NIEDZIELA/ROZWAŻANIA
XXVII NIEDZIELA ZWYKŁA
dodane 2011-10-09 11:48
XXVIII Niedziela Zwykła/ Rozważania
9 PAŹDZIERNIKA 2011
XXVIII Niedziela Zwykła
Dzisiejsze czytania: Iz 25,6-10a; Ps 23,1-6; Flp 4,12-14,19-20; Ef 1,17-18; Mt 22,1-14
Rozważania i homilie: Oremus · ks. M. Pohl · ks. E. Staniek · O. Gabriel od św. Marii Magdaleny OCD
(Iz 25,6-10a)
Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win. Zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarz wszystkich ludów, i całun, który okrywał wszystkie narody; raz na zawsze zniszczy śmierć. Wtedy Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza, odejmie hańbę od swego ludu na całej ziemi, bo Pan przyrzekł. I powiedzą w owym dniu: Oto nasz Bóg, Ten, któremuśmy zaufali, że nas wybawi; oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność: cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia! Albowiem ręka Pana spocznie na tej górze. Moab zaś będzie rozdeptany u siebie, jak się depcze słomę na gnojowisku.
(Ps 23,1-6)Refren: Po wieczne czasy zamieszkam u Pana
Pan jest moim pasterzem,
niczego mi nie braknie.
Pozwala mi leżeć
na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć,
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoją chwałę.
Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę,
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Kij Twój i laska pasterska
są moją pociechą.
Stół dla mnie zastawiasz
na oczach mych wrogów.
Namaszczasz mi głowę olejkiem,
obficie napełniasz mój kielich.
Dobroć i łaska pójdą w ślad za mną
przez wszystkie dni życia.
I zamieszkam w domu Pana
po najdłuższe czasy.
(Flp 4,12-14,19-20)
Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. W każdym razie dobrze uczyniliście, biorąc udział w moim ucisku. A Bóg mój według swego bogactwa zaspokoi wspaniale w Chrystusie Jezusie każdą waszą potrzebę. Bogu zaś i Ojcu naszemu chwała na wieki wieków! Amen.
(Ef 1,17-18)
Niech Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa, przeniknie nasze serca swoim światłem, abyśmy wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania.
(Mt 22,1-14)
Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę! Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego? Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych.
Chrystus zaprasza nas dziś po raz kolejny na swoją Ucztę. Czy czujemy się zaproszeni? Ludzie z dzisiejszej Ewangelii, do których skierowano zaproszenie na ucztę, nie byli nim zainteresowani – mieli ważniejsze sprawy. A czy my rzeczywiście wierzymy w to, że nie ma dla nas ważniejszych spraw niż Eucharystia, w której Bóg objawia się nam i daje nam samego siebie za pokarm? To tu możemy zakosztować bliskiego obcowania z Bogiem, które będzie naszym udziałem w niebie.
Ks. Jarosław Ropel, „Oremus” październik 2005, s. 41
„Jakże tu wszedłeś?”
Wiele trudności w zrozumieniu tekstu biblijnego, zwłaszcza przypowieści ewangelicznych, przysparza nam zbyt dosłowne i emocjonalne traktowanie słów Jezusa. Zbyt koncentrujemy się na warstwie fabularnej, na obrazowych szczegółach, które przesłaniają nam istotę. I tak w przypowieści o uczcie, zazwyczaj zwracamy główną uwagę na ostatni szczegół – na surową karę, którą Pan wymierzył człowiekowi bez weselnego stroju.
Pamiętam, jak sam wiele razy buntowałem się przeciwko niesprawiedliwemu, jak mi się wydawało, wyrokowi. Przecież to nie jego wina, że nie miał porządnego ubrania. A poza tym posyłać kogoś do piekła za strój? Czy to szata zdobi człowieka? Ponieważ sam nie przywiązywałem żadnej wagi do swej garderoby, o co zresztą mama miała często pretensje, że jej przynoszę wstyd, pokazując się u babci czy znajomych w dżinsach, tedy tym trudniej było mi to wydarzenie zaakceptować. Stawałem wyraźnie po stronie owego biednego człowieka.
