenia Pańskiego. Istotnym jednak powodem jest wygoda i nieodpowiedzialność duszpasterzy oraz organistów, którzy nie muszą wkładać wielkiego wysiłku w przygotowanie liturgii, a przy okazji zadowolą też gusty społeczne. /ks. I. Pawlak/
Zobacz pełny tekst.
Jakiś czas temu w serwisie pojawił się artykuł o tym, że wydano w jednej z diecezji specjalną instrukcję, coby te kolędy śpiewać w odpowiednim czasie. I wielki płacz, bo zakazują kolęd. No, od dość dawna są one 'zakazane'.
----------------------------------------
W co najmniej dwóch diecezjach - zielonogórsko-gorzowskiej oraz kaliskiej - wyszły też inne instrukcje. Dotyczą one pochówku dzieci zmarłych w wyniku poronienia. Są co prawda wyjaśnieniem do tych praktyk, które 'weszły' po Soborze Watykańskim II, a które można znaleźć w najzwyklejszych obrzędach pogrzebowych, ale ze względu na 'nowe' przepisy pogrzebowe dzieci zmarłych w wyniku poronienia zaistniała(?) potrzeba wyjaśnień.
Odnowione obrzędy pogrzebowe po raz pierwszy po polsku ukazały się w... 1977 roku. Nie ma tam takiego obrzędu jak 'pokropek'. Jest (normalny) pogrzeb dziecka - zmarłego przed Chrztem lub po Chrzcie. Normalny, czyli ze wszystkimi przewidzianymi stacjami. Także z Mszą świętą i odprowadzeniem trumny na cmentarz przez księdza. Bo wielu księży nadal kropi trumnę i zostawia rodziców samych.
W jednej z instrukcji znalazło się takie zdanie:
Stosowaną dotychczas praktykę tzw. pokropku, nie znajdującą uzasadnienia ani w prawie kanonicznym, ani w normach liturgicznych, należy zastąpić obrzędami pogrzebu przewidzianymi dla dziecka nieochrzczonego.
I pojawia się we mnie pytanie: minęło ponad 30 lat od wprowadzenia odnowionych obrzędów, dlaczego więc przez tak długi okres mamy/mieliśmy stosowaną dotychczas praktykę tzw. pokropku?
Czy naprawdę na zmiany potrzeba aż tak wiele?
Kto zawinił? Księża? Świeccy? Lenistwo? Zgoda na bylejakość? Podejście hip hip hurra, bo ksiądz odprawia Mszę przodem do ludzi i wszystko już w odnowie liturgii zostało zrobione?
Z tym pokropkiem podobnie jak z kolędami... Siła (bylejakiej) tradycji zwycięża to, co w księgach liturgicznych.
Eh... Może kiedyś 'pokropek' będzie kojarzył się tylko z wierszem ks. Jana Twardowskiego:
Pokropek
Deszcz jesienn co pada długo pomalutku
nie wyspowiadany grzech naszego smutku
1996