Blog
Matematyka miłości
dodane 2019-01-01 22:05
Kochać to oddać wszystko, wraz z sobą, bez miary.
Tak twierdziła św. Teresa z Lisieux. Piękne, porywające słowa, na dźwięk których słyszę w sercu wezwanie, by kochać tak właśnie.
A jednocześnie, ciągle, dzień w dzień, doświadczam swojej niemocy w miłości. Ciągle upadam, ciągle odmawiam siebie tym, których zdawałoby się kocham najbardziej. Jak to możliwe? Czy miłość, która nie jest całkowita, która nie dorasta do tego ideału może jeszcze w ogóle być miłością?
Tyle razy w ciągu dnia jestem zła, zirytana, zmęczona, zajęta sobą i nie mam ochoty zająć się drugą osobą – w szczególności własnymi dziećmi. Oczywiście są tysiące chwil, gdy poświęcam się – i to być może właśnie tak: bez miary. Ale jaka jest ich wartość w obliczu tych wszystkich chwil, gdy upadam?
Na to pytanie nie znajduję żadnej logicznej odpowiedzi, poza jedną. Miłość jest chwilą – jest wiecznością schwytaną w czasie, i nie da się obliczyć sumy miłości – tych wszystkich momentów, kiedy umiałam oddać wszystko i odjąć te, kiedy nie byłam w stanie tego uczynić. Miłość jest teraz, mogę ją ofiarować tylko teraz, w tym jednym niepowtarzalnym momencie w czasie.
Mogę też nie móc. Ale chwila mojej niemocy nie unieważnia tych wszystkich chwil, gdy z miłości oddałam całą siebie i też nie uniemożliwia obdarzania miłością w przyszłości.
Czasem jeden moment – gdy Ktoś z miłości oddaje swoje życie na krzyżu – wystarcza, by zbawić cały świat w jego historii.
Każda miłość ma w sobie ten zbawczy moment i opromienia swoim światłem życie tych, których kochamy.