Z podobnych względów identyfikowałem się z tymi wszystkimi, którym nie chciało się przyjść na ucztę. Rozumiałem ich doskonale: niczego tak nie cierpiałem, jak odświętnych wizyt – u ciotek, wujów czy znajomych rodziców. Całe szczęście, że nie było ich jednak zbyt wiele. Jednakże potrafiłem identyfikować się z tymi, którzy mieli odwagę przeciwstawić się i nie przyjść.
Ponieważ wielu ludzi myśli być może podobnie, warto pokusić się o jakiś bardziej obiektywny punkt widzenia.
Po pierwsze, trzeba zauważyć, że dla owego króla uczta była wyrazem jego wielkiej radości z okazji ślubu syna. Ojciec chciał dla niego jak najlepiej, chciał, żeby inni dzielili z nim jego radość. Sądzę, że wiemy, jak to człowieka boli, gdy ktoś go zlekceważy, a zwłaszcza, gdy ktoś odtrąci naszą dobrą wolę. Czujemy się wtedy zranieni w tym, co w nas najlepsze. Postawmy się w sytuacji człowieka, który ze szczerego serca zastawił stół tym, co najlepsze i oto po kilku godzinach czekania i niepokoju zaczyna do nas docierać myśl, że nikt nie przyjdzie, że nikomu nie jestem potrzebny, że nikomu nie zależy na moim towarzystwie. (Był kiedyś taki film z Fijewskim w roli głównej.)
Po drugie: zaproszeni wyraźnie zlekceważyli zaproszenie i samego gospodarza. Ich nieobecność wynikała ze złej woli. Mało tego: ostentacyjnie zamanifestowali swoją niechęć. Owe zabójstwa, które są oczywiście przesadą, wprost nawiązują do postępowania Żydów, którzy nie jeden raz prześladowali proroków. (A my, czy potrafimy uszanować kapłanów, katechetki, pobożne babcie?)
Gospodarz – król, miał prawo czuć się dotknięty. Czyż można mu się dziwić, że w zgorzknieniu zwrócił się ku przygodnie spotkanym nieznajomym? Właśnie w ten sposób Królestwo Boże dostało się poganom, gdyż Izraelici nie potrafili docenić i przyjąć miłości Boga. Miłosierdzie Boga nie ma granic, otwiera się dla każdego, kto tylko chce je przyjąć.
Ale z tego przyjęcia wynikają pewne konsekwencje. Z inicjatywą – zaproszeniem, wychodzi co prawda Bóg, ale gdy to zaproszenie przyjmujemy, gdy odpowiadamy Bogu pozytywnie, gdy mówimy A – to musimy także powiedzieć B. I tu przychodzi miejsce i czas, aby wystarać się o odpowiedni i godny strój. Jego brak świadczy o duchowym niechlujstwie, o wymigiwaniu się, o niechęci w podejmowaniu konsekwencji, a przynajmniej w braniu na siebie odpowiedzialności. Jest to poważny grzech, grzech zaniedbania, i kto wie, czy nie jest to największa bolączka naszych czasów.
I właśnie przed tym chce nas ochronić i przestrzec Chrystus: abyśmy nie przyjmowali nadaremno łaski Bożej, abyśmy nie zakopywali do ziemi darów Boga.
Ks. Mariusz Pohl
Zmarnowana szansa
Być zaproszonym przez samego Boga – nie do pracy, nie w celu robienia rozrachunków, nie na przesłuchanie – lecz na ucztę. Mieć wyznaczone miejsce przy stole, otrzymać zaproszenie i dodatkowo zawiadomienie o terminie uczty i nie przyjąć, czy to nie szaleństwo. Ktokolwiek spotkałby takiego człowieka, uznałby go za niespełna rozumu i postawiłby pytanie: Jak mogłeś stracić taką szansę, jak mogłeś?
Takich ludzi można spotkać wielu. Uczta jest przygotowana przez samego Boga. Zaproszenie na nią wręczono każdemu podczas chrztu świętego, a wezwanie, przypominające rozpoczęcie uczty, dokonuje się przy pomocy kościelnych dzwonów obwieszczających Mszę świętą. Tę właśnie Eucharystyczną Ucztę ma na uwadze Jezus opowiadając przypowieść o zaproszonych na gody.
Bóg ucztę przygotował. Stoły rozstawił po całej Ziemi. Pokarmem jest Ciało Jego Syna, a napojem Jego Krew. Jak przystało na prawdziwą ucztę Gospodarz ma coś ubogacającego do przekazania i uczestnicy usłyszą Jego słowo. Wszystko jest przygotowane, jeno zaproszeni nie są godni. Przy stole wiele rezerwowanych miejsc świeci pustką. Wielki afront wobec zapraszającego Gospodarza.
