NIEDZIELA/ROZWAŻANIA
UROCZYSTOŚĆ CHRYSTUSA KRÓLA
dodane 2011-11-20 10:09
Jezusa Chrystusa, Króla wszechświata
20 LISTOPADA 2011
Uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata
Dzisiejsze czytania: Ez 34,11-12.15-17; Ps 23,1-3.5-6; 1 Kor 15,20-26.28; Mk 11,10; Mt 25,31-46
Rozważania i homilie: Oremus · ks. M. Pohl · ks. E. Staniek · O. Gabriel od św. Marii Magdaleny OCD
(Ez 34,11-12.15-17)
Albowiem tak mówi Pan Bóg: Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody, wtedy gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec, tak Ja dokonam przeglądu moich owiec i uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne. Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko - wyrocznia Pana Boga. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie. Do was zaś, owce moje, tak mówi Pan Bóg: Oto Ja osądzę poszczególne owce, barany i kozły.
(Ps 23, 1-2a. 2b-3. 5. 6)
Refren: Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego
Pan jest moim pasterzem:
niczego mi nie braknie,
pozwala mi leżeć
na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć,
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoją chwałę.
Stół dla mnie zastawiasz
na oczach mych wrogów,
Namaszczasz mi głowę olejkiem,
kielich mój pełen po brzegi.
Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną
przez wszystkie dni mego życia
i zamieszkam w domu Pana
po najdłuższe czasy.
(1 Kor 15,20-26.28)
Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć. A gdy już wszystko zostanie Mu poddane, wtedy i sam Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich.
(Por. Mk 11, 10)
Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie; błogosławione Jego królestwo, które nadchodzi.
(Mt 25,31-46)
Jesus powiedział do swoich uczniów:
Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego.
Być kimś ważnym i wielkim – któż z nas nie marzy czasem o wielkości i władzy? Jak odbiega od naszego sposobu myślenia obraz Chrystusa Króla, któremu dzisiaj oddajemy cześć! Chrystus Król to dobry Pasterz, który troszczy się o swoje owce i za nie oddaje życie. Zmartwychwstając, pokonuje śmierć i otwiera bramy nieba dla wszystkich, którzy tak jak On będą okazywali miłosierdzie bliźnim. Niech eucharystyczne spotkanie z Chrystusem Królem uczy nas pokornej służby braciom.
Ks. Dariusz Kwiatkowski, „Oremus” listopad 2011, s. 96
Zanim będzie za późno...
Żeby dobrze zrozumieć tę Ewangelię, trzeba zwrócić uwagę na jeden szczegół: do kogo mówi Chrystus. Jeśli tego nie uwzględnimy, wtedy łatwo potraktujemy tę przypowieść jako pretekst do zwolnienia się z wielu obowiązków, które nakłada na nas wiara. Bo wymagania i kryteria oceny są zależne od sytuacji człowieka względem Boga: inną miarę stosuje się względem wierzących, inną względem ochrzczonych, a jeszcze inną wobec niewierzących.
Otóż musimy uwzględnić, że słowa te są skierowane nie do chrześcijan, lecz do pogan. Chrystus przedstawia w obrazowy sposób, czym będzie się kierował w ocenie tych, którzy Boga nie poznali. Po prostu Jezus podaje zasadę zbawienia pogan. Ale pogan, a nie wierzących. Dla nas poprzeczka wymagań i obowiązków jest ustawiona wyżej, bo komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie.
My natomiast często traktujemy tę Ewangelię jako wykręt i zwolnienie się z konsekwencji wiary. Nawet w kazaniach słyszy się raz po raz, że Bóg nie będzie osądzał człowieka za chodzenie na mszę, lecz za dobre uczynki. Otóż tak, ale tylko tych, którzy nie są chrześcijanami. Oni, jako niewierzący i nieochrzczeni, nie są zobowiązani do praktykowania wiary, której przecież, na ogół nie z własnej winy, nie mają. Ale to nie znaczy, że będą potępieni. Otóż ich zbawienie dokona się na mocy wierności swemu sumieniu i prawu naturalnemu. Ono dość jasno podpowiada co należy czynić. Dlatego Jezus nie pyta ich o posty, spowiedzi wielkanocne, nabożeństwa, składki itp. lecz o dobre czyny, które świadczą o uczciwości i wrażliwości na głos sumienia, który jest naturalnym głosem Boga w człowieku. Ten kto jest wierny i posłuszny temu głosowi, ten należy do Chrystusa, chociaż wcale o tym nie wie. Kto jednak odrzuca głos sumienia, ten odrzuca i Boga. Często Boga obecnego w drugim człowieku – takim jak Chrystus.
