Władcy Żywiołów 2

dodane 16:17

kolejny fragment mojej nowej książki

WŁADCY ŻYWIOŁÓW

 

- Marika!! Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?!

Dziewczynka ocknęła się i wróciła do rzeczywistości. Siedziała w szkolnej ławce. Jest matematyka. Nie jest bohaterką ratującą świat, tylko uczennicą piątej klasy.

A szkoda.

- Tak, proszę pani – odpowiedziała sennym tonem

- To o czym mówiłam? - drążyła temat nauczycielka

- O ułamkach dziesiętnych – mimo iż Marika bujała w obłokach zawsze miała podzielną uwagę.

- Dobrze. Chodź do tablicy i rozwiąż zadanie.

Dziewczynka westchnęła. Taka była jej rzeczywistość. Gdyby chociaż nie mieszkała w mieście New World... Tylko w innym państwie miałaby dużo łatwiej marzyć. Marzyć. To była rzecz którą najbardziej lubiła robić. Ale w mieście New World nie było czasu na marzenia. Owszem, jakieś dziesięć lat temu można było marzyć. Ale odkąd prezydentem całego kraju został Kevin Max, nikt już nie ma na nic czasu. Rodzice Mary twierdzili, że on sam się obwołał prezydentem. Podobno następnego dnia do kraju wkroczyło mnóstwo wojsk. Ale Marika tego nie pamięta. Nie widziała. Miała wtedy jedynie roczek. Co mogła pamiętać? Nic.

Ale to było dziesięć lat temu. Wtedy była szansa wykazania się i zostania bohaterem. A teraz? - myślała Marika rozwiązując zadanie. - Nie mam żadnej szansy na wykazanie się.

Dzwonek zadzwonił akurat kiedy Marika szła do swojej ławki. Spakowała swoje rzeczy i wyszła z klasy

- Eejj! MARIKA! - usłyszała wołanie. Westchnęła. To Violetta i jej banda – przeleciało jej przez głowę – Muszę je minąć zanim znowu będą mnie dręczyć!

Niestety było już za późno. Przed Mariką stała wysoka dziewczyna z długimi blond włosami.

- Dokąd to? - uśmiechnęła się wrednie – nie zatrzymasz się, żeby z nami pogadać?

Marika chciała wymknąć się tyłem, ale zobaczyła, że jest otoczona. Przez przyjaciółki Violetty. Tej dziewczyny która ją zawsze zaczepiała. Za co? Marika poczuła łzy w oczach. Szybko zamrugała. Nie może się przy niej rozryczeć jak małe dziecko. Niech sobie wyobrazi, że ich tu nie ma.

- Idę do domu – powiedziała. To jedyna odpowiedź która przychodziła jej na myśl. Taka, która nie zostałaby od razu wyśmiana

- Ooo! Do domu – uśmiechnęła się drwiąco Violetta. Jej przyjaciółki chichotały. Dookoła Mariki zbierał się coraz większy tłumek. Marika wiedziała, że nie ma szans. Ona nie miała przyjaciół.

Żadnych. - A to to co niby jest? - wydarła od Mariki jej torbę gdzie nosiła książki. - O kurczę! Ale grat! - porwała torbę – nie chcesz nowych rzeczy? A nie, sorki, zapomniałam, że Ciebie nie stać – uśmiechnęła się przepraszająco – SORKI!

Tłum zaczął się śmiać

Marika była już zła. Że jej niby nie stać na nowe rzeczy? Stać, ale może ona lubi swoje rzeczy i o nie dba!

- Wyobraź sobie – powiedziała – że mnie stać, ale może lubię moje rzeczy. Nie przyszło Ci to do głowy? Och,nie, przepraszam bardzo zapomniałam, że ty się bardziej interesujesz SOBĄ niż INNYMI, wybacz, naprawdę.

Jednak tłum milczał. Nikt się nie zaśmiał. Nikt nic nie powiedział. Violetta widząc to uśmiechnęła się tryumfująco

- Oh, jednak interesuję się INNYMI. Gdyby nie, to przecież bym z tobą nie rozmawiała!

Marika była bliska płaczu. DLACZEGO!? Czemu ona jej tak nienawidzi? Czemu ona nie ma przyjaciół? Oh, dlaczego?? Z drugiej strony była też zła na Violettę i miała ochotę walnąć ją w tą jej śliczną buźkę.

- Zobaczymy co Ty tam jeszcze masz – Violetta zaczęła grzebać w rozerwanej torbie. Marice zaczęło szybciej bić serce. Jak znajdzie list od taty...Pewnie go podrze. Tata Mariki rzadko był w domu, ale wysyłał córce listy. Od tygodnia był w domu, ale Marika lubiła czytać jego listy. Mogła zrobić tylko jedno. Podbiegła to Violetty po czym walnęła ją w brzuch. Dziewczyna upuściła torbę z krzykiem.

Tłumek zawył radośnie. W szkole rzadko zdarzały się bójki między dziewczynami. Marika wzięła torbę. Violetta wstała

- Bójki Ci się zachciało? - wysyczała, po czym zadrapała Marice rękę. Z małej ranki popłynęła krew.

Tłum się robił coraz większy. I chyba tylko jedna osoba trzymała stronę Mariki. Amelka z szóstej klasy. Nikt za nią nie przepadał – pewnie przez wygląd. Amelka miała czarne włosy w które powplatane były niebieskie pasemka. To było głupie – oceniać czyjeś zachowanie przez wygląd. Ale tak oceniali Amelkę.

Amelka przepchnęła się bliżej bójki. Zrobiła to zdecydowanie. Teraz wszystko dokładnie widziała – zniszczoną torbę, tę dziewczynę, Marikę, i tą Violettę...Wyglądały jak koty mające się bić.

Amelka wiedziała, co się zaraz stanie. Przyjdzie nauczyciel, i obydwie będą miały karę. Poprawka, tylko Marika będzie miała karę bo Violetta ma świadków. Amelka nie straciła zimnej krwi, i wpadła na pomysł, aby pomóc Marice. Wyszła do Violetty, po czym uścisnęła jej rękę.

- Gratuluję! Serio, gratuluję! - uśmiechała się przyjaźnie. Jej twarz rzadko wyrażała emocje, jednak umiała świetnie udawać.

Violetta była zaskoczona

- Ale...czego? - spytała niepewnie.

- Och, to przecież jasne! - zawołała Amelka – zachowujesz się TAK MIŁO, że przecież NIKT SIĘ TAK NIE ZACHOWUJE. Prawda?

Tłumek zachichotał

- No więc – kontynuowała Amelka ośmielona sukcesem – GRATULACJE i POWODZENIA W ZAWIERANIU DALSZYCH PRZYJAŹNI

Tłum ryknął śmiechem

Amelka chwyciła za rękę Marikę, po czym wyprowadziła ją z okręgu. Kiedy już znalazły się poza szkołą Marika odzyskała głos

- Dzięki – powiedziała z wdzięcznością – to było ekstra. DLACZEGO mi pomogłaś?

- Bo widziałam, że masz kłopoty – Amelka uśmiechnęła się chłodno – Jestem Amelka

- Ja Marika

Zapadła chwila niezręcznej ciszy

- Gdzie mieszkasz? - spytała Amelka

- Na ulicy Diady 4, w bloku – odpowiedziała Marika

- Serio? Ja też. - uśmiechnęła się Amelka – może chciałabyś do mnie wpaść?

- Chętnie – powiedziała Marika. Była lekko zaskoczona. Po raz pierwszy ktoś traktuje ją na serio!

Okazało się, że dziewczynki mają wiele wspólnych tematów. Główne – dlaczego akurat nas nikt nie lubi.

Ale nie tylko. Okazało się, że Amelka ma wspaniały głos, a Marika wspaniale opowiada. Dziewczynki razem spędzały mnóstwo czasu aż w końcu razem zostały najlepszymi przyjaciółkami..

Pewnego marcowego dnia dziewczynki wybiegły ze szkoły wesoło rozmawiając. Tak wyglądała większość moich dni – wracam ze szkoły, odwiedzam Amelkę, gadamy, robię lekcje, idę spać, budzę się, idę do szkoły i tak w kółko – pomyślała ze smutkiem Marika. Jednak otrząsnęła się. Powinna się cieszyć, że MA Amelkę. Nie może się smucić, skoro ma obok swoją najlepszą przyjaciółkę.

- To co robimy? - spytała się kiedy już były w malutkim, pomalowanym na biało pokoiku Mariki.

- Posłuchaj – szepnęła teatralnym szeptem Marika – czytałam ostatnio legendę. Wiesz, o takich dzieciach...które dostały moce żywiołów! Wiesz! - powiedziała podekscytowana dziewczynka

- I pewnie chcesz, żebyśmy my też je dostały – odgadła Amelka. - wiesz, Marika nie chcę Cię zasmucić, ale nie żyjemy w bajce. Nasz świat to nie świat ze wspaniałej legendy. - powiedziała lekko poirytowana dziecinnym zachowaniem przyjaciółki. Przecież ma już skończone jedenaście lat!! To nie czas na dziecinne bujanie w obłokach!

- Wiem – westchnęła Marika – no ale pomyśl... Jak niesamowicie byłoby mieć taką moc.. Wiesz...o co mi chodzi...ratować świat... i w ogóle...

- Ehh Marika - Amelka pokręciła głową – fajnie by BYŁO. A teraz sorka, ale muszę zrobić lekcje. Papa!

Amelka wyszła z pokoju Mariki i poszła do siebie robić lekcje. Marika westchnęła. Lubiła Amelkę, ale czasami nie pozwalała jej AŻ tak marzyć, jakby chciała. Postanowiła obgadać swoje marzenia na czacie. Tam często spotykała osoby, które uwielbiały marzyć tak jak ona. Zalogowała się jako „marzycielka23” po czym rozpoczęła rozmowę

<marzycielka23> hej:)

< armanda> witaj marzycielko:) co ostatnio wymarzyłaś? ;)

<marzycielka23> chciałabym mieć moce żywiołów..:)

<czarowniczka> oo.. ja też:) ale chciałabym też być czarownicą

<armanda> ja bym chciała mieć ogień:)

<rainbow> a ja moc zmieniania pogody...

<marzycielka23> oo! Pogoda też jest fajna:)

<kiciulka> moc rozmawiania ze zwierzętami...

<ja.mądra> a ja bym chciała, żebyście dorosły!!! zwłaszcza ty, marzycielka23.

<marzycielka23> co jest złego w marzeniach?

<ja.mądra> oh, błagam Cię, nie udawaj głupiej. Dorośnij. Moce żywiołów, i co jeszcze?! Może jeszcze chcesz się zamienić w Harrego Potera, co?! I odlecieć stąd na miotle!?

<marzycielka23> co ja Ci zrobiłam?

<amranda> taka mądra nie jesteś, na jaką wskazuje nick. Zostaw dziewczynę w spokoju!

<ja.mądra> oho, marzycielka ma obrońców! No, dalej czekam:S

<kiciula> lepsze marzenie niż obrażanie innych o.O

<ja.mądra> kocie, spadaj na drzewo! Dawaj, marzycielka!

<marzycielka23> co mam dawać? Nie mam ochoty na kłótnie

<ja.mądra> oo bo się rozpłaczę! I co jeszcze? Mamusię zawołasz, hmm?

<marzycielka23> co Ci zrobiłam?

<ja.mądra> świat bez marzycieli byłby lepszy.

<amranda> mądra, weź się zamknij!

<ja.mądra> oo, i co jeszcze? Może pieluszkę Ci zmienię, co?

<marzycielka23> co Ci zrobiłam?

<ja.mądra> to się sama domyśl, Marika!

Po tej wypowiedzi Marika wyszła z czatu. Kim była ta cała mądra? Czemu tak jej zależało, żeby ją obrazić? Co ona jej zrobiła? Czy ona ją zna? Czemu ją obrażała? I skąd znała jej imię? A jeżeli to jakiś pedofil, który chce ją zabić? Jako marzycielka Marika miała bardzo bujną wyobraźnię. Była przerażona.

- Wszystko dobrze kochanie? - zainteresowała się mama

- Tak, w porządku – skłamała dziewczynka i poszła do łóżka. Żeby marzyć.

Gdyby wiedziała, kto jest tą mądrą, bardzo by się zdziwiła.

Violetta czekała na odpowiedź marzycielki. Kiedy jej nie otrzymała po dziesięciu minutach z zadowoloną miną wyłączyła komputer. Odgarnęła swoje długie blond włosy. Wiedziała, że ta nędzna Marika czatuje pod pseudonimem „marzycielka23”. Celowo weszła na czat żeby ją pomęczyć. Nienawidziła tej marzycielki...tej kujonki...tego dzieciucha..

Ona jako popularna musiała się dobrze uczyć, ale przychodziło jej to z trudnością. Nie cierpiała tego. Ale musiała to robić. Żeby być popularną. A bez tego nie mogłaby być. Wszędzie miała ze sobą przyjaciółeczki-faneczki. Tak naprawdę nie lubiła ani jednej z nich, ale bez nich po prostu by sobie nie poradziła. Ale tej całej Mariki nie cierpiała. A za co ją lubić? Ciągle chodzi tylko z tą dziwaczką z szóstej.

Ogólnie Violetta uważała, że normalni są Ci, którzy się dobrze ubierają i są lubiani. Na przykład ona. A reszta to jest jakaś crazy, jak miała w zwyczaju o nich mówić, i pisać ( na przykład w SMS-ach do znajomych albo na Facebooku). Ona miała popularne hobby – pisała bloga o modzie. A nie jakieś tam marzenie... Czy coś podobnego.

Właśnie weszła na Facebooka i napisała szybką myśl

Właśnie przed chwilą załatwiłam jakąś głupią marzycielkę:P Moda górą!!!!

Opublikowała ją i postanowiła trochę poczatować z przyjaciółmi, a potem się pouczyć. Nic już nie myślała o biednej Marice którą „załatwiła”

***

Arek patrzył się przez okno. Wypatrywał takiej jednej dziewczyny która zawsze wychodziła na plac z psem o tej porze. Wyglądała na dziewczynę w jego wieku. Wzbudziła jego zainteresowanie. Chyba widział ją parę razy w szkole, ale nie był do końca pewny, czy to ona. Zaimponowała mu wyglądem. Miała błękitne pasemka we włosach! Ale nie wyglądała na osobę, która się przejmuje, co myślą o niej inni. Chłopak wiele razy chciał jakoś zagadać, ale nie wiedział jak. Teraz postanowił się przełamać. Chłopak zawsze był świetnie zorganizowany. I tym razem, kiedy tylko zauważył wysoką osóbkę w niebieskich dżinsach oraz granatowej kurtce odetchnął głęboko, zapiął czerwoną kurtkę i zbiegł na dół. Mimo, iż nie było zbyt ciepło, jak to na początku marca chłopak poczuł, że się poci.

- „Tak w sumie, to co ja robię?” - pomyślał z paniką. Ale było już za późno. Pies dziewczyny go zauważył (a może wywąchał..?) go, i zaczął wściekle szczekać i jednocześnie biec w stronę chłopaka ciągnąc za sobą dziewczynę

- Topik! Co Ty robisz! Uspokój się! - Arek usłyszał dziewczęcy głos. Pies zaraz umilkł. - Przepraszam Cię za mojego psa... - powiedziała, najwidoczniej do niego.

Arek zerknął na jej twarz. Miała duże, błękitne oczy.

- Nie ma za co – burknął pod nosem – bardzo chciałbym mieć psa – dodał nieco głośniej

- Ja też bardzo o nim marzyłam – uśmiechnęła się dziewczyna – dostałam go na dziesiąte urodziny. Mam do od dwóch lat. A tak poza tym, nie przedstawiłam się. Jestem Amelka.

- Arek. - wydukał chłopak. - chodzisz do dwunastki?

- Tak, niestety – westchnęła dziewczyna – tam nikt mnie nie rozumie... Śmieją się ze mnie..zamiast poznać mnie lepiej.

- Nie martw się. Ja uważam, że jesteś fajna. - „Co Ty mówisz?!”, skarcił sam siebie w myślach

Amelka popatrzała się na niego uważnie

- Naprawdę...?

