ON i ja..., moje wędrowanie...

zmiana na lepsze?

dodane 11:55

Zastanawiam się, czy człowiek naprawdę jest w stanie się zmienić? Patrząc na siebie, własne deklaracje, na innych także, myślę, że tak do końca nie zmieniamy się. Słabości nasze w nas ciągle drzemią, wybuchają na nowo przy najbliższej "okazji".

Nasze słabości pozostają w nas. Jak nałogowy palacz, alkoholik, który zrywa z nałogiem, tak naprawdę pozostaje nim na zawsze. Tylko siła wewnętrzna sprawia, że trwa w abstynencji. Ta siła to oczywiście łaska Boża i otwarcie się człowieka na nią poprzez modlitwę i ciągłe wzbudzanie pragnienia przemiany i wzywanie pomocy Boga. Wystarczy jednak małe załamanie, brak ufności i człowiek powraca do nałogu.

Podobnie jest ze słabościami, wadami. W człowieku może wzrastać świadomość ich posiadania. Wtedy też może zacząć się czas uzdrowienia. Na czym polega? No właśnie, z mojego doświadczenia wynika, że częściej wtedy zaczynam się łapać na niewłaściwym zachowaniu, reakcjach, emocjach, ale tak naprawdę one ze mnie nie znikają. Z pomocą Boga potrafię nad nimi zapanować, przygryźć się w język, zamilknąć, zachować dyskrecję, poskromić własne ego. Ale czasem znów w jakiejś ekstremalnej sytuacji dadzą o sobie znać. Tkwią we mnie nadal. Mogą co najwyżej się wyciszyć.

Choć tak sobie myślę, czy może to bardziej nabywanie tzw. mądrości życiowej wraz z wiekiem?

Jezus pomaga mi, co do tego nie mam wątpliwości. Jednak nie zabiera mi moich słabości. Co zabiera? Pokusy. A przy ich braku dana słabość przestaje być problemem. Czasem daje siłę, by zerwać np. szkodliwą znajomość, relację, środowisko, pracę, zajęcia.

Tak, jak nierówno Pan Bóg obdarzył nas talentami, tak też i wad w nas jest nierówno. Dlatego zanim komuś będę radzić, oceniać jakąś sytuację, powinnam to sobie uświadomić. Jednych powstrzymanie się od jakiegoś niewłaściwego działania może kosztować znacznie więcej niż mnie samą.

Nie wiem, po jakiej byłabym stronie, gdybym żyła w czasach Jezusa. Czy chodziłabym zachwycona za Nim? A może byłabym w grupie Jego przeciwników? No, mogłabym być jeszcze na to wszystko obojętna, co najwyżej skwapliwie słuchać nowinek i ploteczek. Zapewne to zależałoby od tego w jakiej grupie społecznej bym się urodziła, kim byliby moi rodzice i jakie mieliby poglądy, od środowiska, w którym bym się wychowywała.

I o tym też muszę pamiętać. Słabości, wady mogą być zawinione, ale również nabyte w jakimś konkretnym środowisku, czy też "wyssane" z mlekiem matki. Czasem, gdy spotykam się z rodzicami, widzę, że pewne słabości wyniosłam z domu rodzinnego.

Trzeba uczyć się stawania w prawdzie o sobie, trzeba umieć się do niej przyznawać. Zauważać swoje słabości i nazywać  je, szukać ich przyczyn i źródeł. Dopiero wtedy Pan Bóg może zacząć mnie leczyć, czyli dawać siły do przeciwstawiania im. Może wspomóc odebraniem pokus. Jednak wpierw muszę uznać, żem grzesznik i to największy.

 

 

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024

Ostatnio dodane