Dlaczego nie przychodzą? Czy przeszkodą jest grzech ciężki? Nie zawsze. Najczęściej nie przychodzą, bo nie mają czasu. Mają, ich zdaniem, znacznie ważniejsze sprawy do załatwienia, niż siedzieć przy stole z Bogiem i brać udział w przygotowanej przez Niego uczcie.
Jezus w przypowieści o zaproszonych na gody odsłania mechanizmy tej mentalności, w której obejrzenie kupionego pola lub prowadzenie interesów jest ważniejsze niż udział w uczcie wydanej przez samego Boga. I my mamy sto powodów, by zrezygnować z udziału w uczcie Boga: to spacer, bo piękna pogoda, to interesujący program w telewizji, to goście, którzy nas odwiedzili itp. Gdy obiektywnie zestawimy te powody z szansą udziału w uczcie, na którą zaprasza nas Bóg, sami dojdziemy do wniosku, że rezygnacja z niej jest szaleństwem.
Rzecz jasna, że brak czasu na niedzielną Mszę świętą płynie z nieświadomości wartości Eucharystycznej Uczty. Dla tego, kogo kochamy, zawsze znajdziemy czas. Nie mamy czasu jedynie na to, co dla nas nie przedstawia wartości. Jeśli załatwianie naszych spraw jest ważniejsze niż spotkanie z Bogiem, to ile razy trzeba będzie wybierać między jednym a drugim, zawsze wybierzemy własne sprawy. Czy jednak czas spędzony z Bogiem przy jednym stole może być czasem straconym? Gdyby chrześcijanie wiedzieli, ile spraw można „załatwić” z Bogiem w czasie Eucharystycznej Uczty – czekaliby pod drzwiami kościoła godzinę przed rozpoczęciem Mszy świętej. Gdyby odkryli, że jest to spotkanie z kimś, kto ich kocha, spieszyliby na nie, jak spieszą do siebie zakochani.
Przypowieść Chrystusa ma na uwadze Ucztę Eucharystyczną, a nie eschatologiczną w królestwie niebieskim. Świadczy o tym epizod wyrzucenia od stołu człowieka, który wszedł na salę biesiadną bez szaty godowej. Do stołu w niebie nie dotrze człowiek bez łaski uświęcającej. To może mieć miejsce jedynie tu na ziemi, gdzie do ołtarza może podejść każdy, godny i niegodny.
Uważne rozważanie przypowieści o zaproszonych na gody stanowi wezwanie do głębszego przemyślenia naszej postawy wobec Mszy świętej. Uczestniczenie w niej to niezwykła szansa. Obyśmy przez wieczność nie płakali z tej racji, że szansa ta została przez nas zmarnowana.
Ks. Edward Staniek
Braterskie wyrzeczenie
Dwaj bracia. Jeden bardzo pracowity i uczciwy, drugi „kombinator”. W domu rodzinnym ten młodszy ciągle żył jako pasożyt. Ani ojciec, ani matka nie zorientowali się, że synek żyje kosztem ich i kosztem swego brata. Konflikt zaostrzył się, gdy starszy założył rodzinę. Ojciec postanowił dać mu jego część. Uwzględnił jednak duży wkład syna w doskonalenie domu i jego kilkuletnią współpracę w warsztacie razem z nim, uważając, że pewne dobra nie podlegają podziałowi i może je sobie zabrać jako swoją własność. Młodszy nie chciał o tym słyszeć. Przeliczył wszystko na dolary, od samochodu po tapczan, i zażądał równego podziału co do centa. W domu powstało piekło. Dla matki i rodzinnego spokoju starszy ustąpił, ale w jego sercu obudziła się nienawiść do brata.
Upłynęły lata. Po śmierci ojca scena podziału pozostawionego przez niego majątku, w oparciu o testament, powtórzyła się według tego samego scenariusza, „Kombinator” potrafił wyliczyć nawet ilość paliwa, jakie zużył odwiedzając swego ojca w jego chorobie. Doprowadził do unieważnienia testamentu. I tym razem starszy brat ustąpił. Zrobił jednak postanowienie, że już nigdy się z bratem nie spotka.
