książka cztery

dodane 18:35

Trochę poprzerabiałam I czcionkę zmieniłam.. Piszcie czy się Wam podoba i co zmienić :)

Róża Awanturka

 

Mam na imię Róża. Róża Awanturka. Jestem dziewczynką w wieku lat prawie jedenastu. No dobra,ominę przemówienie podobne do przemówienia pani dyrektor. To zacznijmy jeszcze raz. Siemka! Jestem Róża. Mam 10 lat i chodzę do czwartej klasy. Nie....też nie pasuje. No bo tak trudno wymyślić mój opis...Zaraz,zaraz... AMAZING! Skorzystam z opisu w zeszycie. No to jeszcze...nie,nie jeszcze raz,Pfff....który? Pierwszy,drugi,trzeci. To zacznijmy trzeci raz.

Cześć! Jestem Róża. Na nazwisko Awanturka. Okropnie,prawda??? Ciekawe,kto z Was chciałby mieć tak na nazwisko. Na imię też. Jest „oryginalne” jak twierdzi mama. Ale moim zdaniem jest okropnie wyróżniające się. Chciałabym się nazywać,choćby Gabi. Czy ktoś z was nie chciałby się nazywać inaczej?

Teraz wiek. Mam prawie 11 lat. W czerwcu skończę jedenaście. Jestem wysoka i szczupła. Pewnie niektórym ten wygląd wydaje się MARZENIEM,ale ja wolałabym być niższa. To okropne być wyższą od swojej babci i jak chce Cie przytulić,to się musisz schylać. Włosy mam koloru ciemnego blondu. Te włosy są krótkie. Takie,że nawet nie można zapleść kucyka! Ale dobra,do rzeczy. Chodzę do czwartej klasy w nowej szkole. Dlaczego w nowej? Przeprowadziliśmy się z Warszawy do miasta z straszną nazwą. Nazwa ulicy jest spoko: Kwitnącej Jabłoni. Nawet mi się bardzo podoba ale wioski...? Chcecie wiedzieć? Ok. DUCHNÓW. Okropnie,prawda? . Jak mi nie wierzycie,to wpiszcie w internecie „Duchnów”. Zobaczycie,jak to daleko od Warszawy i w ogóle. Ale ja się cieszę,że mieszkam na wsi. Miałam dosyć spalin. Przeprowadziliśmy się tu właśnie przez nie. Tata miał dosyć spalin i przeprowadziliśmy się. A przy okazji tacie trafiła się lepsza praca. . Razem ze mną,Martą i Adą jedzie pociągiem(to w ramach NIE spalinom) do Sulejówka. To niedaleko. Piętnaście minut. Ale to najbliższe miasto. Jeszcze blisko jest Mińsk Mazowiecki. Ale mama nie miała ochoty na większe spotkanie ze spalinami. Jak już jesteśmy w Sulejówku,to Tata idzie do pracy czyli do szpitala (jest lekarzem) a ja i reszta rodzeństwa do szkoły. To jest szkoła „z wysokim poziomem nauczania” czyli po prostu jest więcej zadane i więcej siedzisz w szkole:( Lubię lody ( wszystkie smaki) słodycze,lato,czas wolny,komputer:), kaktusy ( mam pięć w pokoju), kolorowe gumki do ścierania. Mam kolekcję gumek do ścierania. W tej chwili jest ich 342 gumki. Trzymam je w pudełku pod łóżkiem. Lubię śpiewać i chcę zostać piosenkarką ( Tralala ) lub lekarzem. W starej szkole chodziła ze mną Lidzia. To moja naj-naj-naj-NAJlepsza przyjaciółka. A że ona chodziła do szkoły w Warszawie przez dwa lata. Pierwszą i drugą klasę. Nie myślcie że ją wylali,co to to nie. Przeprowadziła się do Sulejówka. I chodzimy razem do szkoły. W rozdziale pierwszym poznałam przyszłego wroga- Krowę czyli Olencję pospolitą. Mam tak zwany charakter. Dość trudny. Jestem niecierpliwa i wybuchowa. Ale oczywiście jestem świetna. Mam czwórkę rodzeństwa.

Marta- dziewczyna w wieku 15 lat. Wszystkim i wszystkiemu jest przeciw. gra na gitarze(to przeciw rodzicom) i ma chłopaka Szymona. Brawa dlaaa... Marty!

Ja- opis jest na górze :) Brawa dlaaa...mnie!

Ada- dziewczyna w wieku lat 7. Grzeczna,miła i posłuszna. Lecz jak się ją wkurzy..miej się na baczności! Brawa dlaaa...Ady!

Kamil i Bartek- „urocze” bliźniaki w wieku lat czterech. Wszystko robią tak samo. Innymi słowy dwie krople wody. Brawa dlaaa...Kamila i Bartka!

To chyba wszystko o mnie. Miłej zabawy! A.. zapomniałam napisać. NIE DLA DOROSŁYCH!

! Róża

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozpoczęcie roku szkolnego

 

Rozejrzałam się po dużej,żółto- czerwonej sali. Wszędzie mnóstwo osób. Jak gdyby wyprzedaż. Tyle ludzi,że szpilki nie można wcisnąć. A co dopiero taką dziewczynę jak ja! Jak nie dziecko,to nauczyciel. Jak nie nauczyciel to woźny. A jak nie woźny to rodzic. Uff..... jak gorąco! Z oddali było słychać płacz pierwszaka. Ech,gdzie w tym tłumie jest Lidka? Nagle zauważyłam blond głowę. AMAZING! To Lidka! Moja przyjaciółka z dawnej szkoły. Przyjaźnimy się od przedszkola. Biegnę do właścicielki głowy.

- Hej...

- Aaa!!! Kim jesteś? Czemu mnie napastujesz? - odezwał się wściekły głos

Właścicielką głowy okazała się średniego wzrostu dziewczyna ubrana w białą bluzkę na ramiączka i krótkie,pomarańczowe spodenki. W uszach miała BIG KOLCZYKI i jeszcze na dodatek stare,wytarte buty. Miała szare oczy którymi miotały błyskawice. Patrząc na jej strój nie wytrzymałam. Parsknęłam śmiechem

- Ale się dziwnie ubrałaś na rozpoczęcie roku!

Nie chciałam,aby było w tym coś obraźliwego,ale dziewczyna to inaczej odebrała niż ja.

- I kto to mówi! Dziewczyna w granatowej sukience! - powiedziała wyzywająco i kpiąco jednocześnie

- Co Ci przeszkadza moja sukienka?

Moim zdaniem była ładna. Granatowa, krótsza niż inne sukienki,na ramiączka a pod spodem miałam białą koszulę z krótkimi rękawami. Tylko włosy....o nich to nie wspomnę. Nudne,ni to blond,ni to brąz.

- A co tobie przeszkadza mój strój!? - dziewczyna zaczynała się coraz bardziej denerwować
- A to,że nie jest odpowiedni na tą uroczystość.

- A weź spadaj! - oznajmiła po chwili milczenia i poszła do swojej pewnie przyjaciółki. Ciekawe,gdzie jest Lidka?

- Uwaga uczniowie! Siadamy na miejsca! Każda klasa do swego wychowawcy!

Pani dyrektor,pulchna i wysoka kobieta stała z tubą w ręku i starała się przekrzyczeć tłum. Za drugim razem jej to wyszło. Ja już szłam w kierunku wysokiego i szczupłego mężczyzny,ostrzyżonego na „jeżyka”. Podeszłam do niego.

- Jesteś z czwartej?

- Tak panie......

- Mariuszu. Będę was też uczył WF-u. Siądź tu,ta osoba Cię szuka.... - wskazał na Lidkę.

Podeszłam do niej. Jej piękne blond włosy zaplecione w warkocz swobodnie wisiały na czarnej sukience. Była podobna do mojej,tylko że to była wersja „bez koszuli”. Uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Po nudnej akademii opowiadającej o „już pierwszy szkolny dzwonek. Do ławek siąść czas” przeszliśmy do klas. Obejrzałam ją. Mała,ale z interaktywną tablicą. Ławki stały w rządkach po cztery,a okna zdobiły liczne kwiaty,w tym kaktus. Siadłam przy stole ustawionym z ławek koło Lidki i obok tej niemiłej dziewczyny. Na stole było trochę ciastek,Coca-Cola, soki, i faworki. Nalałam sobie trochę soku jabłkowego,i przez przypadek oblałam nim Lidkę i tamtą dziewczynę. Siebie zresztą też. Lidka wzięła chusteczkę i zaczęła się wycierać. A tamta dziewczyna..... szkoda gadać.

- Proszę pana! - zachlipała – ona mi oblała mój stróój! Aaaaaaaaaa!

Cała klasa się z niej śmiała. Pan Mariusz też.

- A jaki to strój,dziecko? - powiedział rozbawiony podając jej chusteczkę

- Zemszczę się! - wycedziła przez zęby Olka,bo tak się nazywa. I się zemściła. Nie raz...........

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1.

WF i co z tego wynikło

 

Na WF-ie ćwiczyliśmy serwowanie piłki.

- „Saminamina eee woka woka eeee”– nauczycielowi zadzwonił telefon. Wyszedł z sali,przedtem każąc nam odłożyć piłki. Olka ( jak zwykle zresztą ) nie odłożyła piłki,i jeszcze zaczęła ją rzucać. Na nieszczęście trafiła Kamilę,która bez okularów nie zauważyła piłki,którą dostała w głowę. Momentalnie zaczęła ryczeć. Nauczyciel wbiegł na salę. Wiedziałam,że Ola na mnie naskarży, więc powiedziałam pierwsza.

- proszę pana,to Olka. To ona rzuciła piłkę.

