moje wędrowanie...
uzdrowienie zaburzonych relacji...
dodane 2013-06-18 10:50
Kilka razy doświadczyłam w swoim życiu łaski podjęcia natychmiastowej decyzji zerwania jakiejś relacji, rezygnacji z jakiejś działalności, czy zaangażowania w niej. Zawsze dotyczyło to spraw, które wprowadzały zamęt, niepokój i co gorsza wyzwalały słabości, złe emocje, nad którymi trudno było mi zapanować. Smutne, gdy dotyczyły mojej obecności w parafii, czy relacji z kapłanami, a to w przypadku mojej pracy cząstka mojej codzienności.
I nie obwiniam tych sytuacji, bo decyzja takich, a nie innych zachowań, postaw, była zawsze moją decyzją, często osłabiona moją silną emocjonalnością. Z jednej strony dobrze, że Bóg stawia nas w takich sytuacjach, które obnażają cząstkę prawdy o nas, a z drugiej, że pozwala doświadczyć, iż nie zostawia nas wówczas samych. Choć potrzeba na to czasu. Wtedy, gdy się to dzieje, zatracam umiejętność rozsądnego wnioskowania i decydowania, które nabywam, gdy wszystko wraca do normalności.
Wczoraj zawitałam na spotkaniu, które nie dosyć, że stało się okazją do duszpasterskich dysput, to pozwoliło mi także doświadczyć normalności w relacji z duszpasterzami. Pomyślałam, że jednak dużo zależy od tego, jak kapłan daną relację kształtuje, na co pozwala, co prowokuje.
Patrząc wstecz, dostrzegam, że do tych kapłanów, którzy w sposób zdrowy i czysty budowali relacje, do dziś mogę zwrócić się z każdą sprawą, bez obaw, czy mi odpowiedzą, czy nie, co sobie o mnie pomyślą. To ci, dla których kapłaństwo jest priorytetem w ich życiu, codzienna Eucharystia, konfesjonał, służba drugiemu człowiekowi, bycie z wiernymi, troska o ich sprawy, a nie wyłącznie wpatrzenie w swoją pracę, w swoje zaangażowanie, zapracowanie, własną wygodę, pozycję, popularność, choć nie zawsze to musi być przeszkodą (jest, gdy staje się priorytetem).
To także dotyczy osób i spraw świeckich. Niestety, sporo w nas, we mnie słabości i zapewne ja ranię innych. Nie wszystkim musi odpowiadać moja osobowość, jak i mnie nie odpowiadają inni. Najbardziej jednak boli rana zadana świadome i z premedytacją. Łatwiej przebaczyć czyjąś słabość, niż przemyślne celowe zranienie, choć i takie przebaczenie jest przecież możliwe.
Bóg daje taką łaskę uzdrowienia relacji, a gdy potrzeba, wyrwania się z tych relacji, które burzą, niszczą, wyzwalają zło i negatywne uczucia, daje też siłę wybaczenia tym, którzy w ten sposób ranią, a także światło dla nas samych, by zobaczyć swoje niewłaściwe postępowanie i nasz udział w tym wszystkim. Dopiero wtedy możliwy jest wewnętrzny pokój i radość.