Inna jest zupełnie sytuacja tych, którzy poznali Boga, a przynajmniej mieli taką szansę, czyli wszystkich ochrzczonych. My nie idziemy przez życie po omacku, my mamy światłość – wiarę, Słowo Boże, wręcz samego Boga w Chrystusie, który jest naszym wzorem do naśladowania. Mamy Kościół, który nas prowadzi przez życie i wskazuje bezpieczną drogę. Więc skoro nam tyle dano, to i pułap wymagań musi być wyższy. Nam się nie uda wykpić szklanką wody czy tysiącem złotych, rzuconym Rumunce.
Otóż my będziemy rozliczani tak, jak ci słudzy z Ewangelii przed tygodniem. Dano nam tyle i tyle talentów – przez swoją pracę, wiarę, zaufanie Bogu, posłuszeństwo, mamy przynieść owoc proporcjonalny do tego, co nam powierzono. Oczywiście, że dobre uczynki, praktyczna miłość bliźniego na co dzień, należą do istoty naszego powołania i z tego też będziemy sądzeni, ale nie tylko z tego. Wiara wymaga od nas więcej – budowania Królestwa Bożego na ziemi. To budowanie polega między innymi na wprowadzaniu w życie miłości, sprawiedliwości, pokoju, przebaczenia, jedności między ludźmi, ładu – to są właśnie owe talenty, z pomnażania których będziemy rozliczeni. Ale do tych talentów należą także modlitwa, uczestnictwo w Eucharystii, dźwiganie krzyża, naśladowanie Chrystusa, dawanie świadectwa i głoszenie Ewangelii innym. Czy rozumiemy, że to jednak coś więcej, niż parę dobrych odruchów, a także więcej niż spowiedź raz w roku, posłanie dziecka do komunii i przyjęcie kolędy? Myślę, że tym będzie chyba najtrudniej ostać się na sądzie Bożym. Bo dano im wiele, albo przynajmniej dość dużo, ale owoc tego jest mizerny, bo wszystko zostało zakopane w ziemi.
Cóż, na podstawie dzisiejszej Ewangelii można sobie trochę wyobrazić to straszliwe zamieszanie, przerażenie i rozpacz, gdy będzie się dokonywał sąd i oddzielanie sprawiedliwych od potępionych, to tłumaczenie się, szukanie protekcji, wykręcanie się od winy. Ale sąd będzie nieubłagany i sprawiedliwy, a kryteria sądu bardzo jasne i chyba oczywiste dla każdego. Ale one są oczywiste już teraz, więc dlaczego zwlekać aż do dnia sądu? Może lepiej przejść na stronę sprawiedliwych, gdy jeszcze można?
Ks. Mariusz Pohl
Twórcza moc miłosierdzia
Pięć lat temu zmarła mu żona. Od dwu lat sam poważnie chory nie wychodzi z domu. W mieszkaniu nie sprzątane od pogrzebu żony. Zniknęły tylko instrumenty muzyczne, akordeon i dwa klarnety, jego najwierniejsi przyjaciele, gdy był w pełni sił. Oddał je za posługi: przyniesienie jedzenia, przywiezienie węgla na zimę, załatwienie innych spraw w mieście. Siedzi przy zasuniętym do połowy oknie i od rana do wieczora wygląda na ulicę czekając śmierci. W ciągu ostatnich dwu lat odwiedziła sąsiada z kamienicy obok, zabrała młodą kobietę z pierwszego piętra. Ostatnio była już bardzo blisko, lecz zapukała do sąsiednich drzwi i zabrała siedemnastoletniego chłopca. Po niego ciągle nie przychodzi. On czeka. Jego życie nie ma większej wartości niż stare gazety z roku 1967 walające się po podłodze. Wiarę stracił dawno, jeszcze w czasie okupacji. Nie wie, czy jest Bóg. Nic go już nie interesuje. Jedyna rzeczywistość, na którą czeka, to śmierć. W nią nie trzeba wierzyć. Ona jest jedyną sprawiedliwością na ziemi.