- Tak. Ze mnie też się śmiali, jak byłem w trzeciej klasie. - przypomniał sobie niemiłe zdarzenia – Nie lubiłem grać w piłkę nożną, i nie grałem w te różne zabijanki na komputer. Zbierałem na serię książek. Uwielbiam czytać – Arek sam nie wiedział czemu mówi te rzeczy w zasadzie obcej dziewczynie

- Naprawdę? Ja uwielbiam śpiewać i grać na pianinie. Mam je w pokoju. - uśmiechnęła się Amelka. - wybacz, ale już muszę iść z Topikiem. Strasznie się denerwuje, kiedy stoję. Do następnego razu! - pomachała Arkowi i pobiegła z psem.

Arek jeszcze przez chwilę biegał na dworze, po czym wrócił do mieszkania. Tak w sumie, to co go ugryzło? Jeszcze nigdy nie rozmawiał z dziewczynami. No,i czemu jej to mówił? Nigdy nie rozmawiał z nikim tak szczerze po tak krótkim czasie... No cóż, potem to przemyśli. Teraz musi iść do domu. Arek miał dużą rodzinę. Sam miał pokój z bratem. Oprócz brata były jeszcze trojaczki, wszystkie w jednym pokoju malutka sypialnia rodziców, kuchenka, łazienka i duży pokój. Ale Arek był najstarszy. To na niego przypadały obowiązki opieki nad wszystkimi. Kiedy tylko wrócił, jego brat od razu zadał pytanie

- Gdzie byłeś? - w jego tonie brzmiał wyrzut. Był od Arka młodszy o rok.

- Na dworze – odpowiedział brat wymijająco i wziął grubą książkę do ręki.

- Po co? - drążył temat jego brat

- Oj weź mi daj spokój! - burknął chłopak zza książki – nie twój interes

- A właśnie, że mój – upierał się brat – co tam robiłeś?

- Byłem – odpowiedział zirytowany Arek

- A coś poza tym? - nie odpuszczał brat?

Arek umilkł. Wiedział, że tak najłatwiej spławić brata. I miał rację. Brat umilkł. Arek odetchnął z ulgą i powrócił do czytania książki.

Nie wiedział, że los zwiąże go z Amelką bardziej niż się spodziewał.

***

- I co, marzycielka? Nadal uważasz, że marzenia są dobre na wszystko?

Marika usłyszała niemiły głos. Podniosła głowę znad zeszytu w którym malowała różne rzeczy. Nad Mariką stała Violetta z koleżankami. Violetta nadal nie mogła znieść tego, że Marika nie rozryczała w środku lekcji, po tym co napisała jej na czacie

- O co Ci chodzi? - Marika była zmęczona ciągłymi kpinami ze strony koleżanek

- O zgrozo! - Violetta wydała udawany okrzyk grozy. - Nie wiesz o co chodzi. I co zrobisz? Pomarzysz sobie o nieistniejącej przyjaciółce?

Koleżanki Violetty zaczęły chichotać. Znęcanie się nad Mariką było ich stałym punktem planu dnia w szkole.

Marika poczuła łzy w oczach i tą okropną gulę w gardle. Co robić? Odpowiedzieć? Nie, wtedy zaczną się jeszcze bardziej nabijać. Uciec z płaczem? A może po prostu zniknąć z tej szkoły, z New World? Uciec na bezludną wyspę..

Violetta już miała rzucić jakiś tekst, kiedy poczuła na swoim ramieniu dłoń

- Zostaw ją – usłyszała mocny głos. Obejrzała się za siebie. Za nią stała da dziwaczka z błękitnymi pasemkami we włosach..

Violetta nie przestraszyła się Pomyślała sobie, że znalazła nową ofiarę kpin

- A niby czemu? - odpowiedziała wyzywająco

- Bo ona ma takie sama prawa co ty – odpowiedziała nieznajoma twardo

- Oo! Kolejny szczur do załatwienia – powiedziała kpiąco do swoich koleżanek. I wtedy nieznajoma chwyciła ją mocno za obydwie ręce

- Po pierwsze – powiedziała – A ni ja ani ona nie jesteśmy szczurami. Po drugie – ścisnęła nieco mocniej Violettę – ona jest moją przyjaciółką. Więc odczep się od nas! - puściła Violettę. Ta poleciała kawałek, i gdyby nie jedna z jej koleżanek to wylądowałaby w koszu na śmieci.

- Chodź, Marika – powiedziała nieznajoma – już czas do domu

- Ah więc to tak – wysyczała do siebie Violetta – nasze samotne-pokrzywdzone się przyjaźnią. Ciekawe.

Niczego nieświadome przyjaciółki wracały właśnie ze szkoły

- Wiesz, dzięki, że mi pomogłaś – Marika była zdziwiona pomocą koleżanki

- Przecież jesteśmy przyjaciółkami – uśmiechnęła się Amelka – zresztą zasłużyła sobie na to. Co to za idiotka?

- Violetta – westchnęła Marika na wspomnienie niemiłej koleżanki – ciągle mi dokucza.

- Nic dziwnego – powiedziała Amelka – dobrze się uczysz, więc może Ci zazdrościć.

- Ale ona się też dobrze uczy – Marika nie była przekonana.

- A wiesz, czy się uczy? - spytała Amelka patrząc przyjaciółce głęboko w oczy

- Tak szczerze...to sądzę, że tak – westchnęła Marika. - I co, tylko za to mnie tak nie cierpi?

Amelka popatrzała ze współczuciem na koleżankę.

- Zaraz, zaraz...czy ta Violetta nie ma Facebooka, ma na nazwisko Harris i nie urodziła się w Ameryce?

- Tak - powiedziała zdziwiona Marika - skąd wiedziałaś?

Amelka poczuła, że jest jej słabo

- No bo ta Violetta opublikowała parę dni temu na Facebooku taki tekst: „Właśnie załatwiłam taką głupią marzycielkę:P Moda górą!” - wyjąkała słabym tonem.

Marika zatrzymała się.

To była ona? To dlatego wiedziała, jak się nazywa... Ale czemu? Dlatego jest dla niej aż taka wredna? Marice zrobiło się przykro.

Amelka zachowała się jak prawdziwa przyjaciółka. Zamiast robić Marice wyrzuty, czemu jej nie powiedziała, postanowiła coś zaradzić

- Czy ona codziennie jest na tym czacie? - spytała łagodnie obejmując Marikę ramieniem

- Tak – wyrzuciła z siebie Marika. - jest tam chyba 24 godziny na dobę pod nickiem „Ja.mądra”. Boję się czatować z innymi żeby mnie znowu nie „załatwiła” - szepnęła ze łzami w oczach

- To teraz my ją załatwimy – uśmiechnęła się przebiegle Amelka – słuchaj.. - wyjawiła Marice swój plan.

Kiedy Violetta weszła na czat zauważyła, że marzycielka również tam weszła. Była zadowolona. Po trzech dniach bezsensownego czekania na czacie nareszcie natrafiła na ten dzień! Ale miała szczęście! Z zadowoloną miną siadła do laptopa i zaczęła pisać

<ja.mądra> oo, marzycielka wróciła!

<marzycielka23> wróciłam. Co w tym złego?

<ja.mądra> dużo. Miałam nadzieję, że wreszcie ta marzycielka zostanie spławiona. Niestety... :(

<i.love.music> mądra, a może ktoś m ochotę ciebie spławić? Czemu jesteś wredna dla osób których nie znasz?

<ja.mądra> oo, marzycielka ma obrońców!

<i.love.music> w realnym świecie też jesteś taka okropna? Współczuję twoim rodzicom i koleżankom. A zaraz, ty masz koleżanki?

<ja.mądra> co cię obchodzi co ja mam!!!!

<marzycielka23> nic. Ale obchodzi mnie to, czemu jesteś dla mnie taka wredna?

<ja.mądra> bo tak, Marika

<i.love.music> pożałujesz, Violetta! Zobaczysz!! W końcu te twoje zachowania się zemszczą przeciwko tobie!!

Violettę zatkało. Skąd ta cała muzyka wie jak ma na imię? A może to jakiś pedofli? Wariat? Brr!

Violetta szybko wyszła z czatu.

Nikt tego nie zauważył.

W ogóle, nikt nie zauważał Violetty. Jej rodzice non-stop pracowali. W ogóle ich nie było w domu. Była samotna. Jak zawsze. Nie miała przyjaciół. Prawdziwych. Tylko te wielbicielki. Które lubiły w niej tylko bogactwo, modne ciuchy i... hmm, chyba w sumie nic. Violetta poczuła w oczach łzy. To nie w porządku! Czemu ta okropna Marika ma przyjaciółkę, a ona nie!?

Spojrzała na siebie. Długie blond włosy, ładne brązowe oczy, opalona cera. Jest normalna. Raczej szczupła. Czemu jakaś ta Marika... ta mała...z tymi swoimi czarnymi włosami...i szarymi oczami...tak się popisuje...

Violetta szybko zamrugała oczami żeby odegnać łzy. Nie. To nieprawda. To ona jest lubiana. Nie ona. Prawda?

***

Marika weszła na Skype'a i połączyła się z Amelką

- Dobrze poszło! - powiedziała zadowolona Amelka – nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo.

- Dzięki – powiedziała przepełniona wdzięcznością Marika – tylko Ty mogłaś wpaść na taki pomysł

- Ee tam – zarumieniła się Amelka – to było łatwe. Po prostu zalogowałam się jako i.love.music i już. To obowiązek przyjaciółki.

- Teraz będę mogła spokojnie czatować – cieszyła się Marika

- A w razie czego napisz mi na Skype. - mrugnęła Amelka – wybacz, ale muszę już iść szykować kolację. Papa!

- Pa Amelka! I jeszcze raz dzięki – uśmiechnęła się Marika, po czym wyłączyła komputer.

- Marika! - usłyszała głos mamy – wyrzuć śmieci, bardzo Cię proszę!

- Okej – westchnęła Marika – A Bartek nie może tego zrobić? Albo Stasiek? Albo Kuba?

- Marika! - dziewczynka usłyszała surowy głos ojca.

- Już już! - zaćwierkała słodziutkim tonem, ubrała się, wzięła śmieci i wyszła na dwór.

Jako najmłodsza z czwórki dzieci często musiała wykonywać różne obowiązki. Zwłaszcza, że była dziewczyną. Jedyną! No, ale trudno.

Kiedy Marika już wracała do bloku, coś przykuło jej uwagę. Były to niby tylko krzaki przy bloku. Jednak...coś w nich było. Coś przez nie widziała. Czemu jest tak ciemno...

Kiedy szła do szkoły cały czas o tym myślała. Kiedy tylko zobaczyła Amelkę podbiegła do niej

- Posłuchaj – powiedziała cała podekscytowana – masz czas po szkole?

- Tak, a o co chodzi? - zainteresowała się przyjaciółka

- Psst! - Marika przyłożyła palce do ust – powiem Ci w drodze do... do czegoś – Marika nie wiedziała jak nazwać to, co zobaczyła

- Okej – powiedziała Amelka.

I pobiegła na swoje lekcje, bo właśnie zadzwonił dzwonek.

Marika była tak zdenerwowana, że nie zauważyła, że Violetta przestała ją dręczyć. Tylko patrzyła się na nią wściekłym wzrokiem. Violetta była przekonana, że ta nędzna kreatura maczała w tym palce. Tylko jak to udowodnić, jak się zemścić...? Ehh. Na razie nie ma pomysłu. Ale wkrótce jej przyjdzie do głowy! A wtedy ta marzycielka... już się nie pozbiera. Violetta rzucała wściekłe spojrzenia Marice, i Amelce.

Jednak Amelka jak zwykle spokojna nie dała po sobie poznać, że to ją jakoś razi. Po prostu była. Trwała z tym samym neutralnym wyrazem twarzy. Rzadko dawało po sobie poznać jakieś emocje. Zresztą co ją obchodziły spojrzenia jakiejś idiotki? Tyle co zeszłoroczny śnieg. A nawet nic. Amelka nie podzielała entuzjazmu przyjaciółki w sprawie „czegoś”. No bo czemu ma się ekscytować, skoro nie wie co to? Znając Marikę to będzie coś w stylu „wiesz, przeczytałam taką książkę, i tam było takie drzewo jak tu no i dwie dziewczyny, no i może wiesz...”. Ostatnio przez dwa tygodnie obserwowały drzewo „No bo z niego mogą wyjść takie dziwne istoty”. Amelka pokręciła głową z politowaniem, i zabrała się do pakowania książek. Przy klasie czekała na nią Marika.

- Idziemy! - powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu. Amelka uśmiechnęła się, i poszła z przyjaciółką. Kiedy doszły do miejsca gdzie były krzaki Marika straciła entuzjazm. Okazało się, że to co prześwitywało to były po prostu krzaki

- Przewidziało mi się – westchnęła ze smutkiem

- Eej, nie martw się – Amelka klepnęła ją po plecach – sprawdzimy TO zaraz, ok? Tylko chodźmy po latarki i jedzenie – mrugnęła do Mariki i pobiegła do bloku. - Za piętnaście minut tutaj! - krzyknęła, i już jej nie było.

Jednak kiedy Marika zniknęła w klatce Amelka westchnęła. Oto i kolejny przykład „Znalazłam niesamowitą rzecz!!”. Amelka wiedziała o tym, że to tylko strata czasu ale nie chciała urazić przyjaciółki. Tak w sumie to po co im latarki i jedzenie? Co jej wpadło do głowy? No trudno, słowo się rzekło. Najwyżej straci pół godziny na oglądanie krzaków. Trudno.

W tym samym czasie Marika wpadła do domu.

- Marika! Chodź na obiad! - zawołała mama – i zawołaj braci!
- Mamo, umówiłam się z Amelką na dwór – niecierpliwiła się dziewczynka

- Ale obiad zjedz – uparła się mama. Marika przewróciła oczami. Mama była strasznie uparta.

- Okej – powiedziała dla świętego spokoju. Wpadła do pokoju Bartka i Kuby

- Czego?! - Kuba podskoczył znad najnowszej gry komputerowej. Bartek w tym samym czasie wkuwał. Bartek bardzo przeżywał egzamin szóstoklasisty. Każdą wolną chwilę poświęcał na naukę.

- Latarki – Marika rozglądała się po pokoju chłopców

- Masz – Bartek rzucił Marice latarkę.

- Dzięki! - Marika wybiegła z pokoju

- I ZAMKNIJ DRZWI! - krzyknął Kuba.

Marika zamknęła drzwi w pokoju chłopaków, i pobiegła zjeść zupę. Po obiedzie wybiegła na podwórko. Tam czekała Amelka.

- Mam latarkę – powiedziała Marika

- Ja trochę jedzenia – Amelka pokazała plecaczek – to co, idziemy?

- Jasne! - powiedziała Marika

Podeszły do krzaków. Dziewczynki spojrzały na siebie nieco nerwowo.

- Wchodzę – powiedziała Amelka. Powoli zaczęła odgarniać liście, aż w końcu znalazła się w kryjówce. Marika weszła za nią. Znajdowały się w małej komnatce utworzonej z roślinności. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na nic specjalnego. Jednak dziewczyny zobaczyły w niej niesamowitą kryjówkę.

- I jak? - spytała się Amelki Marika świecąc dookoła latarką

- Fajnie. Ej, nie świeć mi w oczy! - roześmiała się Amelka

- Nie czujesz się jak w tajemniczym ogrodzie? - Marika rozglądała się z zachwytem

- Ale tajemniczy ogród nie znajdował się obok bloku – uściśliła Amelka

- Hej! Zawsze mi zepsujesz marzenia – odezwała się z udawanym wyrzutem w głosie Marika. Po czym wybuchnęła śmiechem. Amelka dołączyła do niej, i obydwie się śmiały.

- To zjedzmy co przyniosłaś, ok? - zaproponowała Amelka kiedy już przestały się śmiać.

- Okej – odpowiedziała Marika. Obejrzała uważnie zawartość reklamówki przyniesionej przez przyjaciółkę – Ja chcę kwaśne żelki!

Przyjaciółki zaczęły rozpakowywać reklamówkę ze słodyczami. Nie zdawały sobie sprawy, że ktoś je obserwuje.

***

- Ha! Widzę Cię!

Arek aż podskoczył. Odwrócił się szybko. Zauważył tylko rude włosy.