- Wcale nie! Kłamiesz! -krowa się odezwała wyzywająco

- Sama kłamiesz!

- Nie masz dowodów! -denerwowała się krowa. Jej głos przybrał barwę ( a może smak?) papryczki chili.

- Spadaj!

W tym momencie pan Mariusz przerwał dobrze zapowiadającą się kłótnię,po czym zdecydował: zamiast grać w dwa ognie miałam sprzątać z Olką gabinet pedagoga! Brr......

W okropnych nastrojach weszłyśmy do gabinetu ( pan pedagog wczoraj malował gabinet,i zostało jeszcze sporo farb) . Kiedy pan wyszedł,Olka kopnęła farbę,która jak na złość wylądowała na moim bucie ,który z zielonego stał się żółty. O nie,takiego czegoś nie mogłam puścić płazem,więc oblałam ją niebieską farbą ( miałam zamiar tylko buta,ale coś nie wyszło ).

Kiedy po piętnastu minutach wszedł nauczyciel, obydwie byłyśmy zamienione w kolorowe potwory,całe rozczochrane,po podłodze walały się szachy i resztki gier planszowych,a ja,z kaktusem w ręku,którym miałam zamiar walnąć Olkę siedziałam na szafie,a Ola schowała się za biurko. Po przebraniu się i po rozmowie z dyrektorem,która trwała WIECZNOŚĆ było najgorsze: przez tydzień musiałam z tą głupią Olką sprzątać salę gimnastyczną!

☺ ☺ ☺ ☺ ☺ ☺

- Jesteś zła? - nieśmiało zapytała mnie Lidka. Na obiad na której były ziemniaki i kurczak oraz ohydny rozciapciany pomidor który pogorszył mój nastrój.

- A jak myślisz? -odpowiedziałam głosem na specjalne okazje.

Domyślacie się,że musiałam być wściekła! Tym bardziej,że na salę gimnastyczną przywieziono mini basen. Normalnie to bym się cieszyła,ale teraz...to po prostu więcej roboty. Szczególnie gdy pierwszoklasiści (ja chodzę do czwartej klasy) mogli się chlapać! Po takim chlapaniu sala gimnastyczna była w opłakanym stanie. Mój humor tym bardziej się pogorszył,gdy na angielskim pani oznajmiła

- piszemy test! - radosnym głosem oznajmiła

Jeszcze bardziej zła napisałam mniej więcej tak:

 

Przetłumacz na angielski. Ta zebra ma paski,kopyta,oczy i uszy= strata czasu,serio. A to przecież logiczne,że zebra ma oczy,bo co ma mieć? Oczy ufoludka?

I tak na wszystkich tłumaczeniach. Pani powiedziała,że coś jest ze mną nie tak i że się rozliczymy potem. Napisała mi kartkę o takiej treści:

Z przykrością informuję Państwa o godnym kary zachowaniu Pańskiej córki- Róży.

Na teście napisała tak: Przetłumacz na angielski. Ta zebra ma paski,kopyta,oczy i uszy= strata czasu,serio. A to przecież logiczne,że zebra ma oczy,bo co ma mieć? Oczy ufoludka? To jest zachowanie godne kary. Proszę o rozmowę z córką

Małgorzata Skup

To wszystko mnie dołowało....

Kiedy weszłam do sali,Ola już tam była. Zaczęłyśmy sprzątać. Ale ta wstrętna,podstępna krowa kazała mi czyścić basen! Tego za wiele. Prysnęłam na nią zimną,brudną od dwustu nóg,i śmierdzącą wodą.

- IIIIIIIIiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii.....- oczywiście krowa nie mogła być cicho. Szybko uciekłam,ale ona za mną! Nagle zaświeciła mi się w głowie lampka. Pobiegłam tam,gdzie są drabinki;na lekcje z basenem osłonięte od wody grubą, ciężką płachtą. Raz,dwa,trzy,w dół,na krowę! Krowa szamotała się przez chwilę,po czym wreszcie wyszła. Po wspaniałej bójce posprzątałyśmy salę. Na szczęście nikogo z nami nie było,i nikt nas nie upomniał

☺ ☺ ☺ ☺ ☺ ☺

Po powrocie do domu klapnęłam na łóżko. Byłam zrezygnowana.

- dostałaś mejla- poinformował mnie komputerowy głos.

Hej Róża! Wiem,że jesteś zła,ale czy jesteś na poczcie?

Pa pa Lidka

Odpisałam

Nie jestem zła. Jestem wściekła! :<

O co chodzi?

 

Czy możesz iść na nocowanki?

 

Ja?

Do Ciebie :?:

Serio:?:

 

Serio serio.

 

W tym momencie starsza siostra,Marta wyłączyła moją pocztę i wlazła na fejsa. Ubrana w swoją ulubioną niebieska bluzkę i getry w paski ( sprzeciw,sprzeciw!) tak długo klikała dopóki nie znalazła Kuby na Facebooku.

- Ej! - protestowałam- masz własny laptop! (ja mam stary komputer rodziców z epoki kamienia )

- Zepsuł się- powiedziała wymijająco Marta. A ja znałam prawdę. W nocy wyczerpała całą baterię. Jednak nie protestowałam,bo ona chodzi do drugiej gimnazjum,a ja do czwartej klasy. Właśnie chciałam posłuchać muzyki ale odtwarzacz MP3 wzięła Ada,moja młodsza siostra. Szybko zeszłam na dół i obwieściłam mamie radosną nowinę

- Mamo,Lidka zaprosiła mnie na nocowanki!

- Hm.....Nie jestem pewna! Po tamtej kartce.. - jej ton nie wróżył nic dobrego.

Mama ze ścierką w ręku próbowała czyścić parapet. Niestety jej wysiłki były daremne. U nas Kasia (imię mamy) przesadnie dba o czystość. Potrafi sprzątać wysprzątany dom! Szybko się skapnęłam o co chodzi,i pomogłam mamie. Teraz rozmowa przyjęła inny obrót

- Dziękuję za pomoc,córeczko. To o co chodzi?

- Chcę iść na nocowanki. To dla mnie ważne.....

- No dobrze....AU! - wrzasnęła mama,bo skacząc nastąpiłam jej na stopę. Teraz ona skakała,tyle że na jednej nodze.

- Przepraszam. Mogę iść?

- Dobrze. Ale pamiętaj o …....

Mama nie zdążyła dokończyć, bo już byłam na górze. Czasem chciałabym być jedynaczką. (ale tylko w środy,raz w miesiącu). Bo czy to nie jest fajnie mieć czasem trochę czasu dla siebie? Od razu wygoniłam Martę z pokoju grożąc,że się poskarżę że w nocy siedzi na kompie. Od razu poinformowałam Lidkę

Zgodziła się!!!

 

☺ ☺ ☺ ☺ ☺ ☺

W nieco lepszym nastroju szłam do szkoły,a w zasadzie na przystanek szkolny. Do szkoły dojeżdżałam autobusem. W szkole było nieco lepiej...aż do przyrody. Nauczyciel coś tam ględził o robakach (fuj). Nagle nastawiłam uszy

- Każdy z was zrobi projekt na temat dzisiejszej lekcji,czyli poznajemy robaki duże i małe.

Fuuuu.... jakiego pełzaka wybrać? Nagle zapaliła mi się lampka w głowie. Po skończonym dniu w szkole włączyłam komputer.

 

 

- I ty to chcesz dać na przyrodę? - usłyszałam kpiący głos z tyłu. W ułamku sekundy odwróciłam się.

- Marta! Ile razy mówiłam..

-...Że mam Ci nie przeszkadzać- Marta ze śmiechem siadła obok mnie.

- Nie dąsaj się. A tak na serio: to ładnie. Tylko się z tobą droczę. Nie mam

zajęcia,i...

- Tylko nie zapraszaj Majki! -powiedziałam wystraszona.

Tak dla wyjaśnienia. Majka to starsza siostra Olki. Mają taki sam charakter. Niestety. Ale Marta lubi Majkę. Ostatnio jak ją zaprosiła,to była niezła balanga! Opowiem wam. Zaczęło się od tego,że Majka wymyśliła „świetną zabawę” czyli polowanie na mnie. Zarzuciły mi koc na głowę,jakby myślały,że nie mam mózgu! Zrzuciłam go na nie i w nogi! Pięć...cztery...trzy....dwa.... o! I jestem w łazience. Zamknęłam się na kluczyk,ale wymyśliłam małą zemstę...

Kiedy wreszcie otworzyły drzwi to najpierw poślizgnęły się na piance do golenia taty. Wtedy zaczęłam oblewać je zimną wodą. Może trochę przesadziłam,ale popsikałam Majce (naprawdę trochę,odrobinkę,tyci tyci) lakierem w oczy. Wtedy wzięłam klucz ( można otworzyć z dwóch stron,ale klucz jest jeden :) i zamknęłam je! Szybko uciekłam na poszukiwanie kryjówki..... Na szczęście przyszła mama Majki,więc wypchnęłam Majkę i zamknęłam drzwi. Po tej drace Marta się do mnie nie odzywała przez dwa dni.

- No dobra.... To pa!

Odetchnęłam z ulgą. Zerknęłam na kompa. Lidki już nie było na poczcie

 

 

 

Rozdział 2.

W szpitalu i bez włosów ( i nie tylko :)

Kap...kap....kap.... Deszcz padał już od pięciu dni! No ileż można..

- Mamo. Muszę iść do szkoły? - Marudziłam wkładając różowy sweter w serduszka.( wszystkim na przekór)

- Musisz,skarbie. Ale nie martw się. Deszcz przestanie padać!