Obok mieszkają sąsiedzi, którzy póki był zdrów, chętnie korzystali z jego usług. Miał złote ręce i cokolwiek się zepsuło chętnie naprawiał. Dziś już nie jest potrzebny, bo ręce się trzęsą i są słabe. W tym samym mieście mieszka jego dalsza rodzina. Od czasu do czasu przychodzą, by sprawdzić, ile pieniędzy wybrał z książeczki PKO. Jedni i drudzy chodzą w niedzielę do kościoła i uważają się za wzorowych katolików, ale nikt nie ma czasu na zajęcie się tym starcem. Nikt nie wypierze jego bielizny, nie pomoże w kąpieli, nie rozprawi się z myszami, które zadomowiły się u niego i czują się bardziej gospodarzem niż on sam.
„Byłem chory, a odwiedzaliście mnie. Byłem głodny, a daliście mi jeść”. „Byłem” – tak blisko 30 centymetrów za twoją ścianą. „Byłem” – w twojej klatce schodowej. „Byłem” – tuż za płotem twego jednorodzinnego domku. „Byłem” – Ja sam, Jezus Chrystus. Twój Król i Zbawiciel. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”. Dla wielu będą to ostatnie słowa, jakie usłyszą z ust Chrystusa. One uzasadnią straszny wyrok: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny”. O usprawiedliwieniu się nie będzie mowy.
Gdyby chrześcijanie wzięli na serio tylko tę jedną przypowieść Mistrza z Nazaretu i dostosowali do niej swoje życie, w ciągu jednego pokolenia przebudowaliby oblicze ziemi. Miliard ludzi ochrzczonych, pochylony nad potrzebującymi pomocy, byłby w stanie podnieść życie ludzkości na zupełnie nowy, wyższy poziom. Miliard ludzi miłosiernych potrafi zbudować nowy świat. Potęga miłosiernej miłości jest wszechmocna, bo razem z tymi, którzy się nią posługują, współpracuje Bóg.
Współczesny świat nastawiony na produkcję traktuje miłosierdzie jako stratę energii. Po co inwestować czas, pieniądze, siły w opiekowanie się starcem czekającym na śmierć? To nie jest ekonomiczne. Czy nie lepiej tę energię przeznaczyć na budowę świata dla młodych, przed którymi jest życie? Tak myśli człowiek „zatruty” przez ekonomiczne obliczenia. Jeśli to myślenie będzie się rozwijać, pojawi się żądanie, by starców i chorych „uśpić”, a ich mieszkania oddać młodym i zdrowym. Ekonomista pojawi się z zastrzykiem fenolu... My to już znamy.
Chrystus zaś od dwudziestu wieków utożsamia siebie z głodnym, starym, kalekim, ubogim i wzywa do okazania miłosierdzia. Czeka na odkrycie tej prawdziwej mocy, jaka jest zawarta w miłosiernej miłości. Serce bowiem człowieka pochylającego się nad potrzebującymi pomocy rośnie i staje się coraz piękniejsze. W posłudze miłości doskonali się duch. Tu nie ma żadnej straty, tu jest wielki zysk. Nie da się go obliczyć przy pomocy metod, jakimi posługuje się ekonomista. Energii zawartej w miłosierdziu ekonomista nie uwzględnia. Dostrzega ją i uwzględnia jedynie Bóg. Ona jest potrzebna nie do produkcji, lecz do doskonalenia ludzkiego serca. „Błogosławieni miłosierni, bo oni sami miłosierdzia dostąpią”. Czy może być większy zysk niż dostąpienie miłosierdzia Bożego?
Ks. Edward Staniek
Prezydent świata
Był najlepszym kandydatem na Prezydenta. Miał świetnie przygotowany program i w sposób doskonały „doszlifowane” prawo. Dysponował też wszystkimi środkami, by swój program zrealizować. Chciał zamienić ziemię w szczęśliwy Dom, a ludzkość w kochającą się rodzinę.
Mógł wprawdzie przejąć władzę na ziemi sięgając po przemoc. Mógł wezwać ludzi do respektowania swego prawa, łącząc jego naruszanie z natychmiastową sankcją karną. Mógł to uczynić i miał do tego prawo. Ludzkość ze strachu musiałaby żyć uczciwie. Wielu by było bardzo wdzięcznych za takie przejęcie władzy przez Prezydenta świata, który opanowałby wszelkie konfliktowe sytuacje, nie tylko w skali rodziny, narodu, ale i świata. Wzywałby bowiem do swego gabinetu wszystkich powaśnionych, jako swoich podwładnych, i żądałby w oparciu o sprawiedliwość szacunku dla każdego człowieka.
Ludzie musieliby być dobrzy, sprawiedliwi, uczciwi. Ale jeśli ktoś musi być dobrym, to jeszcze nim nie jest. Prezydent świata budowałby zatem Dom, w którym panowałby ład i bezpieczeństwo, lecz nie byłoby miłości. Ta bowiem kwitnie i wydaje owoce jedynie wówczas, gdy ludzie chcą być dobrzy. Do tego zaś jest potrzebna wolność.