- Uuff. To tylko Ty – powiedział z ulgą. Był to jego kuzynek Mateusz nazywany przez wszystkich „ognikiem”. Nie tylko ze względu na jego rude włosy, i nie prawdopodobne, bo jasno pomarańczowe oczy, ale też ze względu na charakter. Pełen energii, łatwo się denerwował jak i cieszył, wszędzie go było pełno – co tu robisz, ogniku?

- Przecież mieszkam niedaleko – prychnął Mateusz. - raczej się pytam co TY robisz.

- Nic – powiedział niewinnie – nie wolno być na osiedlu?

- Nie kłam, widziałem jak kogoś obserwujesz – Mateusz nie dał się łatwo wykiwać – pokaż. - i nie czekając na zgodę Arka podbiegł do niewielkiej dziurki i zaczął się patrzeć.

- To tylko dwie dziewczyny – ocenił – co one tam robią? I czemu je obserwujesz?

- Nie twój interes – odburknął niezadowolony Arek. Miał jasno określone poglądy – nie twoja sprawa to się nie wtrącaj. Nie lubił jak ktoś łamał te jego zasady. Potrafił być wtedy nieprzyjemny.

- Ohh, już wiem – Mateusz pokazał rękoma serce – wszystko jasne, kochanie – zrobił dzióbek jak do całowania

- Ej – Arek zatkał mu usta, po czym wyprowadził za blok. - Jeżeli ktoś się o tym dowie...

Mateusz się wyswobodził. Mimo, iż był o rok młodszy od Arka był od niego silniejszy i

wytrzymalszy. Uwielbiał wszelkie niebezpieczne sporty, zwłaszcza polubił snowbard.

- To co? - patrzył się na Arka nieufnie

Arek westchnął. Czym by tu przekonać kuzyna...? Przecież on lubi tylko te sporty... No, ale nikt się nie mógł dowiedzieć. Jakby się jego rodzeństwo dowiedziało...

- Czekaj! - krzyknął nagle ognik – WIEM!! Pomogę Ci ją szpiegować. Ty się kompletnie nie znasz na szpiegowaniu. Wiem, jestem fajny nie musisz dziękować – poklepał po ramieniu Arka – po prostu treningi z piłki nożnej, koszykówki, biegów, są za krótkie. I się nudzę.

Arek nie dowierzał własnemu szczęściu

- Serio? - wolał się upewnić, bo bardzo dobrze znał zmienne humory ognika – Serio?
- No przecież mówię – wzruszył ramionami Mateusz – a teraz sorki ale za pół godziny mam karate i wolę się nie spóźnić. Pa!

I po prostu sobie poszedł.

Arek nie wierzył co się przed chwilą wydarzyło. Jak to? Przecież to jego kuzyn Mateusz. Ten z ognistym temperamentem...Ten uparty...zmienny...rzadko zgadzający się na cokolwiek...buntowniczy...

Ale przecież właśnie dlatego go tak lubił. Był przecież jednocześnie lojalny. Aż do bólu. I był jego przeciwieństwem. Mateusz był zmienny, często zmieniał zdanie. Miał wiele „twarzy”. A Arek był po prostu sobą. Zawsze. Arek zawsze był przygotowany. A Mateusz był spontaniczny. Potrafił zapisać się na wycieczkę w góry dzień przed wyjazdem.

Ale mimo wszystko zaproponował mu pomoc...i jeszcze go nie wydał...! Arek pokręcił głową z niedowierzaniem i pobiegł do domu.

W tym samym czasie Mateusz zastanawiał się co on w sumie zrobił. Przecież to był on – ten ognik, nieokiełznany ogień! A teraz sam zaproponował pomoc swojemu kuzynowi! Przecież straci cenny czas... Ehh, co on narobił..Ale z drugiej strony będzie mógł sobie wyrobić refleks. I koncentrację której mu brakowało od zawsze. Zresztą, co on się przejmuje? Mało ma zmartwień? Z tą myślą pobiegł na trening karate.

Nie wiedział, że zmartwień mu przybędzie.

***

Marika i Amelka bardzo często bawiły się w swojej nowo odkrytej kryjówce. Tam Marika w końcu mogła odpocząć od okropnych spojrzeń Violetty. Violetta nie odpuściła dziewczynce, ale nadal rzucała w nią – jak piorunami – niemiłymi tekstami. Marika cierpiała. Dlaczego? Za co? Za dobre oceny? Ale przecież nie tylko ona się dobrze uczyła w tej klasie. Violetta była czasami taka wredna, że biedna Marika miała łzy w oczach. Na szczęście miała obok Amelkę, która zawsze ją wspierała.

Amelka również nie miała łatwo. Wszyscy ją uważali za jakieś dziwadło. Nikt nie traktował jej poważnie. No, może ten chłopak z osiedla....jak mu było...Arek. Jedynie on powiedział jej jakieś miłe słowo. A nie tylko „Spadaj, głupia”. Amelce też nie było łatwo. Więc i ona z radością przebywała w ich kryjówce. Tylko jedno w jej ją niepokoiło. Pewien malutki, mały rysuneczek wyryty na ścianie. Przedstawiał kroplę wody, ogień, ziemię, i powietrze wyryte jako trąba powietrzna. Wszystko było połączone błyskawicą. Co to mogło oznaczać? Amelka pilnowała, żeby Marika tego nie zobaczyła. Od razu zaczęła by szukać jakichś mocy. Amelkę niepokoiło również jedno – często słyszała kroki obok kryjówki...Jednak kiedy wyglądała to nikogo nie było. Dziwne...

Jednak mimo tych wypadków dziewczyny bawiły się znakomicie. Gadały, i wymyślały niestworzone historie. Zwłaszcza Marice dobrze to wychodziło

- Dla Annabel nie było ratunku. Tajemnicze bestie okrążały malutką chatkę gdzie się znajdowała. - odpowiadała Marika – I nagle...

- ŁUP! - krzaki się połamały a w kryjówce pojawił się rudowłosy chłopak. Zaraz po nim do kryjówki dziewczyn wszedł ten chłopak który zagadał Amelkę! Ten Arek!

- Co WY tutaj robicie? - wrzasnęła Marika

- Spokojnie, Mari, spokojnie – Amelka zachowała kamienną twarz – Okej, co wy tutaj robicie? Arek?

- Przechodziliśmy i przypadkiem tak wpadliśmy – powiedział Arek ze spokojem. Jednak ognik długo nie był spokojny

- A co, nie można przechodzić? - wściekł się – Po prostu szliśmy i już

- Taa, jasne – powiedziała z powątpiewaniem w głosie Marika

- Mateusz, spokojnie! - zdenerwował się Arek

- Arek, co się dzieje? - spytała Amelka

Arek już miał odpowiedź na języku, ale nagle zaniemówił.

- Yy..no... - westchnął – Szukałem Cię, żeby Ci coś powiedzieć – zmyślił na poczekaniu

- Co chciałeś mi powiedzieć? - Amelka zainteresowała się

Arek zaczął się pocić.

- Yy...tego...że..

- Ej! - krzyknął nagle Mateusz – a to to co jest?

Wskazał na obrazek. Kiedy go dotknął płomień ognia wyryty w skale zaczął się świecić na pomarańczowo!

- Pokaż – zaciekawiona Marika również przyłożyła dłoń do skały. Trąba powietrza zaświeciła się na szaro-srebrny

- Ej! Uważaj! - Amelka podbiegła do Mariki. Kiedy dotknęła ściany kropla wody zaczęła świecić lekkim, błękitnym światłem.

- Hej...tu się dzieje coś dziwnego... - Arek podbiegł do wszystkich i również przyłożył dłoń do dziwnej ściany. Kulka ziemi zaczęła się świecić na jasno brązowy.

- Co jeeest??! - krzyknął.

- Ej, co się dzieje? - darł się nerwowo Mateusz. Kawałek skały zaczął lśnić jasnym światłem

- Ci... - szepnęła podekscytowana Marika.

Nagle kawałek skały zatrzeszczał i podniósł się na tyle, aby tam wejść.

- Co robimy? - przełknęła ślinę Marika

- Wchodzę – powiedział Mateusz, i nie zważając na protesty wlazł do małej dziury.

- Ej! - usłyszeli jego stłumiony głos – tu jest korytarz... wchodźcie!

- Okej – powiedziała Marika, i wskoczyła tam gdzie Mateusz. Po chwili wszedł tam i Arek. Amelka wahała się przez chwilę, ale przezwyciężyła lęk i weszła przez małe „drzwi”. Rozejrzała się. Znajdowała się w jakby kamiennym, niskim korytarzu prowadzącym gdzieś...nie wiadomo gdzie. Amelkę przeszedł dreszcz. Nie przepadała za takimi wnętrzami. Było tam pełno brudu i kurzu. Słyszała kapiącą wodę. Brr! Gdzie ona weszła? I jak teraz wyjść?

Podeszła do reszty dzieci które rozglądały się zaciekawione

- Co robimy? - spytała nerwowo

- Idziemy zobaczyć co jest tam, okej? - zaproponowała Marika pokazując korytarz. W przeciwieństwie do Amelki była entuzjastycznie nastawiona do tej całej przygody. W końcu to jest jedyna szansa żeby odmienić jej los! Coś takiego nie zdarza się na co dzień...

- Musimy ustalić plan – wtrącił się Arek. On nie zamierzał ryzykować. Znalazł się w podziemiach bloku z dwoma dziewczynami i swoim kuzynem. Hmm, musi być jednak nieco ostrożniejszy niż zwykle. - Co wy na to? Mateusz...? - chłopak rozejrzał się w poszukiwaniu kuzyna – Mateusz?! - krzyknął. Ognika nigdzie nie było!

Gdzie on mógł się podziać? Dlaczego zniknął? Umysł podsuwał Arkowi różne scenariusze.

- Okej, poszukajmy go – stwierdziła Amelka opanowanym tonem. Już zdążyła się uspokoić po pierwszym szoku (i otrzepać z pyłu który się tam unosił).

Jednak chłopaka nie trzeba było długo szukać. Sam ich zawołał

- Ej, chodźcie! - wychylił się z jakiegoś pomieszczania. Wszyscy momentalnie zbiegli się

- Mateusz, co ty wyprawiasz... - Arek chciał prawić kuzynowi kazanie o oddalaniu się bez zgody, jednak umilkł kiedy zobaczył pokój w którym był kuzyn.

Na pierwszy rzut oka – zwykły mały pokoik. Pusty. Bez niczego. Jednak, coś tam było. Cztery wgłębienia. Dokładnie naprzeciwko siebie.

- Co..to jest? - wyjąkała niepewnie Amelka – i Co my mamy zrobić?

- Spróbujmy stanąć każdy w jednym wgłębieniu – zaproponował Mateusz

- NO! - zawołała z entuzjazmem Marika. Wreszcie miała okazję, żeby jej marzenia się spełniły!

- Powinniśmy przemyśleć wszystkie za i przeciw... - próbował przemówić do rozsądku Mateuszowi i Marice Arek

- Nie jestem przekonana...ale niech wam będzie – Amelka wskoczyła na jedno z wgłębień

- Okej, wchodzę w to, cokolwiek to jest – Arek wszedł w kolejne wgłębienie

Marika i Mateusz bez żadnego mówienia dołączyli do starszych. Kiedy Marika postawiła stopę na swoim wgłębieniu, zaczęło się dziać coś dziwnego.

Od wgłębienia Mariki poszła srebrna linia. Od Mateusza – ognista, od Arka – zielona, a od Amelki – błękitna. Wszystkie te linie połączyły się ze sobą, i utworzyły wielki snop światła.

Dzieci patrzały na to przejęte.

Nagle odezwał się głos

- OTO WYBRANI!

Nie był on głośny, ale zdawało się, że wypełnia pokój jakąś mocą

- ZOSTALIŚCIE WYBRANI!

Po tym zdaniu świetlisty snop się rozproszył.

I wszystko zgasło.

***

- Marika! Marika! Uff, Bogu dzięki! Nic Ci nie jest! Mari! Wstawaj!

Marika przez chwilę nie wiedziała, co się wydarzyło. Czemu jest tutaj, w tym zimnym, pustym pokoju? Co ona tutaj robi? I dlaczego?

Jednak po chwili sobie wszystko przypomniała. Co się stało po tym, jak stanęli w tych wgłębieniach...? Marika nie umiała sobie tego przypomnieć.

- Co się stało... - Marika spojrzała na Amelkę, i aż wrzasnęła – i co się z TOBĄ STAŁO!?

Amelka wyglądała niby tak samo, ale jednak zupełnie inaczej! Pasemka w jej włosach wydawały się naprawdę zrobione z wody, a koleżanka była ubrana w krótką, błękitną, skrzącą się spódniczkę i do tego granatowa bluzka z....cekinami? Marice trudno było TO określić. W każdym razie – było błękitne i lśniące. A co ona miała na szyi...? Jakiś dziwny medalik...Srebrny, z jakby zaklętą w środku niego kroplą wody... Do tego jeszcze długie niebieskie buty. Jak kozaki, tylko, że było widać, że są lekkie

- Jak JA wyglądam? - Amelka parsknęła śmiechem – spójrz lepiej na siebie.

- Jak? - zadała logiczne pytanie Marika – nie widzę tu lustra

Amelka przewróciła oczami, po czym wyciągnęła małe, błękitne lusterko

- Masz.

- AAAAAA!!!!! - wrzasnęła Marika – jak ja wyglądam!

Była ubrana w srebrną, krótką sukienkę. We włosach miała srebrne niteczki. Jej szare oczy lśniły jakimś blaskiem, podobnym do blasku w oczach Amelki. Miała takie same długie buty – tylko, że srebrne. Jak to się mogło stać? Jakim cudem?

I co mówił tamten głos...? Że są...wybrani...? Matko! Marika wszystko zapomniała! A gdzie są chłopcy?
- Amelka, gdzie są Ci chłopacy? - spytała się nerwowo. W końcu nie na co dzień jest się w piwnicy w dziwnym stroju...Nawet z najlepszą przyjaciółką nieco trudno jest przeżyć w takich warunkach, nie sądzicie?

- Tam – Amelka wskazała na dwóch nieprzytomnych chłopaków – jeszcze się nie obudzili.

- O masz Ci los! Oni też tak dziwnie wyglądają!

- Dziwnie jak dziwnie, ale stylowo – Amelka spojrzała na chłopców. Arek był ubrany w zieloną bluzkę i brązowe dżinsy. Nie wyglądał jak superbohater. Jedynie brązowa peleryna sugerowała, że ma się do czynienia z niezwykłym człowiekiem. Na nogach miał buty z Nike. Zielone. On nie miał naszyjnika – tylko jakiś pierścień...Oczko oczywiście było ciemno zielone. Obok niego leżał Mateusz. On miał pomarańczowy T-shirt, i wściekle czerwone spodnie. Do tego żółta peleryna, no i oczywiście ognisty pierścień. Wyglądali jak jacyś śpiący superbohaterowie. W innej sytuacji Marika wybuchnęła by śmiechem, ale teraz była tylko zła i przestraszona.

- No, wstawajcie! - tupnęła nogą, i zamachała rękami – WSTAWAĆ!! AA!! - krzyknęła, bo nagle znalazła się w powietrzu a w pokoju zaczął wiać bardzo silny wiatr.

- Marika! - wrzasnęła przerażona Amelka – Co ty robisz! Zaraz Cię jakoś ściągnę!

Jednak kiedy Amelka usiłowała coś zrobić, z ziemi wytrysnęła woda. Zaczynało jej być coraz więcej, aż w końcu Mateusz i Arek się ocknęli.

- Co robisz!?!? - krzyknął Mateusz, i usiłował jakoś zakryć nogami źródło wody. Jednak kiedy udało mu się zatkać wodę spod jego stóp wystrzelił ognień

- Skąd ty go wytrzasnąłeś? - Arek aż tupnął. W tym samym momencie ziemia zatrzęsła się jak przy trzęsieniu ziemi.

- DOŚĆ!! - rozległ się donośny głos. Ten sam który mówił, że są wybrani...W tym samym momencie ogień przestał się palić, woda przestała płynąć, Marika spadła na ziemię, a ziemia przestała się trząść.

Dziwne stroje zniknęły. Zostały tylko te medaliony i pierścienie.