- Skąd wiesz? - Ochłodziłam słoneczny optymizm mamy,i biorąc parasolkę w kropki poszłam na przystanek.

- Róża nie zna się na mooooooooodzieeeeeeeee – zaśpiewała Olka. Po wpadce na sali stała się jak zła wróżka... Spojrzałam na nią spode łba. Na nogach Nike,o fluorescyjnych kolorach, potem dżinsy z dziurami,bluzka Puma, a gazetka „Bravo” w ręku tylko potwierdzała fakt,że to modnisia.

- Spadaj. Ciesz się,że okres pomagania w sprzątaniu się skończył,bo bym cię sprała na kwaśne jabłko!

- Już się boję...- powiedziała Olka,jednak się odsuwając. Poszłam szukać Lidki. Była w sali przyrodniczej.

- Hej!

- I co,mama się zgodziła?

- Tak- pisnęłam sama jeszcze w to nie wierząc. I okazało się to słuszne....

Na polskim omawialiśmy lekturę „Magiczne Drzewo. Olbrzym”. Było fajnie. Pani puściła nam film. Niestety ( czy też stety) na matmie pani zarządziła kolejny test! Zwariować można,z tymi paniami. Ale NAJgorsze miało nastąpić. W ogóle,ten dzień był NAJgorszy. Więc tak. Pani mnie oskarżyła że ściągam! Wiecie JAK to przebiegło? Opowiem wam. Pani w NAJlepszym nastroju zaśpiewała:

- Czas na kartkóóóóóóóóóóóóóóóóóóówkęęęęęęęęęęęęęę!!!!!!!!!!!!!!! Wyjmijcie kaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaartkiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!!!!!!!!!!!

Spojrzałam na nią błagalnym spojrzeniem. Nic. Nawet nie zauważyła. W tym momencie ściany naszej żółtej klasy zrobiły się czarne,pani nauczycielka zamieniła się w wampira,a dzieci- w mini wampirki. Zamiast plecaków wisiały nietoperze. Żółta gąbka zmieniła się w dynię. Kartki to były pajęczyny. Szybko się otrząsnęłam,i wróciłam do rzeczywistości. Nagle zobaczyłam pod moją ławką kartkę....Było tam napisane:

7396+73845=8179

8362+531=8893

Róża

Wiedziałam,że to krowa. Nie miałam dowodów. Zaraz,zaraz.....MAM dowody! Jupiiiiiiiiiiiiiiiiiii!!!!

- Róża? Co patrzysz? Pokaż! - pani podbiegła do mnie i wyrwała mi kartkę

Pani nie dała mi wytłumaczyć miałam asa w rękawie.......

- Proszę pani. To ściąga,ale JA jej nie pisałam. - powiedziałam tonem niewiniątka.

- Ychy! A niby KTO? - nauczycielka zapytała mnie tym okropnym niedowierzającymi kpiącym tonem.
- Krowa....To jest! Ola.

- Nie masz dowodów! - Krowa Wstała z ławki i się zaczęła wydzierać

Krowa nie mogła być choć RAZ CICHO?

Ale jej strata. Publicznie się ośmieszy.

- Mam dowody! Proszę pani,kamery....

Musicie wiedzieć,że w komputerze klasowym jest podgląd kamer. Weszłam na to i dałam na pół godziny wcześniej.....Było widać sylwetkę krowy,jak coś przykleja do mojego biurka.

- Widzi pani?

Popatrzałam na nią spojrzeniem obwinianej.

Jako ciekawostkę,powiem,że mam spojrzenia na każdą okazję:

  • radosne

  • pytające

  • kiedy nauczyciel twierdzi,że ściągam/gadam

  • złowrogie

  • mrożące krew w żyłach

  • obojętne

  • smutne

  • proszące

  • sztuczna radość

  • sztuczny smutek

  • spojrzenie godne naukowca

  • Hmmm......

  • kiedy jestem wystraszona

  • kiedy muszę udawać,że jestem wystraszona

  • mina niewiniątka

  • błagalne

  • Widzisz,to nie ja!

    I jeszcze trochę..

Powiem wam szczerze. Gdybym wiedziała co się stanie,to bym za 1000000000 $ nie wyszła z domu. Na koszykówce wspinaliśmy się na drabinki. Krowa SPECJALNIE ( mówi,że nie,ale JA wiem SWOJE) strąciła mnie z drabinki. Byłam na najwyższym punkcie drabinki,i tak się złożyło,że spadłam na głowę. Nagle zaczęłam płakać.

- O matko!

Nauczyciel zakrył usta rękoma. Z rozbitej głowy lała się krew. Magda zemdlała. Część dzieci wybiegła z sali. Tylko Lidka zachowała zimną krew i zadzwoniła po pogotowie. Po minucie zjawiła się karetka na sygnale. Dwie ochotniczki ubrane w jaskrawe,pomarańczowe stroje położyły mnie na dłuuuuuuuuugie nosze. Jedne miała krótkie,rude włosy i wyglądała jak by miała duże doświadczenie. Pewnie tak było. Natomiast taka z kasztanowymi włosami wyglądała,gdyby wzięła tą pracę z przymusu. Wyglądała,jakby nie opuściła ani jednego magazynu o modzie. Włożyły mnie

do karetki. Za kierownicą siadł gruby lekarz. Widać było,że nie raz uczestniczył w takich sytuacjach. Przydzielił do mnie dwie pielęgniarki. Tą od mody i rudą. To wszystko,co pamiętam

...

☺ ☺ ☺ ☺ ☺ ☺

Dlaczego leżę w tej sali? Gdzie mój dom? Misiek Laki? Pokój? Gdzie tata,mama? Czemu ich nie ma? Dlaczego tu leżę,a nie jestem w szkole? Dlaczego mnie boli głowa? Gdzie jestem? Błądziłam wzrokiem po sali. Była pomalowana na dwa odcienie zielonego. Niegdyś,pewnie ładna. Teraz poodpadane kawałki tynku pasowały do wyblakłych kolorów. Zniszczone naklejki i napisy „Tu byłam”,”Madzia”,”2010” i tym podobne nie dodawały świetności obrazowi. Co ja mam na sobie? Jakąś koszulę nocną. Gdzie ja jestem?

- Śniadanie! - do mojego pokoju weszła uśmiechnięta pielęgniarka. Była uśmiechnięta,choć było widać,że jest zmęczona. Ubrana w białą sukienkę,ładną choć trochę pogniecioną sprawiała wrażenie radosnej,choć zmęczonej. Zaraz,zaraz... to ta ruda,którą widziałam! Teraz odtworzyła mi się pamięć. WF,karetka,rozbita głowa... Nic dziwnego,że ruda jest zmęczona.

- Dobrze Ci się spało?

- Tak,dziękuję. Przepraszam,gdzie ja jestem?

- Jesteś w szpitalu.

- A który dzień?

- Trzydziesty listopada.

Trzydziesty! Spałam dwa dni!

Ruda przerwała i popatrzała na mnie z jakimś smutkiem.

-Wiesz..... Nie chcę Ci tego mówić ale muszę. S T R A C I Ł A Ś
W Ł O S Y.
Oj,ja Cię zagaduję,a śniadanie czeka! Masz,ja już muszę iść. Pa! - wybiegła z sali jakby się bała mojej reakcji

Straciłam włosy? Wiem,nie były najpiękniejsze,wydawały mi się nudne. A teraz stały się skarbem! To tak,jakbyście mieli milion,ale brudny,i go nie widzicie,nie doceniacie. Nagle przychodzi ktoś,i zabiera wam go! Zastanawiałam się. Przez to nie zerknęłam na talerz. Kasza manna polana sokiem malinowym. Mniam! Hmm... ciekawe,jak jest w szpitalu? Nigdy nie byłam w szpitalu. Czy mi odrosną włosy? Jeśli tak,to jakie? A jeśli nie? Moje rozmyślania przerwał tata.

- Róża?

- Tatusiu! Nie wiesz,jak tęskniłam! - oznajmiłam radosnym tonem

- Oj,wiem. Posłuchaj. To okropne,co Ci się wydarzyło..

- Wiem. - przerwałam.

- No wiesz. -tata jak by nie wiedział jak to powiedzieć....niedługo masz urodziny..... - to ostatnie nie było prawdą. Był początek grudnia,a ja miałam urodziny w czerwcu. - i choć byłem temu przeciwny....ale jesteś dużą dziewczynką....i tak miałem Ci to dać...

Tata wyciągnął spod kurtki paczkę. Drżącymi rękoma rozpakowywałam papier. Nagle wyłonił się..

- iPod!

Biały,z różową okładką lśnił,jakby w reklamie.

Było brak mi słów! To prawda,od dawna męczyłam rodziców,ale żeby go dostać? Chciałam wskoczyć tacie na szyję,ale nie mogłam.

- Dzięki tato!

- Nie ma za co! - tata się uśmiechał. - Przepraszam,ale muszę jechać. Nie teraz,spokojnie! - powiedział widząc moją reakcję. - za pół godziny. A teraz się połóż! W domu czeka na ciebie niespodzianka..

- Jaka? - z natury byłam bardzo ciekawska.

- Niespodzianka to niespodzianka! - powiedział z uśmiechem tata.

przykrył mnie kołdrą. Razem dokończyliśmy śniadanie.

