moje wędrowanie...
koniec świata choć nie bezludny ;)
dodane 2014-07-10 12:13
Po raz pierwszy w życiu skorzystałam z sanatorium, na które oczekiwałam ponad 2 lata. Do tego jeszcze przesunięcie terminu o pół roku, by trafił w czasie wakacyjnym, gdyż jako nauczyciel nie mam urlopu w ciągu roku szkolnego.
Zdecydowałam się jechać samochodem, choć to prawie koniec świata. Samotna podróż przez grubo ponad 600 km minęła bezproblemowo i spokojnie, choć dziś z tego niespełna 10 godzinnego siedzenia za kółkiem jestem cała obolała. Starałam się jechać ekonomicznie, więc nie szarżowałam z prędkością, bo zapewne dałoby się skrócić czas o jakieś 2 godziny (nie licząc przerw).
Po raz pierwszy w życiu skorzystałam z sanatorium, na które oczekiwałam ponad 2 lata. Do tego jeszcze przesunięcie terminu o pół roku, by trafił w czasie wakacyjnym, gdyż jako nauczyciel nie mam urlopu w ciągu roku szkolnego.
Ucieszyłam się, gdy okazało się, że przydzielono mi Świnoujście. Warunki niezłe, budynek tuż przy promenadzie. I normalna, zdrowa atmosfera. Nasłuchałam się tyle niedobrych rzeczy o sanatoriach, ale na razie nic nie wskazuje na to, by miały się tu ziścić.
Jako mały brzdąc przyjeżdżałam tutaj kilkakrotnie wraz z rodzicami. Z miasta z tamtych czasów, a raczej moich wspomnień, niewiele pozostało, oprócz starych budowli i zabytków, rzecz jasna. Potem jeszcze raz wczasowałam tu wraz z siostrą przed moją maturą.
Mam nadzieję odnowić się tu nie tylko zdrowotnie, ale i duchowo. Wczesny poranny spacer, a potem wieczorny po plaży naprawdę sprzyja rozmowom z Bogiem… Kilka kościołów w „zasięgu ręki” i spory wybór Mszy świętych.
Wczoraj wybrałam się do odległego od naszego budynku o 3 minuty drogi kościoła garnizonowego, gdzie jako ministrant i zakrystianin służył żołnierz w polowym mundurze. Zaś na końcu Mszy kapłani przed drzwiami wyjściowymi podawali każdemu wychodzącemu z kościoła rękę, życząc Szczęść Boże.
Mam nadzieję, że uda mi się wygospodarować czas na to, by kontynuować tu moje krótkie przemyślenia związane z codzienną Liturgią Słowa…