Nagle światło (które nie wiadomo skąd się brało, żarówek nie było) w pokoju pociemniało. Dziewczyny przytuliły się do siebie. Mateusz stanął w wojowniczej pozie, a tam...

- Przepraszam, że was przestraszyłem – odezwał się...nastolatek w rockowym T-shircie? Do tego czarne spodnie (z dziurami) i czarna kurtka. I czarne buty. I w ogóle cały był czarny. I tylko ktoś o tak bystrym wzroku jak Marika mogła dostrzec, że ma na palcu pierścień z czarnym oczkiem – Nie miałem takiego zamiaru.

- Kim jesteś? - spytał ostrożnie Arek. W końcu nie wiadomo kim jest ten dziwny nastolatek. Jakim cudem przerwał to, co się przed chwilą działo?

I w sumie, to co się działo? Jakiś kataklizm... Ale chyba oni go nie wywołali? I dlaczego tak wyglądają? To się da zmienić? Jak on się tak pokaże w szkole?

- Jestem Jerry. - przedstawił się chłopak – I więcej na razie wam nie mogę powiedzieć. To ja uratowałem to co zrobiliście. – powiedział tak jakby codziennie ratował świat od kataklizmów wywołanych przez grupę małolatów.

- To nie nasza wina! - darł się strasznie głośno – Skąd mogliśmy o TYM wiedzieć? Wytłumacz mi proszę, jak jesteś taki mądry – spojrzał na Jerrego spode łba.

- Mateusz! - krzyknął Arek – nie bądź taki wredny dla niego. - Arek starał się być tym starszym i rozsądniejszym, mimo że i on był ciekawy tego wszystkiego

- Dobrze. Jak sami widzieliście - „Lub nie”, pomyślał – macie moce żywiołów!

Przez około sekundę trwała cisza.

Następnie Marika zaczęła drzeć się wniebogłosy

- Jee! Nareszcie się coś zmieniło! Jeee! - skakała w miejscu – Nie będę tą dziwną Mariką!!! JEEE!

Jerry się uśmiechnął

- Chcecie wiedzieć, jak dostaniecie moc?

- TAK! - powiedziała cała czwórka zgodnym chórem

- To się dowiedzcie! - uśmiechnął się Jerry – podpowiedź: ma to każdy z was

I rozpłyną się w mroku. Po prostu zniknął.

- EJ! - krzyknął Mateusz – gdzie jesteś?

- Spokojnie – Amelka zachowała się normalnie – pomyślmy logicznie. Co każde z nas ma?

- Włosy? - to jedyne co przyszło Arkowi do głowy.

- Raczej nie... - Amelka pokręciła głową

- Ubranie? - Marika nie miała pomysłów.

- Nie...

Padło jeszcze wiele pomysłów, ale nic się nie działo. Zrezygnowana Amelka siadła na zimną podłogę i zaczęła bawić się wisiorkiem

- WIEM! - nagle krzyknął Mateusz – te dziwne pierścienie i medaliony!

- No tak! - Amelka walnęła się ręką w głowę – jaka ja głupia! Przecież tam jest coś napisane...

- Quatuor elementorum multitudo habentur. - przeczytał szybko Mateusz – To po łacinie. Chyba – dodał ciszej.

- Ale co mamy zrobić? - spytał Arek

- Może byśmy spróbowali powiedzieć te słowa trzymając się za ręce? Czy coś w tym rodzaju? - zaproponowała Marika. Wolała przemyśleć fakt, że taki sposób był w jakiejś fantastycznej opowieści którą czytała.

- Okej, spróbujmy – Amelka spojrzała na Marikę z respektem. Ta mała to miała pomysły!

Cała czwórka stanęła w małym kółku trzymając się za ręce

- Quatuor elementorum multitudo habentur! - powiedzieli nieco drążycymi głosami.

Poczekali sekundę.

Dwie.

Dziesięć.

Nic.

- I..co? - spytał Mateusz. - Coś nic się nie dzieje.

Dotknął swojego pierścienia.

Nagle COŚ się zaczęło dziać.

Dookoła Mateusza pojawił się pierścień ognia. Płomienie w ogóle nie bolały chłopca, prędzej łaskotały. Nagle wygląd Mateusza zaczął się zmieniać.

Mateuszowi pojawił się ten dziwny strój, jego włosy zaczęły się jakby błyszczeć ogniem, a pierścień zaczął lśnić. Te rzeczy po prostu w niego wrastały, to nie było tak, że nagle się pojawiają, tylko one stopniowo wchodziły w niego. Dzieciom wydawało się, że stoją tu już mnóstwo czasu, ale w rzeczywistości po około dziesięciu sekundach przemiana Mateusza się skończyła, a dziwny pierścień ognia zniknął.

- No...okej... - wyjąkała Amelka. Dlaczego? W końcu jak to działo? Było tego nieco za dużo dla Amelki – dziewczyny słynącej z logicznego myślenia. I czemu ją tak boli głowa...?

Marika natomiast czuła się jak w siódmym niebie. Nareszcie spełniły się jej marzenia, żeby coś się odmieniło!

- Quatuor elementorum multitudo habentur! - krzyknęła, trzymając się medalionu.

Ona została uniesiona przez jakąś dziwną siłę na około metr nad ziemię. Marika była na to gotowa, więc nie była zaskoczona jak Mateusz. Ona tylko wdzięcznie uniosła ręce. Po chwili i ona się przemieniła – w jej włosach pojawiły się pasemka z żywego srebra. Szły jak srebrne węże – od cebulki włosa po jego koniec. Jej T-shirt i dżiny zalśniły przez chwilę srebrnym blaskiem, i po chwili zamieniły się w tą samą srebrną sukienkę. Znoszone trampki Mariki zamieniły się w te srebrne długie buty. Srebrna smuga w powietrzu owinęła się dookoła butów Mariki i po chwili na miejscu trampek były piękne buty. Marika okręciła się dookoła własnej osi, po czym została opuszczona na ziemię, jednak ledwo jej dotknęła a już była w powietrzu i latała w pokoju zostawiając za sobą drobinki srebrnego pyłu.

- Ale odlooooot!! - krzyczała uszczęśliwiona

- Bardzo dobrze – usłyszała głos Jerrego. Szybko się odwróciła. On po prostu pojawił się z mroku. Tak się zagapiła, że wpadła w ścianę.

- Oj... - mruknęła rozcierając sobie głowę

Jerry się uśmiechnął

- Musicie uważać

- Przepraszam – wtrącił się Arek – ty CAŁY CZAS TU BYŁEŚ I NIE CHCIAŁEŚ NAM POMÓC!?!?

- Tak mniej więcej – uśmiechnął się mrocznie Jerry – sami musieliście odkryć jak to działa. Musiałem poddać was próbie.

- To wyjaśniłbyś nam ze swojej łaski o co w tym wszystkim chodzi? - spytał Arek poddenerwowany. Arek był prostym człowiekiem. Nie lubił, kiedy coś się działo. Coś niespodziewanego, o czym wcześniej nie wiedział.

- Spokojnie, Arek – Amelka nie dała się wytrącić z równowagi. - Spokojnie. A teraz, Jerry powiedz nam o co chodzi. Proszę. - użyła swojego tonu którym zwykle prosiła rodziców o różne rzeczy (na które oni zwykle nie mieli ochoty).

- Jeszcze nie rozumiecie? - Jerry był zdziwiony. Już chciał im prawić kazania, ale przypomniał sobie, jak sam został jednym z wybranych. Razem ze swoimi przyjaciółmi..

- Jerry? - Mateusz zobaczył zmianę na twarzy chłopaka – Coś się stało?

- Nie, nic – Jerry się uśmiechnął, jednak Arek zauważył, że ten uśmiech był wymuszony. - Więc, wracając do tematu: jesteście władcami żywiołów. Macie nad nimi władzę. Jak widzicie, dzięki tym medalikom i pierścieniom, możecie uzyskać postać władców. Jak powiecie finis to wszystko się skończy. Nie będziecie mieli niszczycielskiej mocy. Będziecie zwyczajnie wyglądać. Już.

- Mam jedno pytanie – Amelka uniosła rękę do góry – po co nam te moce?!

Jerry westchnął

- Choćby po to, by uratować świat. Jeszcze jakieś głupie pytania?

Marika podniosła rękę

- Kiedy możemy używać moce?

- Kiedy chcecie. Byleby nie zdradzić sekretu, ok?

- JASNE – powiedziała chórem cała czwórka

- Okej, to powodzeniaa! - powiedział, po czym zawirował i rozpłynął się w ciemności.

- To...co...robimy?? - wyjąkał Arek. Mimo tego co zobaczył, czuł się nieco niepewnie.

- Jak to co? - Mateusz był pełen entuzjazmu – chodźcie! Musimy poćwiczyć. W końcu mamy ratować świat! - tupnął, i pod jego stopami pojawił się ogień.

- Chyba te ćwiczenia się nam przydadzą... - stwierdziła poważnym tonem Amelka. - Przecież nie zrezygnujemy z chodzenia do szkoły, i w ogóle, prawda? A jak nie będziemy uważać...

- Wiem, wiem – powiedziała Marika – ale tak szczerze....nie uważacie, że to jest FANTASTYCZNE? NIESAMOWITE? Albo po prostu WSPANIAŁE!? Jupi!! - zaczęła latać po pokoju.

- No jasne – powiedział Arek. Przyłożył rękę do pierścienia i wypowiedział „słowa Q” jak nazywał słowa przemieniające ich we władców.

U Arka przemiana wyglądała nieco inaczej. On nie został uniesiony do góry, tylko z ziemi wystrzeliły w górę korzenie, trawa i inne rzeczy. Oplotły się dookoła niego niczym bluszcz, po czym wsiąkły w chłopca zamieniając się w mocno przylegającą do ciała zieloną bluzkę z krótkim rękawem oraz brązowe dżinsy. Na nogach miał brązowe adidasy, natomiast na rękach brązowe rękawiczki jak u superbohatera. Uśmiechnął się przyglądając się sobie.

- Mi się tam podoba – stwierdził z zadowoleniem

Amelka spojrzała na przemienionych po czym powiedziała czystym głosem słowa Q.

Dziewczyna znalazła się tak jakby w środku wodospadu. Woda wirowała dookoła niej, jednak Amelka nie była mokra. Po chwili woda zniknęła, a Amelka wyglądała zupełnie inaczej – miała niebieską, krótką sukienkę. Do tego te długie, srebrne buty. Błękitne pasemka w jej włosach wyglądały jak woda. Amelka uśmiechnęła się do Arka, który natychmiast spuścił wzrok, czerwieniąc się przy tym jak burak.

- To co robimy? - spytała pryskając lekko wodą na Marikę, która nadal śmigała po pokoju w tą i z powrotem

- Musimy się ćwiczyć – stwierdził Arek nadal lekko czerwony

- Ale gdzie, jak i kiedy? - zadała rozsądne pytanie Marika lądując na ziemi.

- Może...może...może... - Mateusz zastanawiał się głośno – WIEM! - krzyknął nagle. Spod jego stóp wystrzelił płomień. Amelka szybko go zgasiła wodą, a on uśmiechnął się przepraszająco po czym zdradził reszcie owe miejsce – takie stare, opuszczone boisko niedaleko naszej szkoły. Nikt tam nie chodzi, jest tam dużo przestrzeni. PUSTEJ – zaznaczył

- To skąd o nim wiesz? - spytała Marika. Nie ufała tym chłopakom. Czemu je śledzili?

- Chodzę tam potrenować– powiedział lekko poirytowany. Co jej jest? On zdradza im jego sekretne miejsce do ćwiczeń, a ona się jeszcze czepia!

- Dobra! - Arek klasnął w ręce, powodując jednocześnie małe trzęsienie ziemi. Kiedy wstrząsy ustały kontynuował jakby nigdy nic – mi się tam podoba. Nic lepszego nie wymyślimy. Kto jest za?

Wszyscy podnieśli dłonie. Marika wzniosła się przypadkiem do góry.

- No...dobra. Masz mój numer telefonu, Skype'a i GG. Ty masz chyba kontakt z Maćkiem? Ja mam z Mariką, więc się umówimy – Amelka podała Arkowi karteczkę. Arek zerknął na nią.

Amela234 – Skype

amelka.music@gmail.com – poczta

56784321 – GG

605-274-506 numer telefonu

- Okeeej...dzięki – powiedział – to co, skontaktujemy się jakoś??

- Tak. A teraz wyjdźmy z tej dziury – powiedział Mateusz

- I jeszcze jedno – powiedziała Marika – nie możemy się zmieniać przy wszystkich. Ok?

- Okej – - powiedziała Amelka – masz rację. Zgoda chłopaki?

- Okeeej – powiedział niechętnie Mateusz – a chciałbym się pochwalić...ale spoko.

- Dobra – przytaknął Arek – to rozsądne.

- To powiedzmy to słowo...to finis teraz – powiedziała Marika

Ledwo powiedziała finis, spadła na ziemię, a jej niezwykły strój zniknął. Po prostu – zniknął.

Reszcie też zniknęły te rzeczy, i stroje. Pasemka Amelki znowu wyglądały jak zwykłe błękitne warkoczyki wplecione we włosy. Jedynie pierścienie i medaliony zostały.

- W tych medalionach musi być ta moc. Nie możemy ich zdejmować - powiedziała poważnie Amelka – okej, ja już idę – powiedziała i wyszła z piwnic, kierując się do domu. Wiedziała, że mama pewnie będzie wściekła, za to, że tak późno przychodzi, ale trudno. Musiała sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć. Więc tak. Została władczynią wody, i jest w drużynie z Mariką, Arkiem i jego kuzynem, którzy też mają te dziwne moce. Ekstra. Weszli do piwnic pod blokiem, i nagle zdobyli te moce. Na dodatek pomaga im jakiś got który umie się rozpływać w mroku. Wspaniale.

Amelka weszła bez powitania do domu, i padła na swoje łóżko. To było za dużo jak na nią! Dużo za dużo. Ale spokojnie. Na razie nie muszą nic robić. Na razie. Ale jak długo trwa „na razie”?

Arek miał podobne myśli jak Amelka, tylko on traktował to bardziej jako zawiłą tajemnicę, przygodę. Jednak i on się odrobinę bał tego wszystkiego. Nie lubił jak się coś działo nagle bez uprzedzenia, przygotowania.

Zupełnie przeciwną postawę wyrażali Mateusz i Marika. Marika była po prostu zachwycona. Traktowała to po prostu jak spełnienie jej marzeń, jak wspaniałą przygodę. Nie myślała o tym co POTEM będzie tylko cieszyła się dzisiejszą chwilą.

Mateusz traktował to bardziej jako trening – coś, co ma sprawdzić jego umiejętności. Jednak on się cieszył z tej mocy. Tylko odrobinę mu wadziło to, że nie może się nikomu pochwalić. Ale trudno.

I kiedy oni traktowali to jako zabawę, sen lub coś co minie nie mieli pojęcia co się niedługo stanie

 

***

Violetta szła do szkoły. Uważała żeby nie pobrudzić przy tym sobie swoich nowych butów za 500 złotych. Jej „przyjaciółki” już pewnie na nią czekały. Wspaniale – pomyślała sobie Violetta. - I znowu będzie tak samo. Zupełnie tak samo. Nic się nie zmieni. Nic a nic. - kopnęła ze złości kamień, nie bacząc na swoje nowe buty. - Czemu tej idiotce Marice wszystko się udaje a jej nic? Dlaczego ona musi chodzić na miliony korepetycji, a ona ma to samo za nic? Dlaczego? - Violetta zamrugała oczami żeby odegnać łzy. Wiedziała dlaczego. Jej rodzice poświęcali jej góra dziesięć minut tygodniowo. W ogóle nie było ich w domu. A ona mogła robić co chce, i nikt jej nie mógł zabronić. Sama w gigantycznym domu. S-A-M-A. Owszem, były pokojówki, nauczycielki, i Bóg wie kto jeszcze. Ale oni nie mogli z nią rozmawiać. Tylko nauczyciele mogli. I kiedy przychodziły do niej jej przyjaciółki nie mogły się nadziwić jej szczęściu. Taa. SZCZĘŚCIU.

Nie mogła się rozpłakać, bo właśnie doszła do szkoły. Kątem oka widziała podekscytowaną Marikę rozmawiającą z tą..jak jej tam...? AMELKĄ. No tak. A ona musi tkwić tu ze swoimi czadowymi przyjaciółeczkami.