Tata mi przywiózł jeszcze ubrania,słodycze ( trochę,bo tata jest lekarzem,i wie o szkodliwości słodyczy więcej niż wasi rodzice. Zresztą,po operacji nie można jeść dużo słodyczy),misia Lakiego,książki,kredki,flamastry i zeszyt. Kiedy tata wyszedł,zrobiło się smutno. Mimo woli zerknęłam na Ipoda.... Hmm,chyba mogę sobie zagrać? Weszłam na App Store. Zaraz.... Weszłam w „polecane gry”. Na pierwszym miejscu jakaś gra Hay Day. Ok,ściągam. Wchodzę na farmę. Rany,ta gra jest ekstra! Szkoda,że na początku farma jest brzydka. Nie wiem,ile grałam. Kiedy weszła pielęgniarka miałam 10 poziom. Miała piękne włosy,i była gruba. Wydawała się miła. Wyglądała,na taką,która wie co dobre ( w sensie jedzenia)

- Różo! Posłuchaj. Idziemy na prześwietlenie.

Ubierając się w szlafrok poszłam za pielęgniarką. Baaaardzo długo czekałam na wyniki. Potem okazało się,że będę dzieliła salę z dziewczyną młodszą ode mnie( ma mieć trzy latka) i z chłopakiem w moim wieku. Po prześwietleniu poszłam do góry na obiad. Już się trochę zorientowałam gdzie co jest. Sklepik,restauracja,rejestracja są na parterze. Sale do prześwietleń i gabinety lekarzy są na pierwszym piętrze. Na ostatnim piętrze mieszkają chorzy. Weszłam do windy, i pod opieką rudej,która jak się okazało nazywa się Ada pojechałam do sali numer 24 czyli mojej. Na obiad były ziemniaki,pierś z kurczaka i surówka z jabłka i marchwi.

Byłam ciekawa jak ONI wyglądają? Jacy są? Polubią mnie? Nagle wszedł ON. Miał krótkie,brązowe włosy i zielone oczy,w których igrały łobuzerskie iskierki. Wyglądał na typowego chłopaka,który cieszył się życiem. Obejrzałam go dokładnie,i nie mal nie krzyknęłam. Chłopak był na wózku! Jednak uśmiech zniknął z jego twarzy,kiedy oglądając salę zauważył mnie.

- To ty spadłaś z drabinek?

- Tak,to ja. Mam na imię Róża,a ty?

- Marek.

Tak zaczęła się nowa znajomość

☺ ☺ ☺ ☺ ☺ ☺

Był pierwszy grudnia,więc Natalka,czyli ta ruda weszła w czapce mikołaja. Tym razem promieniała energią. Pewnie się wyspała. Nic dziwnego,każdemu należy się odpoczynek. Niosła reklamówkę wypełnioną czymś,i tacę ze śniadaniem. Ciekawe,co dzisiaj.........Mmm......Tosty,jajko i ciepła herbata. Widziałam,że z torby wystawała książka. Kiedy weszła do pokoju,wyglądała jak jasne Słońce,rozświetlające tą pomalowaną na wprawdzie ładne dwa odcienie zielonego,lecz wyblakłe. Świetności temu obrazowi nie dodawały naklejki kwiatków,w sumie ładne,ale podarte. Zrobiło mi się smutno,kiedy przed oczami stanął obraz małego pokoiku,pomalowanego na jagodowo,z kwiatkami, i moimi rzeczami. Ale wróciłam do rzeczywistości. Spojrzałam w oczy pielęgniarki. W jej błękitnych oczach było widać wszystko. Na mój widok zrobiło jej się smutno.

- Jesteś taka słabiutka. - powiedziała. Jednak zaraz poweselała,i założyła mi czapkę Świętego Mikołaja na ogoloną główkę. Zapewne było jeszcze widać szwy. NAPEWNO było widać szwy. Z uśmiechem podeszła do Marka. Jak się okazało,Natalka jest jego ciocią.

- Kochani! Dzisiaj przyjeżdża Kamila. Ma trzy latka. Bądźcie dla niej mili.

Marek przewrócił oczami i zrobił minę typu: „O nieeee”..... Wymieniliśmy spojrzenia. „Trzy latka,oczywiście. Może jeszcze przedszkole?” - zdawał się myśleć Marek. I tylko jak Natalka wyszła,wybuchnął.

- Kolejna baba! To nie fair! Wyjdę....

- Nie wyjdziesz. - ucięłam krótko. - A zresztą.....To może być ciekawe doświadczenie!

I było! Nie mogłam się doczekać. Około dwunastej weszła ONA. Miała krótkie kręcone włosy. Wyglądała na strojnisię. Korale,bransoletki.....ten efekt psuła ręka. Była w gipsie. Chyba przed chwilą założony,bo biały jak śnieg,który padał bez przerwy. Jednak zaraz mała pomalowała go w serduszka i księżniczki. A raczej coś,co miało to przypominać. Ale wyszły kółka z patykami na górze i nierównym trójkątem na dole. Ale... czy ja malowałam pięknie kiedy byłam w jej wieku? Wy pewnie też nie. Podeszłam do niej.

- Obcia! Ciemu jeśteś lysia? - i nie dając mi czasu na odpowiedź,wypaliła.- Kamilka boli lączka. Bo Kamilka lączką bam bam! Bo glupia Madzia mnie psymusić. I ja zlobić bam bam. Ooooooooo! Kubuś Puchatek!

Mała z radością podbiegła do mojego albumu z naklejkami.

- Ja mogę Kubusia? - pytała wskazując na misie. Właściwie,to miała rację. To był album z Kubusia Puchatka. Z radością jej go oddałam. Nie wiem czemu taki dostałam. Mała zadowolona przyklejała naklejki na kartkę.

- A telaź puścię film!

Mała wskazała na kartkę,gdzie poprzyklejała naklejki. Uśmiechnęłam się i powiedziałam,że razem z Markiem wychodzę. Chyba mnie nie usłyszała,taka była zajęta. Po cichu wyszliśmy z sali i pobiegliśmy do Amelki. Ona ma mieć wycinane migdałki,i jest w szpitalu.

- Idziemy?

- Jasne!

I we trójkę pobiegliśmy na dół. Ślizgaliśmy się po korytarzach,a ja przyczepiłam się do wózka Marka i jechałam. Przy okazji śmialiśmy się i opowiadaliśmy o tamtej grubej starszej pani. To jest wytwór naszej wyobraźni,ale staramy się sobie wyobrazić,że to nasza babcia. Dzięki temu mamy ćwiczenia mózgowe. Ta nasza babcia jest gruba. Nie myślicie,że babcie muszą być grube? Żeby się do nich miło przytulało. I ma nie oglądać tych wszystkich telenoweli typu Normalne życie (tytuł wymyśliliśmy do jakiegoś serialu) „Marta denerwuje się,bo Marek przyprowadził swoją dziewczynę na noc. Kamil jest w sanatorium,bo stracił pracę i Magda mu to zaleciła. Kasia jest zła na swojego chłopaka,kiedy się dowiedziała,że flirtuje z Haliną która jest załamana ocenami swoich uczniów i chce rzucić tą pracę”. Na pewno wiecie,o jakie seriale mi chodzi. O takie,w których jest 1000 odcinek. Ta babcia by tego nie oglądała. I nazywała by się tak fajnie.. Np. Karolina. Po zabawie poszliśmy do restauracji. Pracowała tam mama Amelki.

- Witajcie! Chcecie coś zamówić?

- Natalia mówi,że przed obiadem nie,ale zajmę sobie ten deser.

Popatrzyłam na deser. Lody bananowe oblane czekoladą z bananem. Mniam.........

- Dobrze. Pa!

- Do widzenia! - pożegnaliśmy kelnerkę i próbowaliśmy iść na świetlicę,ale . tam był wielki tłok. Poszłam więc z Markiem do sali. Nagle tłok wszedł do naszej sali.

- Dzieci cisza! - usłyszałam znajomy skądinąd głos.

- Lidka!

- RÓŻA!! - tłok który okazał się być moją klasą dosłownie mnie zmiażdżył i zasypał karteczkami,podarunkami i niespodziankami. Zanim pan Mariusz do mnie doszedł nie było mnie widać spod góry niespodzianek. To oczywiście przenośnia,było mi widać twarz i trochę brzucha.

- Bardzo mi przykro z powodu tego wypadku.

- Ależ to nie pana wina......

- Twoi rodzice są na protokole w związku z tym wypadkiem. Dostaniesz wysokie odszkodowanie. A teraz,chcesz z kimś pogadać?

Nie zdążył mrugnąć okiem a już czwarta klasa była przy mnie.

- Jak się czujesz?

- Boli Cię?

- Biedna jesteś

- Podoba Ci się mój prezent?

- Wiesz,nudno bez Ciebie.

- Jak w szpitalu?

- Ooo,masz iPoda!

Ktoś zauważył mojego iPoda,który od złudzenia przypominał książkę.

- mam podobny!

- farciara!

Podeszła do mnie Olka

- Robię to pod przymusem. - powiedziała lodowatym tonem nie patrząc na mnie. Lornetkowałam ją. No no no! NARESZCIE UBRAŁA SIĘ W MUNDUREK! O lala..... Białe rajstopy,czarna spódnica,niebieska bluza i granatowy sweter.... położyła koło mnie paczkę flamastrów fluorescyjnych. Po około pół godzinie pan Mariusz oznajmił

- Dzieci,musimy iść.

- Zaraz... - poprosiłam nauczyciela. Lidka momentalnie do mnie podeszła.

- Żałuję Cię. Masz.... - wręczyła mi pamiętnik na hasło.

- Dzięki....jest cudny!

- Sorry,muszę iść! Pan Mariusz mnie woła! Będziemy mejlować!

- Pa......

Obejrzałam prezenty. Flamastry ( krowa ) pamiętnik ( Lidka ) portfel ( ktoś ) bluzka ( ktoś nr 2 ) piórnik ( ktoś 3 ) całe MNÓSTWO karteczek typu

Jedna z nich zwróciła moją uwagę. W trochę wymiętej,lecz ładnej kopercie i upuszczona z dala od innych.