Te dramatyczne wydarzenia ujawniają jeden z podstawowych mechanizmów niszczących braterską wspólnotę. Jest nim niezdolność do wyrzeczenia. Wprawdzie starszy kilkakrotnie decydował się na nie, ale czynił to nie dlatego, że chciał, lecz dlatego, że musiał. Stąd w jego sercu wzrastała niechęć do brata, aż do niebezpiecznych granic nienawiści. Tracił dobra materialne i tracił spokój sumienia. Nie można bowiem cieszyć się życiem, cierpiąc na chorobę nienawiści. Młodszy w ogóle nie odkrył wartości wyrzeczenia. Tym samym krzywdził ojca, matkę, brata. Głównie jednak krzywdził siebie. Chęć posiadania wprowadziła go na drogę donosicielstwa, oczerniania, współpracy z ludźmi dalekimi od uczciwości. Został znienawidzony nie tylko przez brata, ale przez większość rodziny, sąsiadów, kolegów. Tego typu człowiek braterstwa nie zbuduje.
Egoistów mogą łączyć wspólne interesy, ale nigdy serce. Ten, kogo nie stać na wyrzeczenie, żyje zawsze oddzielony od innych tym, co posiada lub czego pragnie. Z reguły za posiadanymi dobrami ukrywa swoje małe serce, tak małe, że nawet nie stać go na wstyd z powodu swego nieuczciwego postępowania.
Jezus w przypowieści o zaproszonych na ucztę obnaża ten mechanizm nędzy człowieka. Zaproszeni mieli szansę wzięcia udziału w budowaniu braterstwa jednego stołu. Nie potrafili jednak dla tak wspaniałego spotkania zrezygnować z tego, co posiadali – z pola, wołów, kupiectwa. Rezygnując z zaproszenia do wspólnego stołu na rzecz posiadanych dóbr, udowodnili, że nie dorośli do budowania braterskiej wspólnoty.
Św. Paweł, wielki znawca ludzkiego serca, stawiając Filipianom siebie jako wzór do naśladowania, pisze o swojej wolności, która między innymi polega na umiejętności wyrzeczenia. „Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszelakich w ogóle warunków jestem zaprawiony, i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku”. Oto postawa człowieka, który może być dobrym bratem. W spotkaniu z nim każdy odkryje braterskie serce, które nie zawodzi ani w dniach pomyślności, ani w dniach głodu i pragnienia. Braterstwo wymaga wolności od dóbr doczesnych, wymaga wyrzeczenia, które jest nieodzownie potrzebne do osiągnięcia celu. Szukając ludzi gotowych do tworzenia wspólnoty w duchu Ewangelii, trzeba precyzyjnie sprawdzić, w jakiej mierze stać ich na wyrzeczenie. Wszelkie pomyłki w tym wypadku mogą okazać się fatalne w swych skutkach. Bliskie spotkanie z człowiekiem, który nie zna wartości wyrzeczenia, pozostawia z reguły rany trudne do zagojenia.
Ks. Edward Staniek
O Panie, Ty stół dla mnie zastawiasz (Ps 23, 5)
Liturgia dzisiejszej niedzieli ukazuje zbawienie w obrazie uczty, jaką Bóg przygotował dla wszystkich łudzi: „Pan zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win... Zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarze wszystkich ludów... raz na zawsze zniszczy śmierć; Pan otrze łzy z każdego oblicza” (Iz 25, 6-8; I czytanie). Wystawna uczta ukazuje dostojność tego, kto ją wydaje, i jest obrazem zbawienia, które Bóg ofiaruje. Przez wiele wieków było ono zakryte przed narodami, a poznają je z chwilą przyjścia Mesjasza. Nieobecność śmierci i cierpienia pozwala myśleć tu o przyszłości czekającej po życiu ziemskim; chodzi o szczęśliwość wieczną zapowiedzianą tymi samymi słowami również w Apokalipsie: „Bóg... otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie” (21, 4).