- No i jak tam, Vi? - spytała ją Wika, jedna z jej przyjaciółek

- Spoko – wpadła od razu w słodki ton – Kiedy przyjdziecie do mnie na pidżama party?

- Jutro! - zaczęły piszczeć dziewczyny. - Kogo zapraszasz?

- Was wszystkie, kochane psiapuły! - Violetta przytuliła wszystkie swoje koleżanki, ale mimo wszystko nadal obserwowała Marikę. Ona nadal rozmawiała z tą swoją Amelką i nie zwracała na nią żadnej uwagi. Violeccie zrobiło się przykro, ale wiedziała, że ona nie ma powodu się na nią patrzeć.

Marika faktycznie była bardzo podekscytowana faktem posiadania mocy mimo że nie mogła nikomu o nich mówić.

Nie wyglądała jakoś inaczej – szara spódnica, szary sweterek, biała bluzeczka z krótkim rękawem i szare tenisówki. Ona zawsze ubierała się na szaro.

Amelka również nie podkreślała faktu posiadania mocy. Ubrała się jak zwykle – na niebiesko. Jedynie obydwie miały na szyi swoje naszyjniki. Jednak nikt nie zwracał na nie uwagi. Dla innych się nic nie zmieniły. Zresztą, co ich obchodzą jakieś idiotki? Nic a nic.

Jednak Marice wystarczyła Amelka a Amelce Marika.

- I co? - spytała Marika – kiedy idziemy na trening?

- Jeszcze się nie umówiłam. Ale już niedługo. Wyślę Ci SMS-a.

- Wy dwie...zawsze same...głupoty plotą.... - Violetta wygłosiła kiepski wiersz podchodząc do rozmawiających przyjaciółek. Jej faneczki zachichotały

- To się nie rymuje – powiedziała usłużnie Amelka – zresztą nie możemy być same skoro jesteśmy ze sobą. Jedno wyklucza drugie. Na logikę.

Marika zachichotała.

Violetta posłała jej mściwe spojrzenie i sobie poszła. Za nią szybko pobiegły jej przyjaciółki.

- Co ją ugryzło? - spytała Marika patrząc za odchodzącą Violettą.

- A bo ja wiem. - wzruszyła ramionami Amelka – w każdym razie: powiadomię Cię przez SMS-a albo e-malia. Pa! - powiedziała, gdy zadzwonił dzwonek. Amelka poszła do swojej klasy na lekcje. Marika pobiegła na salę gimnastyczną, bo właśnie mieli WF.

Wszyscy z jej klasy już tam byli: Violetta ze swoimi przyjaciółkami też. Gadały o nocowankach: która się w jaką piżamę ubierze. Marika westchnęła z irytacją. Jak można gadać o takich rzeczach? Ona ma dużo ciekawsze tematy. Odkąd zostali przemienieni – a minął dopiero dzień – Marice zwykłe rzeczy takie jak szkoła wydawały się....zbyt zwykłe.

No, ale jakoś trzeba było żyć. JAKOŚ.

Lekcje szybko minęły, i Marika już była w domu.

- Cześć córeczko! - powitał córkę ojciec Mariki – Jak tam w szkole?

- Dobrze! - krzyknęła Marika siadając do komputera.

- Od razu do komputera? - mama Mariki zmarszczyła brwi

- Maamoo! - jęknęła Marika – czekam na ważnego e-malia. Umówiłam się z Amelką na boisko, a godzinę miała mi podać e-maliem.

- Masz pół godziny! - krzyknęła mama, i zamknęła drzwi od pokoju Mariki. Ona przewróciła oczami, i weszła na GG. Zobaczyła, że Amelka jest dostępna, i że dołączyła ją do jakiejś grupy o nazwie ŻYWIOŁY. Należał też do niej Arek i Mateusz. Marika od razu zrozumiała o co chodzi, i weszła na czat

<Marika:)> Hej. Co z treningiem?

<Amelka> Może za piętnaście minut na boisku, hmm?

<Mateusz> Nie, ono jest zakryte, nie dotrzecie tam beze mnie.

<Arek> To pasuje za dziesięć minut na podwórku?

<Marika:)> Mi pasuje

<Mateusz> Mi też

<Amelka> to załatwione, ok? Weźmy jakąś wodę czy coś

<Arek> Wodę, hmm? :D

<Mateusz> :D

<Amelka> No, coś do picia;-)

<Marika:)> i coś do jedzenia, ok?

<Mateusz> i może jeszcze koc piknikowy, hmm? :D

<Arek> Ok, ja już spadam. Do zobaczenia zaraz! :P

<Amelka> Ok, ja też już idę.

Marika też wyszła z czatu. Wzięła swój plecaczek, i dała tam puszkę coca-coli (ze swoich tajnych zapasów słodyczy. Mama Mariki nie uznawała żadnych słodyczy i niezdrowych rzeczy), paczkę jabłkowych chipsów, i portfel. Po krótkim namyśle wrzuciła tam też telefon. Jednak nigdy nie wiadomo co się może stać. Mimo wszystko – była strasznie poddenerwowana. Oto się zaczyna trening! A co jak jej nie wyjdzie? Albo się skompromituje?

Arek też miał podobne obawy. Najbardziej się bał, że zrobi coś głupiego przy Amelce. Sam nie wiedział czemu przy niej chciał wypaść jak najlepiej. Dlaczego? Przecież to zwyczajna dwunastolatka. Zaraz. Nie zwykła. On też nie jest zwykłym dwunastolatkiem. Od wczoraj jest...NIE ZWYCZAJNYM chłopakiem. Jest...no..sam nie wie czym. Jakimś współczesnym herosem? To jakoś nie napawało go optymizmem. A jak nie będzie umiał zapanować nad mocą? I nic z tego nie wyjdzie? Albo gorzej – zacznie się zmieniać bez jego wiedzy?

Mateusz nie miał takich obaw. On się nie bał – raczej cieszył z możliwości przygody. Oczywiście, i do niego przychodziły takie myśli – a co jak nie będę umiał nad tym zapanować? Jednak on je odrzucał, tłumacząc sobie, że NAPEWNO da radę nad tym zapanować.

Wybiegł na dwór. Jego rodzice wiedzieli o jego pasji do sportu, i nawet się nie pytali gdzie idzie. Mateusz bardzo to sobie cenił. Wiedział tylko tyle, że musi wrócić przed 19. Chłopak rozejrzał się po podwórku. Stała tam ta dziewczyna od wody. Rozmawiała z Arkiem. Mateusz podbiegł do nich.

- No i jak tam? Co wzięliście? - powiedział to tak niespodziewanie, że Arek aż podskoczył.

- Yy..jedzenie...i coś do picia... - wyjąkał przestraszony. - A, to tylko Ty – odetchnął z ulgą.

- Kogo brakuje? - spytała Amelka, kręcąc kosmyk włosów

- Mariki – odpowiedział Arek. - Ale już biegnie, widzisz?

Faktycznie, z klatki wybiegła dziewczyna.

- Jestem gotowa – wysapała – idziemy?

- Jasne! - krzyknął entuzjastycznie Mateusz – chodźcie!

Zaczął prowadzić całą trójkę przez miasto. Najpierw doszli do szkoły gdzie chodziła Marika i Amelka. Jednak zamiast pójść do niej Mateusz okrążył ją po czym wszedł w zarośla obok murów szkoły.

- Mamy TAM iść? - spytała Amelka

- No tak – Mateusz wystawił głowę z zasłony liści – Właźcie!

- No dobra – westchnęła Amelka, po czym weszła w liście, delikatnie je odgarniając. Po niej dosłownie wskoczyła w gęstwinę liści Marika, a na końcu wszedł Arek. Obejrzał się za siebie, czy nikt ich nie śledzi.

- Chodźcie! - popędzał resztę Mateusz. Znaleźli się w jakby tunelu otworzonym z muru szkolnego i krzaków.

- Okej, okej – jęknęła Amelka otrzepując się z traw i liści. - Tak w sumie, to ile jeszcze?

- Koło dwóch minut – uśmiechnął się Mateusz – Cierpliwości, zaraz będziemy

Faktycznie, po chwili cała czwórka znajdowała się na dużym, pustym placu który od biedy można nazwać „boiskiem”.

- A..ha – powiedziała Marika po długiej chwili ciszy. - Ale przynajmniej nikogo tu nie ma, co nie? - stwierdziła optymistycznie.

- Okej, zaczynamy się szkolić – stwierdził Arek – nie możemy tracić czasu. Dawajcie, zaczynamy przemianę.

- Quatuor elementorum multitudo habentur! - wykrzyknęli wszyscy razem trzymając się medalionów lub pierścieni.

Zaczęli się zmieniać. Obok Mateusza pojawił się wielki pierścień ognia. Po chwili chłopak znalazł się w środku pierścienia. Mateusz stał z odważną miną. Nie bał się. Przecież to on ma władać ogniem, więc czego ma się bać? Zresztą, nie było mu nawet odrobinę cieplej. Mateusz czuł, jak jego ciało napełnia się jakimś dziwnym ciepłem – od stóp do głowy. Nagle płomień zniknął a przed Amelką, Mariką i Arkiem pojawił się przemieniony Mateusz. Wyglądał tak jak wcześniej. Peleryna, pomarańczowy T-shirt, i czerwone spodnie. Może miał więcej odwagi w swoich niezwykłych, jasnych oczach.

Marika została uniesiona w powietrze i otoczona czystym powietrzem, bez żadnych śmieci. Marika uśmiechnęła się do siebie. I pomyśleć, że jeszcze parę dni temu marzyła o takich mocach, a teraz je MA. Okręciła się w powietrzu, po czym lekko i wdzięcznie stanęła na ziemi. Wyglądała tak jak wcześniej – krótka, srebrna sukienka, długie srebrne buty...

Chyba sobie kupię jakieś srebrne bransoletki, pomyślała Marika. Ledwo to pomyślała, na jej dłoni pojawiły się dwie srebrne bransoletki.

Tylko ja mam taką moc, czy inni też mają? - pomyślała sobie Marika. Zerknęła na Amelkę. Ta znajdowała się w wielkiej kropli wody. Marika zmrużyła oczy. Przez chwilę nie mogła dostrzec przyjaciółki. Jednak po kilku sekundach woda opadła, i pojawiła się przed nią Amelka – cała i zdrowa, w swojej niebieskiej sukience.

- Wiesz, że możemy zmieniać swój wygląd? - spytała koleżankę zachwycona Marika

- Serio? - Amelka była zaskoczona. - Okej...chcę mieć... taką zgrabną błękitną bransoletkę! I chcę, żeby moje włosy były spięte w wysokiego warkocza!

Ledwo to powiedziała, a już zmiany były widoczne – jej włosy SAME SIĘ ZAWIĄZAŁY, a na jej ręce pojawiła się błękitna bransoletka.

- WoW! - szepnęła Amelka – to jest EKSTRA!

Arek uśmiechnął się pod nosem słysząc co mówi Amelka. Nagle poczuł jakiś jakby delikatny dotyk. Obejrzał się nerwowo. To był bluszcz i inne rośliny! Po prostu go OBROSŁY! Po chwili zmieniły się w zieloną bluzkę i brązowe dżinsy. Do tego na nogach miał conversy. Zielone. Po chwili rośliny się cofnęły do środka ziemi.

- Hej, wiecie, że możemy zmieniać swój wygląd? - krzyknęła zachwycona Amelka.

- Serio? To ja bym poprosił coś innego zamiast tych badziewnych ciuchów – stwierdził Mateusz. - Co mam zrobić?

- Powiedz co chcesz mieć na sobie, gdzie i jakie a to się pojawi!

- Okej. To ja poproszę coś pasującego do superbohatera a jednocześnie nie idiotycznego. Coś w rodzaju kostiumu spidermena, ale bez maski.

Dookoła Mateusza pojawił się płomień. Trójka przyjaciół się cofnęła. W końcu to nie oni byli odporni na ogień. Nagle ogień zniknął a Mateusz miał na sobie kostium super-mana w pomarańczowych i żółtych barwach. Do tego peleryna i rękawiczki. Mateusz przyjrzał się sobie.

- No..to to mi się podoba – stwierdził z zadowoleniem.

- To ja nie chcę być gorszy! - stwierdził Arek z uśmiechem – Chcę coś takiego samego jak Mateusz, tylko, że w moich barwach. Czyli zieleń i brąz. Już!

Ledwo powiedział „już” a jego strój zaczął się zmieniać. Na miejsce bluzki i spodni pojawił się kostium. On po prostu się pojawił, wsiąkł w niego jakby był jego częścią. Arek uśmiechnął się tym swoim uśmiechem przebiegło-miłym-ukrywającym coś.

- Panie i panowie..przed państwem...niesamowity ARKADIUSZ! - ukłonił się. Chciał mówić dalej, kiedy poczuł silny podmuch powietrza...

Prawie się nie przewrócił. Jednak wystarczył mocniejszy dotyk nogą ziemi aby ta się zatrzęsła.

- Powariowałeś? Chcesz żeby cały świat się dowiedział, że tu jesteśmy? - powiedział z udawanym oburzeniem Mateusz. Mateusz oprócz umiejętności sportowych był wspaniałym aktorem.

I – dla żartu – wysłał w stronę Arka płomień.

- ZWARIOWAŁEŚ? ON NIE JEST ODPORNY NA OGIEŃ! - wrzasnęła Amelka i ugasiła ogień małym strumieniem wody który wystrzelił z jej palców.

- Nadal mamy te moce – stwierdziła Marika po chwili ciszy – teraz pytanie za milion punktów: jak je ćwiczyć?

I po co? - dodała w myślach. Przecież nie zagraża im żadne niebezpieczeństwo. Chyba. Marika mimo wszystko poczuła się nieswojo. Obejrzała się nerwowo dookoła. Nikogo.

- Jak je ćwiczyć? To proste – stwierdził Arek – każemy sobie co mamy zrobić naszymi mocami i musimy to zrobić. Proste? - spytał, i w tym momencie dookoła niego zaczęła rosnąć gęsto trawa i kwiaty.

- Jasne – parsknęła śmiechem Amelka. Arek zmieszany próbował zniszczyć te rośliny. Nic z tego. Tylko rosły coraz większe i gęstsze

- Właśnie musimy czegoś takiego uniknąć – powiedział Mateusz chichocząc – rozumiecie?

- Tak – stwierdziła Marika – Nie przedłużajmy i zaczynamy!

Skupiła się na swojej mocy. To ja nad nią panuję a nie ona nade mną – powtórzyła sobie w myślach. Wzięła głęboki oddech i pomyślała co ma stworzyć. Chcę zacząć latać. Jestem lżejsza niż powietrze, jestem lżejsza niż powietrze unoszę się w powietrze – powtarzała sobie Marika w myślach. I faktycznie – lewitowała w powietrzu. Teraz zaczęła jakby nurkować, tylko że nie musiała się wynurzać aby zaczerpnąć powietrza. To było niesamowite uczucie. Latała w tą i z powrotem po pustym placu. No, PRAWIE pustym. Stali tam jej przyjaciele.

- Uważaj, żeby Cię inni nie widzieli! - ostrzegła koleżankę Amelka. - Okej...to ja chcę TUTAJ małe źródełko.

Amelka skoncentrowała się na swojej mocy. Tam MA być źródło – powiedziała sobie cicho pod nosem, i pokazała ręką na kępkę trawy.

Ledwo to zrobiła, a z jej palców wystrzelił promień lśniąco niebieskiej smugi. Promień doleciał w błyskawicznym tempie do wskazanego miejsca, zawirował, i...pojawił się mały strumyczek! Zaczął płynąć po suchej ziemi mieszając się z piaskiem i robiąc błotko.

- To działa – szepnęła do siebie uszczęśliwiona nie przestając kontrolować strumyczka. Jednak wystarczyła ta krótka chwila dekoncentracji, aby strumień zaczął zamieniać się w wielką rzekę. „Strumyczek” zaczął rozlewać się po boisku. Zaczynał być coraz większy i trudniejszy do opanowania. Amelka wzięła dwa głębokie oddechy, po czym skierowała ręce na rzekę.