Ręce mi drżą....

Otwieram...........

I niemal nie krzyczę! Jest tam kartka treści: Ktoś,kto Cię kocha. I nigdy nie przestanie. Dla CIEBIE mogę spać na sianie

Zakochany w tobie bez reszty.

I do tego róże. Róże! Róże dla Róży!

Oniemiałam......

 

☺ ☺ ☺ ☺ ☺ ☺

- Taaaaaatoooooo! MUSZĘ tu być?

Tym razem przyjechała cała rodzinka. Mama mnie dosłownie ZASYPAŁA słodyczami. Ada razem z Martą,obydwie w grubych spodniach i kurtkach oglądały moje rzeczy. A Kamil i Bartek pobiegli do swojego kolegi.

- Musisz,skarbie. Ale nie martw się,dwa dni przed Świętami Cię zabierzemy.

- DWA DNI? - jęknęłam. To jeszcze cały tydzień! Ok,w szpitalu jest fajnie przez pierwsze dni,ale potem......W nocy ciągle Cie ktoś budzi,a w dzień nic nie robisz nie licząc odsypiania, ( czasem zabawy ) i badań.

- Skarbie....- tym razem mama zabrała głos. - wiesz,chcę Ci coś powiedzieć...... - spojrzała na tatę i obydwoje się uśmiechnęli. - Będziesz miała brata! Około kwietnia... Sami wcześniej nie wiedzieliśmy.. Dopiero niedawno...

BRATA? Nie przesłyszałam się?? W zasadzie,to fajnie! Nie mam nic przeciwko. Mama popatrzała na mnie oczekując reakcji. Jej niespokojne spojrzenie uspokoiło się,gdy jej brązowe oczy zetknęły się z moimi zielonymi. Zerknęłam w lustro. Na głowie miałam tyci tyci,ale zawsze „jeża”.

- Żałuję Cię. - Ada zaczęła rozmowę. Po raz pierwszy od kilku dni widziałam jej twarz. Brązowe,jak u mamy oczy,ale jednak..... z twarzy jest podobna do taty. W zachowaniu też. Cierpliwa,spokojna i grzeczna. Ale jak ją ktoś wkurzy.... zupełnie inna osoba! Ale wróćmy do rozmowy.

- Ja siebie też. Nie wiesz,jak tu nudno!

Przez moment rozważałam,czy powiedzieć jej o kartce. Jednak nie. Wiem,że w styczniu kończy osiem lat,ale... czy ja wiem? Czasem mi się wydaje dorosła,a czasem całkiem mała. Nie,jeszcze nie teraz.

- No... nie wiem. Ale spoko! W domu bez ciebie jest nudno. Wiesz,teraz kiedy ciebie nie ma mieszkam w twoim pokoju.

Zauważyłam jej zerkanie na iPoda.

- Może chcesz zagrać?

Ada tylko kiwnęła głową.

- Musimy już iść. - mama brała torebkę i ubierała płaszcz. Marta zawołała Adę. Obie zaczęły się ubierać. Tata poszedł po bliźniaki.

- Musisz?
- Tak,złotko. Nie mogę tu długo siedzieć.

- A zresztą siedzimy tu już dwie godziny! Od dziesiątej do południa! - wtrąciła niezadowolona Marta. Pewnie nie chciało jej się siedzieć na krześle przez dwie godziny! Ledwo rodzinka wyszła weszła pielęgniarka z jedną tacką. Marka już nie było,Kamili też. Zupa pomidorowa i łosoś z makaronem i brokułami. Brunetka nawet się nie zapytała jak się czuję! Jest wredna i niemiła. Zrezygnowana poszłam oglądać telewizję.

- Wita.....bzzz.....śnie......bzzz....zasypu.......klik! - telewizor się wyłączył. A niech to gęś kopnie ten śnieg! Wyłączył mi telewizor!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział czwarty.

Święta,święta...

 

Tak!!!! Dzisiaj jadę ze szpitala! Jupi!!!! Moje rzeczy: szczoteczka,różowy sweter,podarunki ( pamiętnik,karteczki,gazety,kwiaty,ubrania,figurki koni, ozdobne mydło,itp....) ubrania,słodycze,plecaczki,torebki,iPod... Nareszcie! Myślałam,że NIGDY nie wyjdę ze szpitala. Nie było Marka,Kamili,Marty...... Bez nich było mi nudno. Natalka też pojechała......Zostawiła mnie na pastwę brunetki... Brr... Ubierałam się w białą bluzkę w kolorowe paski( od Lidki ) ,fioletowe rajstopy,dżinsy,jasnoróżową bluzę w kropki i z plecaczkiem w paski na ramieniu i z czepkiem na głowie byłam gotowa.

- Jedziemy,Tata?

- Zaraz skarbeńku. Muszę znaleźć dokumenty.....Gdzie mogły by być...

Tata grzebał w kieszeni czarnej marynarki. Wreszcie wyjął brązowy portfel ze skóry. To wygląda jak portfel,ale to jest „schowek na dokumenty” jak nazywa to „coś”.

- Idziemy.

- OK!

Miałam ochotę skakać,robić gwiazdy ( no,trochę umiem,ale nie za bardzo,ale pst! ),wskakiwać na lodówkę i nie wiem co. Wsiadłam do auta.

- Wrr....

Szum silnika,wcześniej znienawidzony wydawał mi się piękną muzyką,a zepsuty tłumik zdawał się śpiewać: „Dom! Jedziemy do domu!”. Omijamy znajome i nie domy. Dom Lidki łatwo rozpoznać,ona mieszka w bloku. Ale to piękny blok! Beżowo- żółty. O,o,o! Minęłam go. I nareszcie nasz dom. Biały z czerwonym daszkiem. Tata wjeżdża na parking,a ja biegnę na werandę. Teraz ten stary,wielopokoleniowy ( ten dom wybudował prapradziadek od strony taty) teraz nawet schody,które zawsze skrzypiały i dzika winorośl oplatająca ściankę przed schodami wydawała się cudowna i przepiękna. Wbiegam do kuchni. Żółte kafelki lśnią na powitanie. Mama stoi obok i się uśmiecha. Jej wyprostowana,wysoka postać zdaje się promienieć. Mimo że ubrana w zwykły strój wygląda jak anioł. ( no bo ma jasne włosy :) Biegnę po schodach. I wreszcie mój pokój! Radio,półka z książkami,biurko,krzesło obrotowe,zeszyty,plecak......Jestem w domu. Rzucam się na pościelone łóżko.

- Podoba Ci się nowa pościel?

Odwróciłam się. To do mojego pokoju wszedł Kamil.

Dopiero wtedy obejrzałam pościel uważniej.

- Mi się nie podoba. - za Kamilem stał Bartek. Stali teraz obydwoje,podobni jak dwie krople wody. Ubrani w identyczne bluzki z

T-rexsem,i takie same spodnie. Jeszcze śmieszniej było,bo jeden miał przedziałek po prawej,a drugi po lewej. I wyglądają jak lustrzane odbicia. Mają takie ładne włosy... Jak mama. Złote,złociste. - różowe paski i kropki....BLEEEE... - obydwoje wysunęli języki. Powstrzymałam się od śmiechu. Moi bracia bywali TACY zabawni... Nie zwróciłam uwagę na kąt pod biurkiem. Stały tam nogi... a nawet dwie pary nóg. Powoli odsłaniam ciemno różową zasłonę,i...

- NIESPODZIANKA!

Zaraz,co? Dla mnie? Kto tu jest? Lidka,Marta,Ada....Wszystkie ubrane bardzo ładnie i w ręku coś trzymają..

- Proszę! Tort!

TORT? Przecież TORTY ma się na urodziny! Nie zdążyłam nawet powiedzieć „dziękuję” bo już mi wręczyli średni tort,z myszką Minie. Na szczycie widniał napis „Dziękujemy,że wróciłaś” Smak: Czekoladowy. Mmm...

- Chodź do salonu. - Marta wzięła mnie za rękę i poprowadziła do salonu. Wyglądał jak na przyjęcie prezydenta! Cały wysprzątany,wiszą balony we wszystkich kolorach świata. Nawet girlandy,i kwiecisty napis „WRACAJ DO NAS” . Jak miło...Przyjechali dziadek i babcia. Zaraz wpadam w tłum ścisków,”achów” i „ochów”. Serpentyny,baloniki,prezenciki.

- Jak to się stało,wnusiu?

Babcia do mnie podeszła. Ubrana w zwiewną sukienkę wyglądała bardzo młodo. Tylko siwe włosy... Zaraz podszedł i dziadek. Ubrany w ładną,białą jak śnieg koszulę i czarne jak noc spodnie wyglądał bardzo elegancko. Powagi dodawał czarny krawat i marynarka.

- Spadłam z drabinek. Ale i tak mam już trochę włosów!

To była prawda. Na mojej głowie pojawiały się krótkie kasztanowe loczki. Moim zdaniem ( i innych też ) wyglądałam ładnie. Ale te włosy były krótkie! Ale rosły,wciąż rosły.

- tak,to prawda. Może skosztujesz moich ciasteczek?
- Z miłą chęcią.

Podeszłam do stołu.

Babeczki.

Paluszki wcinane przez bliźniaków.

Coca-cola znalazła upodobanie i Marty.

A Ada wcinała tartę mamy.

Ta tarta jest pyszna! Mama ją robi tylko na specjalne okazje. Jest z poziomkami i z czekoladą. Mmm....

Po zabawie której główną atrakcją było po raz setny wypytywanie mnie jak to się stało i słuchanie opisu Lidki,kąpałam się pół godziny.