Jego propozycja budowania Domu według prawa miłości nie zyskała zbyt wielu zwolenników. W wyborach, przeprowadzonych blisko dwa tysiące lat temu na terenie Palestyny, kandydat na Prezydenta świata przegrał. Tak nikły procent opowiedział się po Jego stronie, że przeciwnicy mogli bez większych obaw o rozruchy zlikwidować Go, jako niebezpiecznego wichrzyciela, który mógłby zagrażać istniejącym układom społeczno-politycznym.
Zlikwidowanie tego kandydata nie było jednak równoznaczne ze zlikwidowaniem Jego stronnictwa, programu i pięknego prawa. Kłopoty się dopiero zaczęły, gdy zamordowany zjawił się jako Zmartwychwstały i jednoznacznie dał do zrozumienia, że wcale z dalszej walki wyborczej nie rezygnuje. Zyskał nawet znaczną przewagę, bo udowodnił, że zapewnia udział w nieśmiertelności wszystkim, którzy się za Nim opowiedzą. Jego Państwo istnieje, ilość podwładnych wzrasta i perspektywa na powszechne uznanie Go za Jedynego Pana wszechświata jest coraz realniejsza.
Głównym atutem Jego programu jest miłosierdzie. Utożsamia bowiem siebie ze swymi nieszczęśliwymi poddanymi. Każdą posługę wobec nich traktuje jako wyświadczoną Jemu samemu i nagradza na miarę swoich możliwości, a są to możliwości samego Boga.
Ten punkt Jego programu nie tylko zapowiedziany, lecz realizowany od dwóch tysięcy lat zyskuje Mu coraz więcej zwolenników. Stają po Jego stronie zarówno nieszczęśliwi, którzy otoczeni są miłosierdziem, jak i ci, którzy świadcząc miłosierdzie mają w ten sposób szansę utrzymania z Nim bliskiego kontaktu.
W toku wielu dyskusji związanych z wyborami chrześcijanin winien na nowo przemyśleć swoją zależność od Chrystusa, który z woli Ojca niebieskiego jest Królem wszechświata i Prezydentem z woli tych, którzy dobrowolnie obrali Go za swego Pana.
Ks. Edward Staniek
Dopuść nas, Panie, do swego „królestwa sprawiedliwości, miłości, pokoju” (MP: prefacja)
Kościół przypomniawszy już w ciągu roku liturgicznego tajemnice życia Chrystusowego, przez które dokonuje się dzieło zbawienia, w ostatnią niedzielę roku gromadzi się wokół swego Pana, by świętować ostateczny tryumf, gdy On powróci jako chwalebny Król, by zebrać owoce swojej męki. Tak można by streścić znaczenie dzisiejszej uroczystości.
Liturgia słowa przedstawia dzisiaj trzy szczególne aspekty władzy królewskiej Chrystusa. Drugie czytanie (1 Kor 15, 20-26. 28) jasno określa Jego władzę królewską nad grzechem i śmiercią. Chrystus umarły i zmartwychwstały dla zbawienia ludzkości jest „pierwocinami” tych, którzy uwierzyli w Niego i kiedyś zmartwychwstaną do życia wiecznego. Istotnie, „jak w Adamie wszyscy umierają” z powodu grzechu, „tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni” (tamże 22) dzięki Jego zmartwychwstaniu. Zwycięstwo nad śmiercią — ostatnim nieprzyjacielem Chrystusa — uwieńczy dzieło zbawienia; a przy końcu czasu, kiedy umarli powstaną, Chrystus będzie mógł oddać Ojcu Królestwo, jakie zdobył, królestwo zmartwychwstałych, którzy będą śpiewać na wieki chwałę Boga życia. W ten sposób całe stworzenie, które Ojciec poddał Synowi, aby je wyzwolił od grzechu i śmierci, teraz już całkowicie odkupione i odnowione, Syn sam podda i przekaże Ojcu, „aby Bóg był wszystkim we wszystkich” (tamże 28) i był uwielbiony na wieki przez każde stworzenie.