- Amelka, powstrzymaj to! - krzyknął Mateusz który właśnie zaczął rozpaczliwą ucieczkę przed rzeką. Amelka zerknęła kątem oka na Arka.

Chłopak starał się „wyczarować” wysokie i mocne drzewa, jednak bał się, że powstaną jakieś wielkie krwiożercze potwory-rośliny.

- Arek, nic nie rób! Wszystko jest pod kontrolą! - krzyczała Amelka widząc zamiary chłopaka. Skierowała ręce na wodę, po czym przyciągnęła je do siebie. Woda cofnęła się, po czym całkowicie zniknęła.

Amelka odetchnęła z ulgą. Musi być zawsze spokojna i opanowana. Jak zawsze. Czemu teraz się rozproszyła? To mogło się skończyć tragicznie...

- Wszystko w porzo? - usłyszała głos z góry. To Marika latała zaniepokojona nagłą zmianą strumienia w rwącą rzekę.

- Tak...wszystko ok – wyjąkała, zdając sobie sprawę, że jest lekko zmęczona. No cóż, po raz pierwszy w swoim życiu powstrzymała powódź którą przypadkiem wywołała.

- No chyba nie do końca ok – Mateusz był lekko uszczypliwy, ale bardziej zaniepokojony.

- To nic takiego – Amelka okazywała kamienną twarz – Ćwiczmy dalej.

- Masz rację – poparł ją Arek – A widzicie, że wszyscy musimy uważać. Jesteśmy...

- Chodzącą bombą atomową która w każdej chwili może wybuchnąć? - wtrąciła Marika krążąc dookoła rozmawiających

- Coś w tym rodzaju – stwierdził Arek.

- Dlatego ćwiczymy – rzucił słuszną uwagę Mateusz – a teraz, do dzieła! Nie mamy tu wieczności.

Z tymi słowy odszedł nieco od wszystkich i zaczął tworzyć mniejsze i większe pierścienie ognia. Kiedy unosił ręce – one rosły lub się pojawiały, a kiedy opuszczał ręce – gasły. Mateusz patrzył na to zafascynowany. Od zawsze ogień go interesował. Stworzył małe płomienie na czubkach palców. Nic nie czuł.

- Hej, Arek! - zawołał kolegę – Chodź tu na chwilę!

Arek podbiegł do Mateusza

- O co chodzi?

- Zrobiłbyś mi taki wielki las...cały do zniszczenia? - spytał Mateusz. Brzmiało to jednak bardziej jak rozkaz, a nie prośba. Na czubkach palców chłopaka nadal tlił się ogień.

- okej – Arek chciał sprawiać wrażenie, że to nic takiego dla niego, jednak trochę się bał. Nie poznał swoich możliwości. Włada nad ziemią. Okej. Ale co to znaczy w praktyce? Odkrył już, że wpływa na rośliny. I na trzęsienia ziemi. Ale czy na coś jeszcze? No dobra. Zrobi to.

- Chcę lasek złożony z...dębów – powiedział pierwsze drzewo które przyszło mu na myśl. - Już! - krzyknął. Pokazał ręką obszar, gdzie mają być drzewa, po czym z jego ręki wystrzelił zielony promień. Obleciał obszar który Arek pokazał dłonią...po czym zaczęły rosnąć tam drzewa! W błyskawicznym tempie. Po około minucie było już tam około dwudziestu dębów o długościi dwóch metrów. A drzewa nadal rosły!

- Dosyć! - krzyknął Arek pokazując na rosnące drzewa. W jednym momencie dęby przestały się rozrastać.

- Okej. Dzięki! - Mateusz powiedział to tak jakby dziękował za pożyczony długopis a nie za sprawienie, żeby wyrósł tutaj las.

- Nie ma za co – powiedział Arek patrząc jak Mateusz niszczy drzewa w dziesięć sekund za pomocą ognistych kul.

Co ON może wyćwiczyć? Jak większy las stworzy? Niee...czemu inni dostali fajne moce a on jakąś ziemię? Zerknął na Mateusza który był zajęty niszczeniem tego co zostało z jego lasu ogniem. Popatrzył na Marikę, która fruwała z wiatrem, i tworzyła małe trąby powietrzne. A Amelka...właśnie, gdzie ona jest?

- Wszystko w porządku? - spytała Amelka. Stała obok niego. Uśmiechnęła się lekko. - Wydajesz się smutny.

- Nie, to nic takiego – usiłował się uśmiechnąć

- Arek.. - Amelka spojrzała w jego zielone oczy. - Nie oszukuj. Coś Cię trapi.

Arek westchnął

- Tak. Nie znam możliwości mojej mocy. Wydaje mi się...kiepska.

- Oj, Arek – zaśmiała się Amelka – a PRÓBOWAŁEŚ coś z nią zrobić, hmm?

- Tak. Udało mi się stworzyć las który Mateusz zniszczył w dziesięć sekund – stwierdził markotnie.

- Ale tam, w piwnicy wywołałeś trzęsienie ziemi. Pamiętasz?

Faktycznie. To było parę dni temu, a wydaje się, że było tak dawno...

- Taak – przyznał niechętnie – ale co teraz, mam wywołać trzęsienie ziemi?

Amelka się roześmiała

- Nie wiem...to twoja moc. Pokaż, co potrafisz!

Po czym poszła do swoich ćwiczeń. W miejscu gdzie wskazała ręką wystrzeliło małe źródełko. Amelka tak pokazywała rękami, że po chwili źródełko wyglądało jak fontanna w kształcie kwiatu. Woda układała się płasko na płatki. A po środku – duża, płaska kula – środek kwiatu. Arek westchnął z podziwem. Ale ona jest utalentowana! A on, co ma zrobić?

Nagle Arek wpadł na wspaniały pomysł

- Skoro mogę kontrolować ziemię.. - powiedział – To niech tutaj – pokazał ręką na boisko – pojawi się...wielki, piaszczysty kanion!

Kiedy to powiedział, ziemia lekko zadrżała. I już po chwili – zaczął pojawiać się kanion! Część ziemi zapadła się, a druga część uniosła się w górę.

- Ej...co się dzieje? - spytał Mateusz. On się znajdował na tej części która pięła się w górę. Mateusz się przewrócił. - CO jest?

- Nie wiem! - odkrzyknęła Amelka. Ona była na tej niższej części kanionu.

- A ja wiem! - uśmiechnął się Arek. Kiedy kanion się już uformował zaczęła znikać trawa. Pojawił się piasek – czerwony i pomarańczowy.

Po chwili kanion już był uformowany

- No..okej – stwierdziła Marika – Masz fajną moc. A teraz spraw, żeby to COŚ zniknęło zanim ktoś tu przyjdzie i wezwie policję!

Arek uśmiechnął się. Teraz wie, co jeszcze UMIE zrobić.

- Okej! - uniósł ręce, po czym gwałtownie je opuścił – Uważajcie! - zdążył jeszcze krzyknąć, kiedy piasek zaczął zsypywać się do kanionu. Po chwili kanion zaczął znikać w ziemi – po prostu znikał. Niższa część poszła w górę, a wyższa zaczęła się zapadać, aż w końcu na miejscu kanionu było płaskie boisko. Pokryte rzadką trawą.

- No...ŁAŁ – powiedziała Amelka – I Ty twierdzisz, że TWOJA MOC JEST KIEPSKA?

- Sorki, muszę już iść – powiedział Mateusz – za dwadzieścia minut mam trening z piłki nożnej. Popatrzcie, tu jest taka brama. - wskazał na zardzewiałą bramę mało widoczną wśród krzaków. - Znajdziecie się na ulicy obok galerii handlowej.

- Ej, nie tak prędko! - zawołała Marika – chcesz pójść do ludzi w stroju supermana z mocą podpalenia czegokolwiek zechcesz?

Arek zachichotał

- Faktycznie, musimy uważać. Chodź Mateusz!

Całą czwórką stanęli w kręgu.

- Finis! - powiedział Mateusz. Reszta też wypowiedziała to słowo, które łączyło ich ze zwykłym życiem.

I nagle dzieciom zaczęły znikać kostiumy, a pojawiać się normalne ubrania. Po chwili po dawnych superherosach nie było śladu. Była tylko czwórka przeciętnych dzieci. Jednak oni wiedzieli, że NIE SĄ przeciętni. Są jedyni. Wyjątkowi.

Wybrani.

- No to pa! - powiedziała Amelka – może jutro o tej samej godzinie? - zaproponowała

- Może. Umówimy się przez GG albo Skype – powiedział Arek.

- Okej. To pa! - Amelka mocowała się z bramą. Dopiero kiedy ją kopnęła, otworzyła się ze zgrzytem. Dziewczyna przez nią wyszła. Po niej Arek, Mateusz i w końcu Marika. Ona – jako ostatnia – domknęła bramę.

Boisko opustoszało.

Do bramy podszedł wysoki mężczyzna w szczelnie naciągniętym płaszczu. Mimo, iż było już ciepło, jak to w połowie marca mężczyzna był jeszcze w grubym, burym szaliku który był owiniętym dookoła twarzy. Mężczyzna dotknął bramy tak, jakby bał się, że zaraz wybuchnie. Syknął cicho, po czym wyjął z dużej kieszeni swojego płaszcza metalową, małą kulkę. Nacisnął ją, po czym zaczął mówić twardym i zimnym jak stal głosem

- Mam pilną wiadomość do pułkownika – wycharczał – znaleźliśmy je...

***

W największym budynku New World – ogromnym wieżowcu – Kevin Max podziwiał swoje królestwo. Ze szczytu tej ogromnej budowli wszystko było widać – ulice, bloki, domy, sklepy i ludzie, mnóstwo ludzi. A to wszystko pod jego władaniem. Uśmiechnął się z zadowoleniem. A pomyśleć, że był zwykłym człowiekiem...aż do tamtego dnia kiedy zdobył tą moc. Wzdrygnął się lekko. Podniósł lekko rękaw od swojej białej koszuli. Na jego lewej ręce widniał czarny tatuaż w kształcie zaciśniętej pięści.

Ile on musiał dać za to, że może władać tym...nędznym New World...on powinien być władcą całego świata! I niedługo tak będzie...

Nagle drzwi od windy się otworzyły. Wyszedł z niej mężczyzna w długim płaszczu. Jednak kiedy Kevin spojrzał w jego twarz – okazało się, że on NIE MA twarzy. Na jej miejscu była tylko bezkształtna mgła, która przybierała najróżniejsze postacie.

Kevin lekko się cofnął, jednak nie wyglądał na przestraszonego

- Czego chcesz, pułkowniku? - spytał krótko

- Mój szpieg donosi, że czwórka dzieci odnalazła Jerrego – na imię „Jerry” Kevin się skrzywił. Pułkownik też nie wyglądał – o ile mógł jakoś wyglądać – na zadowolonego

- Nie mogłeś nic zrobić? - spytał z niesmakiem, strzepując pyłek ze swojej marynarki

- Niestety, smarkacze są inteligentne. Odkryły moce, które... - pułkownik skinął porozumiewawczo głową

- Nie obchodzą mnie żadne moce! - ryknął Kevin. Westchnął, chcąc się uspokoić – No, i? - ponaglił

- Na razie nicc o nich nie wiemy – syknął pułkownik – ale nasi szpiedzy ich obserwują. Niedługo, mój panie nie długo dosstaniesz o nich wszyssstkie informacje jakie tylko chceszszsz

- To na co czekasz? – powiedział niecierpliwie. - Idź już.

Pułkownik skłonił się, i wszedł do windy, po czym zjechał na dół

- Czyli nasz drogi Jerry się pozbierał tak? - warknął Kevin do siebie – to tym razem się nie pozbiera

***

Violetta stukała palcami o klawiaturę swojego nowego laptopa. Pisała swojego bloga. Pisała tam o wszystkim – głównie o modzie, o swoich koleżankach i o Marice. Jej blog był popularny wśród dziewczyn podobnych do niej – bogatych i samotnych.

Samotnych? Violetta pokręciła głową. Czemu jej się wydaje, że jest samotna. Ma przecież swoje przyjaciółki, prawda?! No ma przecież! Więc dlaczego ubzdurała sobie, że jest samotna?! To kłamstwo!

Na klawiaturę spłynęła jedna łza. Nie, ona jest szczęśliwa. Przecież ma wszystko czego chce, prawda? To czemu nie potrafi się tym cieszyć?!

Violetta wyszła ze swojego gigantycznego pokoju i poszła do wielkiej kuchni. W całym domu było cicho. Otworzyła lodówkę i napiła się coca-coli. Wzięła jeszcze małe pudełko lodów, i rurki z kremem czekoladowym. Nikt nie zaprotestował, że na kolację powinna nie jeść słodyczy. Nikt z osób sprzątających dom nie mógł się do niej odezwać. Tylko korepetytor.

Violetta jadła lody jednocześnie oglądając zdjęcia z nocowanek. Na każdym – dziewiątka roześmianych, i szczęśliwych dziewczyn. Violetta dołączyła je do swojego posta o nocowankach. Opisała jak się „wspaniale bawiły” na nocowankach. Przecież to prawda. To dlaczego ona w to nie wierzy?

Kopnęła swoją fioletową pufę. W pufie pojawiło się małe wgniecenie. Dlaczego ona nie potrafi się cieszyć tym, co ma?! Czego jej brakuje?

Rozejrzała się po ogromnym pokoju. Wielkie, białe biurko. Na nim iPhone 6, iPod Air 3 i laptop. Nowe, oczywiście. Szafa wielka jak całe mieszkanie. W niej – mnóstwo stroi na każdą okazję. Samych adidasów Violetta miała chyba trzydzieści. Obok szafy ogromne łóżko z miękką kołdrą i poduszką. A nad łóżkiem – tak, żeby było widać – ogromna plazma. Obok łóżka – półeczka z wielkim radiem. Na środku pokoju – wielka pufa i futrzany dywan.

Violetta wiedziała czego jej brakuje. Nie chciała się tylko do tego przyznać, ale to przecież było jasne. Brakowało jej przyjaciół.

***

Wkrótce codzienne ćwiczenia przestały być dla Mateusza czymś nowym. Stało się to rutyną, czymś zwykłym, co się powtarza. Jak treningi z piłki nożnej.

Mateusz odkrył jeszcze inne możliwości swojej ognistej mocy. Może roztapiać przedmioty skinięciem ręki. Mógł też sprawić, że zaczynają się palić.

Mateusz nie umiało określić czym różni się skinięcie którym powoduje, że rzeczy się topią od tego, czym przywołuje kule lawy. Po prostu – jak chciał kulę lawy to była kula lawy. Jak chciał roztopić trochę ziemi – to ją topił. I już.

Oczywiście nie było tak prosto. Już parę razy całej trójce (on przecież był odporny na ogień) groziło spalenie, zwęglenie, rozpuszczenie, wyparowanie itp. Jednak..nadal tam przychodzili. Wszyscy. Mimo niebezpieczeństwa ze strony swoich przyjaciół. Mateusz się wzdrygnął. Nie brzmiało to zachęcająco. Mimo, iż chłopak rzadko się nad czymś zastanawiał – zawsze działał pod wpływem uczuć – tym razem musiał trochę nad tym podumać. Z dnia na dzień odkrywali kolejne możliwości swoich mocy. Jak? Mateusz nie był w stanie tego wytłumaczyć. Po prostu, jakby się tego uczył. Jak w szkole. To było jednocześnie wspaniałe i niebezpieczne. Mateusz nigdy nie wiedział co tym razem odkryje.

Nie tylko on odkrywał swoje nowe moce. Arek odkrył, że może jeszcze władać tym, co pod ziemią. Mógł w każdej chwili powiedzieć gdzie znajduje się jakieś podziemne źródełko albo inne rzeczy. Marika odkryła, że może unosić palcami inne przedmioty. Po prostu – pokazywała na jakiś przedmiot, a on zaczynał lewitować. I Marika mogła nim sterować. A Amelka mogła robić ogromne kule wody. I mogła kontrolować temperaturę wody – raz mogła mieć 100 stopni Celsjusza, a raz być jak płynny lód. Amelka mogła tak robić nie tylko z wodą, ale ze wszystkimi cieczami i płynami na ziemi. To było niezłe.

W ogóle byli nieźli. Żeby w parę godzin dziennie nauczyć się panować nad swoją mocą! No, owszem, czasami zdarzały się wypadki, ale to było czasami. A czasami każdemu coś się może zdarzyć.