Przebrałam się w moją ulubioną puszystą piżamę.

Przytuliłam się do Lakiego.

Zasnęłam.

☺ ☺ ☺ ☺ ☺ ☺

- Róża! Róża! Wstawaj! - ktoś próbował mnie obudzić szeptem. Otworzyłam jedno oko,potem drugie. Nade mną stała Ada ubrana w swój szlafrok. Tryskała energią.

- O co chodzi?

- Tata kupił choinkę! -wyszczebiotała – choć,zobacz.

I nie czekając na moje zdanie pociągnęła mnie za rękę i zbiegłyśmy po schodach już wypolerowanych na błysk. No tak! Dzisiaj wigilia!

- To ona – Ada wskazała na piękny i dorodny świerk. Wyglądał jak by czekał aż go ktoś ubierze w te śliczne ozdoby... Aniołki,bombki,cukierki,pierniczki,figurki... A,nasza szopka! Od trzech lat ją mamy. Podeszłam do szopki. Trochę potłuczone aniołki zapraszały pasterzy którzy stali obok szopki. W środku stała Maryja i spoglądała na Jezusa. Na jej ramieniu opierał rękę Józef jakby był dumny z syna. A za nimi wół,owce,osiołki i gołębie. Szopka trochę nierówna ale kto powiedział że w Betlejem szopka była przepiękna? W każdym razie ubrałam czerwoną sukienkę i zeszłam na śniadanie. Przedtem popatrzałam w lustro. Włosy sięgały już do uszu. Ładne,kasztanowe lekko podkręcone na dole tworzyły taką bombkę. Moim zdaniem ładnie wyglądałam. Ale do rzeczy. Na dole już czekało śniadanie. Było zrobione w pośpiechu i widać było,że część już zjadła. Ja siadłam. Kanapka z serkiem czosnkowym. Normalnie mama nie szykuje gotowych kanapek.

- Szybko,Róża. Mamy TYLE do roboty – Marta mnie poganiała. A ja wiem,że chciała się jeszcze spotkać z Szymonem jej chłopakiem. Ale bez gadania wcinałam kanapkę.

- Róża? Zjadłaś już? - usłyszałam zmęczony głos mamy. Odwróciłam się. Stała oparta o drzwi jeszcze w piżamie.

- Tak mamo. Co mam zrobić?
- Hmmm... Posprzątaj u siebie.

- Kasiu! - usłyszeliśmy głos taty – tylko nie przemęczaj Róży.

- Spokojnie! To ja idę się przebrać. Marta! Umyj podłogę. Ada! Posprzątaj pokój! Bliźniacy! Posprzątajcie u siebie! - mama rozporządzała całym domem i w krótkim czasie w kuchni była tylko ona i brudne,odłożone w pośpiechu naczynia,kubki z niedopitą herbatą i niepochowane serki.

Weszłam do pokoju. Czego tam nie było! Na przykład na półce z książkami znalazłam gumkę z mojej kolekcji. Była różowa w białe kropeczki.

Albo znalazłam stare gazety. Numer „Małego Gościa” z 2005 roku. Było tam jeszcze napisane „własność prywatna Marty :)” Ciekawe co ta gazeta robiła w moim pokoju za zasłoną?

W każdym razie było tego sporo. Po zamieceniu sporej warstwy kurzu która nazbierała się na półce i odkurzenia mojej kolekcji była 14. Tak to całe sprzątanie poszło dobrze,nie licząc kilku wypadków.

Na przykład Ada sobie przytrzasnęła palec sprzątając drzwi.

Kamil chciał wstawić Vadera do szopki i się strasznie awanturował jak wyjęłam figurkę.

A Bartek... Może to trochę bardziej rozpiszę.

Bartek wchodzi do pokoju Marty i Ady. Akurat Marta opatrywała Adzie palec więc nie było jej w pokoju. Wzrok Bartka wodził po żółtych ścianach,pomarańczowej wykładzinie i brązowych szafkach aż wreszcie zauważył hodowlę Marty. Hodowała bakterie na przyrodę. Przezroczysty słoik był wypełniony różową masą na której widać było biały osad. Powoli podchodzi do słoika i bierze go do ręki...

- BARTEK! - zagrzmiał głośny głos. To Ada weszła do pokoju i krzyknęła,bo wiedziała ile czasu Marta hodowała te bakterie. A Bartek tak nieszczęśliwie podskoczył,że słoik się zbił!

- Ada,masz drugi palec do opatrzenia? - Marta w podskokach weszła do pokoju i zobaczyła rozbity słoik.

- O NIE! MOJE BAKTERIE! - zaczęła krzyczeć na całe gardło Marta. Kiedy zbierając to co zostało z galaretki ocknęła się,że to zrobił Bartek! Ale było za późno. On już uciekł. Kiedy chłopiec nie widząc siostry postanowił schować się w łazience stało się... to co opiszę.

Przy zgaszonym świetle wszedł do łazienki i postanowił wejść do wanny. I nagle z góry spada na niego strumień lodowatej wody. Parskając i przeraźliwie krzycząc próbował wyłączyć wodę. Nie trzeba było. „Ktoś” sam wyłączył wodę i powiedział.

- Oko za oko,bakterie za bakterie. - rozpoznaliśmy grobowy ton Marty. Poszła do łazienki aby umyć ręce,kiedy zauważyła idącego Bartka i obmyśliła zemstę.

- Co się stało? Bartek! Jak ty wyglądasz? Dosyć tego dobrego! - mama denerwowała się coraz bardziej. Nic dziwnego. Odświętne ubranie całe pomoczone a ociekająca woda ściekała po umytych włosach. Cały ten wygląd był raczej żałosny. I jeszcze chlipał pod nosem zaskoczony,przestraszony i mokry. - no,nie płacz już. Przebierz się. Zaraz będzie babcia i dziadek.

Postanowiłam zrobić niespodziankę i umyć lampę w salonie. Weszłam na ruchome krzesło i zaczęłam czyścić lampę. Nagle straciłam równowagę. Krzesło pojechało do tyłu a ja chwyciłam się żyrandola.

- Trr...Trr... - chyba byłam za ciężka...

- Proszę,nie rób mi tego – powiedziałam cichutko a zawołałam już głośniej ( zdaniem mamy byłam głośniejsza od trąby jerychońskiej ) - POMOCY! LAMPA MNIE ZAATAKOWAŁA! WISZĘ NA ŻYRANDOLU! ZARAZ ZLECĘ! - brak reakcji – PALI SIĘ! SALON SIĘ PALI!

W tym samym czasie kiedy weszła rodzinka ja spadłam razem z żyrandolem,oblana wodą do gaszenia „pożaru”.

- Gdzie pożar? - powiedział zawiedziony Kamil. - myślałem że przyjedzie straż pożarna! Lipa! - stwierdził odkładając mokre wiaderko.

- Róża! Co się stało? - mama pomogła mi się otrzepać z tynku

- N..nie w..wiem. - mówiłam wciąż rozedrgana – L..lampa s..spadła... chciałam j..ją wyczyścić i... - zaczęłam płakać. Mama mnie przytuliła a tata sprzątał lampę

☺ ☺ ☺ ☺ ☺ ☺

Wigilia odbyła się przy świecach,chociaż mama która wszystkiego się boi była temu przeciwna,ale tata załatwił to szybko i skutecznie.

- Kasiu,a jak chcesz oświetlić stół? Czy mamy jeść w ciemnościach?

I było po sprawie. Mama uspokoiła się (właśnie usłyszała,że jakaś para jadła posiłek przy świecach i spłonął dom) i poszła przebrać się w swoją wizytową sukienkę. Kiedy nagle...

- MOI KOCHAAAAANIIII!!!! CZY WPÓŚCICIE SWOJĄ CIOOOOOOOCIĘĘĘĘĘĘĘĘĘ??????? - wydawało się że to trąba Jerychońska przyszła pod nasz dom aby go zwalić. O nie... To siostra mamy,Barbara Różowa. Nazwisko pasuje to charakteru i wyglądu. Przesłodzona,różowa i cała taka „słodziaśna” Ma dwoje dzieci. Lolę i Lilę. Lola ma trzy a Lila ma pięć lat. W ogóle,to co to za imiona? Chyba dla piesiusia albo chomiciusia jak określają da (cała rodzinka,bo mąż cioci Basi wyjechał do Francji do pracy,ale Tata żartuje,że uciekł od swojej żony) te zwierzęta. Więc tata idzie otworzyć,i wpada na niego różowa kula krzycząca

- Krzysieńku! Jak miluśko Cie widzieć! Córunie SŁODZIUNIE! Przywitacie się z WUJUSIEM?? - rozlega się słodziutki jak czekolada głosik,bo inaczej niż „głosik” nie można tego nazwać. Wysoki,piskliwy i „słodziaśny”. Zaraz przybiegają dwie mniejsze różowe kule- wyglądają jak różowy Furby. Słodki atak na tatę szybko się kończy,bo Basia szybko podchodzi do innych członków rodziny. Po chwili wszyscy pachniemy perfumami cioci. Dwie córeczki cioteczki patrzą na nas słodko.

- Ado... - mówi mama z wyraźnym trudem po ataku różowej napastniczki i podduszaniu w trzydziestu flakonach perfum które zostały wylane na ofiarę losu czyli moją ciotkę – Zaprowadź..yyy....

- Lilę i Lolę! - wyszczebiotała cioteczka. A po odejściu dziewczynek powiedziała mamie na ucho.

- Doprawdy,KASIEŃKO dlaczego ty nie potrafisz zapamiętać IMIONEK moich DZIEWCZYNECZEK?

