Wydarzenia
Grudniowy numer "W drodze"
dodane 2007-12-16 09:48
Z opisu tego numeru:
W numerze znajdziemy również blok artykułów „Spełnione i niespełnione macierzyństwo”, które obok aktualnych problemów społecznych, dotykają także „kwestii poronień”. „Większość Kościołów chrześcijańskich skłonna jest uznać człowieczeństwo dzieci od samego poczęcia, przynajmniej w teorii, bo w praktyce, niestety, często ci, którzy głośno domagają się poszanowania praw istot nienarodzonych, zainteresowani są jedynie ofiarami aborcji, z lekceważeniem odnosząc się do kwestii poronienia. Dziwić może, wziąwszy pod uwagę rolę cierpienia w tradycyjnej teologii, że i chrześcijanie również na ogół wstydliwie chowają głowę w piasek w obliczu matek dzieci poronionych. W dokumentach papieskich cierpienie pojawia się niezliczoną ilość razy, odniesień do poronienia szukać zaś można nadaremno. Ból kobiet, które go doświadczają, pozostaje na ogół niewidzialny i niewiele osób wie, jak licznej grupy dotyka owo nieszczęście. W 2003 roku liczba zarejestrowanych „poronień samoistnych” w Polsce wyniosła 41 381” – pisze w tekście „Limbus matrum” Dominika Kurek-Chomycz.
Po poronieniach sięgnęłam na półkę z książkami, gdzie stoi mnóstwo pozycji dot. szeroko rozumianych zagadnień 'pro-life'owych'. Całe rozdziały o aborcji, o poronieniu - pojedyncze zdania i to przy okazji mówienia o pierwszym problemie. Zrobiło mi się przykro, bo całym sercem wiedziałam, że jestem w zupełnie innej sytuacji niż kobieta po aborcji. I tym samym mówienie o jednym i drugim razem może świadczyć o jakimś niezrozumieniu tematu.
W internecie za to na stronach środowisk katolickich (portale, strony pro-life, npr itd.) słowo 'poronienie' pojawia się, wtedy, tylko w kontekście albo:
- wcześniejszej aborcji
- antykoncepcji hormonalnej
- wcześnie rozpoczętego współżycia.
I rady w stylu "jeśli chcesz uniknąć poronienia, to nigdy nie decyduj się na aborcji". Ba, gdyby życie było takie proste. Książki odłożyłam. Zaczęłam szukać jakiegoś mądrego księdza, z którym bym mogła porozmawiać. Przez te trzy lata tych księży, którym przedstawiałam problem poronień przewinęło się kilkudziesięciu. Tylko dwóch nie zeszło na aborcję. Przykre...
Na pocieszenie - część tych tekstów zniknęło z internetu. Pojawiło się za to kilka, gdzie wymieniane są inne, najczęstsze przyczyny poronienia.
Ponad dwa lata temu odbył się w jednym z miast Polski zbiorowy pogrzeb 'dzieci nienarodzonych'. Klepsydra na cmentarzu to tekst... wyjęty z ulotek antyaborcyjnych. Gdzieś tam na marginesie dopisane dzieci, które zmarły. Po prostu - zmarły a nie zostały zabite. Organizatorka przyznała, w prywatnej rozmowie, że dzieci z aborcji nie było w tym pogrzebie, "kochana, wszystkie były z poronienia". O tym, że organizatorzy wykazali się zupełną nieznajomością praw rodziców i wszędzie mówili, że prawo nie zezwala na pochówek - a pozwalało wtedy, tak samo i dziś - jakoś zostało przez media pominięte. Oraz to, że nie zaproszono rodziców zmarłych dzieci na pogrzeb. Wszyscy podeszli do tego, jak do czegoś normalnego.
Lekceważenie? Nieświadomość?
Gdy w rozmowach mówię o tych różnych trudnościach, to księża reagują dość specyficznie: po co te antagonizmy? po co takie negatywne podejście?
A dla mnie nie chodzi o negatywne czy pozytywne podejście, co o przedstawienie w jak najszerszy sposób i jak najprawdziwszy problemu.
Dodatkowo zaczyna się wciskanie kitów, jak to jest świetnie:
- wie pani, są odprawiane pogrzeby zbiorowe - a ja wiem, jak wygląda 'informowanie' rodziców o ich prawach zarówno w szpitalach jak i na cmentarzach, w tym przez księży, nadal gdzieś w świadomości pokutuje informacja, że dziecka, które nie przekroczyło wagi 600 g, pochować nie można;
- a słyszała pani na pewno, Międzynarodowa Komisja Teologiczna wydała dokument nt. zbawienia dzieci zmarłych bez Chrztu - tak, tylko ilu księży go przeczytało?
Tekst ten można znaleźć w internecie w języku angielskim. (A polskim? W ogóle czy jest tłumaczenie na polski?)
Nie jest świetnie. Czasami jest tragicznie. Bo kończy się na chowaniu głowy w piasek. Albo mówieniu wyłącznie o aborcji. I jestem ogromnie wdzięczna, że ktoś zechciał to zauważyć. I jeszcze odważył się to napisać.