W ewangelii z dnia (Mt 22, 1-14) uczta zbawienia przybiera nowy wygląd uczty weselnej. Bóg wzywa wszystkich ludzi, by przyszli na gody Syna Bożego z naturą ludzką. Zaczęły się one w chwili wcielenia, a dopełniły się przez śmierć na krzyżu. „Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał wiec swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść” (tamże 2-3). Królem jest Bóg, ucztą — zbawienie, jakie przyniósł Syn Boga, który stał się człowiekiem, sługami — prorocy i apostołowie, zaproszonymi, którzy odmawiają lub źle się obchodzą ze sługami i zabijają ich, są Żydzi i ci wszyscy, którzy jak oni odrzucają Jezusa. Podobna tu sytuacja jak w przypowieści o złych rolnikach (poprzednia niedziela), zachodzi tu jednak znaczna różnica. Od rolników zażądano czegoś, co powinni oddać, czyli żądano owoców z winnicy im powierzonej, tutaj natomiast niczego się nie żąda, lecz wszystko się daje; tam odmówiono tego, co należało oddać ze sprawiedliwości, tutaj odrzuca się to, co zostało dane z dobroci i najwyższej szczodrobliwości. Odrzuca się miłość Boga. Jest to postawa człowieka przekonanego, że nie potrzebuje zbawienia, lub człowieka zanurzonego w sprawach doczesnych i uważającego czas poświęcony Bogu i życiu wiecznemu za stracony. Kiedy jedni zdążają do zguby, inni zostają zaproszeni na ich miejsce. „Uczta jest gotowa” (tamże 8): Syn Boży stał się człowiekiem i złożył siebie w ofierze za zbawienie ludzkości. Dlatego Bóg nie przestaje ponawiać swojego zaproszenia: „Idźcie na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie” (tamże 9). Sala napełniona biesiadnikami „dobrymi i złymi” (tamże 10) przedstawia Kościół otwarty dla wszystkich ludzi, lecz jest również podobna do roli, na której rośnie kąkol obok dobrego ziarna. Być wezwanym i wejść na gody nie oznacza jeszcze ostatecznego zbawienia. Oto człowiek, który nie przywdział szaty godowej, zostaje wyrzucony „na zewnątrz w ciemności” (tamże 13) nie dlatego, że nie miał zewnętrznej szaty, lecz dlatego, że brakowało mu potrzebnego do zbawienia usposobienia duszy. Jest to człowiek, który materialnie należy do Kościoła, lecz nie żyje w miłości i łasce; jego wierze brak uczynków; ma pozory ucznia Chrystusowego, lecz w głębi serca nie jest Chrystusowym ani dla Chrystusa. Przynależność do Kościoła nie posłuży mu do zbawienia, lecz raczej do potępienia, „bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” (tamże 14). Przypowieść nie mówi, że wybranych jest niewielu, lecz że ich liczba jest niższa od liczby powołanych, bo niektórzy z nich zlekceważyli zaproszenie Boga.
- Błagamy pokornie Twoją ojcowską dobroć, wszechmogący Boże, abyś Ty, co nas posiliłeś na świętej uczcie Ciałem i Krwią swojego Syna, dał nam udział w Jego boskim życiu (Mszał Polski: modlitwa po Komunii).
-
Dopomóż mi, Panie, pozbyć się próżnych i złych wymówek i spraw, abym poszedł na ucztę, która mnie posila wewnętrznie. Niech mnie nie powstrzymuje wyniosłość pychy, nie, niech pycha mnie nie czyni wyniosłym; niech mnie nie zatrzymuje ciekawość niedozwolona, oddalając mnie od Ciebie; niech mi nic przeszkadza rozkosz zmysłowa kosztować rozkoszy duchowych.
Spraw, abym przystąpił i zmężniał. A kto przybył [na Twoją ucztę], jeśli nie ubodzy, słabi, chromi, niewidomi? Nie przyszli natomiast bogaci, zdrowi, ci, którzy uważali, że chodzą dobrze i wzrok mają bystry, ludzie zadufani w sobie, a więc tym biedniejsi, im bardziej pyszni.
Pójdę jako ubogi, bo zapraszasz mnie Ty, który będąc bogatym stałeś się ubogim dla mnie, aby swoim ubóstwem wzbogacić moje ubóstwo. Pójdę jako słaby, nie potrzebują bowiem lekarza zdrowi, lecz chorzy. Pójdę jako chory i powiem do Ciebie: „Kieruj kroki moje na Twoje ścieżki”. Pójdę jako niewidomy i powiem do Ciebie: „Oświeć moje oczy, bym nic zasnął w śmierci” (św. Augustyn).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 305