Ale ciocia-urocza długo nie zajmowała się „imionkami dziewczyneczek” i zaraz podbiegła do mnie.

- RÓŻUSIU!! Choć do cioci! Co Ci się stało w GŁÓWECZKĘ? CIOCIUSIA się zaopiekuje moją DZIEWCZYNECZKĄ! - prawie nie udusiła mnie w swoim uścisku. Była bardzo pulchna i przez to znakomicie dusiła całą rodzinę – zapomniałam powiedzieć! Kupiłam sobie KOCIACZKA-SŁODZIACZKA!

Zza pleców cioci rozległo się leniwe „Miaaaaaaaaaauuuuuuuuu” i wyszedł KOCIACZEK-SŁODZIACZEK. Był gruby i leniwy. Rasa: Syjamski. Miał różową kokardę na głowie. Ciocia-słocia coś gadała o swoim kocie. Po piętnastu minutach tej gadki miałam dosyć i poszłam do mojego pokoju. W nim zauważyłam Lilę i Lolę.

- A co wy tu robicie? Nie przebieracie się na Wigilię?

- Tio jeś stloik nia Wigilia! Ja się nie psebielac! - powiedziała młodsza.

- Tak nas ubrała MAMINECZKA – dodała Lila. No tak,czego się spodziewać po Basi? Spojrzałam na klon cioci-słoci krytycznie. Różowa krótka spódnica i różowa bluzka wyglądały dziwnie jak na taką uroczystość. Głaskała kotka,któremu dopięła drugą kokardę. I jeszcze na dodatek Lola miała skrzydełka wróżki i różdżkę!

Chyba musisz to zdjąć- powiedziałam słabym głosem siląc się na uśmiech. Mała tylko pokręciła głową. Kiedy to powtórzyłam,krzyknęła głosem jak gdyby ktoś obdzierał ją ze skóry.

- MAMINECKO!!! LÓZUSIA CHCE MI ZABLAC SKSYDEŁKA! I LÓZDZKE! MAMINECKO!

Niemal natychmiast przyleciała Ciocia-słocia.

- Różo! No wiesz! Zupełnie jak KASIEŃKA. - Ooo,porzuciła „Różusię”. -

Dziecko ma wystąpić jak chce a Wy mu przeszkadzacie rozwijać kreatywność!

Oczywiście musiałam przeprosić Lolę. Wyprosiłam je z pokoju i się zamknęłam. Chwilę później usłyszałam głośne BUM i wołania. Zbiegłam na dół.

- Co się stało? - zapytałam LOLę chociaż co można się od niej dowiedzieć...?

- KICIUSIA bawila się BOMBECZKĄ i spadła BOMBECZKA – mała pokazywała jak bombka spadała. I faktycznie – nie było największej bombki. Po tym wypadku mama zamknęła kota w łazience,mimo głośnych protestów ze strony różowej. Na szczęście była już Wigilia i pobiegłam do stołu. Po odczytaniu czytań i modlitwie dzieliliśmy się opłatkiem. Lubię ten moment najbardziej z całej Wigilii. Kiedy biorę ten biały chleb to mam wrażenie,że to COŚ WIĘCEJ niż kawałek jedzenia. Mam wrażanie,że w tym opłatku są zawarte wszystkie życzenia. Po podzieleniu się opłatkiem cała rodzina siadła do stołu. Posiłek jedliśmy w milczeniu,rozkoszując się tą chwilą. Okazała się jednak krótka.

- Mamineczko... Siusiu... - usłyszeliśmy cichy głos Loli. Basia ją wzięła od stołu i popędziły do WC. Kiedy wyszły Marta wypaliła.

- Mam dość tej cukiereczki-cioteczki! Niech gdzie indziej sobie idzie! JA mam jej dosyć. Ciągle „Martusieńko,opowiesz mi jak w szkółeczce?” mimo że jej to opowiadałam z milion razy! - krzyczała,nie dbając o to,że Lila może to usłyszeć. Ale Lila chrapała cicho pod stołem. Co ta ciocia wychowała....

- Uspokój się. Zaraz ONA przyjdzie – powiedział nerwowo tata. Usłyszałam tupot butów i przed nami stanęła ciocia-słocia z Lolą która miała mokrą spódnicę

- Macie coś na ZMIANECZKĘ? - powiedziała usiłując zakryć Lolę.

- Mamy... choć Baśka. A wy jedzcie! - Kasia dosłownie wypchnęła swoją siostrę z pokoju. Reszta (odliczając Lilę) jadła barszcz,ponieważ Kasia się uwinęła bardzo szybko. Gdyby tak było przy szykowaniu do szkoły... Bez mówienia „Mamo. Wstawaj. Idziemy do szkoły. MAMO!”. A co do jej siostry,to ta ofiara losu długo nie przychodziła,i w końcu podaliśmy dwie ryby. Karpia w galarecie (dorośli) i łosoś (dzieci). Bez ciotki rozmowa sama przyszła i po krótkiej chwili rozmawialiśmy wszyscy,oczywiście bez Basi i jej potomstwa o prawie minionym roku,o cioci-słoci,o Wigilii,i – jak by inaczej – o PREZENTACH. Kiedy nagle wkroczył różowy potwór ciągnąc za sobą szkolonego potwora w oczywiście RÓŻOWEJ bluzce Ady. Potwór usiadł na krzesło i sapnął,po czym zaczął się usprawiedliwiać.

- Nie bądźcie źli! Po prostu moja najukochańsza LOLUSIA chciała zagrać na tym SPRZĘCIKU z różową OKŁADECZKĄ .

Zapadła cisza. Każdy wiedział,że chodzi o mojego iPoda! Nie ciągnęłam tematu tylko rzuciłam Loli spojrzenie pełne pogardy. Po chwili ciszy jednak znowu zaczęły się rozmowy typu.

- Pamiętacie,jak rok temu Ada włożyła karpia na głowę?

- A jak Marta była malutka i pojechaliśmy do twojej siostry,Krzysiu...

- A jak Kamil założył Jezusowi w szopce koszulkę z nadrukiem „chłopiec,który lubi niszczyć”?

Każda wypowiedź kończyła się wielkim śmiechem. Po śpiewaniu kolęd i jedzeniu pierniczków rodzice zarządzili spanie.

- A prezenty? - Zapytała Lila,wystawiając głowę zza stołu.

- Jutro rano. - odparłam już dosyć śpiąca.

- Aha. - powiedziała i poszła ze swoją mamą do pokoju gościnnego. Ale zawróciła.

- Róża?

- Mh? - odpowiedziałam strasznie śpiąca.

- Czy w Duchowie są duchy? - zapytała przestraszona.

- No co ty. - przytuliłam ją i odprowadziłam do łóżka.

- Dobranoc.

☺ ☺ ☺ ☺ ☺ ☺

Jaki u Was jest zwyczaj dawania prezentów? U nas prezenty rano przynosi Mikołaj. Wiecie,jeszcze niedawno wierzyłam w świętego Mikołaja. Ale kiedy zauważyłam prezenty w szafie,które potem dostałam pod choinkę to zwątpiłam. Było to w pierwszej klasie. Od tej pory wiem,że to rodzice,ale nadal podtrzymuję tą wiarę u moich braci.

Wiem,że któregoś dnia i oni odkryją tą mroczną tajemnicę. Nie wiem,czy Ada jeszcze w to wierzy. Chyba tak.

- Róża! Róża! - moje senne rozmyślania przerwał głos znajomej osoby. Koło mojego łóżka stała Ada z kuzynkami.

- Idziesz po prezenty? - zapytała szeptem po czym zaczęła mnie ciągnąć za piżamę. Wszystkie zbiegłyśmy na dół budząc przy okazji Kamila i Bartka oraz Martę. Teraz już w pełnym komplecie pod tytułem „dzieciaki” podchodziliśmy do choinki.

- D...dla... R...Róży! - Ada z trudem zestawiła w całość różowe litery na wielkiej paczce opakowanej w czerwony błyszczący papier. Z trudem rozrywam papier,a tam..

- LAPTOP! MÓJ WŁASNY LAPTOP! - zawołałam,nie ukrywając zachwytu. Sprzęt był przepiękny. Biały i smukły. Ładny. Nieźle! Oprócz tego dostałam sole do kąpieli,kosmetyczkę i mikrofon. Kuzynki dostały po Furrby(oczywiście różowy),domek dla lalek,chyba z tonę lalek ,meble do domku i pamiętniczki księżniczek. Kamil i Bartek dostali: Pałac Jabby (klocki lego Star Wars), śmigacz pustynny koszulki z gwiezdnych wojen i figurki z tego samego filmu. Ada dostała takie słodziutkie gumki do włosów,książki,zestaw malarski o który męczyła rodziców od wieków i płótna. A Marta otrzymała nową gitarę,kilka książek i jakąś grę planszową. Potem przyszli rodzice. Dla nich też coś było. Mama chwyciła małą torebkę na której było napisane „Kasia i Krzysztof”. Okazało się,że to była kawa smakowa. A ja nie rozumiem,jak dorośli mogą lubić kawę? Przecież ona jest ohydna. Taka gorzka.... a nie licząc prawie całego sklepu z kawą dostali ekspres do tego ohydnego napoju. Po oglądaniu prezentów wszyscy poszli się przebrać. Po ubraniu się w sukienkę wyjrzałam przez okno. Obsypany śniegiem Duchów wyglądał jak z bajki. Może się wam to wydać dziwne,ale nie mamy zbyt wielu sąsiadów. Więc tak. Mieszkamy na końcu ulicy. Więc jeden dom odpada. A po obok stoi dom nie zamieszkany. No to dwa. I nie ma u nas bloków. To trzy. No i cztery. To WIEŚ a tak dużo osób nie mieszka we wsi. Bardzo dobrze znam pana Henryka. To miły starszy pan. Mieszka w małym domku. A. I uwaga. To,że mieszkam na wsi,to nie znaczy,że zaraz mamy gospodarstwo! W ogrodzie stoi jedna czereśnia, na którą lubię się wspinać. Latem tam są te pyszne owoce. Mmmm.... Widzę siebie w lekkiej sukience siedzącą na czereśni. A w uszach mam kolczyki z tych owoców... I owoc za owocem je zjadam...I..