***

Marika założyła bloga. O swoich marzeniach, i o tym, że się spełniają.

No bo przecież jej marzenie się spełniło. Chciała mieć moce żywiołów – i je ma...! Czy to nie jest wspaniałe? Niesamowite? Marika była po prostu wniebowzięta. Dosłownie. Przecież spełniły się jej marzenia!! Wszystkie w ciągu paru dni! Marika była zachwycona. Tylko nieco przeszkadzały jej dwie rzeczy. Jedną było to, że nie mogła używać mocy przy innych. A drugą...no cóż, była szkoła.

Ona chciała przygody, czegoś nowego, niezwykłego. A nie zwykłej szkoły. Uważała, że powinni zostać w domu, żeby się wyćwiczyć. No, ale trudno. Przecież to miało zostać w sekrecie. MIAŁO. Ale Marice tak trudno było powstrzymać się od powiedzenia „Wiecie, mam super-moce którymi mam uratować świat” po czym zaprezentowania ich na żywo. Przecież to była taka pokusa...Jednak się powstrzymywała. JAKOŚ. Przecież nikt jej nie lubił. Wszyscy uważali ją za jakąś idiotkę, prawda? A gdyby tak im pokazała swoją moc...wtedy zaczęli by ją traktować na poważnie. Jednak wiedziała, że nie może. Po prostu nie może. A co jakby straciła panowanie nad mocą?

No ale te zwykłe lekcje...takie nuudne.. O, na przykład WF. ZNOWU mają biegać dookoła sali. Po co? Nagle Marika poczuła, że się o coś potyka, traci równowagę i leci na twardą drewnianą podłogę w sali gimnastycznej. Marika poczuła pulsujący ból w nosie.

Violetta z udawaną troską podbiegła do Mariki

-Nic Ci nie jest? – powiedziała zatroskanym tonem - Nie chciałam, przepraszam – powiedziała, po czym zaczęła się śmiać. Jej przyjaciółki również zaczęły chichotać. Violetta była zachwycona. Nareszcie upokorzyła tą Marikę. Teraz wyjdzie na łazęgę. Nareszcie to nie ona zostanie upokorzona przez nią, tylko na odwrót...

Marika podniosła się z ziemi. Poczuła coś mokrego na ręce. Krew. Poczuła jak gniew w niej narasta. Czemu ta idiotka może sobie nią pomiatać, a ona nie może nic zrobić?

Nie...tak w sumie to może coś zrobić...a nawet...powinna to zrobić. Marika poczuła nieodpartą pokusę wypowiedzenia słów Q i załatwienia tej idiotki raz na zawsze. Żeby zobaczyła, że inni też się liczą.

- Ooo! - szydziła Violetta – i jak tam, marzycielka?

Pan od WF-u na nic nie zwracał uwagi, tylko słuchał muzyki przez słuchawki. Tak przeważnie wyglądała lekcja WF-u: słabsi są lani przez silniejszych a nauczyciel na nic nie zwraca uwagi.

A teraz to ona, Marika ma szansę być tą silniejszą....

- Quatuor elementorum multitudo habentur – szepnęła ściskając mocno medalion zakrwawionymi rękami. Nie zwracała na nic uwagi: na krew cieknącą jej po brodzie, na śmiejącą się Violettę, na biegające nadal w kółko dzieci. Po koło dwóch sekundach zaczęła się zmieniać: na miejscu stroju gimnastycznego pojawił się srebrny kostium wraz z butami. W jej włosach pojawiły się srebrzyste pasemka. Wyglądała trochę jak Artemida z mitologi greckiej. Brakowało jej tylko łuku. Jednak teraz nie wyglądała pięknie: była wściekła.

- Oo...e..ej! - urwała Violetta widząc wygląd Mariki – co się jej stało? Jak ona wygląda? Ej, ona się przebiera za greckich bogów! - zaśmiała się nerwowo. Kilku chłopaków i parę dziewczyn podbiegło do Mariki, jednak nikt nie widział jej kostiumu. Widzieli tylko Marikę, która zachowuje się dziwnie.

- Nie. - głos Mariki był zimny, okrutny i chłodny jak stal. – nie przebieram się za greckich bogów.

Nagle w pokoju zaczął wiać okropnie mocny wiatr. Z drabinek pozlatywały piłki, i zaczęły krążyć po sali. Niektóre dzieci zostały wciągnięte w wir powietrza. Kiedy słuchawki nauczyciela zostały wciągnięte do wiru, on zareagował

- Co się dzieje, do jasnej Anielki?!

Dzieci piszczały, krzyczały i płakały, niektóre próbowały się czegoś trzymać, ale i tak zostawały wciągnięte w wir. Tylko Marika stała nie wciągnięta. Stała i śmiała się okrutnym, zimnym śmiechem szaleńca.

Nagle w zniszczonej sali gimnastycznej pociemniało. Na parę sekund zapadła całkowita ciemność. i wir zniknął. Tak samo jak niezwykły strój Mariki. A ona...siedziała oszołomiona na ziemi.

- Co..się... stało? - wyjąkała – Co..ja...zrobiłam?

Inni uczniowie kiedy tylko spostrzegli, że już nie fruwają w powietrzu zaczęli z wrzaskiem uciekać. Inni stali oszołomieni tym co się stało.

Sama Marika nie wiedziała co ona zrobiła. Co ją opętało? Ale czy ktoś wie, że to ona? Jakim cudem ta trąba powietrzna zniknęła? I..dlaczego? Oh, dlaczego ona się dała jakiejś pokusie? Skoro to pierwszy dzień, to jak będzie potem? Nie, ona chyba nie da rady. Dlaczego? Jak? Jakim cudem? I jak ta trąba zniknęła?
Violetta zaczęła krzyczeć

- To ona!!! To ta wariatka!! To ona spowodowała ten wir!! Widziałam na własne oczy!! Tylko ona nie została wciągnięta przez tą dziwną trąbę powietrzną!! Widziałam jak się śmiała!!! Powinni ją zamknąć w poprawczaku!! Albo w domu wariatów!!!
Coraz więcej osób przybiegło słuchać krzyku Violetty. To ona rządziła w klasie, więc to jej się słuchali. Zarówno dziewczyny, jak i chłopacy. Trzydzieści osób na jej rozkazy.

Marika nie miała większego wyboru. Nadal oszołomiona tym co zrobiła wybiegła ze szkoły.

- Co ja robię? - pomyślała już poza szkołą. - przecież rodzice mnie zabiją...

Marika zwolniła tempo i się obejrzała. Nikt jej nie gonił. Przysiadła na chodniku, i się rozpłakała.

Po prostu płakała. Nie obchodziło ją co ludzie pomyślą kiedy zobaczą na chodniku płaczącą jedenastolatkę w lekko zakrwawionym stroju gimnastycznym (krew z nosa przestała już jej lecieć) w rozczochranych włosach. Nie obchodziło ją to. Czuła się okropnie. Przecież to ona to wywołała, prawda? Ona, a nie ktoś inny. Nawet nie ważne jak niemiła jest dla niej Violetta. Przecież mogła zginąć!! Mogła!! I nie tylko ona!! Inni uczniowie!! Czemu..dlaczego ona jest taka głupia?! Przecież miała wszystko wspaniale. Spełnione marzenia, przyjaciółkę, sposób na wolne popołudnia...A ona musiała wszystko rozwalić. MUSIAŁA. Może Amelka nie będzie chciała się z nią teraz przyjaźnić? Ona przecież jest spokojna...tak jak Arek. A ona z Maćkiem...mają te „wybuchowe” charaktery. Maciek bardziej. Ona to wie. To pewnie dlatego jego żywiołem jest ogień. Amelka czasami jest...no, lubi być w centrum uwagi i się trochę popisuje, ale ona też jest spokojna. A Arek! On, zawsze stąpa twardo po ziemi. A ona...? Marzycielka, która prawie nie zamieniła szkoły w ruderę? Czy teraz inni będą ją chcieli? Przyjmą ją? A może...rodzice też ją odrzucą, dowiedzą się o jej mocy i będą kazali zarabiać jej przez to na odbudowanie szkoły? Marika straciła kontrolę nad swoją wyobraźnią. Widziała różne straszne wizje. Łzy nie przestawały płynąć jej po policzkach..

- Wszystko ok?

Marika podskoczyła. Obok niej stała Amelka i łagodnie się uśmiechała

- nie – odpowiedziała pociągając nosem – co Ty tutaj robisz?

- Poszłam za przyjaciółką potrzebującą pomocy – Amelka przysiadła się do Mariki. Objęła ją delikatnie – co się stało? Słyszałam, że w sali gimnastycznej była... - Amelka nie dokończyła. Wiedziała, że Marika albo jej sama powie, albo się w sobie zamknie. Amelka umiała się wczuć w drugą osobę.

- Trąba powietrzna, huragan. Tak. To ja go wywołałam – Marika znowu się rozpłakała – byłam taka wściekła na Violettę...ona mi wszystko może robić a ja jej nic... - zaczęła opowiadać – no i zamieniłam się. I wywołałam ten huragan. Wszyscy byli do niego wciągani tylko nie ja. Potem już się nie opanowałam, i nie mogłam przestać...a może i nie chciałam, nie wiem... - Marika się rozkleiła – no i nagle zapadła całkowita ciemność,. Całkowita...i moja moc...zniknęła...po prostu byłam sobą...tą bez mocy...i pomyślałam.. że, że teraz nikt mnie nie chce..i uciekłam. Ze szkoły. I teraz je-jestem tutaj. - zakończyła swoją opowieść Marika i zapadła cisza. Amelka musiała wszystko to sobie ułożyć w głowie. Jej najlepsza przyjaciółka prawie nie rozwaliła całej szkoły bawiąc się swoją mocą. Jaka nieodpowiedzialna! Amelka rzadko działała pod wpływem emocji.

- Nie powinnaś tego robić – szepnęła cicho, jakby bała się, że ktoś usłyszy

- Wiem – chlipnęła Marika – ale NIE MOGŁAM się powstrzymać. Zresztą – machnęła ręką – już za późno.

Amelka chciała mówić dalej, jednak zamilkła. Widziała, że Marika potrzebuje pocieszenia, a nie kazania na temat używania mocy.

- To co teraz zamierzasz robić?

Amelka użyła nieco ostrego tonu. Wiedziała, że jeżeli jej przyjaciółka się nie weźmie w garść to będzie tu siedzieć i płakać.

- Nie wiem. Chyba pogrążę się w otchłani rozpaczy do końca życia – jęknęła Marika – Violetta tak się darła, że chyba każdy wie, że to ja.

- A...dom? Jak do niego wrócisz? Co im powiesz?

- Nie wiem – Marika znowu zaczęła płakać

- Ej, ej...spokojnie... - Amelka przytuliła Marikę – wiesz co? Ja bym wróciła, i powiedziała, że tak się wystraszyłam tą dziwną trąbą powietrzną, że uciekłam ze szkoły

- Ale... Violetta się tak darła...że chyba każdy mnie podejrzewa

- Ee tam! - Amelka machnęła ręką – myślisz, że jej uwierzą? Przecież nie wiedzą, że masz moc, tak?

- No, ale..pokazałam się im w stroju... - jęknęła Marika. Czemu ona była taka głupia!?

- No to wymyślisz coś. Ty tu jesteś od marzenia i kreatywnego myślenia – Amelka mrugnęła do przyjaciółki. Marika uśmiechnęła się słabo.

- A to nie będzie kłamstwo? - spytała pociągając nosem

- Kłamstwo! A myślisz, że to, że ukrywamy moce to nie jest kłamstwo? - prychnęła Amelka. Nadal była nieco oschła w stosunku do przyjaciółki, ale no cóż...była na nią zła. W taki sposób narazić nowo odkryte moce? Żeby każdy o nich wiedział i traktował je jak...no, dziwne? Odmienne? A co najmniej niebezpieczne?

- Masz rację – Marika otarła ostatnie łzy – idę do rodziców.

- Dobra decyzja – uśmiechnęła się Amelka – idź już, zanim przyjdzie policja

- Cała Amelka- mruknęła do siebie Marika. Wstała z chodnika, po czym zaczęła iść do domu. Przez cały czas zastanawiała się, jak najlepiej będzie to odegrać. Nagle wpadła na pomysł. Otworzyła drzwi od klatki, po czym zaczęła rozpaczliwie pukać do drzwi domu. Kiedy mama jej otworzyła, ona wpadła tam z jękiem

- Marika! Co się stało? - mama była przerażona

- W..w..w..szkoo-oole.. - jąkała się Marika – by-była...wie-wielka...trąba pooowietrzna...HURAGAN! U-u-dało mi się uciec...ale...to-o-o było o-o-okropne..

- Ojej, słyszałam...Marika, masz wypij kakao, może coś zjesz? - mama naprawdę wyglądała na przerażoną, i Marice było nieco żal ją okłamywać. Nie mam wyboru – powtarzała sobie w myślach.

- Pójdę się położyć – powiedziała Marika – dzięki za troskę mamo.

W pokoju Marika pogratulowała sobie sprytu, i położyła się do łóżka.

Nie zamierzała spać, jednak wywołanie huraganu i płacz tak ją wyczerpał, że od razu zasnęła.

***

Arek zadowolony poszedł do domu. Lekcje dzisiaj skończyły się o godzinę wcześniej, więc planował obejrzeć telewizję z Mateuszem, zrobić lekcje i pójść poćwiczyć moce. Arkowi szło coraz lepiej. Odkrył, że może sprawić że dany przedmiot zapadnie się pod ziemię, lub go spod niej wydobyć. Był taki zadowolony – może sobie wreszcie wszystko planować.

Wszedł do mieszkania utwierdzony w przekonaniu, że ma wszystko pod kontrolą. Jednak widząc minę Maćka od razu pomyślał, że coś nie tak

- Co się stało? - usiadł obok niego na kanapie

- Popatrz – pokazał na telewizor. Leciały wiadomości. Co ciekawego może być w wiadomościach, pomyślał Arek ale usiadł i zaczął oglądać. Po chwili zrobiło mu się słabo. Pokazywali jego szkołę! I to dosłownie sprzed paru minut! To dlatego tak wcześnie skończyli lekcje! A on nic nie zauważył..ciekawe, czy ktoś nie został ranny?

- dziwny huragan spowodował dużo zniszczeń w nowo wybudowanej sali gimnastycznej – mówił prezenter tym nudnym, jednolitym głosem – Na szczęście nikt nie jest ranny. Dzieci z piątej „a” które w tym czasie miały lekcje wychowania fizycznego utrzymują, że ten huragan nie był zwykły.

Jedna z dziewczyn utrzymuje, że widziała swoją koleżankę w „stroju greckiej bogini. I to ona kierowała tym huraganem!” - Arek usłyszał głos Violetty, tej „nie koleżanki” Mariki. Po chwili znowu zaczął mówić prezenter – Zniszczona sala gimnastyczna to tylko jeden problem. Wiele nauczycieli odeszło. Szkoła dużo na tym zdarzeniu straciła. Naukowcy twierdzą, że ten dziwny huragan pojawił się przez...

Mati wyłączył telewizję.

- Wiesz o czym myślę?

- No jasne – powiedział Arek – to MARIKA!

- Też tak myślę – powiedział Mateusz – ale dlaczego? Przecież NIKT Z NAS NIE MOŻE UŻYWAĆ MOCY NA SZKODĘ INNYCH!

- Wiem – westchnął Arek – Musimy z nią porozmawiać. Zapytam się Amkę gdzie ona mieszka, i czy może wyjść.

Mateusz przygnębiony przytaknął. Coś dzisiaj nie miał ochoty na kłótnie. Skoro ona – spokojniejsza od niego – tak łatwo i szybko wykorzystała swoją moc w zły sposób, to co będzie z nim? Przecież to on jest wybuchowy...on o tym wie. Dlatego tak lubi sport. Może się wtedy wyżyć, wybiegać. A skoro ONA dała się zwieść TAK SZYBKO I TAK ŁATWO..to co będzie z nim?

- Amelka powiedziała mi, że za pięć minut mamy być na dworze – głos Arka wyrwał go z zamyślenia – Idziesz?

