moje wędrowanie...
być jak dziecko...
dodane 2014-05-01 10:26
Na początku mojej pracy katechetycznej miałam już kontakt z dziećmi w wieku przedszkolnym, od zawsze miałam też grupkę dzieciaków, którym pomagam przygotować się wraz z rodzicami do Wczesnej Komunii (w tym roku w zbliżającą się niedzielę). Jednak to, czego doświadczyłam wczoraj na katechezie z 5 latkami w mojej szkole wzruszyło mnie głęboko.
Przychdzę do nich z własnym krzyżem, który zawieszam na ich gazetce. Po krótkiej rozmowie zaczynamy modlitwą. Coraz więcej dzieciaków prawidłowo robi znak krzyża, co mnie cieszy. Zauważam, a wynika to z rozmów, że większość z nich nie praktykuje modlitwy w domu, rzadko chodzi do kościoła, czy uczestniczy w niedzielnej Mszy św.
Nie uczyłam ich modlitwy, sama mówię prostymi słowami do Jezusa. Dzieciaki w tym czasie pod nosem próbują mówić to samo. To jest niesamowite, jak one też chcą mówić do Niego. Wczoraj poprosiłam, by same wyraziły swoją modlitwę. Ku memu zdziwieniu usłyszałam takie wezwania, których bym się nie spodziewała:
- dziękuję Ci Panie Jezu za chleb (kiedyś o nim mówiliśmy),
- dziękuję Panie Jezu, że otworzyłeś nam niebo (też o tym kiedyś wspominaliśmy),
- dziękuę, że mam kochanych rodziców,
- dziękuję, że stworzyłeś świat,
- dziękuję, że jesteśmy zdrowi....
i jeszcze wiele innych, których nie zapamiętałam.
Co było w tym najpiękniejszego? Dzieciaki wypowiadając swoją prośbę zbliżały się do krzyża (całkiem spontanicznie) i wpatrywały się w Jezusa, wręcz wlepiały swój wzrok w NIego i wypowiadały swoją prośbę z wielkim przejęciem.
Teraz chyba lepiej rozumiem, co znaczy wiara dziecka.
Część z tych dzieci po raz pierwszy dopiero usłyszało o Bogu na religii i zapewne w klasach starszych niewiele zostanie z ich dziecięcej ufności, może nawet pojawi się bunt. Jednak coraz bardziej przekonuję się, mimo licznych negatywnych opinii, że katecheza w przedszkolu, szkole jest potrzebna. Chociażby po to, by choć ociupinkę dzieci otarły się o sprawy Boga.
Może coś w nich zostanie? Ufam w to mocno. Gdybym nie miała tej ufności, straciłabym sens mojej pracy... Zwłaszcza w tym roku, gdy przyszło mi katechizować dość trudną grupę dzieciaków Wczesnokomunijnych, w której nie czuję wsparcia ze strony rodziców, jak kiedyś. Może dlatego, że większość to rodzeństwo drugoklasistów, których rodzice zdecydowali się na uczestnictwo w uroczystości wraz z "Wcześniakami" . Ale o tym może przy innej okazji. Zaraz biegnę na próbę z nimi...