- Co ty robisz? - zaczął Bartek. Momentalnie się odwróciłam.

- Gapisz się w okno? - pouczał mnie Kamil jakby był dorosły

- Śniadanie czeka! - dokończyli chórem.

- No dobra,dobra! - powiedziałam ze śmiechem i poszłam z nimi na dół. Przy stole wszyscy ubrani odświętnie (nie licząc Cioci i jej potomków. Oni oczywiście cali w różu) czekali na śniadanie. Naraz weszła mama niosąc chleb. Za nią jak gdyby w procesji szedł tata z jajkami na twardo a za nimi Marta z sałatką. Wtedy ja poszłam do kuchni i wróciłam z serem i wędliną. Zasiedliśmy (specjalnie użyłam tego wyrażenia,bo jest takie dostojne. A My NAPRAWDĘ ZASIEDLIŚMY. Tak miękko i dostojnie.) do stołu i zaczęliśmy jeść. Nagle Ada zaczęła się kręcić i posmutniała.

- Co się stało,córciu? - łagodnie zapytała mama,ale Ada pokręciła głową i się rozpłakała.

- A..Ale co jest? Kochanie... - tata objął Adę ramieniem.

- Bo...bo j...ja – chlipała – d...dostałam j...jedynkę!!! - Ada,która jeszcze nie miała jedynki zupełnie się rozkleiła i zaczęła wylewać fontanny łez. Tata podał jej chusteczkę a mama westchnęła i powiedziała.

- Pokaż mi za co to dostałaś.

Ada skinęła głową i zaraz przyniosła zeszyt. Otworzyła go na jakiejś stronie i podała mamie. Mama ze zmarszczonym czołem oglądała litery po czym pokazała To tacie

 

Tata spojrzał na mamę. Mama spojrzała na tatę,po czym dała zeszyt swojej siostrze. A potem wszyscy się roześmiali. Kiedy ochłonęli tata zapytał Adę.

- No opowiadaj.

Ada wyczuła w głosie taty nakaz i zaczęła opowieść.

- Ania mnie namówiła,żeby w ostatni tydzień się w ogóle nie uczyć. A właśnie w tym tygodniu była ortografia...- mówiła trzęsącym się głosem. - I potem pani kazała nam napisać tamte zdania. A ja się bałam wam powiedzieć o jedynce... - dokończyła z płaczem i przytuliła się do taty i mamy.

- To nic takiego,KOTUSIU. - odezwała się Basia – Ja też dostałam JEDYNECZKĘ,prawda KASIENIUSIU?

I tak to u nas w rodzinie jest. Jak ktoś coś powie,to od razu wywołuje na ten temat szeroką dyskusję. I tym razem każdy opowiadał o jedynkach(w tamtych czasach dwójkach) i ocenach.

☺ ☺ ☺ ☺ ☺ ☺

Nie wydaje się wam,że święta mijają za szybko? Niedawno była Wigilia,a tu już poranek Sylwestrowy. Ciocia jutro wyjeżdża... A za to dzisiaj przychodzą goście. Mają dwoje dzieci. Rocznego chłopczyka i czteroletnią dziewczynkę. Na samą wiadomość o tym starsze dziewczyny (Ada,ja,Marta) przewróciłyśmy oczami. No jasne! Bo cioci nam jeszcze mało -_- I jej futrzaka. Zdążył już zbić trzy bombki,nasikać do wszystkich pokojów i bardzo mocno zachodzić nam za skórę. Powiem wam w sekrecie. Nienawidzę tego insekta:( „Insekt” w tym wypadku to ten kot. O,o wilku mowa. Zamiast siedzieć w swoim pokoju wchodzi do mojego pokoju i głośno miauczy,jak codziennie o ósmej. Ma taki jakby zegar,i uwierzcie mi,to OKROPNE. No cóż,nie ma rady tylko trzeba wstać z łóżka – tylko ostrożnie,żeby nie obudzić Loli. Teraz ona śpi na materacu w moim pokoju. Powoli,na paluszkach czołgam się do kota. On,niczego nie świadomy leniwie stawia łapy na moim fioletowym dywanie. Już tylko pięć kroków...cztery...trzy....już prężę ręce....

- Lózia! - słyszę Lolę. Dlaczego akurat teraz?! Dlaczego ona mi musi wszystko zepsuć? - Cio lobiś? Ooo! Kicia- Micia! - swoją drogą,to co to za imię? Kicia- Micia,no proszę... Oczywiście,bo co innego? Czego się spodziewać po tej różowej bestii? Czasem lubię wymyślać różne historie o mamie i cioci-słoci. Na przykład,że Basia jest z domu dziecka... A ten dom dziecka to „Uroczy domeczek różowości”. Co wy na to? I,że tam nauczyła się tych wszystkich słówek. A moja mama miała jej dosyć i poznała tatę,i się pobrali koniec. No,ale to TYLKO BAJKI,i to MOJE bajki,więc... Ale nic nie zmieni faktu,że ciocia nie ma talentu do nadawania imion i uczenia dzieci słów,co widać na załączonym obrazku – SŁODZIAŚNA KICUSIA ZROBI ZARAZ SIĘ POSIUSIA! - powiedziała,i miała rację. Tylko,że to było coś gorszego. Kupa. Fuu....! Musiał na moim dywanie? Teraz to wygląda jak obraz „Na dywanie spoczywa malowniczo kupa”. Ohyda!

- Lolu! - mówię tonem dorosłej osoby – Wyjdź albo się nie patrz. To nie jest widok dla twoich oczu.

- Ale ja mam aź TSIY LATKA! Jeśtem baldzio duzia! - mówi mała z powagą,a ja prawie nie wybucham śmiechem.

- Z tymi twoimi „Tsiema latkami” daleko nie zajdziesz – tłumaczę. I nagle zapala mi się lampka w głowie. Mówię chytrze.

- Jesteś aż taka duża?
- Acha! - przytakuje Lola nie wiedząc w co się pakuje.

- To niech duża dziewczynka sprzątnie wytwory kota! - mówię zadowolona i kładę się pod kołdrę. Ale mała niezadowolona ściąga ze mnie kołdrę i wrzeszczy.

- MAMINECKO! LÓZA MNIE WYKOZYSTUJE! MAMINECKO! - i już się zbiegła cała rodzinka,a słynna „Mamineczka” wlatuje w sam środek kupy.

- Co się dzieje! - Marta wściekła,że jakaś głupia Lola ją wyciąga z łóżka już nie panuje nad sobą. Od razu zapada cisza. Marta ma tak od urodzenia.

- Kot zrobił kupę. - wyjaśniam pokazując na miejsce gdzie ciocia się poślizgnęła. - i Lola powiedziała,że jest bardzo duża,no i ja zaproponowałam,że posprząta wytwór kota.

Zapadła cisza. Po czym zaczęłam wydawać dziwne dźwięki które były powstrzymywanym śmiechem. Próbowałam myśleć o czymś innym,ale ciągle wydawało mi się że widzę ciocie na wiadomo czym. Zauważyłam,że chłopacy też z trudem powstrzymują się od śmiechu więc zaczęłam się śmiać. Na początku to był mały chichot a potem dosłownie rechot. Parskałam,chichotałam aż w końcu położyłam się na łóżko i śmiałam się stroną do poduszki. Reszta też zaczęła się śmiać., Nie wiem czy ze mnie,czy z kogo. Ale to nie ważne. Oczekiwałam wieczoru z niecierpliwością. Nawet oglądanie filmu mi nie skracało oczekiwania. A może mi się tak wydawało...? Nie wiem. W każdym bądź razie kiedy o osiemnastej zadzwonił dzwonek poczułam szybkie bicie mojego serca. Wyobrażałam sobie dziewczynkę w stylu Loli. Wiecie,wolę już Lilę. Ona chociaż nie używa ciągle tych wysłodzonych słówek. Kiedy otwarły się drzwi stanęła w nich młoda niska kobieta z małym dzieckiem na ręku. Za nią wyłonił się wysoki mężczyzna trzymający NIĄ za rękę. Chowała się za tatą,jak to małe dzieci. Miała jasne,krótkie włosy,czerwoną sukienkę bardzo podobną do mojej tylko oczywiście mniejszą i była niska. Nagle poczułam sympatię do małej ale Lola mnie wyprzedziła.

- KOLEZIANECKA! JAK JA LUBIĘ NOWIUTENIUSIE KOLEZANUSIE!

Dziewczynka spojrzała na mnie ze zdziwieniem i szepnęła

- Ona tak zawsze?

Lila kiwnęła głową.

Wścibska Lola coś usłyszała i ryknęła

- CO JA TA ZAWSZUTEŃKO ROBIĘ?

- Yyy... używasz słodkich słówek – wytłumaczyła Ada.

- Ale przecież tak się ZAWSZUTEŃKO mówi! - powiedziała zdziwiona.

- Tak,tak wybacz.- powiedziała nowa i zwróciła się do Lili

- Jestem Gabi. A Ty?

- Lili a to moja siostra Lola.

i tu nie dokończyłam nie gniewać się :)

Aga2003

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024