- No jasne! - powiedział, po czym wybiegł z mieszkania w niesamowitym tempie. Arek zdziwiony niecodziennym zachowaniem kuzyna powoli – stopień po stopniu – zszedł na dwór. Tam była już cała trójka – oprócz niego. Marika również tam była. Nieśmiało wyglądała zza kaptura szarego swetra zaciągniętego na twarz.

Podszedł do nich i zapadła cisza.

Głęboka, długa cisza.

Wszystkim wydawało się, że trwa w nieskończoność. W rzeczywistości trwała nie dłużej niż dziesięć sekund. Każdy bał się odezwać.

- Hej – Mateusz przerwał niezręczne milczenie, po części dlatego, bo jego wybuchowy charakter nie mógł – no to...Wow – powiedział – ja bym nie dał rady tak omamić innych żeby nie zauważyli dziewczyny w srebrnym stroju która kieruje huraganem. Naprawdę, niezła robota.

Wszyscy się nieco rozluźnili. Nieco.

- Tak naprawdę..to Violetta widziała mnie taką. - wyjąkała Marika

- Taką czyli JAKĄ? - spytał Arek. Jego głos był twardy i stanowczy

- Okej, no! Wykorzystałam tą moc bo ta durna Violetta mnie sprowokowała. Sorki. - wyrzuciła z siebie Marika. I od razu poczuła się lepiej. I co z tego, że wiedzą? Że mogą ją traktować jako tą złą? Trudno. Przynajmniej wiedzą.

Mateusz gwizdnął.

- Zapomniałaś powiedzieć, że przy okazji zrujnowałaś pół szkoły, w tym nowa salę gimnastyczną której wybudowanie kosztowało POŁ MILIONA. Masz gdzieś przypadkiem pół miliona na zbyciu,żeby pokryć koszty?

Amelka kopnęła go w kostkę.

- Mati! Zachowuj się!

Marice zrobiło się słabo

- Straty są AŻ takie duże? - jęknęła – jak ja nawet nie mam tysiąca w gotówce!

Mateuszowi zrobiło się głupio. No tak..on i te jego „poczucie humoru”. Jak zwykle niezawodne! A do tego jego wspaniały charakter. Po prostu jest niezbędny w tej czwórce.

- Nie martw się – na szczęście Amelka nigdy nie traciła zimnej krwi – coś wymyślimy

- Tylko co? - spytał Arek – Staram się być realistą – powiedział unosząc ręce do góry na znak „poddaję się”

- Nie wiem...ale coś wymyślę – powiedziała Amka – posłuchajcie: nie chcę być jakaś wredna, ale posłuchajcie: każdego z nas może czekać jakaś próba.

Wszyscy milczeli, słuchając Amelki

- I nie możemy – kontynuowała – dać się zwieść. Jasne?
Marika zastanawiała się, czy o tym powiedzieć, ale w końcu nie wytrzymała

- Ej, Violetta widziała mnie w tym stroju wiecie? I twierdzi, że to ja wywoływałam huragan.

- I ma rację – powiedział Mateusz zanim zdążył ugryźć się w język

- Chodzi o to – Marika zdawała się nie słyszeć Mateusza – ŻE ONA MNIE TAKĄ WIDZIAŁA. A RESZTA NIE!

Arek milczał. Amelka tak samo.

- Może ma bujną wyobraźnię? - podsunęła Amelka niepewnym głosem

- Ale czy to ważne? - krzyknął Mateusz – Mamy chyba ważniejsze sprawy na głowie niż jakaś durna dziewczynka.

- Mati ma rację. - stwierdził Arek – nie możemy się tym teraz przejmować. NIE MOŻEMY.

- Wybaczcie.. - powiedziała Marika – ja NAPRAWDĘ BYŁAM WKURZONA! No! Plis..nie gniewajcie się na mnie...

Marika była z jednej strony nadal przerażona tą sytuacją, a z drugiej strony chciała się już pogodzić z przyjaciółmi.

- Spoko – Amelka przytuliła się do Mariki – JA nie jestem na Ciebie zła – spojrzała wymownie w stronę Arka i Mateusza

- Taa – powiedział Arek – ja też.

- I ja – powiedział Mateusz – nie ma sensu się wpieniać, kiedy musimy coś zrobić.

- Oo! - zdziwił się Arek – TY mówisz, że nie ma sensu się wpieniać! To coś nowego

- Bardzo śmieszne – mruknął Mateusz. Amelka i Marika zachichotały.

- Okej – powiedziała Amelka – to co teraz mamy robić?

- Moim zdaniem – powiedział Arek poważnym tonem – powinniśmy nadal trenować moce. Kto jest za?

Wszyscy podnieśli ręce

- A tak poza tym – kontynuował Arek – powinniśmy wykryć KTO przerwał ten huragan. I może sprawdzić, czy mamy jakieś inne moce. Okej?
- Zgoda – powiedziała Amelka – a teraz chodźmy już do domu. Jutro pewnie nie idziemy do szkoły. Co wy na to, abyśmy jutro o jedenastej poszli poćwiczyć?

- Okej – powiedziała Marika – I jeszcze raz przepraszam. Pa! - dziewczynka pobiegła do mieszkania. Była wprost zachwycona. Czyli jej przyjaciele nie są na nią wściekli! Czyli nadal będzie żyć! Nie została spalona, pochłonięta przez ziemię ani utopiona. Jak fajnie! Jakich ona ma dobrych przyjaciół..

***

Mężczyzna stojący na ulicy obok bloku Mariki, Amelki, Mateusza i Arka właśnie przestał przeglądać dzisiejsze wiadomości. Przesuwał palcem po ekranie smartphona. Jego uwagę zwrócił artykuł zatytułowany „Dziwny huragan w szkole podstawowej nr 12”

 

Kiedy przeczytał cały artykuł zmarszczył nos z niezadowoleniem. Wybrał jakiś numer, po czym warknął do telefonu

- Halo? Tu agent 5-4-3-6-8. Przekażcie pułkownikowi ważne wiadomości...

Pułkownik właśnie przechadzał się po swoim mieszkaniu – było na jednym z pięter ogromnego wieżowca wybudowanego przez Kevina. Nagle usłyszał dźwięk dzwonka. Odebrał telefon.

- Czego? - warknął

- Tu agent 5-4-3-6-8. Mam ważne wiadomości – usłyszał szept

- Idiota! - pułkownik uderzył pięścią w biurko – myślisz, że o tym nie wiem?

- Ale... - głos agenta był wyraźnie mniej pewny. - Ja wiem, gdzie tamta uczennica piątej klasy mieszka...i jak ma na imię... - jąkał się agent

- Mięczak! - głos pułkownika był twardy – tylko tyle?! Masz ją śledzić, i nie pozwolić żeby się zaprzyjaźniła z kimkolwiek z czwórki!

- Oczywiście – agent odzyskał pewność siebie – ile mam ludzi do pomocy?

- Dwóch i...piątkę z mojego oddziału. Pamiętaj, to ważne. Nie zawiedź! - krzyknął, po czym się rozłączył.

- Idioci... - mruknął do siebie – i z kim ja muszę pracować... no, ale jednak – uśmiechnął się pod nosem zimnym, złowrogim uśmiechem – skoro AŻ tak łatwo straciła panowanie nad mocą...będzie łatwiej ich przeciągnąć na naszą stronę. Oby nie sprawili zbyt wielu kłopotów, bo inaczej... - wyciągnął ze swojej torby miecz i przejechał nim po palcach

***

Marika postanowiła usunąć tego bloga o marzeniach. Owszem, może i się spełniają ale równie łatwo jest je zrujnować.

Na przykład przez głupie zachowanie.

Ciekawe, dlaczego Violetta ją widziała taką jaką naprawdę była? Czy ona ma jakieś zdolności? Ona przecież nie chciała, żeby ktoś ją widział taką. Dziwne...

Ta myśl zaprzątała jej głowę przez te kilka godzin kiedy leżała w łóżku, bo „jest zmęczona po tym wydarzeniu”.

W końcu doszła do wniosku, że chyba nic nie wymyśli. Miała tylko nadzieję, że ta durna Violetta odpuści. Oby, oby, oby...

Tak w sumie – pomyślała Marika – nie powinna nikomu o tym mówić, skoro nikt inny tego nie widział. Ona nie może wyjść na jakąś inną, albo na idiotkę.

Zadowolona i nieco uspokojona tą myślą zwinęła się w kłębek i zasnęła.

W tym samym czasie Violetta krążyła po pokoju jakby wypiła pięć litrów coca-coli i nie mogła zasnąć.

Gdyby była noc, naprawdę nie mogłaby zasnąć. Cały czas myślała o Marice: jak wyglądała. Wzięła pierwsze wolne płótno – najnowszy prezent od jej super-mega-hiper bogatych rodziców – wyciągnęła farby i namalowała Marikę taką, jaką ona ją widziała: wściekłą, w tym dziwnym stroju, panującą nad huraganem. Violetta zaczęła malować, wkładając w to cały swój gniew, niepewność. Już sama nie wiedziała – co jest prawdą a co fałszem, co jej się wydaje a co jest naprawdę. Ona widziała ją taką – może przysiąc. Ale czemu inni jej nie widzieli takiej? Ona wiedziała, że to wariatka, ale teraz – jeszcze niebezpieczna. Niebezpieczna wariatka. Ha, ha, ha. Tylko dlaczego nie widział jej taką jaką była!? To niby jak powstała ta trąba powietrzna, którą kierowała ta debilka? No, proszę o jakieś logiczne wyjaśnienie. No, proszę! Jednak nikt nie ma jakiegoś wyjaśnienia na to. Ona sama została wciągnięta przez tą trąbę powietrzną – jako pierwsza – i nie było to miłe doświadczenie. Wiatr ją targał, a ona myślała, że zaraz zwymiotuje. Na szczęście coś przerwało ten dziwny huragan. I Violetta spadła na ziemię – trochę się obiła, ale to nic. To wszystko wydarzyło się tak szybko...kiedy Violetta usiłowała sobie teraz przypomnieć szczegóły nic nie pamiętała – nie licząc ogromnego strachu przed tą wariatką. Oczywiście już po tym zdarzeniu zaraz przyjechała prywatna limuzyna, i lokaj zaniósł ją na rękach do samochodu. Tam na nią chuchali i dmuchali przez jakąś godzinę. Kiedy po raz setny powtórzyła „Ależ naprawdę ja się dobrze czuję. Tak, tak nic mi nie jest. Nie, nie trzeba wzywać lekarza. Naprawdę sama dam sobie radę” poszła sobie do pokoju, zamknęła się i miała spokój. I mogła to wszystko przemyśleć. No bo – co się tam stało!? Czemu tylko ona to widziała!? I DLACZEGO, DLACZEGO ona nie ma się komu wyżalić!? Rodzice są gdzieś daleko, ostatnio rozmawiała z nimi...rok temu? Dwa lata temu? Ona jest sama w wielkim domu, i niby jest najpopularniejszą dziewczyną w szkole, ale nie ma nawet prawdziwej przyjaciółki!

A ta...ta dziwna Marika...MA PRZYJACIÓŁ!!! Dlaczego!?

Violetta otarła łzę z policzka. Obejrzała gotowe dzieło. Tak...tak ona naprawdę wyglądała. Tylko....CZEMU TYLKO ONA JĄ TAKĄ WIDZIAŁA!?

A może się jej przewidziało...?

Nie. To się jej NIE MOGŁO przewidzieć. Aż taka głupia nie jest.

Violetta westchnęła. No cóż, może przyjaciele tej idiotki Mariki odwrócą się od niej jak zobaczą, co zrobiła? Zakładając, że będą widzieli, co zrobiła. Ale...niby czemu mieliby to widzieć?

Eh.. I co ona ma robić...?

Usłyszała sygnał przychodzącego e-maila. Zerknęła na laptopa. Na jej konto przyszła wiadomość. Violetta przewróciła oczami. Pewnie kolejna z jej „przyjaciółeczek” napisała do niej e-maila o treści: Hej! Kiedy następne spotkanie? ;-)” Nuuuda.

Jednak to nie było od żadnej znanej jej osoby. Sam mejl był dziwny: ajsdkjdj@wp.pl

Yyy...to musi być ktoś nienormalny pomyślała sobie Violetta. Mimo wszystko otworzyła e-maila.

Cześć!

Jestem Aga. Mam dwanaście lat. Mam nadzieję, że to adres e-mail Violi. Mam rację? ;-)

Pewnie zastanawiasz się, skąd Cię znam. Mądre pytanie, też bym się zastanawiała...

No to wyjaśniam.

Wiesz, często mi się nuuudzi. I czatuję z moimi znajomymi. I wiesz, jeden z nich polecił mi Ciebie....

Podobno jesteś fajną dziewczyną, z którą można się fajnie dogadać ;-)

To jak...chcesz ze mną pisać?
Czekam! :*

Aga

Violetta była zaskoczona. Nie sądziła, że to będzie mejl z propozycją znajomości. Nikt jej tak nie pisał...ale czy to nie jest nieco podejrzane? Niby kto miały jej o niej napisać...skąd miałby ją znać? I po co mówiłby o niej jakiejś obcej osobie? A w sumie...może....ona nie jest taka zła? Może naprawdę chce ją poznać?

Hej!
Fajnie, że ktoś Ci o mnie powiedział. Mam nadzieję, że dobrze;-)
Chętnie z tobą popiszę.

Mam tylko pytanie: jakie masz hobby? Ja się interesuję modą i spotykam się z koleżankami. A ty?

Oczywiście jak masz inne hobby niż moda – też możesz pisać ;-) Oprócz mody lubię też malować i tańczyć (taniec nowoczesny).

Jeszcze jedno pytanie..na serio chcesz ze mną pisać?
Papa!

Viola :*

P.S. do jakiej szkoły chodzisz?

Kliknęła „Wyślij” i odczekała chwilę. Po około minucie otrzymała kolejnego e-maila

No cześć!
Cieszę się, że odpisałaś:)

Masz może GG albo Skype? Tam mogłybyśmy pogadać no wiesz... ;)

Tak FAJNIEJ by było:)

Oczywiście – jak chcesz, ja się nie narzucam...

pa!
Aga

Violetta zastanowiła się nad tym chwilę. Co tak tej dziewczynie na niej zależy? Może lepiej będzie nie odpisywać...? Chociaż z drugiej strony...co jej szkodzi?

Witaj Aga!

Nie, nie mam Skype:(

Ale tutaj możemy gadać, co nie? ;)
Odpisz jak najszybciej

Viola

P.S. do jakiej szkoły chodzisz?
Violetta zastanawiała się, co jej odpowie. Była tylko jedna szkoła podstawowa – ale za to gigantyczna. Gdyby do niej chodziła, to ją skojarzy.

Do żadnej, kotku:*

Coś nie passi?
Violetta poczuła ten niemiły ścisk w brzuchu. Jakby nie dosyć miała problemów z Mariką, która się zamieniła w heroskę, to jeszcze zaproponowała przyjaźń jakiejś dziewczynie poza prawem. Musi z tym skończyć.

Wobec tego – żegnaj.

Violetta naprawdę zamierzała z tym skończyć. Sama nie wiedziała, czemu nie zablokowała tego e-maila. Była ciekawa, co to osoba odpisze.

Oh, Kociaczku!

Czemu nie chcesz ze mną pisać?
Nie wiesz, że miałam za zadanie Ciebie wyśledzić? Przez to, że mi odpisałaś mogę Cię namierzyć.

Żegnaj, skarbie! :*

Przerażona Violetta zamknęła laptopa. Dlaczego ona w ogóle z nią zaczęła pisać!? Jakby nie dosyć miała problemów z tą Mariką to jeszcze do tego dochodzi jakaś psychopatka. Wspaniale.

Ale czy ona pisała prawdę...? Czy ktoś NPARAWDĘ chce ją wyśledzić....? No ale...po co? Przecież ona jest zwykłą dziewczyną. No, może trochę popularną, ale zwykłą. Niby PO CO ktoś miałby ją namierzać?
Violeccie zrobiło się słabo. Co ona ma zrobić...? powiedzieć komuś? Ale komu? Zostawić to tak? Ale co jak ona mówi prawdę? Postanowiła się położyć spać. W końcu był to męczący dzień. Padła na łóżko, i zasnęła.

***

 

 

 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024