Pierwsze czytanie (Ez 34, 11-12. 15-17) podkreśla natomiast miłość Chrystusa Króla, Przyszedł na ziemie, by ustanowić królestwo Ojca nie siłą zdobywcy, lecz dobrocią i łagodnością pasterza. „Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody, wtedy gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec, tak Ja dokonam przeglądu moich owiec” (tamże 11-12). Chrystus był w całym tego słowa znaczeniu dobrym pasterzem, troskliwie strzegł, pasł, bronił, zachowywał trzodę, którą powierzył Mu Ojciec. A ponieważ ludzie byli rozproszeni, oddaleni od Boga i Jego miłości, On ich szukał, jak pasterz szuka owiec zagubionych, leczył ich tak samo, jak pasterz opiekuje się owcami zranionymi i leczy chore (tamże 16).
Co więcej, aby przyprowadzić ich do miłości Ojca, oddał swoje życie. Chrystus, oddawszy się całkowicie, patrząc na swoją trzodę może słusznie powiedzieć: „Ja osądzę poszczególne owce, barany i kozły” (tamże 17). Chrystus Król–Pasterz będzie kiedyś Królem–Sędzią.
A oto trzeci aspekt Jego władzy królewskiej, który szeroko rozwija Ewangelia (Mt 25, 31–46). „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim... zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów” (tamże 31-33). Syn Boży przyszedł w pokorze i w cierpieniu, by zbawić trzodę powierzoną przez Ojca, powróci zaś jako Król chwalebny przy końcu czasów sądzić tych, którzy byli przedmiotem Jego miłości. Z czego będzie ich sądził? Z miłości, ponieważ miłość jest streszczeniem Jego posłannictwa, pobudką i celem całego dzieła zbawienia. Kto nie miłuje, wyklucza się dobrowolnie z królestwa Chrystusa, a w ostatni dzień zobaczy takie wykluczenie potwierdzone na zawsze. Sąd z miłości będzie bardzo dokładny; nie ograniczy się do słów, lecz obejmie czyny: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść, byłem spragniony, a daliście Mi pić...” (tamże 35). Chociaż Jezus jest Królem chwalebnym, to stał się naszym bratem i nagradza — jako sobie wyświadczone — najdrobniejsze akty miłości, spełnione względem najmniejszego z ludzi: „Pójdźcie... weźcie w posiadanie królestwo przygotowane wam od założenia świata” (tamże 34). Miłość, streszczenie chrześcijaństwa, jest warunkiem dopuszczenia do królestwa Chrystusa, które jest królestwem miłości. Kto miłuje, nie musi się lękać sądu Chrystusa Króla miłości.
-
Uwielbiam Cię, o Jezu, Panie mój... Ty jesteś Królem. Widzę w duchu, jak zasiadasz na tronie, po prawicy Boga... Wszystko zależy od tego tronu; to wszystko, co zależy od Boga i od panowania nieba, podlega temu tronowi: oto Twoje królestwo.
Lecz to królestwo jest święte: jest to kapłaństwo... Ty spełniasz za nas ten obowiązek i obchodzisz wieczne święto po prawicy Ojca. Ukazujesz Mu nieustannie blizny ran, które uśmierzają Jego gniew i zbawiają nas. Ofiarujesz Mu nasze modlitwy, przyczyniasz się za nami z powodu naszych grzechów, błogosławisz nas i poświęcasz. Z wysokości nieba chrzcisz Twoje dzieci, przemieniasz dary ziemskie w Twoje ciało i krew, odpuszczasz grzechy; zsyłasz swojego Ducha Świętego, uświęcasz Twoje sługi i spełniasz wszystko, co oni wykonują w Twoim imieniu. Kiedy się rodzimy, obmywasz nas wodą niebieską, gdy umieramy, podtrzymujesz nas namaszczeniem, które nas pokrzepia; w ten sposób nasze grzechy stają się lekarstwem, a śmierć przejściem do prawdziwego życia.
O Boże, o Królu, o Kapłanie, łączę się z Tobą, uwielbiam Cię... poddaję się Twojemu Bóstwu, Twojemu panowaniu, Twojemu kapłaństwu... Wszyscy Twoi nieprzyjaciele, o mój Królu... zostaną podbici, zwyciężeni, zmuszeni całować ślady Twoich stóp... Tymczasem zasiadasz na swoim tronie, o Królu chwały... pozostajesz w niebie aż do dnia, w którym powrócisz jeszcze raz, aby sądzić żywych i umarłych... Wówczas zstąpisz; lecz powrócisz szybko, aby zająć swoje miejsce ze wszystkimi wybranymi, którzy będą ściśle zjednoczeni z Tobą; i okażesz Bogu to Królestwo: cały lud zbawiony, to znaczy Głowę i członki, a Bóg będzie wszystkim we wszystkich (J. B. Bossuet).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 488