moje wędrowanie...
nic nie dzieje się przypadkiem...
dodane 2013-09-25 19:27
Wychodząc dziś z Mszy św. zatrzymała mnie i zapytała, czy go znam Potwierdziłam. Powiedziała, że bardzo potrzebuje modlitwy. Był uczniem w mojej pierwszej klasie wychowawczej. Jeszcze w kwietniu wchodził na facebooka.
Minął już kawał czasu od tych wydarzeń, ale są we mnie bardzo żywe, bo to były moje początki. Jako niedoświadczony nauczyciel nie radziłam sobie z tą klasą. A on należał do grupy buntowników, którzy dali mi nieźle popalić. Po jakimś czasie znów pojawił się w mojej szkole, gdy zapisywał do niej swoje dzieci. Założył rodzinę, co napawało mnie radością (już kiedyś o tym tu pisałam), jednak nie na długo. Kiedy byłam wychowawcą jego dziecka, zaczęły się problemy rodzinne. Znałam je tylko z relacji żony. Były zatrważające, a ja byłam bezradna.
Dzisiejsza wiadomość o tym, że jest bezdomny i znajduje się pod opieką sióstr, ścięła mnie z nóg tak bardzo, że trudno mi znaleźć miejsce. Może powinnam była odważyć się na rozmowę z nim, ale nie przyszło mi to wówczas do głowy.
Rozważam spotkanie… ale muszę to przemodlić, bo nie wiem, co miałabym mu powiedzieć. Ale wiem, że ta informacja spadła na mnie nieprzypadkowo…